Za nami środowa seria gier. W wielkim stylu, swoje inauguracyjne spotkania w sezonie wygrała drużyna CTO Volley. Dodatkowo – wbrew temu co pisaliśmy w zapowiedziach to Oliwa Team okazała się lepsza od Letniego Gdańsk. Zapraszamy na podsumowanie szóstego dnia rozgrywek.
CTO Volley – Szach-Mat 3-0 (21-18; 25-23; 21-18)
Na przedmeczowej rozgrzewce, Redakcje zaczepił jeden z graczy Szach-Mat, który nie mógł się nadziwić temu, że zamiast ich meczu, transmitowany będzie mecz CTO z Volley Gdańsk. Redakcji mylnie wydawało się, że skoro Volley ograł ‘Szachistów’, to ich mecz z CTO będzie bardziej emocjonujący. Patrząć na nasze ‘predykcje’ z zapowiedzi, czerwienią nam się ze wstydu lica. Z drugiej strony co by nie mówić, trafie obstawiliśmy wynik. Miało być 3-0 i jest 3-0. Wygrana CTO nie przyszła jednak graczom z Malborka łatwo. W pierwszym secie, obie drużyny stoczyły wyrównaną partię. Od momentu, gdy na tablicy wyników było 13-13, inicjatywę przejęli gracze CTO, którzy po zagrywce Adama Sobstyla oraz bloku Łukasza Negowskiego objęli prowadzenie 16-13. Trzypunktowa zaliczka wystarczyła by wygrać pierwszego seta. Drugi set rozpoczął się od mocnego pie*dolnięcia. Zanim się obejrzeliśmy, CTO po ataku nowego nabytku – Grzegorza Dymińskiego prowadziło 10-2. Kiedy Redakcja głowiła się nad tym jak wytłumaczyć operatorowi Ergo Areny, że na ich terenie doszło do gwałtu, nastąpił konkretny twist. Wszystko za sprawą tego, że CTO zaliczyło przestój, podczas gdy Szach-Mat zaczął grać świetnie. Dzięki temu w końcówce byliśmy świadkami świetnego widowiska, które zakończyło się happy-endem dla ‘Oranje’. Ostatni set podobnie jak dwa pierwsze również stał na wysokim poziomie. Podobnie jak w drugiej partii, tu również CTO wypracowało sobie pokaźną zaliczkę (10-5). Mimo, że z czasem ‘Szachiści’ zdołali nieco zniwelować stratę (18-16) to ostatecznie nie udało im się doprowadzić do wyrównania i musieli uznać wyższość swoich rywali.
Husaria Gdańsk – Wolves Volley 1-2 (21-18; 12-21; 17-21)
Ależ zrobiliśmy dobrze Wilkom w zapowiedzi przedmeczowej. Ci, na fali podniecenia stanęli do rywalizacji z Husarią Gdańsk. Przypomnijmy, że po poprzednich spotkaniach obu drużyn, w zapowiedzi wskazywaliśmy na to, ze ‘Wataha’ powinna bez większych problemów poradzić sobie z rywalami. Kiedy przypomnimy sobie pierwszego seta, to zastanawiamy się czy nie edytować wspomnianego tekstu. Pisząc całkiem serio, ‘Wataha’ nie przypominała samych siebie z poprzednich spotkań. W poczynaniach ‘Wilków’ było widać sporo nerwowości, które skutkowały sporą liczbą błędów własnych. Ba, gdybyśmy nie znali ligowych realiów i przypadkowo znaleźli się na hali, to jako bardziej doświadczoną drużynę, wskazalibyśmy Husarię. To gracze w białych strojach prezentowali się lepiej i można było odnieść wrażenie, że to ich 20 a nie 2 mecz w rozgrywkach. Finalnie, pierwszego seta w pełni zasłużenie wygrała ekipa Husarii Gdańsk. Bezsilność ‘Wilków’ podziałała na drużynę Macieja Tarulewicza mobilizująco. W drugim secie ‘Wataha’ zaprezentowała formę, o której tyle pisaliśmy w zapowiedzi. Dobrze zorganizowana gra, asekuracja, niezłe przyjęcie i obrony wystarczyły do tego by wygrać seta do 12. Ostatnia odsłona przez długi moment była bardzo wyrównana (13-13). W końcówce szalę zwycięstwa na swoją stronę przechyliła ‘Wataha’, która wykorzystała kilka błędów własnych rywali. Podsumowując – podział punktów zdaje się być sprawiedliwym wynikiem.
BES-BLUM Nieloty – Prometheus 1-2 (21-17; 17-21; 18-21)
Zastanawialiśmy się jak będzie wyglądało to spotkanie. Przypomnijmy, że obie drużyny przystąpiły do niego po zwycięstwach, w których to ich rywale byli faworytami. W ostatnim czasie, Prometheus rozprawił się bowiem z Hydrą Volleyball Team. BES-BLUM Nieloty z kolei znalazły sposób na pokonanie, będącej w świetnej dyspozycji drużyny Dream Volley. W zapowiedzi przedmeczowej wskazywaliśmy na to, że to gracze z Ukrainy będą mieli nieco większe szansę na wiktorię. Początek meczu należał jednak do ‘Pingwinów’, którzy podobnie jak miało to miejsce w inauguracyjnym spotkaniu z Team Spontan, grali w środę w sześciu graczy. Po bloku Łukasza Birunta, Nieloty objęły prowadzenie 7-2. Mimo, że z czasem Prometheus robił wszystko by doprowadzić do wyrównania to jednak sztuka ta im się nie udała i to Nieloty wygrały seta do 17. W drugiej odsłonie sytuacja na parkiecie diametralnie się zmieniła. Po wyrównanym początku (6-6), to Prometheus wyszedł na prowadzenie (10-8), którego już nie wypuścił. Oznaczało to, że o zwycięstwie w meczu zadecyduje trzeci set. Od początku było widać, że obu drużynom bardzo zależy na wygranej. W partii tej nie brakowało kontrowersji oraz wymiany zdań z sędzią prowadzącą zawody. Po długiej i wyrównanej większości seta (14-15), końcówka należała do Prometheusa. Decydujący cios przeciwnikom zadał grający na ‘bombie’ Michał Jasoch. Graczem, który jednak w największym stopniu przyczynił się do zwycięstwa Prometheusa był Dmytro Moroziuk, który zagrał świetne zawody.
CTO Volley – Volley Gdańsk 3-0 (21-6; 21-17; 21-15)
(*)
Tak, podsumowanie meczu CTO Volley z Volley Gdańsk powinniśmy zacząć od minuty ciszy. To co działo się w pierwszym secie nie śniło się nawet najbardziej szalonym pacjentom szpitala w Gotham. Przed spotkaniem obie drużyny mogły układać w swoich głowach najróżniejsze scenariusze. Jesteśmy niemal przekonani, że scenariusz w którym CTO niszczy Volley Gdańsk nie był brany pod uwagę. Jako Redakcja mamy dużo szacunku do Volley Gdańsk, ale za przeproszeniem. W środowy wieczór był to stuprocentowy Volley, ale Kiełpino. Z drugiej strony w tym momencie obrażamy drużynę Fabiana Polita, bo ta trzecioligowa dziś drużyna, w poprzednim sezonie z CTO Volley przegrywała sety do 16, 15 oraz ponownie 16. Jaka była przyczyna tej katastrofy? Kiedy CTO wypracowało sobie zaliczkę i było niemal pewne, że wygrają seta to nie mieli oporów przed tym, by podejmować coraz większe ryzyko. Te, grając bez presji się opłaciło. CTO co rusz dewastowało swoich rywali na zagrywce. W pewnym momencie skojarzył nam się mem z SIMPSONÓW. ‘Stop, Stop – he is already dead! Cóż, CTO nie przestawało w efekcie czego Volley Gdańsk poniósł najwyższą porażkę w jednym secie w historii 83 występów w SL3. Drugi i trzeci set był już tylko kropką nad ‘i’. Volley Gdańsk w pozostałych partiach zaprezentował się co prawda o niebo lepiej. Mimo to, w meczu z ‘nakoksowanymi’ graczami w pomarańczowych koszulkach miała dokładnie takie same szanse jak ‘goła dupa z batem’.
Letni Gdańsk – Oliwa Team 0-3 (20-22; 17-21; 21-23)
W zapowiedzi przedmeczowej ‘podpompowaliśmy’ nieco drużynę ‘Letników’. We wspomnianym tekście padały takie górnolotne zwroty jak: ‘wyborna sytuacja’ czy ‘piekielnie mocna’. Hmm, obecnie przez naszą głowę przeleciało 1000 pomysłów jak wybrnąć z tej niekomfortowej dla Redakcji sytuacji i wiecie co? Nie da się! Na przeciwległym biegunie, do aplikacji czopka prosto w dupy ‘Letników’ przez Redakcję mamy Oliwę Team. Drużyna z ‘serca Gdańska’ była w ostatnim czasie przez Redakcje krytykowana. Nie zaczął się jeszcze ich mecz z Letnim Gdańskiem a my rozważaliśmy co będzie z drużyną, kiedy ci przegrają kolejne spotkania z ‘Letnikami’ oraz Hydrą. Po raz kolejny udowodniono nam, że sport bywa nieprzewidywalny. Czy wynik 3-0 dla Oliwy był w jakiś sposób niezasłużony? Hmm, to czego jesteśmy pewni to fakt, że Oliwa zasłużyła na wygraną. Z perspektywy całego meczu uważamy jednak, że ‘Letnikom’ należał się punkt. Pierwszy set po 4 punktach Tomka Kowalewskiego, rozpoczął się od prowadzenia Oliwy (8-4). Z czasem gra się wyrównała (11-11), ale jednak to Oliwa miała inicjatywę i wygrała seta. Druga odsłona, w przypadku Oliwy była jeszcze lepsza. Co rusz punkty dla swojej drużyny zdobywali niezwykle aktywni – Tomek Kowalewski oraz Maciej Tyryłło. To właśnie na barkach tej dwójki spoczywał ciężar zdobywania punktów dla drużyny. Ostatecznie drugi set zakończył się wynikiem 21-17 dla Oliwy. To z kolei oznaczało, że Letniemu pozostała walka o jeden punkt. Na początku, po asie serwisowym Marka Wojnicza (5-2) wydawało się, że ‘Letni’ uzyska kontrole nad poczynaniami boiskowymi. Nic bardziej mylnego. Po krótkiej chwili, to Oliwa przejęła inicjatywę (15-10). Mimo, że pod koniec Letni Gdańsk próbował jeszcze odmienić losy seta, to finalnie z trzech oczek cieszyła się ekipa Dawida Karpińskiego.
Speednet 2 – Volley Kiełpino 0-3 (12-21; 12-21; 12-21)
Wygrana drużynie Volley Kiełpino była potrzebna jak tlen do życia. Terminarz ułożył się w ten sposób, że w środowy wieczór drużyna mierzyła się ze Speednetem 2, który umówmy się – w historii SL3 więcej przegrywał niż wygrywał. My jako Redakcja uznaliśmy jednak, że Speednet 2 stać na to aby powalczyć z drużyną z Kiełpina o choćby jeden punkt. Patrząc na cały mecz trzeba napisać, że do tego scenariusza było dalej niż do zwycięstwa przez Rafała Brzozowskiego Eurowizji. Od początku aż do samego końca to Volley Kiełpino miał pełną kontrole nad przebiegiem gry. Pierwszy set rozpoczął się od bardzo dobrej zagrywki kapitana drużyny Fabiana Polita. Po tym, jak ‘Programiści’ mieli problem z przyjęciem, Volley objął prowadzenie 7-1. To, prawdę mówiąc ustawiło całego seta bowiem emocji było w nim tyle co na grzybobraniu. Nieco lepiej ‘Programiści’ rozpoczęli drugą odsłonę. Po bloku Mateusza Chodyny, ‘Różowi’ prowadzili 2-0. Po krótkiej chwili, wszystko wróciło do formy i to gracze w granatowych trykotach ‘prowadzili taniec’. Szczególnie dobrze, gracze z Kiełpina zagrali w drugiej części seta, kiedy to przy stanie 13-12 zdobyli osiem punktów z rzędu i wygrali seta. Ostatnia partia nie zmieniła oblicza gry. Najzwyczajniej w świecie – więcej jakości i argumentów było po stronie Volley Kiełpino, którzy w pełni zasłużenie sięgnęli po komplet oczek.