Za nami pierwszy dzień rozgrywek, w którym działo się naprawdę dużo. Swoje mecze wygrali złoci oraz srebrni medaliści poprzedniego sezonu. W trzeciej lidze, dwa spotkania w stosunku 3-0 wygrała drużyna Chilli Amigos, co pokazuje, jaka różnica dzieli obecnie drugą oraz trzecią ligę. Największymi niespodziankami poniedziałkowej serii gier były jednak porażki Speednetu oraz Team Looz. Zapraszamy na podsumowanie pierwszego dnia meczowego!
Dziki Wejherowo – Allsix by Decathlon 2-1 (13-21; 21-16; 21-15)
Trzeci mecz Decathlonu z Dzikami miał w końcu odmienić losy bezpośrednich rywalizacji. Przypomnijmy, że poprzednie dwa spotkania wygrywała drużyna w czerwonych koszulkach. To była jednak historia, którą gracze z ulicy Kartuskiej w pierwszym secie zaczęli pisać na nowo. Początek rywalizacji rozpoczął się od prowadzenia mikstowego składu ze sklepu sportowego (7-3). Dziki Wejherowo od początku byli dość oszołomieni ową sytuacją i wyglądali mniej więcej tak, jak wygląda Marcin Najman podczas każdej ze swoich walk. Byli zamroczeni. W skrócie – Dziki nie potrafiły znaleźć sposobu na to, by powstrzymać świetnie dysponowanych w pierwszej partii Szymona Piaskowskiego oraz debiutującego w rozgrywkach Siatkarskiej Ligi Trójmiasta Tomasza Krygiera. O tym, jak wielka między drużynami była dysproporcja niech świadczy fakt, że pod koniec seta było 17-5 dla Decathlonu. W końcówce seta, Dziki się nieco ogarnęły, ale finalnie partię tę wygrali gracze Allsix (21-13). Drugi set to całkiem inna historia. Zalążki nieco lepszej gry zawodników z Wejherowa widzieliśmy już pod koniec pierwszej partii. W drugim secie, mimo lepszej postawy, przez długi czas wydawało się, że to Decathlon kontroluje przebieg spotkania (15-10). Sygnał do odwrócenia niekorzystnej sytuacji zawodnikom w czerwonych trykotach blokiem dał lider drużyny – Adam Śliwiński. Ze stanu 15-10 dla Decathlonu, po kilku skutecznych akcjach i niemocy przeciwników, Dziki prowadziły już 18-15 i finalnie wygrali partię do 16. Sami nie wiemy, co wydarzyło się w głowach graczy z Decathlonu, ale od wspomnianego wcześniej momentu, nie byli już tą samą drużyną. Trzeci set rozpoczął się od brutalnego prowadzenia Dzików (8-1), po którym losy rywalizacji były już w zasadzie rozstrzygnięte. Mimo, że w dalszej części Decathlon zdołał zbliżyć się na dwa oczka (9-11) to druga połowa należała wyłącznie do Dzików, którzy wygrali do 15, a cały mecz 2-1.
Volley Gdańsk – Sprężystokopytni & Kitku 3-0 (22-20; 21-12; 21-16)
Przedmeczowa zapowiedź, co tu dużo mówić – nie spodobała się zbytnio graczom obu drużyn. Przypomnijmy, że napisaliśmy w niej, że przez kilku pierwszoligowców, obie drużyny zostały wskazane jako zespoły, dla których potencjalnie zabraknie miejsca w grupie mistrzowskiej. W pierwszym meczu obie drużyny chciały udowodnić, że nic podobnego się nie wydarzy. Pierwszy set rozpoczął się od prowadzenia Sprężystokopytnych 6-2, po którym Volley Gdańsk zmuszony został wziąć czas. Po nim gra obu drużyn się wyrównała (6-6). W końcówce seta to drużyna w niebieskich koszulkach stanęła przed szansą na wygranie pierwszej partii (20-19), ale po ataku Kuby Firszta oraz błędzie jednego z ‘Niebieskich’, finalnie to Volley cieszył się z wygranej pierwszego seta. Druga odsłona rozpoczęła się od stanu 3-3. Jako pierwsi na prowadzenie zdołali wyjść gracze Volley Gdańsk (6-3) i to oni prowadzili w tej fazie grę. W połowie partii gra się nieco wyrównała (9-9), ale po problemach z przyjęciem Sprężystokopytnych, Volley zdołał wyjść na prowadzenie, które z czasem stawało się coraz pokaźniejsze, by na koniec ‘żółto-czarni’ mogli cieszyć się z wygranej seta do 12. Ostatnia odsłona rywalizacji była wyrównana mniej więcej do połowy (10-10). W decydującym o losach seta momencie, Volley zdołało włączyć drugi bieg i odskoczyli oni swoim rywalom na trzy oczka (15-12), by następnie wygrać partię do 16.
Port Gdańsk – Chilli Amigos 0-3 (12-21; 14-21; 21-23)
Zastanawialiśmy się, jak po spadku zareaguje drużyna Chilli Amigos. W przedmeczowej zapowiedzi wspominaliśmy o tym, że spadki są często dla drużyn tak traumatycznym przeżyciem, że ciężko się po nich ogarnąć i leci się na samo dno. Chilli, drodzy Państwo – ulepione jest z innej gliny. Wydawało się, że ‘Portowcy’ mogą sprawić ‘Amigos’ problemy. Pamiętaliśmy co prawda kłopoty kadrowe ‘Granatowych’ z poprzedniego sezonu, ale w protokole meczowym w poniedziałkowy wieczór był zarówno Piotr Baj, jak i Karol Polanowski. Cóż, Chilli przywykło najwidoczniej do gry z kozakami w drugiej lidze, bowiem gra ‘Portowców’ nie robiła na ‘Papryczkach’ większego wrażenia. Pod koniec pierwszego seta i ataku Krzysztofa Gasperowicza ‘Amigos’ prowadzili już (16-6) i losy rywalizacji w tej partii były niemal przesądzone. Ostatecznie, set zakończył się zwycięstwem Chilli do 12. Druga odsłona nie przyniosła o wiele większych emocji. Już na początku tej partii ‘Amigos’ wyszli na prowadzenie 4-0. Kilkupunktowa przewaga utrzymywała się przez cały set, który finalnie zakończył się wygraną Chilli do 14. Zdecydowanie najwięcej emocji przyniósł trzeci set. Początek partii wskazywał, że będzie miał on podobny scenariusz jak dwie poprzednie odsłony. Po ataku Michała Kowalewskiego, Chilli prowadziło już 6-2. Przewaga Chilli zaczęła topnieć w połowie seta, w którym drużyna popełniła kilka błędów własnych z rzędu, przez co na tablicy wyników pojawił się remis (12-12). W końcówce seta Chilli Amigos prowadzili już 20-18, ale po dwóch błędach było (20-20). Po skutecznych atakach Macieja Wąsickiego oraz Pawła Kalety, Chilli zgarnęło jednak pierwszy komplet oczek w sezonie Jesień’21.
EviRent VT – Szach-Mat 2-1 (22-20; 19-21; 21-13)
W skrócie, ale nam ‘Szachiści’ zaimponowaliście. Ok, nie ukrywamy, że wydawało nam się, że będzie szybkie 3-0 dla EviRent i każdy pojedzie w swoją stronę. Teraz już wiemy ,w jakim dużym błędzie byliśmy. Wiemy, że takie predykcje z perspektywy czasu często stają się obiektem drwin, ale Szach-Mat w takiej formie jest w stanie znaleźć się na podium rozgrywek w pierwszej lidze. Sam mecz stał na naprawdę bardzo wysokim poziomie i cieszył się sporym zainteresowaniem na trybunach czy w relacji live. Początek meczu rozpoczął się od trzypunktowego prowadzenia ‘Szachistów’ (10-7). Po ataku Radosława Koniecznego oraz dwóch – debiutującego w drużynie Macieja Mozola, EviRent doprowadził do wyrównania (10-10), by po chwili wyjść na prowadzenie (15-11). Po skutecznych atakach trio (Pepliński, Kołodziej oraz Kopiczko) na tablicy wyników pojawił się remis (15-15). Pod koniec seta, po punkcie Rafała Redzimskiego Szach-Mat miał piłkę setową. Myśl o wygranej partii z głów ‘Szachistów’ wybił jednak nowy nabytek Evi-Rentu – Kuba Klimczak, który dwoma punktami z rzędu przechylił szalę zwycięstwa na stronę obecnego mistrza SL3. Drugi set to wyrównana walka od samego początku, w której żadna ze stron nie zdołała wyjść na choćby trzypunktowe prowadzenie. Pierwsi sztuki tej dokonali gracze EviRent, którzy pod koniec partii prowadzili 17-14. Po kilku błędach w końcówce, przewaga ta została jednak roztrwoniona i w końcówce mieliśmy remis (19-19). W odróżnieniu od pierwszego seta, w drugiej partii więcej zimnej krwi zachowali debiutujący w pierwszej lidze gracze Szach-Mat i doprowadzili do wyrównania stanu rywalizacji (1-1). W ostatniej odsłonie, wyrównaną grę mieliśmy zaledwie do połowy seta (10-10). W pewnym momencie, po kilku błędach z Szach-Matu uszło powietrze (13-10) i emocje w tym meczu zostały zabite. Podsumowując, wyłączając końcówkę trzeciego seta, było to kapitalne spotkanie.
Chilli Amigos – Speednet 2 3-0 (21-14; 21-8; 21-19)
Ależ mocna była w poniedziałkowy wieczór drużyna Chilli Amigos. Takie wnioski można było wyciągnąć po laniu, jakie ‘Amigos’ spuścili graczom Portu. Początek drugiego spotkania, w którym rywalami byli gracze Speednetu był niemal identyczny. Szybki wpierd**l (7-2), po którym wydawało się, że ‘Amigos’ zdołają pójść za ciosem, w rezultacie czego pozbawią ‘Programistów’ chęci do grania. Jako, że Speednet to drużyna zahartowana w tego typu sytuacjach to zamiast nadstawiać drugiego policzka, zaczęli grać coraz lepiej, w rezultacie czego podgonili nieco wynik (9-7). Z czasem, po ataku Mariusza Krausewicza zdołali oni dojść rywala na jedno oczko (11-10). Po chwili jednak Chilli Amigos zdobyło pięć punktów z rzędu, by następnie wygrać partię do 14. Nie wiemy, co by tu mądrego o drugim secie napisać, dlatego może pokusimy się o jakąś głupotę? Wygrana ‘Amigos’ do 8 i set pod całkowitą kontrolą graczy Grzegorza Walukiewicza. W partii tej Chilli pokazało, że ‘twardszego wyjmuje niż Speednet wkłada’. Ok, sorry za to. Jedziemy z trzecim setem. Ten był zdecydowanie najciekawszy z całego meczu. Podobnie, jak w trzecim secie z Portem, tak i tu Chilli musiało do samego końca drżeć o wygraną. W końcówce Speednet prowadził już 18-14, ale finalnie po dwa punkty zdobyli Grzegorz Walukiewicz oraz Maciej Wąsicki, przez co wyprowadzili swoją drużynę z opresji i to gracze w czerwonych trykotach cieszyli się z wygrania seta.
Port Gdańsk – Niepokonani PKO Bank Polski 3-0 (21-17; 21-19; 21-11)
Mecz przeciwko Niepokonanym miał być dla ‘Portowców’ okazją do rehabilitacji po przegranym meczu (0-3) z drużyną Chilli Amigos. Ponadto, była to również dobra okazja do wzięcia rewanżu za mecz z 15 lipca, w którym drużyna z doków przegrała mecz 1-2. Mecz rozpoczął się wyśmienicie dla graczy w granatowych trykotach, bowiem nie minęła chwila a Port prowadził już 3-0. Z chwilową przerwą, przewaga ta utrzymywała się przez większość seta, w której ‘Portowcy’ niczym pięściarz, zasięgiem swych ramion nie pozwolili swoim rywalom zrobić sobie krzywdy. Finalnie, pierwszy set zakończył się wynikiem 21-17. Drugi set przybrał nieco inne oblicze. Od początku była to bardzo wyrównana partia (5-5), w której żadna ze stron nie pozwalała swoim rywalom odskoczyć. Pierwsi, na trzypunktowe prowadzenie, po ataku Kamila Sołomina wyszli ‘Portowcy’. Po chwili jednak ‘Granatowi’ popełnili kilka błędów w efekcie czego, to PKO wyszło na prowadzenie (17-13). Pod koniec seta, drużyna Arkadiusza Sojko była nieco zagubiona, czego dowodem była konieczność wzięcia czasu po tym, jak gracze w granatowych koszulkach nie wiedzieli, który z graczy ma zagrywać piłkę. Czas podziałał na drużynę w najlepszy możliwy sposób, bowiem po nim zdołała doprowadzić do wyrównania, a następnie wygrania seta. Ostatnia odsłona rywalizacji nie przyniosła już tylu emocji. Wyrównana była tylko pierwsza połowa seta (12-10). Z czasem gracze w granatowych koszulkach narzucili takie tempo, którego rywale nie byli w stanie wytrzymać. Efekt tego był taki, że po chwili Port cieszył się z wygranej seta do 11, a całego meczu 3-0.
Epo-Project – Speednet 2-1 (22-24; 22-20; 21-12)
Przed meczem zastanawialiśmy się, jak będzie wyglądało to spotkanie. Do cholery, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Speednet połknie graczy Epo-Project. Pierwsza sprawa to fakt, że mieli oni ZAJEBISTY poprzedni sezon, a druga, że Epo w nim w ogóle nie występowało, a poszczególni gracze tułali się bez większego powodzenia w drugiej lidze. No, co tu dużo mówić. Gdybyśmy w typach Redakcji wskazali jako faworyta Epo, z pewnością zmartwilibyście się o naszą kondycję psychiczną. Fakty są jednak takie, że po niemal roku przerwy, Epo-Project wraca do Siatkarskiej Ligi Trójmiasta i ogrywa drużynę, na którą nie było mocnych w drugiej połowie poprzedniego sezonu. Ten mecz dobitnie pokazał, jak ważną postacią dla ‘Programistów’ jest jej libero – Kacper Janulewicz, który trzyma przyjęcie drużyny i nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. Ale nie będziemy umniejszać zasług Epo. Duma Żukowa zagrała w poniedziałkowy wieczór naprawdę dobrą partię i zasłużenie wygrała spotkanie. Owszem, w pierwszym i drugim secie dopisało im trochę szczęście, ale czy to nie sprzyja przypadkiem lepszym? Wątpliwości co do tego, która drużyna była w poniedziałek lepsza nie mamy żadnych. Jest takie powiedzenie – ‘żaden sukces, nie obejdzie się bez ofiar’. Niestety w trzecim secie dość poważnej kontuzji barku nabawił się przyjmujący Epo-Project Piotr Labuda. Mamy nadzieję, że gracz ten wróci szybko na parkiety SL3 i zrobi to w stylu, w jakim do SL3 wróciło EPO. Na pełnej.
Team Looz – Niepokonani PKO Bank Polski 1-2 (16-21; 18-21; 21-18)
Chcecie przeczytać o największej niespodziance poniedziałkowej serii gier? Koniecznie zostańcie z nami. Nie ukrywamy, że kiedy kilka godzin przed meczem – ekspert Maciej Kot podał nam swój typ na mecz to pod nosem się uśmiechnęliśmy. Wszystko za sprawą tego, że Redakcja w swoim przekonaniu zbliżyła się do wygrania kilku sztuk piwa. Wydawało nam się bowiem nierealne, że Team Looz, które do samego końca walczyło w poprzednim sezonie o awans, a na dodatek w przerwie pomiędzy sezonami wzmocniła się graczami z pierwszej ligi, jest w stanie stracić choćby seta. No, nie kleiło nam się to w żaden sposób. I co? I za przeproszeniem jajco. Team Looz wyszedł chyba z założenia, że musi być w obecnym sezonie ciekawie. Skoro było w poprzednim to czemu by nie skopiować tego, co było grane ostatnio? Skoro na inaugurację Wiosna’21 przerżnęliśmy mecz to może i tym razem zrobimy podobnie? Jest takie powiedzenie. Nie chcemy przeklinać więc musicie się domyślić. CHU*OWO, ale jednakowo. Taki to początek sezonu drużyny, mającej drugoligowe aspiracje. Nie znęcajmy się jednak nad Team Looz. Oddajmy królowi to, co królewskie. Wiecie co nam się najbardziej podoba w ‘Bankowcach’? To, że gdyby naprzeciw nich stanął Trefl Gdańsk to gracze w białych koszulkach wierzyliby w to, że są w stanie ugrać punkty. Na papierze się to nie kleiło. Tyle teoria. W teorii trzmiel ma zbyt małą powierzchnie skrzydeł aby latać, ale o tym nie wie. Podobnie PKO nie wie, że w teorii takich spotkań nie da się wygrać. Panie i Panowie. Chapeux bas.
Zmieszani – DNV S*M*A*S*H (21-11; 21-9; 21-11)
Cóż, nie spodziewaliśmy się tu sensacji i takowej nie było. Zmieszani wygrywają mecz 3-0 i zapewniają sobie doskonały start w sezonie Jesień’21. Przestrzegamy jednak przed hurraoptymizmem, bowiem doskonale pamiętamy poprzedni sezon, w którym na pewnym etapie Zmieszani byli na ‘pole position’, a kiedy pod koniec zbrakło im paliwa i musieli zjechać do ‘pit-stopu’, zostali wyprzedzeni przez trzy drużyny. Jako, że nie możemy pisać wyłącznie o pozytywnych wydarzeniach należy nadmienić, że wciąż bije licznik przegranych z rzędu drużyny DNV S*M*A*S*H. Obecnie jest to już 17 porażek i drużyna zbliża się do niechlubnego rekordu wynoszącego 24 razy. Wracając do meczu ten rozpoczął się od wysokiego prowadzenia graczy Edyty Woźny (9-4). Cała pierwsza partia to kontrola boiskowych poczynań. Po trzech punktach z rzędu, powracającego do składu Macieja Grabana – Zmieszani prowadzili już 15-7 i emocje w tej odsłonie były zakończone. Nie inaczej było również w drugim secie. Dla odmiany, tym razem Zmieszani nie dali swoim rywalom zdobyć dwucyfrowej liczby punktów. Ostatni set nie odmienił losów rywalizacji i Zmieszani wygrali tę partię do 11, a cały mecz 3-0. Biorąc pod uwagę ostatni sezon – wydaje się, że teoretycznie najłatwiejsze zadanie już za nimi. Każdy kolejne spotkanie będzie prawdopodobniej dużo bardziej wymagające. Z kolei przed DNV długa i wyboista droga. W SL3 są drużyny, które były niegdyś w miejscu, w którym obecnie są gracze DNV. Ich historie pokazują, że wytrwałą pracą można osiągnąć niewyobrażalny progres. Czy DNV z tego skorzysta?