Za nami drugi dzień meczowy. W nim, zgodnie z oczekiwaniami, swoje spotkania wygrały drużyny CTO Volley oraz ACTIVNI Gdańsk. Gdyby nie spotkanie pomiędzy Epo-Project a Eko-Hurt to po raz pierwszy od niepamiętnych czasów mielibyśmy sytuację, w której żaden wynik nie skończyłby się podziałem punktów.
CTO Volley – Dziki Wejherowo 3-0 (21-16; 21-13; 21-12)
Przyznamy szczerze, że byliśmy nieco zaskoczeni przebiegiem meczu. Wszystko za sprawą tego, że wydawało nam się, że CTO wręcz zdemoluje swoich rywali. Dziki tymczasem podeszły do spotkania z naprawdę fajnym nastawieniem. Polegało ono na tym, że gracze z Wejherowa chcieli grać swoją siatkówkę i nieszczególnie zwracali uwagę na to, kto stoi po przeciwnej stronie siatki. Początek meczu rozpoczął się od prowadzenia Dzików 2-0. Po chwili CTO doprowadziło do wyrównania (5-5) i pomimo, że do końca seta pozostawało jeszcze trochę czasu to Dziki na ten czas zdobyły podobną liczbę punktów ze swoimi rywalami, jak niegdyś w PALPS, w której to obie drużyny miały okazję dwa lata temu rywalizować. Wracając do meczu, mniej więcej w połowie pierwszej partii CTO wypracowało sobie kilkupunktową zaliczkę, którą utrzymali do końca seta i wygrali do 16. Trzeba jednak podkreślić raz jeszcze, że w partii tej gracze w czerwonych trykotach zaprezentowali się bardzo przyzwoicie. Drugi set nie był już dla Dzików taki dobry, a już na pewno nie jego początek. Po skutecznych atakach Andrzeja Andrzejewskiego oraz Mikołaja Skotarka, CTO Volley objęło prowadzenie 5-0. Z czasem, przewaga ta urosła do 12-5 i od tego momentu tempo, które narzucili ‘Pomarańczowi’ wyraźnie opadło. Koniec końców, wygrali oni drugą odsłonę do 13. Ostatnia odsłona nie przyniosła sensacyjnych rozstrzygnięć. Podobnie jak w drugim secie, gracze CTO objęli szybko prowadzenie i pewnie wygrali seta do 12, a cały mecz 3-0.
Wilki Północy – Chilli Amigos 0-3 (16-21; 15-21; 9-21)
Pojedynek przeciwko Wilkom Północy był dla ‘Papryczek’ trzecim spotkaniem w sezonie Jesień’21. Pod tym kątem żadna inna z drużyn nie może się równać. To, co ważniejsze dla graczy w czerwonych trykotach to fakt, że żadna inna z 35 ekip biorących udział w rozgrywkach SL3 nie może się równać jeśli chodzi o liczbę zgromadzonych punktów. Po środowym meczu z Wilkami, Chilli Amigos ma bowiem komplet dziewięciu oczek i jeśli dalej tak pójdzie to zanim się obejrzymy, zobaczymy ich ponownie w drugiej lidze. To, co warte odnotowania to fakt, że ‘Amigos’ rywalizowali z drużynami, które były wskazywane jako ekipy, które stać na to, aby potencjalnie zająć miejsca w top5. Początek meczu rozpoczął się od wyrównanej walki (10-12), po której Chilli zdołało, po punktach Macieja Wąsieckiego oraz Grzegorza Walukiewicza odjechać na cztery punkty (10-14) i finalnie doprowadzić prowadzenie do samego końca (16-21). Drugi set rozpoczął się od wysokiego prowadzenia Chilli Amigos (5-1). Po chwili, Wilki zdołały się ‘odkręcić’, ale był to raczej epizod. Wyrównana walka nie trwała jednak zbyt długo, bowiem Chilli ponownie wyszło na prowadzenie (14-9) i bez problemów wygrali seta do 15. Ostatnia odsłona to prawdziwe sceny dla dorosłych. Rozpędzone ‘Papryczki’ nie miały w nim litości dla swoich rywali, w efekcie czego wygrały seta do 9, a cały mecz 3-0.
Speednet 2 – ACTIVNI Gdańsk 0-3 (8-21; 15-21; 6-21)
Nie ma na początku obecnego sezonu łatwego życia drużyna Speednet. Na dzień dobry mecz z Chilli Amigos, by po chwili w terminarzu rozpisać ich z ACTIVNYMI. Niestety nie mamy dobrych wieści dla ‘Programistów’. W swoim trzecim meczu w sezonie Jesień’21 skrzyżują rękawicę z Letnim Mentalem. Jak to mówią, ‘jak ktoś ma pecha to i w dupie palca złamie’. Z drugiej strony, wszystko co najgorsze będzie już za ‘Programistami’. Wracając jednak do meczu z ACTIVNYMI to ten rozpoczął się od prawdziwej rzezi. Byli drugoligowcy nie mieli absolutnie litości dla swoich rywali i bezwzględnie punktowali największe mankamenty w grze przeciwników. Dość powiedzieć, że w połowie seta było 11-1 dla graczy Artura Kurkowskiego. W dalszej części seta na tablicy wyników mieliśmy 3-16, ale ostatecznie ‘Programistom’ udało się nadgonić kilka punktów i finalnie set zakończył się wynikiem 21-8 dla ACTIVNYCH. Druga odsłona była o wiele ciekawsza. Co tu dużo mówić – wystąpiły w nim dwie drużyny uprawiające ten sam sport. Podobnie, jak miało to miejsce w pierwszej odsłonie, ACTIVNI pod koniec mieli moment dekoncentracji, który sprawił, że końcówka seta była okresem, w którym Speednet prezentował się korzystnie. Finalnie, ACTIVNI wygrali tę partię do 15. Ostatnia odsłona to tak zwany krwawy sport. Bicie leżącego, wyrywanie staruszce portmonetki na osiedlowym bazarze. Brak empatii. Moglibyśmy wymieniać bez liku. Tak całkiem serio, ACTIVNI zdemolowali w nim swoich rywali do 6 i w dobrych nastrojach wyczekiwali spotkania z Wilkami Północy.
CTO Volley – Oliwa Team 3-0 (21-16; 21-7; 21-15)
Gracze Oliwy w środowy wieczór wykorzystali fakt, że przed bezpośrednim spotkaniem z CTO Volley ich rywale grali mecz z Dzikami Wejherowo i z trybun przyglądali się spotkaniu, chcąc wyciągnąć jak najwięcej wniosków. To wszystko tylko teoria, bowiem wydaje się, że gdyby Oliwa poświęciła i sto godzin na rozpracowanie rywali to prawdopodobnie nie zmieniłoby to obrazu samego spotkania. Początek meczu rozpoczął się od prowadzenia faworyzowanej drużyny 5-1. Z czasem przewaga CTO urosła do 19-12, ale w końcówce rozmiary porażki zmniejszyli nieco Maciej Tyryłło, Tomasz Kowalewski oraz Krystian Mielniczek. Druga odsłona była prawdziwym pogromem. Podczas, gdy CTO wychodziło niemal wszystko, ich rywalom – Oliwie nie wychodziło niemal nic. Gracze w pomarańczowych koszulkach w odsłonie tej zdobywali taśmowo punkty i pewnie wygrali seta do… 7. W trzeciej odsłonie widać było, że pretendent do mistrzowskiego tytułu nieco zwolnił i dało się wyczuć, że gdyby nieco podkręcił tempo to rozmiary seta byłyby bardziej okazałe. Początek seta rozpoczął się od prowadzenia ‘Oranje’ 7-3. Z czasem Oliwa zdołała doprowadzić do wyrównania (10-10) i do stanu 14-14 prowadzić punkt za punkt. W dalszej części wydarzyło się dokładnie to, czego można się było spodziewać. Pięć punktów z rzędu drużyny CTO i postawienie kropki nad ‘i’ przez Łukasza Negowskiego zakończyło tę rywalizację. Cudu nie było. CTO wygrywa na inaugurację dwa spotkania, zdobywając przy tym komplet punktów.
ZCP – Volley Kiełpino 3-0 (21-9; 21-12; 21-6)
Wiedzieliśmy, że ZCP będzie w drugiej lidze piekielnie mocne, ale jednak nie spodziewaliśmy się aż takiej dysproporcji. Gracze Volley Kiełpino mogą udać się na Jasną Górę na kolanach, bowiem okazało się, że ich mecz niefortunnie się nie nagrał. Z drugiej strony, czy na miejscu graczy z Kiełpina chcielibyście oglądać siebie w akcji w momencie, kiedy jesteście upokarzani? Cóż, wątpliwa przyjemność. Mecz rozpoczął się od prowadzenia 5-1 dla Volley Gdańsk, które od samego początku pokazało, która z drużyn będzie rozdawać karty. Dalej nie było inaczej. 12-4 czy 19-6, aż w końcu 21-9 wyraża więcej niż tysiąc słów. W sumie ten tysiączek można zastąpić jednym, który dokładnie obrazuje przebieg seta. Gwałt. Druga odsłona przez bardzo długi moment zwiastowała dokładnie to samo. W pewnym momencie ZCP prowadziło 16-6. Ostatecznie ich rywale zdołali w końcówce nadrobić kilka punktów, w efekcie czego set zakończył się na stanie 21-12. Ostatni set z szacunku dla zawodników z Kiełpina powinniśmy w zasadzie przemilczeć. Podsumowując cały mecz, największą różnicę zrobiła zagrywka oraz przyjęcie, a raczej jego brak. 10 asów do 2 pokazuje dość wyraźnie, kto rządził w tym elemencie. Statystyki nie pokazują rzecz jasna pełnego obrazu i tego, ile razy gracze z Kiełpina byli odrzuceni od siatki albo desperacko próbowali ratować piłki po nieudanym przyjęciu kolegów z drużyny.
Wilki Północy – ACTIVNI Gdańsk 0-3 (19-21; 12-21; 11-21)
Nie pomyliliśmy się w zapowiedziach przedmeczowych. Pisaliśmy w nich bowiem o tym, że obie drużyny mają praktycznie najwęższe kadry spośród wszystkich ekip występujących w trzecioligowej stawce. Taki to los, że mimo frekwencyjnej biedy, nowy nabytek ACTIVNYCH – po pierwszym meczu w którym nabawił się kontuzji musiał zawinąć się do domu. Finalnie ACTIVNI wystąpili z Wilkami w sześciu graczy. Nie inaczej było po stronie rywali, gdzie wataha Sebastiana Wilmy nie okazała się zbyt liczna. To jednak nie było największym problemem ‘Fioletowych’. Co prawda nie mieliśmy takiej sytuacji, ale wydaje nam się, że na widok kilku wilków zdecydowana większość grających w SL3 zawodników miałaby pełne gacie. Z kręgu obsrańców z całą pewnością wypisaliby się gracze ACTIVNYCH, którzy w rywalizacji z ‘Fioletowymi’ przeważali i niemal przez cały mecz kontrolowali to, co dzieje się na parkiecie. Najciekawiej było w pierwszym secie, w którym trwała zacięta rywalizacja. Początek meczu należał do ACTIVNYCH. Po bloku atakującego – Jarosława Szmigielskiego drużyna Artura Kurkowskiego prowadziła 7-3. Wraz z upływem czasu gra się wyrównała i w końcówce mieliśmy remis 18-18. W końcówce, dwa szalenie istotne punkty zdobył wspomniany chwilę wcześniej atakujący ACTIVNYCH i spadkowicz z drugiej ligi mógł cieszyć się z wygranej pierwszego seta. Druga i trzecia odsłona nie były już tak emocjonujące. W setach tych zdecydowaną przewagę mieli ACTIVNI, którzy zasłużenie sięgnęli po komplet punktów. Wilki z kolei na sześć możliwych punktów nie zgarnęli ani jednego, co można uznać za rozczarowanie, biorąc nawet pod uwagę, z jakimi rywalami przyszło im się zmierzyć.
AVOCADO friends – BES-BLUM Kraken Team 3-0 (21-17; 21-16; 21-17)
Na nowo założonym profilu facebookowym drużyny Kraken Team przed meczem z AVOCADO dało się wyczuć, że drużyna nie jest zbyt szczęśliwa z powodu tego, co przeczytała w zapowiedzi przedmeczowej. Przypomnijmy, że w niej wskazaliśmy na to, że tak długi rozbrat z siatkówką, jaki mieli za sobą gracze Kraken Team może sprawić, że trudno będzie im się zaadaptować do nowej rzeczywistości, która ich spotka. Wydaje się, że nie ma co porównywać poziomów, które były w SL3 w sezonie Jesień’20 oraz obecnie. Finalnie potwierdziły się nasze słowa i to AVOCADO wygrało spotkanie. Wydawało nam się jednak, że w meczu dojdzie do podziału punktów. Tak się jednak nie stało i drużyna Arkadiusza Kozłowskiego w sposób wymarzony inauguruje zmagania na jesień. Mecz rozpoczął się od wyrównanej walki (7-7). Jako pierwsi, na dwupunktowe prowadzenie po bloku środkowego Ariela Ellwarda wyszli ‘Weganie’. Skromna zaliczka utrzymywała się do końcówki seta, którego AVOCADO wygrało do 17. Drugi set był bardzo podobny do pierwszego. Wyrównana rywalizacja (13-13), po której nowy nabytek ‘Wegan’ Oleksandr Chapovskyi zablokował jednego z rywali, po czym Paweł Puzynkiewicz dołożył asa i AVOCADO uzyskało nieznaczną przewagę, by po chwili wygrać drugiego seta. Ostatnia odsłona środowej rywalizacji, dla odmiany rozpoczęła się lepiej dla Kraken Team (10-6). Po chwili jednak ‘Weganie’ zdołali doprowadzić do wyrównania (14-14), by w końcówce przechylić szalę na swoją stronę i wygrać seta do 17, a cały mecz 3-0.
Eko-Hurt – Epo-Project 2-1 (16-21; 21-17; 21-13)
Gdyby nie kilka charakterystycznych postaci, przed rozpoczęciem meczu można było się zastanawiać, która drużyna prowadzi właśnie rozgrzewkę. Wszystko za sprawą tego, że nie dość, że drużyna dokonała prawdziwej rewolucji kadrowej to na dodatek zmienili również nazwę drużyny oraz stroje. Ich rywale – drużyna Epo-Project podeszła do spotkania bardzo zmobilizowana. Prawdziwy zastrzyk motywacyjny gracze z Żukowa otrzymali po poniedziałkowej wygranej ze Speednetem. Ponadto, dodatkową motywacją był fakt, że Epo-Project ze swoimi rywalami jeszcze nigdy nie wygrał. Początek meczu układał się dla graczy z Żukowa w wymarzony sposób. Po kilku świetnych akcjach Damiana Kolki, Epo objęło prowadzenie (6-1). Z czasem po skutecznych akcjach Mateusza Szymczaka, Karola Richerta czy środkowego – Adama Myślisza gracze Epo prowadzili już 14-6 i emocje w tej partii były już w zasadzie zakończone. Nie wiemy dokładnie, co wydarzyło się w przerwie pomiędzy setami, ale od tego momentu ‘Hurtownicy’ byli już zupełnie inną drużyną. Gracze Konrada Gawrewicza na początku drugiego seta objęli prowadzenie (5-1) i mimo, że z czasem gra się nieco wyrównała to nie można powiedzieć, że Eko-Hurt nie miało kontroli nad przebiegiem tej partii. Finalnie wygrali ją do 17. Jeszcze lepszą formę drużyna w białych strojach zaprezentowała w ostatnim secie, w którym wyszli na prowadzenie 10-5 i w dobrym stylu dowieźli zwycięstwo do końca. Wyłączając pierwszego seta, druga i trzecia odsłona przypomniała nam o starej dobrej ekipie, która wygrała zmagania w SL3.
BES-BLUM Nieloty – Prometheus 0-3 (12-21; 16-21; 12-21)
Z pewnością nie tak wyobrażali sobie rozpoczęcie sezonu gracze BES-BLUM Nieloty. Wydawało się, że drużyna w końcówce poprzedniego sezonu nieco ustabilizowała formę i będzie w stanie osiągać korzystne wyniki. Pierwsze zadanie było dość wymagające, bowiem rywalem była drużyna Mykoli Pocheniuka – Prometheus, która zajęła w poprzednim sezonie wysokie – czwarte miejsce. W środowy wieczór, drużyna ligowych ‘stranieri’ musiała radzić sobie bez swojego rozgrywającego – Antona Hukasova. Z konieczności na tej strategicznej pozycji zobaczyliśmy – Vladyslava Bondara i trzeba przyznać, że na sypie szło mu naprawdę dobrze. Podobnie zresztą jak całej drużynie Prometheus, która w środowy wieczór była o co najmniej klasę lepsza. O tym, że ‘Pingwiny’ będą mieli spore problemy wiedzieliśmy już po kilku akcjach od pierwszego gwizdka sędziego. Gracze Mykoli Pocheniuka szybko wyszli na prowadzenie 8-2 i mimo, że z czasem ich przewaga stopniała do jednego punktu (10-9) to druga część seta należała już wyłącznie do nich (21-12). Druga odsłona była ciekawszym wydarzeniem. Wszystko za sprawą dużo lepszej gry drużyny BES-BLUM, która pozwoliła im na nawiązanie walki z rywalem. Oczywiście nie chcielibyśmy, abyście nas źle zrozumieli. Nadal to Prometheus wyglądał o niebo lepiej i szczerze powiedziawszy – ich wygrana w tej odsłonie nie podlegała żadnej dyskusji. Często bywa tak, że po wygraniu dwóch pierwszych setów, z drużyny uchodzi powietrze, w efekcie czego trzecia odsłona pada łupem rywali. Nic podobnego. Pełna dominacja graczy z Ukrainy sprawiła, że w partii tej Nieloty były w stanie ugrać zaledwie 12 punktów.