Za nami środowa seria gier, w której nie brakowało emocji. W pierwszej lidze, kapitalną dyspozycję potwierdzili gracze Eko-Hurt, którzy po wygranej z Trójmiejską Strefą Szkód, zameldowali się na pierwszym miejscu. W najciekawszym meczu drugoligowym, dość nieoczekiwanie Gonito Volley ograło Team Spontan, nie pozwalając im przy okazji na zdobycie ani jednego punktu. W trzeciej lidze, pierwszy punkt w sezonie stracili z kolei gracze Chilli Amigos. Zapraszamy na podsumowanie.
CTO Volley – BH Rent MiszMasz 3-0 (21-11; 21-12; 21-8)
To już powoli przestaje być zabawne. Pośmialiśmy się, podroczyliśmy, ale uwierzcie. Zrobić opis meczu CTO Volley w drugoligowych rozgrywkach jest prawdziwym horrorem. Przecież opis każdego spotkania mógłby wyglądać tak samo, z tą tylko różnicą, że wynik w nagłówku byłby inny. Obecnie wydaje się, że CTO uprawia inną dyscyplinę sportu niż pozostałe drużyny w ligowej stawce. Czasami wygląda to tak, jakby Pan od włefu w szkole podstawowej postanowił zepsuć zabawę uczniom i wziął udział w konkursie siłowania się na rękę. Przed spotkaniami graczy w pomarańczowych nie zastanawiamy się czy CTO wygra, nie zastanawiamy się nawet czy wygrają do zera. Zastanawiamy się, czy przeciwnik zdoła ugrać w każdym z setów dziesięć oczek. Drużynie BH Rent MiszMasz z dyszki udało się wyjść dwukrotnie. Kto wie, czy nie udałoby się im również w trzeciej odsłonie, gdyby w składzie drużyny wystąpił absolutny lider drużyny – Mateusz Berbeka. Gracz ten w związku z kontuzją musiał odpuścić jednak mecz. W związku z tym MiszMasz musiał nieco przemodelować swoją taktykę i kilku graczy zobaczyliśmy na nietypowych dla siebie pozycjach. Podsumowując spotkanie – dla CTO był to kolejny nudny dzień w biurze. MVP spotkania wybrany został Mikołaj Skotarek. Na ten moment nikt jeszcze nie wiedział, jak ten atakujący zagra w drugim meczu…
Trójmiejska Strefa Szkód – Eko-Hurt 0-3 (16-21; 20-22; 15-21)
Zgodnie z tym, o czym pisaliśmy w przedmeczowej zapowiedzi, w siedzibie Trójmiejskiej Strefy Szkód przed meczem z Eko-Hurt zamontowano drzwi obrotowe. Ze stałego składu, w związku z kontuzjami czy sprawami zawodowymi wypadli Piotr Watus, Łukasz Arciszewski, Marcin Dylowicz oraz Kamil Romański. Na ich miejsce, na placu gry zameldowali się nowi/starzy gracze w TSS-ie – Patryk Pleszkun oraz Kacper Buczkowski. Ponadto, na sypie zobaczyliśmy debiutującego w drużynie Marcina Jarosławskiego. Jak pech to pech. Nie dość, że zespół boryka się z problemami kadrowymi to na dodatek, już w pierwszym secie, kontuzji mięśnia dwugłowego nabawił się Patryk Pleszkun. W związku z tym, do końca meczu TSS musiał radzić sobie w szóstkę graczy. Patrząc na sprawę uczciwie trzeba Eko-Hurtowi oddać, że radził sobie od TSS-u lepiej, niezależnie od tego, czy ten grał w szóstkę czy siódemkę zawodników. Początek spotkania rozpoczął się idealnie dla ‘Białych’. Po punktowej zagrywce Pawła Dawczaka oraz ataku będącego w dobrej dyspozycji Sebastiana Rydygera, Eko-Hurt prowadził już 10-5. Przewaga wypracowana przez ‘Hurtowników’ wystarczyła do tego, by kontrolować przebieg seta i wygrać go do 16. O ile w pierwszym secie poszło stosunkowo gładko, tak w drugim Eko-Hurt miał prawdziwe ‘ciężary’. W pewnym momencie, po bloku oraz ataku Kacpra Buczkowskiego, Trójmiejska Strefa Szkód objęła prowadzenie 15-12. Po chwili Eko-Hurt zdołał doprowadzić jednak do wyrównania (15-15) i do samej końcówki mieliśmy walkę punkt za punkt. W końcówce więcej zimnej krwi zachowali jednak ‘Hurtownicy’ i po bloku Konrada Gawrewicza wygrali seta do 20. Ostatnia odsłona nie była już tak emocjonująca jak środkowa partia. Po w miarę wyrównanej pierwszej połowie seta, w drugim więcej jakości zademonstrowali zawodnicy Eko-Hurt i wygrali seta do 15, a cały mecz 3-0. Dzięki kapitalnemu początkowi, gracze Konrada Gawrewicza rozsiedli się w fotelu lidera. Jeśli chodzi o TSS, najwyższy czas wziąć się do roboty.
Dream Volley – Dziki Wejherowo 3-0 (21-18; 21-17; 21-16)
Mimo, że w zasadzie kończymy czwarty tydzień rozgrywek to przed spotkaniem z Dzikami Wejherowo drużyna Dream Volley miała rozegrane na swoim koncie zaledwie jedno spotkanie. Na inaugurację, Dream Volley ograł innego z beniaminków – drużynę Allsix by Decathlon. W swoim drugim meczu zdawało się, że zadanie będzie nieco bardziej wymagające. Nie dość, że Dziki Wejherowo wygrały spotkanie z Allsix by Decathlon to kiedy już przegrywały z faworyzowanymi drużynami, prezentowały się naprawdę dobrze. Jako, że bardzo rzadko chwalimy drużyny, które przegrywają uwierzcie – coś musi być na rzeczy. Zanim rozpoczął się mecz, mieliśmy swoiste deja vu. Dziki jak to Dziki, wpadły na salę spóźnieni, przez co nie dość, że opóźnił się ich mecz to w dodatku kolejne, które były zaplanowane na późniejszą godzinę. Spotkanie rozpoczęło się od wysokiego prowadzenia Dream Volley (5-1, a następnie 9-3). Gdy wydawało się, że jest już w zasadzie pozamiatane, coraz lepiej zaczęli sobie radzić gracze w czerwonych koszulkach i sobie tylko znanym sposobem zdołali doprowadzić do wyrównania (16-16). Końcówka należała jednak do Dream Volley, w czym ogromny udział miał Jakub Perżyło, który w krótkim odstępie czasu dał swojej drużynie trzy oczka i walnie przyczynił się do wygrania seta do 18. W drugim secie, Dziki również prezentowały się korzystnie. W pewnym momencie prowadzili nawet (14-11), ale finalnie, otrzaskana z ligowymi zmaganiami ekipa Dream Volley najpierw doprowadziła do wyrównania (15-15), a następnie wygrała seta do 16. Ostatnia partia rozpoczęła się od wysokiego prowadzenia Dream Volley (12-5). Tak pokaźna zaliczka wystarczyła do tego, aby kontrolować przebieg seta. Nieco nerwowo zrobiło się pod koniec, kiedy siedmiopunktowa przewaga (18-11) stopniała do dwóch oczek (18-16), ale po chwili kropkę nad ‘i’ postawił Dariusz Tomaszewski i Dream Volley mógł cieszyć się z drugiego kompletu punktów w sezonie Jesień’21.
Bombardierzy – Speednet 2 3-0 (21-9; 22-20; 21-8)
Po dwutygodniowej przerwie od prawdopodobnie najlepszego meczu Speednetu 2 w historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta, ‘Różowi’ w środowy wieczór wrócili do gry. W zapowiedzi przedmeczowej wskazaliśmy, że dla ‘Programistów’ tak długa przerwa była najgorszą rzeczą, jaka mogła się wydarzyć. Jesteśmy niemal przekonani, że gdyby mecz z Bombardierami został rozegrany tydzień temu, wynik spotkania mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Dodatkowo, ‘Programistom’ z pewnością nie pomógł fakt, że w drużynie zabrakło Piotra Przywieczerskiego, który umówmy się – do trzecioligowych parkietów pasuje jak świni siodło. Po drugiej stronie siatki istniała obawa, że w meczu nie wystąpi lider drużyny – Michał Dąbrowski. Ostatecznie, gracz ten dotarł do Ergo Areny, co ‘Programiści’ mieli okazję poczuć na własnej skórze. W pierwszym secie gracz ten do spółki z debiutującym w SL3 Rafałem Wróblewskim odbierali wręcz chęć do życia. Nie wiemy, czy wynikało to z zapowiedzi przedmeczowej, a raczej typu Redakcji, ale Bombardierzy wręcz gnoili swoich rywali, by ostatecznie wygrać seta do 9. Dziwny to był mecz. Jak bowiem wytłumaczyć to, co wydarzyło się w drugim secie i zestawić go z pozostałymi? Owszem, rozumiemy rotację w składzie, ale mimo wszystko. W drugim secie Speednet zaprezentował zdecydowanie lepszą siatkówkę. W pewnym momencie zwietrzyli oni szansę na wygranie seta. ‘Programiści’ byli wręcz przemotywowani. Tak było, kiedy przy stanie 11-11 doszło do nieporozumienia w ekipie ‘Różowych’, w efekcie którego wywiązała się między nimi sprzeczka, która zaowocowała dwoma żółtymi kartonikami. Mimo tej sytuacji, Speednet nie przestawał dobrze grać. W końcówce ‘Różowi’ stanęli przed szansą wygrania dwóch piłek setowych. Misterny plan wybił im z głowy Michał Dąbrowski oraz…oni sami. Po dwóch błędach w ataku, seta wygrali Bombardierzy. Trzecia partia nie stała już na zbyt wysokim poziomie. Może inaczej. Na trzeciego seta wyszła jedna drużyna, która wygrała go do 8, a cały mecz 3-0.
CTO Volley – Dream Volley 3-0 (21-13; 21-15; 21-9)
Spotkanie z Dream Volley anonsowaliśmy jako najtrudniejsze, z dotychczasowych spotkań drużyny CTO w drugoligowych rozgrywkach. Czy tak faktycznie było? Cóż, jest to sprawa dyskusyjna. Dream Volley miał w tym spotkaniu swoje pięć minut i co do tego wątpliwości nie mamy. Z drugiej strony, kiedy CTO podkręcało tempo to gracze Mateusza Dobrzyńskiego nie mieli zbyt dużo do powiedzenia. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od prowadzenia graczy w pomarańczowych trykotach. Co ciekawe, przy stanie 8-2 dla CTO, pięć punktów na swoim koncie miał Mikołaj Skotarek. W dalszej części seta przewaga CTO była na tyle duża, że w powietrzu pachniało meczem z Nielotami. Ostatecznie, rozmiary porażki zmiejszył środkowy Dream Volley – Jacek Kalwas, który był tak nakręcony na to spotkanie, że przybył na salę…we wtorkowy wieczór. Serio. Drugi set rozbudził w nas nadzieje, że nie będzie on jak wszystkie dotychczasowe. Obie drużyny od początku seta zdobywały punkt za punkt. CTO Volley zdołało wyjść na dwupunktowe prowadzenie dopiero przy stanie 14-12. Końcówka seta należała już do faworytów, którzy wygrali tę partię do 15. Ostatnia odsłona wyglądała już tak, jakby gracze CTO spieszyli się na domu. ‘Oranje’ ogolili w nim swoich rywali do 9. Wartym odnotowania faktem jest to, że po raz drugi tego dnia, najbardziej wartościowym graczem meczu został Mikołaj Skotarek, który zdobył dla swojej drużyny 21 punktów. KOSMOS.
DNV S*M*A*S*H – Chilli Amigos 0-3 (14-21; 19-21; 6-21)
Do tej pory sądziliśmy, że Polską stolicą papryki jest miejscowość leżąca w województwie mazowieckim – Potworów. Okazuje się jednak, że fakt, że w środowy wieczór drużyna Chilli grała dwa spotkania oraz to, że byliśmy umówieni na zdjęcie drużynowe sprawił, że w Ergo Arenie pojawili się wszyscy gracze drużyny. Dodatkowo, ‘Amigos’ zadbali o Panią Agnieszkę ofiarowując jej koszulkę Chilli. Przed pierwszym meczem atmosfera była kapitalna. Wydawało się bowiem, że Chilli są w stanie sięgnąć w środowy wieczór po komplet punktów. Pierwszym rywalem drużyny Grzegorza Walukiewicza była drużyna DNV S*M*A*S*H. W przywoływanym przez nas wywiadzie, jedna z zawodniczek DNV wskazała, że punkty powinny wpaść w przyszłym tygodniu, czym niejako potwierdziła, że gracze z Gdyni nie liczyli na większy sukces z drużyną Chilli Amigos. Finalnie, drużyna DNV S*M*A*S*H faktycznie przegrała spotkanie 0-3, ale zaprezentowali się w nim naprawdę przyzwoicie. W drugim secie DNV było bardzo bliskie tego, aby zdobyć pierwszy punkt w sezonie. Ostatecznie sztuka ta, podobnie jak w meczu z Portem się nie udała. Jesteśmy jednak przekonani, że rosnąca z meczu na mecz forma przyniesie wreszcie skutek. Na koniec słówko o Chilli. Po spotkaniu gracze w czerwonych koszulkach podkreślali, że prawdopodobnie wynika to z niekorzystnej fazy księżyca, ale to nie był ich dzień. Jak się później okazało, coś w tym było.
Gonito Volley – Team Spotnan 3-0 (21-15; 21-17; 21-17)
Wiecie, co tygryski lubią najbardziej? To też, ale nie tym razem. Lubią wygrywać. Radość, jaka zapanowała po meczu w zespole Gonito była zajebista. Wiemy, że trudno w to uwierzyć, ale Redakcji zdarza się robić czasem dobre uczynki. Przed meczem napisał do nas kapitan Gonito, czy nie dałoby rady wrzucić relacji live z tego spotkania. Okazało się, że był to bardzo dobry pomysł, bo samo spotkanie było ciekawe oraz nieszablonowe. Nie ukrywamy, że spodziewaliśmy się, że to wicemistrz poprzedniego sezonu wygra mecz. Z pewnością, na taki obrót sprawy liczyli zgromadzeni kibice Team Spontan. Kibice ci, nie przewidzieli jednak jednej rzeczy. No bez jaj, czy musimy to tłumaczyć? Co robi się gdy znajdzie się w pobliżu Tygrysa? Robi się wszystko, aby go nie wkurzyć. Hałas, tłum, obce środowisko może sprawić, że Tygrys się mocno zdenerwuje i rozszarpie napotkanego na drodze rywala. Tak właśnie wyglądało spotkanie ze Spontanem. Pisząc całkiem serio – Gonito Volley w środowy wieczór pokazało wyższość drużyny nad indywidualnościami. Ich przeciwnicy mieli tego dnia w swoich szeregach graczy, którzy spokojnie mogliby grać w pierwszej lidze. Jako drużyna nie wyglądali jednak zbyt dobrze. Jesteśmy niemal przekonani, że z czasem Team Spontan zaskoczy. Obecnie wydaje się, że potrzebują nieco więcej zgrania pomiędzy poszczególnymi zawodnikami. Jeśli chodzi o Gonito to z tego miejsca chcielibyśmy im serdecznie pogratulować. Lubicie polskie rapsy? Nawet jeśli nie to z pewnością znacie tekst Magika – ‘Nawet jeśli wszyscy już w Ciebie zwątpili – pokaż, że się mylili.’
Speednet – Sprężystokopytni & Kitku 2-1 (21-16; 24-22; 16-21)
Po czterech porażkach odniesionych na inaugurację – drużyna Sprężystokopytnych stanęła do rywalizacji ze Speednetem. W naszym odczuciu to Speednet był faworytem tego spotkania. Z drugiej strony, wiedzieliśmy o pewnych problemach kadrowych, które w ostatnim czasie spadły na drużynę. Dodatkowo, mimo że atmosfera w drużynie Sprężystokopytnych & Kitku nie należy w ostatnim czasie do najlepszych to jednak z tyłu głowy mieliśmy jedną rzecz. Chodzi o to, że mimo porażek ‘Niebiescy’ nie grali jakiejś totalnej padaki, na której myśl chciałoby się wymiotować. Uważamy, że przy odrobinie szczęścia, S&K mogłliby mieć spokojnie kilka punktów więcej. Przyspoilerujemy Wam trochę, ale w środowy wieczór, przy odrobinie szczęścia, ‘Niebiescy’ mogli wygrać. Pierwszy set rozpoczął się jednak lepiej dla czwartej siły poprzedniego sezonu. Po bloku powracającego do drużyny po dłuższej przerwie Kacpra Iwaniuka, Speednet objął prowadzenie 8-5. Od tego momentu, do samego końca seta, ‘Różowi’ nie wypuścili już wypracowanej zaliczki i wygrali partię do 16. Zdecydowanie więcej działo się w drugim secie. Ten rozpoczął się lepiej dla ‘Różowych’. Co ciekawe, pierwszy punkt w tej partii dla Speednetu został zdobyty przez debiutanta w SL3 – Sławka Janczaka, który kilkanaście sekund wcześniej wszedł na parkiet. Po kilku akcjach, Speednet objął prowadzenie 6-3. Kilkupunktowa przewaga utrzymała się do połowy seta, kiedy Sprężystokopytni doprowadzili do wyrównania 13-13. Gdy w końcówce seta Speednet prowadził 20-17 wydawało się, że za chwilę będzie ‘po zabawie’. Niestety dla ‘Różowych’, nieco inny plan na wieczór mieli ‘Niebiescy’, którzy po dwóch atakach Michała Szymańskiego doprowadzili do wyrównania (20-20). W końcówce przypomniała o sobie żywa legenda amatorskiej siatkówki na Pomorzu – Andrzej Masiak i Speednet wygrał seta do 22. Ostatnia odsłona należała do Sprężystokopytnych. ‘Niebiescy’ objęli prowadzenie (13-8) i dowieźli je do samego końca. Jeśli chodzi o cały mecz, nie sposób nie wspomnieć o licznych kontrowersjach sędziowskich, o które obie ekipy miały sporo pretensji. Tak czy siak. Speednet wygrywa trzecie spotkanie z rzędu. Jeśli chodzi o Sprężystokopytnych to sytuacja drużyny w tabeli zaczyna być bardzo niebezpieczna.
Bombardierzy – Chilli Amigos 1-2 (17-21; 19-21; 24-22)
Z pewnością nie tak miał wyglądać środowy wieczór w przypadku Chilli Amigos. ‘Papryczki’ miały przyjechać na salę, odpękać swoje, pośmiać się, pogadać, a na koniec z poczuciem spełnionej misji wrócić do domu. Cóż, gracze Grzegorza Walukiewicza wypełnili ten plan niemal w 100%. Do pełni szczęścia zabrakło im jednego – kompletu punktów. Z drugiej strony, spotkanie z ‘Bombardierami’ mogło zakończyć się dla nich w dużo gorszy sposób. O ile w pierwszym secie Chilli szybko objęło prowadzenie (10-3) i w miarę bezproblemowo wygrało, tak w drugim zaczęły się tzw. ciężary. Przez większość drugiej partii zarysowała się delikatna przewaga Bomardierów, którzy wyszli na kilkupunktową przewagę (10-8, 14-11 oraz 17-14). Gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że to Bombardierzy sięgną po drugiego seta, przebudzili się gracze Chilli. Po punktowych atakach aktywnego – Krzysztofa Gasperowicza, ‘Amigos’ zdołali doprowadzić do wyrównania, a następnie przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. To, co udało się drużynie Chilli Amigos w drugim secie, w trzecim już nie przeszło. Po bardzo emocjonującej trzeciej partii zakończonej grą na przewagi, po ostatni punkt sięgnęli gracze Bombardierów. Decydujący punkt asem serwisowym zdobył Dawid Piankowski. Na koniec warto podkreślić świetną atmosferę panującą w trakcie spotkania pomiędzy graczami obu drużyn. Podsumowując, zgodnie z tym, o czym pisaliśmy w zapowiedzi. W meczu pomiędzy Chilli a Bombardierami ponownie nie narzekaliśmy na nudę.
Brakuje statystyk z 3 seta między Evirent A TSS
Statystyki (ataki, bloki, asy) były ok. Brakowało setów (zamiast 3, zawodnicy mieli wpisane 2. Dzięki za info! 😉