W hicie wtorkowej serii gier Sprężystokopytni & Kitku zdołali znaleźć sposób na pokonanie drużyny BES-BLUM Nieloty. Po wtorkowych spotkaniach liczba drużyn, które miały na swoim koncie zero wygranych zmniejszyła się o jedną. Wszystko za sprawą wygranej ACTIVNYCH w meczu z Range Soft. Zapraszamy na podsumowanie tego, co wydarzyło się we wtorkowy wieczór!
Team Spontan – BL Volley 2-1 (21-16; 16-21; 21-19)
Pierwszym rywalem powracających po dwutygodniowej absencji graczy Team Spontan była drużyna Wojciecha Strychalskiego – BL Volley. Jak do tej pory, ‘Niebiesko-czerwoni’ mogą mówić o sporym rozczarowaniu. W dotychczas rozegranych czterech spotkaniach drużyna ani razu nie zdołała wygrać. Najbliżej do osiągnięcia celu było w trakcie debiutu i meczu z AXIS. Wtorkowe spotkanie przeciwko ‘Oranje’ miało zmienić ten niekorzystny trend. Wielokrotnie w zapowiedziach czy podsumowaniach pisaliśmy, że gra drużyny wygląda coraz lepiej i prędzej czy później do tego dojdzie. Tyle tytułem wstępu. Pierwszy set okazał się zweryfikować nasze słowa. Team Spontan zaczął spotkanie tak jak na faworyta przystało – od prowadzenia 5-0. Po tym kuble zimnej wody wylanej prosto na karczycho, kapitan drużyny BL Volley miał jedno wyjście – wziąć czas. Niestety dla nich, ten na niewiele się zdał. Drużyna nadal miała spore problemy z przyjęciem zagrywki rywali. Po jednej z zagrywek Izabeli Narwojsz na tablicy wyników pojawiło się 14-4 dla Spontanicznych. Mimo późniejszej gonitwy BL Volley nie był w stanie odrobić tak ogromnej straty i pierwszy set zakończył się wynikiem 21-16. Tendencja od końcówki pierwszego seta była jednak taka, że to właśnie podopieczni Wojciecha Strychalskiego przejęli inicjatywę, którą kontynuowali także na początku drugiej partii. Tym razem to BL zdołał wyjść na kilkupunktowe prowadzenie, którego nie wypuścił już do końca tej partii i wygrał do 16. O zwycięstwie w meczu musiał zadecydować trzeci set, który był najbardziej wyrównany, a jego losy rozstrzygnęły się w końcówce, w której więcej zimnej krwi zachowali ‘Spontaniczni’, którzy powrócili do swoich korzeni i ponownie dzielą się punktami z rywalami.
Sprężystokopytni & Kitku – BES-BLUM Nieloty 2-1 (21-19; 9-21; 21-18)
Przyznamy Wam szczerze, że mieliśmy inny plan na to spotkanie. Redakcja uważała bowiem, że zestawienie ze sobą tych dwóch drużyn byłoby ciekawsze w późniejszym etapie sezonu. Niestety, jak to w życiu bywa, czasami zdarzają się sytuacje, które sprawiają, że plany muszą ulec modyfikacji. Tak stało się w przypadku meczu Sprężystokopytnych z Bes-Blum Nieloty. Ci pierwsi wskoczyli na miejsce SV INVICTY na kilka godzin przed meczem. Nie przeszkodziło to drużynie w ściągnięciu jednego z najlepszych atakujących wśród amatorów na Pomorzu. Pisząc te słowa mamy na myśli Michała Ryńskiego, który z marszu stał się najlepszym zawodnikiem zawodów, zdobywając 12 punktów. Mecz zaczął się w taki sposób, że gołym okiem było widać, że jest to spotkanie drużyn aspirujących w awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Po wyrównanym początku Sprężystokopytni wykorzystali błędy w komunikacji i odjechali swoim rywalom na cztery punkty (13-9). Z czasem Nieloty zdołały doprowadzić do wyrównania, ale końcówka ponownie należała do Sprężystokopytnych & Kitku (21-19). To, która drużyna wygra drugą partię było wiadomo dosłownie chwilę po zmianie stron. Po trzech punktach z rzędu Krzysztofa Podlaskiego BES-BLUM wyszedł na prowadzenie 9-3. Ostatecznie wygrali oni seta do 9 i trzeba przyznać, że ich rywale prezentowali się w tym secie tak jak Dominick Reyes po ciosie na szczękę od Jana Błachowicza – dość niewyraźnie. Mimo to, w trzecim secie po takim gongu potrafili się podnieść i zabawa rozpoczęła się na nowo. Początek partii należał do drużyny Mateusza Bone, która wyszła na prowadzenie 6-3, po którym #teamnajdłuższanazwawcałejlidzeiokolicach musiał poprosić o czas. Mimo dość głośnej wymiany zdań w ekipie Sprężystokopytnych, czas ten przyniósł oczekiwany skutek. Drużyna najpierw doprowadziła do wyrównania 6-6, a finalnie wygrała seta do 18 i cały mecz 2-1. BES-BLUM Nieloty z kolei przegrywają drugie spotkanie z rzędu.
Craftvena – Wirtualna Polska 3-0 (21-17; 21-19; 21-16)
Zgodnie z tym co pisaliśmy w zapowiedzi przedmeczowej – spotkanie Craftveny z Wirtualną Polską miało niebagatelne znaczenie dla przyszłego podziału ligi na grupy. Do momentu rozpoczęcia meczu ‘Rzemieślnicy’ mieli na swoim koncie zaledwie sześć oczek po pięciu meczach, za co należała im się krytyka. Jak inaczej bowiem nazwać to, że drużyna miała walczyć w obecnym sezonie o podium, a do momentu rozpoczęcia meczu nie łapała się nawet do grupy mistrzowskiej? Z tego faktu zdawali sobie również sprawę sami zawodnicy Craftveny, toteż o mobilizację z ich strony byliśmy spokojni. Gracze Bartka Zakrzewskiego zdawali sobie sprawę z tego, że wygrana 3-0 sprawi, że przeskoczą w tabeli swojego najbliższego rywala. Od początku meczu ‘Czarni’ prezentowali się dobrze. Po raz kolejny liderem drużyny był Daniel Kaniecki, jednak to, co było siłą drużyny we wtorkowy wieczór to właśnie fakt, że nie był to zlepek indywidualności tylko paczka gości, którzy są drużyną nie tylko na parkiecie, ale również poza nim. Mecz zakończył się wygraną Craftveny w stosunku 3-0. Uważamy, że sprawiedliwszy byłby podział punktów, gdyż Wirtualna Polska nie zagrała złego spotkania. W przypadku ‘Biało-czerwonych’ brak choćby punktu może okazać się bardzo bolesny. Pomimo faktu, że ‘Wirtualni’ mają na swoim koncie najwięcej spotkań w trzeciej lidze, plasują się na siódmej pozycji. Przed nimi dwa spotkania o być albo nie być.
ACTIVNI Gdańsk – Range Soft VT 2-1 (14-21; 21-19; 21-15)
Jakież było zdziwienie graczy obu drużyn, gdy tuż przed meczem okazało się, że na protokole spotkali we wtorkowy wieczór Redakcję. Wiecie jak jest, w rodzinie SL3 podobnie jak i w życiu drużyn – bywają problemy kadrowe. Będąc przy problemach kadrowych i robiąc podłoże pod opis wtorkowego pojedynku trzeba zaznaczyć, że w drużynie ACTIVNYCH po raz pierwszy w obecnym sezonie w protokole meczowym zabrakło kapitana – Artura Kurkowskiego, który dopingował kolegów zza linii ograniczającej pole gry. Sam mecz rozpoczął się dość ospale z obu stron. W pierwszym secie w poczynaniach obu drużyn widać było sporo niedokładności, która bardzo często przekładała się na to, że gracze jednej i drugiej drużyny posyłali piłki w out lub siatkę. Można powiedzieć, że pierwszy set wygrała drużyna, która popełniła tych błędów mniej. Znamienny jest tu fakt, że obie ekipy przez całego pierwszego seta zdobyły zaledwie… 13 punktów po własnych akcjach. Z czasem gra Range Soft zaczęła wyglądać lepiej i w młodzieżowym żargonie można by powiedzieć, że ekipa Mykoli Kisa od połowy seta się ‘ogarnęła’, co skutkowało tym, że wygrali oni tę partię do 14. W przerwie pomiędzy setami widmo szóstej porażki z rzędu zajrzało w oczy graczom ACTIVNYCH. Po dość wyrównanym początku ACTIVNI zdołali odjechać na kilka punktów swoim rywalom dzięki kąśliwej zagrywce Nazara Krustkevycha. Wypracowana przewaga była konsekwentnie utrzymywana do końcówki seta, w której Range Soft zdołał wyjść na prowadzenie 19-18. Gdy wydawało się, że drużyna Mykoli Kisa sięgnie po kolejne zwycięstwo, szalenie istotny punkt zdobył najlepszy na placu – Jarosław Szmigielski. Ostatecznie, partia ta zakończyła się wygraną ACTIVNYCH do 19. Decydujący set zaczął się lepiej dla Range Soft. ACTIVNI mieli gigantyczne problemy z przyjęciem zagrywki rewelacyjnie dysponowanego tego dnia rozgrywającego „Żółto-czarnych” – Antona Hukasova. Wreszcie, po kilku asach udało się zrobić przejście. Z biegiem trwania tej partii ACTIVNI zaczęli grać swoją siatkówkę. Kulminacyjnym punktem seta był kierunkowy atak palcami wspominanego wcześniej MVP spotkania, który sprawił, że drużyna Artura Kurkowskiego wyszła na prowadzenie 12-7. Tego nie dało się już zepsuć. Po burzy zawsze przychodzi słońce. ACTIVNI Gdańsk czekali na nie długi miesiąc.
Omida Team – PROtotype Volleyball 2-1 (21-13; 21-10; 16-21)
Omida Team liczyła w środowy wieczór na komplet punktów. Do momentu rozpoczęcia spotkania drużynie Konrada Gawrewicza sztuka ta w obecnym sezonie udała się zaledwie raz. Stało się to w meczu przeciwko drużynie Speednetu, do którego doszło 21 września. Wygrana za 3-0 w meczu z PROtotype sprawiłaby, że drużyna ‘Logistyków’ zrównałaby się liczbą punktów z liderem – Volley Gdańsk. Zacznijmy opis meczu nietypowo i zdradźmy od razu wynik. Omida Team wygrała spotkanie w stosunku 2-1 i z pewnością może czuć ogromny zawód. Ten jest tym większy, że po dwóch pierwszych setach nic nie wskazywało na to, że PROtotype Volleyball mógłby wyrządzić ‘Logistykom’ jakąkolwiek krzywdę. Początek meczu nie zwiastował, że w dwóch pierwszych partiach Omidzie pójdzie tak łatwo. Od początku obie drużyny trzymały przyjęcie, co skutkowało dobrą grą na siatce. Im bliżej końca seta, tym bardziej Omida nabierała wiatru w żagle i ich rywale zwyczajnie nie wytrzymali tempa rozgrywki. Przebieg drugiego seta był analogiczny jak tego pierwszego z tą tylko różnicą, że w drużynie Omidy zobaczyliśmy inną parę przyjmujących. Cała czwórka zaprezentowała się na przestrzeni dwóch setów naprawdę bardzo dobrze. Przed trzecim setem wydawało się, że wygrana Omidy za komplet punktów jest kwestią czasu. Przyjęcie, które w dwóch pierwszych setach było bronią Omidy, tym razem było ich największym problemem. Wypracowana na początku przewaga PROtotype stała się niemożliwa do nadgonienia i w meczu doszło do podziału punktów. Z takiego obrotu sprawy, mimo przegranej bardziej zadowoleni mogą być gracze Tomasza Nurzyńskiego
Trójmiejska Strefa Szkód – AVOCADO friends 3-0 (21-19; 21-17; 21-14)
Po wtorkowej zapowiedzi tego spotkania spotkaliśmy się z głosami, że pomyliliśmy się z wyborem faworyta. Jako typ Redakcji wskazaliśmy bowiem Trójmiejską Strefę Szkód i nie przeszkadzało nam bynajmniej to, że drużyna zanotowała serię czterech porażek z rzędu. Nasze przekonanie wynikało z faktu, że wiedzieliśmy, że w drużynie są ogromne pokłady jakości i kwestią czasu było, kiedy to odpali. Cóż, po wtorkowym spotkaniu wiemy już, że odpaliło właśnie w meczu z AVOCADO friends. Wygrana meczu w stosunku 3-0 wyraźnie pokazuje, która z drużyn była we wtorkowy wieczór lepsza. Sam mecz przypominał nam nieco kreskówkę sprzed lat, kiedy to Tsubasa Ozora rywalizował z Kojiro Hyuga. W przypadku Trójmiejskiej Strefy Szkód o miano tego najlepszego rywalizowali we wtorkowy wieczór Dominik Błoński i Piotr Czajkowski. Zarówno jeden jak i drugi gracz mieli swoje potężne argumenty do tego, aby zostać wybranym graczem spotkania. Kiedy jeden z nich był genialny, drugi był doskonały. Kiedy jeden z nich był wybitny, drugi był… ok, wiecie o co chodzi. Koncert w wykonaniu tego duetu mógł sprawić, że Trójmiejska Strefa Szkód nie miałaby powodów do zmartwień. Niestety, w trzecim secie nieprzyjemnej kontuzji stawu skokowego nabawił się Patryk Pleszkun i sytuacja ta dość wyraźnie odbiła się na humorach graczy, którzy po zakończonym spotkaniu podeszli wesprzeć swojego kontuzjowanego kolegę. Na koniec słówko o AVOCADO. Drużyna ‘Wegan’ przegrywa drugie spotkanie w historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Przełknięcie tej pigułki goryczy nie przyszło im łatwo. Po zakończonym spotkaniu przez kilkadziesiąt minut drużyna rozmawiała jeszcze na parkiecie o przyczynach porażki.