Za nami pełne emocji, poniedziałkowe granie. Po kapitalnym meczu, Old Boys ograło Mistrza SL3 – Eko-Hurt i zapewniło sobie grę w grupie mistrzowskiej. W trzeciej lidze, kolejne zwycięstwo za komplet punktów zgarnęła ekipa Challeners. W grupie B, Wolves Volley ograli z kolei lidera rozgrywek – Team Spontan. Zapraszamy na podsumowanie!
Wolves Volley – Team Spontan 2-1 (21-19; 14-21; 21-18)
Nie tak miał wyglądać ten wieczór. Do pewnego momentu wszystko w kontekście Spontana wydawało się być idealne. Drużyna Piotra Raczyńskiego wygrywała mecz za meczem, inkasując przy tym komplet oczek. To z kolei sprawiło, że wskoczyli oni na fotel lidera i sporo osób zaczęło postrzegać ‘Pomarańczowych’ jako głównego pretendenta do mistrzostwa. Dość istotne było również to, że ich główny rywal – Fux Pępowo zaczął w ostatnim czasie gubić punkty. Wobec tego – plan ‘Spontanicznych’ był oczywisty – ograć ‘Watahę’ i w świetnych nastrojach oczekiwać kolejnych spotkań. Jak możecie się domyślać – gówno z tego wyszło. Już na samym początku seta, ‘Wilki’ pokazały, że też mają chrapkę na tryumf. Pierwszy set to dobra gra ‘Wilków’, którzy na przestrzeni seta zbudowali sobie przewagę 15-11. Choć z czasem Spontan doprowadził do wyrównania po 19, to ostatnie słowo należało do ‘Watahy’, która asem serwisowym Karola Ciechanowicza zapewniła sobie pierwszy punkt w meczu. Środkowa odsłona to dość jednostronne widowisko i trzeba przyznać, że w tej partii ‘Spontaniczni’ nie pozwolili swoim rywalom na zbyt wiele. Po wyrównanej pierwszej części (11-10), ‘Wataha’ popełniła serię błędów, po których ‘Pomarańczowi’ objęli prowadzenie 19-12 i po chwili doprowadzili do wyrównania. Ostatni ‘rozdział’ rywalizacji to zacięta walka do stanu po 12. Po trzech atakach Tomasza Głębockiego, zespół w czarnych strojach odskoczył rywalom na trzy oczka (15-12) i nie dał już sobie wydrzeć wygranej sprzed nosa (21-18).
APV Gdańsk – Craftvena 2-1 (23-25; 21-16; 22-20)
W magazynie podsumowującym poniedziałkową kolejkę, Pani Agnieszka stwierdziła, że był to mecz dla koneserów. Nie do końca się z tym zgadzamy, bo owszem – jakość nie stała być może na najwyższym poziomie, ale jednego temu spotkaniu nie można odmówić. Do samego końca nie było wiadomo, która z drużyn wygra, a takie mecze są najlepsze. Choć mecz lepiej rozpoczęli gracze Craftveny (13-6), to z czasem niesieni dopingiem gracze APV doprowadzili do wyrównania po 16. Dalsza część seta to wyrównana walka punkt za punkt. Ostatecznie po bloku oraz ataku Karola Fidurskiego, Craftvena ‘wróciła z dalekiej podróży’ i wygrała premierową odsłonę do 23. Środkowa partia rozpoczęła się od stanu po 7. Po kilku punktach Grzegorza Żyły-Stawarskiego oraz Konrada Piotrowskiego, APV odskoczyło swoim rywalom na pięć oczek (13-8). Od tego momentu aż do końca, team ze skrzydłami w logo utrzymywał rywala na bezpieczny dystans i wygrał seta do 16. Ostatnia partia rywalizacji rozpoczęła się niemal identycznie jak premierowa odsłona. Po sporej liczbie błędów w wykonaniu APV, zespół ‘Rzemieślników’ objął prowadzenie 11-5. Podobna była również środkowa część seta, w której Craftvena roztrwoniła to, co zdołała zbudować. Po bardzo słabym fragmencie Craftveny, APV objęło prowadzenie 13-12. W dalszej części byliśmy świadkami wyrównanej walki punkt za punkt, która skończyła się finalnie wygraną partii przez APV do 20.
Volley Surprise – Pekabex 3-0 (21-3; 21-7; 21-5)
Zgodnie z zapowiedziami przedmeczowymi Volley Surprise wciąż nie może być pewne utrzymania w trzeciej klasie rozgrywkowej. W związku z tym planem, który był absolutnym minimum na poniedziałkowy dzień meczowy było zgarnięcie co najmniej czterech oczek. Trzy z nich miały zasilić konta Volley Surprise po meczu z ‘czewoną latarnią ligi’ – drużyną Pekabex. Choć w naszych oczach ‘Słupszczanie’ byli zdecydowanym faworytem spotkania to jednak z przeszłości nie trudno było nam wskazać mecze, w których mieli obowiązek wygrać, a finalnie zawodzili. Tym razem była inna skala i w związku z tym o żadnej sensacji nie mogło być mowy. Po kilku świetnych zagrywkach Daniela Trzecińskiego, tablica wyników wskazywała na…15-1 dla Volley Surprise. Cierpienie drużyny skutecznym atakiem przerwał po chwili Sylwester Król (15-2). Marne to jednak pocieszenie – Pekabex w dalszej części seta był tylko tłem dla rywali i zasłużenie przegrał tę partię do 3. Nieco lepiej ‘biało-zieloni’ zaprezentowali się w środkowej odsłonie. Co ciekawe, kilka wymian od pierwszego gwizdka Volley prowadził z rywalem zaledwie dwoma oczkami (7-5). Biorąc pod uwagę to, co działo się w premierowej odsłonie mogło to wydawać się nieco dziwne. Boiskowe anomalie, Volley Surprise postanowił przerwać w dalszej części seta, w której raz po raz sunął z kolejnymi atakami dającymi im punkt. Ostatecznie, faworyzowana drużyna wygrała drugiego seta do 7. Ostatnia partia nie przyniosła nam zmiany oblicza spotkania. Volley jak kiwał – tak kiwał dalej, a Pekabex niezbyt dobrze sobie z tym radził. Dominacja Volleya była zresztą nie tylko na tej płaszczyźnie. Stąd, wynik trzeciego seta do 5 nie mógł przesadnie dziwić.
Chilli Amigos – Bayer Gdańsk 0-3 (8-21; 15-21; 18-21)
Zestawiając ze sobą te dwie drużyny, trudno nie nawiązać do historii, w której to właśnie przy Chilli Amigos, Bayer Gdańsk stawiał pierwsze kroki w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Owszem, od tamtego czasu składy obu drużyn się mocno zmieniły, ale zmiana, która najbardziej rzuca się w oczy to poziom pierwszego meczu obu drużyn versus tego, co oglądamy aktualnie. Przypomnijmy, że wspominane przez nas pierwsze spotkanie wygrała ekipa ‘Aptekarzy’. Z czasem ‘układ sił’ w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta się dość mocno zmienił. Dowodem tezy nie jest nawet to, że dziś to Bayer jest zdecydowanie mocniejszą drużyną niż Chilli. Bardziej na myśli mamy to, że ‘Papryczki’ nie są aktualnie drużyną, która jest w stanie nawiązać walkę z ligowymi środkiem tabeli. Co ciekawe – mimo, że Chilli w ostatnim czasie zawiodło tyle razy to nadal uważamy, że gracze w czerwonych strojach potrafią grać zdecydowanie lepiej. Aktualnie są po prostu w fatalnej formie i aż dziw bierze, że wygrali oni spotkanie z Pekabexem. W poniedziałkowy wieczór nie pomogli również nowi gracze, którzy zostali dopisani do składu ‘Amigos’. Jeśli chodzi o Bayer Gdańsk to ‘Aptekarze’ wygrali właśnie trzecie spotkanie z rzędu i wciąż liczą się walce o piąte miejsce w lidze. Biorąc pod uwagę terminarz – jest to bardzo prawdopodobny scenariusz.
Złomowiec Gdańsk – Oliwa Team 3-0 (21-19; 21-12; 22-20)
Patrząc na to ile historycznie trzeba było zdobywać punktów do tego by się utrzymać – Oliwa jest już w trzeciej lidze. Ok, matematyczne szanse team Dawida Karpińskiego wciąż ma, ale umówmy się – to się nie wydarzy. Mimo wszystko uważamy, że Oliwa w obecnym sezonie miała swoje momenty. Tak było chociażby w pierwszym i trzecim secie rywalizacji z faworyzowanym Złomowcem. Choć od początku spotkania to team Witolda Klimasa uzyskał przewagę (10-6), to z czasem przewaga ‘Miedziowych’ stopniała do zaledwie jednego oczka (18-17). W końcówce Oliwa popełniła jednak błąd, który sprawił, że seta wygrali faworyci (21-19). Środkowa odsłona to najmniej interesująca partia w meczu. Od samego początku seta Oliwa nie potrafiła wskoczyć na taki poziom, jaki prezentowała w premierowej odsłonie. Gracze w zielonych strojach popełniali w tej partii mnóstwo błędów, co w połączeniu z dużo większą jakością po przeciwnej stronie siatki sprawił, że Złomowiec wygrał do 12. Ostatni set to zdecydowanie najciekawszy fragment meczu. Przez długi czas zapowiadało się na to, że faworyzowana ekipa dołoży po chwili trzeci punkt w meczu. Po ataku Krzysztofa Kopernika było bowiem 16-11 dla Złomowca. Sytuacja uległa jednak zmianie w momencie, w którym Oliwa zrobiła przejście i na zagrywkę wszedł atakujący – Mateusz Sadowski. Po świetnej i mocnej zagrywce ‘z góry’, Oliwa wyszła na prowadzenie 18-17. W dalszej części, zespół w zielonych strojach miał nawet setball (20-19), ale Złomowiec zdołał wyjść z opresji i przechylił szale na swoją korzyść (22-20).
Volley Surprise – Inter Marine Masters 1-2 (21-19; 24-26; 19-21)
Nie ukrywamy, że nie robiliśmy sobie większych nadziei na to, że mecz może okazać się jednym z najciekawszych spotkań w trzeciej lidze w obecnym sezonie. Spotkanie rozpoczęło się od prowadzenia faworyta (9-3), który z czasem zaczął popełniać sporo błędów. Po jednym z nieporozumień, w którym dwóch graczy wzięło się za rozegranie, Inter Marine błyskawicznie roztrwoniło wypracowaną przewagę (9-9). Dalsza część seta to chaos, a to po jednej, a to po drugiej stronie siatki. W takich okolicznościach doszliśmy do momentu, w którym na tablicy wyników widniał remis po 19. Końcówka seta to lepszy fragment Volleya, który po kiwce Daniela Trzecińskiego i błędzie jednego z rywali – wygrali partię do 19. Środkowa odsłona to prawdziwa wojna na wyniszczenie. Choć odsłonę, podobnie jak tę pierwszą lepiej rozpoczęli ‘Mastersi’ (9-4), to z czasem dobrze grający team ze Słupska objął prowadzenie 14-12, w czym bardzo duży udział miał Jakub Klimik. Po jednym z ataków wspomnianego gracza, Volley Surprise miało piłkę meczową, której ani w tym momencie, ani przy stanie 21-20 nie udało im się wykorzystać. Jako, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić – po kilku wymianach, Inter Marine doprowadziło do wyrównania w setach (26-24). Ostatnia partia to kontynuacja ciekawego spotkania, w której do samego końca nie było wiadomo, która z drużyn wygra. Partia ta, co było w meczu pewną normą, rozpoczęła się od prowadzenia zespołu w białych strojach (5-1). Podobnie jak w dwóch pierwszych odsłonach, jak szybko Inter Marine Masters wypracowali przewagę, tak szybko ją roztrwonili (7-7). Dalsza część seta to optyczna przewaga ‘Mastersów’, którzy nie potrafili jednak udokumentować swojej przewagi na tablicy wyników. Ilekroć im się to udawało, to grająca ‘wesołą siatkówkę’ drużyna przeciwna, doprowadzała do wyrównania (17-17). Końcówka to nieco więcej ‘zimnej krwi’ zespołu w białych strojach, która zapewniła im ósmą wygraną w sezonie Wiosna’24.
KRUK Volley – BL Volley 0-3 (16-21; 11-21; 19-21)
O ile w kruczym obozie tliła się przed meczem myśl, że może uda im się utrzymać, tak w poniedziałkowy wieczór plany te zostały wyrzucone do kosza. Porażka w stosunku 0-3 sprawia, że Kruk na cztery mecze przed końcem sezonu okupuje przedostatnie miejsce w tabeli i tylko cud mógłby sprawić, że się z tego wykaraskają. Poniedziałkowa konfrontacja rozpoczęła się bez zaskoczeń. Po punktach Wojciecha Łuczkowa oraz Tomasza Grudnia, ‘Tygrysy’ objęły prowadzenie 12-7. Dalsza część seta upłynęła dość spokojnie. Ani BL nie musiało się specjalnie silić, by prowadzenie utrzymać, ani Kruk Volley nie wyrażał chęci by oszukać przeznaczenie. Po chwili mieliśmy zatem wynik 21-16, po którym nastąpiła zmiana stron. Środkowa partia to spore problemy w przyjęciu w obozie Kruków. Po dwóch asach serwisowych Adama Czapnika, BL objął prowadzenie 9-4. Dalsza część seta to kontynuacja sporej dysproporcji pomiędzy drużynami, która zakończyła się wynikiem 21-11 dla faworyzowanych ‘Tygrysów’. Ostatni set rywalizacji to wreszcie partia, w której zaczęło się coś dziać. Po bardzo dobrym fragmencie Kruków, zespół Jakuba Florczaka prowadził 11-6 i był naprawdę bliski wygrania seta. Po chwili, ‘Tygrysy’ się ogarnęły i po ataku Bartosza Zdunka, doprowadzili do wyrównania po 16. Choć w końcówce po dwóch atakach z rzędu Oliwiera Rymszy, BL miał jeszcze swoją szansę, to finalnie – punkt za ostatni set zasilił konta ekipy BL Volley.
EKO-HURT – Old Boys 1-2 (19-21; 14-21; 21-14)
Pamiętacie jak w jednym z pomeczowych podsumowań wspominaliśmy o sygnale odjeżdżającego pociągu w wykonaniu Mateusza Chyla? Wówczas wydawało nam się, że to właśnie ‘Hurtownicy’ zajęli miejsca w wygodnym i komfortowym wagonie prowadzącym do kolejnego mistrzostwa. Jak się okazało – chyba nam się wszystko pomieszało. Wspomniany pociąg zdaje się bowiem nabierać coraz większych prędkości i co gorsze dla Eko-Hurtu – ci zdaje się, że zostali na peronie. Poniedziałkowy wieczór miał być bowiem rehabilitacją za nieudane spotkanie z Merkurym z minionego tygodnia. Pierwszy set zdawał się iść po ich myśli. Po jednym z ataków Marcina Radziewicza, Eko-Hurt prowadził bowiem 15-12 i byli na dobrej drodze do wygranej seta. Tuż po chwili, trzy bardzo ważne punkty dla zespołu w białych strojach zdobył jednak będący w świetnej formie Sebastian Konarzewski, a to dało drużynie ‘Dziadków’ wyrównanie po 16. Ci nie zamierzali się jednak zatrzymywać i po chwili cieszyli się z bardzo cennego punktu. Ten oznaczał, że jeśli drużynie Bartłomieja Kniecia uda się wygrać drugą lub trzecią odsłonę to wskoczą do grupy mistrzowskiej. Środkowa partia układała się dla drużyny z Pruszcza Gdańskiego idealnie. W połowie seta, Old Boys prowadzili już 10-6 i warto tu zaznaczyć, że w wyniku prócz świetnej gry, pomogli Old Boysom również gracze Eko-Hurt, którzy bez Igora Ciemachowskiego wyglądają…bezradni. Dalsza część seta to w pełni zasłużone punkty teamu w białych strojach, który wygrał finalnie do 14. Ostatnia odsłona to marne, ale jednak pocieszenie dla Eko-Hurt. Po zrealizowaniu celu i awansu do grupy mistrzowskiej, Old Boysi zdawali się być już nasyceni i nie parli oni po trzeci punkt w meczu. To w połączeniu z lepszą grą Eko-Hurtu dało nam finalnie podział punktów w meczu.
Challengers – Inter Marine Masters 3-0 (21-17; 21-18; 21-16)
Hit Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Nie dość, że w meczu mierzyły się ekipy, które doskonale się znają i od wielu lat rywalizują, to na dodatek było to spotkanie pomiędzy drużynami, które w obecnej kampanii jeszcze nie przegrały. W naszym odczuciu faworytem spotkania pozostawali gracze Wojciecha Lewińskiego, którzy jak do tej pory byli niczym tornado i demolowali wszystko, co stało na ich drodze. Nieco poważniejszym wyzwaniem miało być dla nich spotkanie z Inter Marine Masters. Od początku spotkania to właśnie lider rozgrywek objął inicjatywę. Po bloku Bartłomieja Dzierzęckiego, lider rozgrywek objął prowadzenie 15-11 i po krótkiej chwili – cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Drugi set rozpoczął się bardzo ciekawie i taki stan rzeczy – trwał do niemal samego końca. Od pierwszego gwizdka sędziego w tej partii, obie drużyny prowadziły wyrównana walkę, która zaprowadziła nas do stanu po 16. Dalsza część seta to skuteczne ataki Grzegorza Boguszewskiego czy najjaśniejszej postaci spotkania – Mariusza Kuczki (21-18), po których cieszyli się oni z drugiego punktu w meczu. Ostatnia odsłona miała pokazać to czy Challengers sięgną po dziesiąty komplet oczek w sezonie. Od niemal samego początku gracze w ‘granatowo-różowych’ barwach objęli prowadzenie 6-3. Co ciekawe, mniej więcej taka przewaga utrzymywała się do samego końca.