Dzień: 2024-04-24

Fux Pępowo – Hapag-Lloyd

Strata jednego punktu przez graczy z Pępowa w meczu z Wolves Volley sprawiła, że team Andrzeja Pipki podszedł do spotkania z ‘Logistykami’ ze sportową złością. To rzecz jasna nie była dla ‘Pomarańczowych’ dobra wiadomość, bo była równoznaczna z tym, że Fux zagra w meczu ‘na pełnej’ i będzie chciał się zrehabilitować swoim sympatykom. To z kolei sprawiło, że samo spotkanie wyglądało zupełnie inaczej niż pierwszy mecz obu drużyn, po którym tak chwaliliśmy zespół Joanny Kożuch. Od początku środowej potyczki, Fux zdemolował swoich rywali zagrywką i już na półmetku seta, kiedy Fux prowadził 10-1, Tomasz Bychowski miał na swoim koncie…pięć asów serwisowych. Dalsza część seta to niestety kontynuacja bardzo słabego przyjęcia ‘Logistyków’, po którym albo rywale dopisywali punkt, albo w ostateczności kończyli freeballe oddane przez rywali. Wynik? 21-4 i zmiana stron. Po krótkiej przerwie, Hapag prezentował się już znacznie lepiej, choć trzeba przyznać, że o to akurat nie było zbyt trudno. Po kłopotach uwaga w…przyjęciu ostatniej drużyny w ligowej stawce, team z Pępowa prowadził 10-4. Wynik zawodów i jednoznaczna przewaga ‘Koniczynek’ sprawiły, że obie drużyny niespecjalnie się w dalszej części spinały. W taki sposób Fux dowiózł prowadzenie do końca (21-9). Ostatnia odsłona nie odmieniła losów spotkania. Gracze z Pępowa byli po prostu drużyną o dwie klasy lepszą, co zresztą udowodnili, wygrywając tę partię do 10, a cały mecz w stosunku 3-0.

Merkury – Eko-Hurt

W środowy wieczór napisała się piękna historia dla Merkurego. Do pewnego momentu obecnego sezonu można było kręcić nosem. Niby Merkury wygrywał, ale w kilku przypadkach tracił punkty w meczach, w których był zdecydowanym faworytem i wystarczyło nieco dokręcić śrubę rywalom. To oznaczało, że posiadający trzy punkty przewagi Eko-Hurt, gdyby wygrał środowe starcie mógłby powoli mrozić szampany. W naszym odczuciu, wygrana Merkurego była jedyną szansą na przedłużenie emocji w pierwszej lidze. I wiecie co? Tych z pewnością nie zabraknie. Pierwszy set rywalizacji mógł wprawić w zdumienie osoby, które były na bieżąco z wydarzeniami z pierwszej ligi w obecnej edycji. Merkury wskoczył na tak wysoki poziom, że Eko-Hurt kompletnie sobie z tym nie poradził. Dodatkowo czterokrotni Mistrzowie SL3 zmusili rywali do popełnienia takiej liczby błędów, której w zasadzie nie pamiętamy. Efekt? Falstart ‘Hurtowników’, którzy przegrali seta do 14. Jako, że w obecnym sezonie Eko-Hurt miał mecze, w których pierwszy set im nie wychodził, można było uznać, że w drugim sytuacja ulegnie zmianie. Nic bardziej mylnego. Choć pierwsza część partii była wyrównaną walką obu stron (10-10), to z każdą kolejną akcją Merkury rósł coraz bardziej. Po świetnej grze w bloku, Merkury objął prowadzenie 17-13, którego już nie wypuścił. Trzeci set to absolutnie kluczowa partia dla dalszych losów sezonu, czego zainteresowanym stronom nie trzeba tłumaczyć. Od początku karta sprzyjała aktualnemu Mistrzowi SL3, który zdawał się mieć najgorsze już za sobą. W końcówce team Konrada Gawrewicza prowadził już 19-16 i był o krok od wygrania seta. Ostatnie akcje to jednak Maciej Mozol SHOW, który zdobył dla swojej drużyny kilka punktów po atakach oraz blokach i postawił kropkę nad ‘i’ zapewniając ‘Granatowym’ trzy punkty w meczu. Jakby tego było mało, po chwili team Piotra Peplińskiego dopisał jeszcze dwa, a to za sprawą dokończonego meczu z CTO Volley. Nowy lider i majówka spędzona w kapitalnych nastrojach. Brawo!

Speednet 2 – Chilli Amigos

Nie ukrywamy, że mieliśmy spory problem z tym by napisać przedmeczową zapowiedź. No bo ile byśmy się nie nasilili to nie jesteśmy w stanie zakłamywać rzeczywistości. Nie będziemy przecież wiecznie pisać o tym, że Speednet jest faworytem takich pojedynków. To wie każdy. Nie będziemy też kłamać czy mydlić komuś oczy, że Chilli miało w spotkaniu jakiekolwiek szanse. Nie ten przeciwnik, nie te okoliczności i niestety nie te Chilli co dawniej. Jakby problemów ‘Papryczek’ było mało to w środowy wieczór mierzyli się oni z kolejnym problemem – kadrowym. Skład Chilli na spotkanie ze Speednetem liczył bowiem zaledwie sześciu graczy i jest to prawdopodobnie precedens. Przed spotkaniem myśleliśmy bowiem, że skoro Chilli dopisało dwóch graczy to miało w tym jakiś cel. Cóż, trudno nam to pojąć. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności – o punkcie czy choćby dobrym występie nie mogło być mowy. Drużyna Marka Ogonowskiego od samego początku usiadła rywalowi kolanem na grdyce i sprawiła, że ten nie mógł oddychać. To z kolei sprawiło, że nie mieli również możliwości by wyprowadzać samemu ataki. Na Boga, w ‘Amigos’ każdy jest aktualnie pod formą. Przecież często jest bowiem tak, że chłopaki z dobrej piłki walą w aut, a kiedyś na ich kontach byłby po prostu punkt. Czy znajdujemy jakiś, choćby maleńki pozytyw ich gry? Owszem, całkiem nieźle Chilli radziło sobie w obronie, ale cóż z tego skoro po chwili partaczyli kontry? Ok, zostawmy to. Jeśli chodzi o Speednet to można ograniczyć się jedynie do tego, że team Marka Ogonowskiego spełnił swoje zadanie i obecnie czeka na najważniejsze spotkania w sezonie.

Fux Pępowo – Wolves Volley

Jeśli nie teraz to kiedy? Od samego środowego poranka, wspomniane zdanie rezonowało w ‘Wilczych głowach’. ‘Wataha’ potraciła w obecnej kampanii tyle punktów, że o podium rozgrywek trzeba walczyć zdobywając punkty z głównym pretendentem do mistrzostwa. Początek spotkania to dobra jakościowa gra obu drużyn, która zaprowadziła nas do stanu po 10. W połowie seta, ‘Wilki’ wyraźnie obniżyły loty i w bardzo krótkim odstępie czasu, posłali trzy piłki z rzędu w out. To sprawiło, że gracze z Pępowa wyszli na prowadzenie 13-10. Mimo to, team Mikołaja Stempina doprowadził z czasem do wyrównania po 16, ale ostatnie słowo w secie należało do drużyny występującej w delegacji (21-18). Środkowa odsłona zaczęła się od świetnej gry ‘Watahy’ w bloku. Po dwóch z rzędu środkowego – Mikołaja Moszczenko, team w czarnych strojach objął prowadzenie 6-3. Świetna gra ‘Wilków’ nie ustawała i w połowie seta, po punktach Krzysztofa Mrożka oraz Szymona Merskiego, Wolves Volley prowadzili już 11-4! Choć w dalszej części seta, Fux Pępowo doprowadził do wyrównania po 15 i wydawało się, że po chwili wyszarpią partię rywalom z rąk to w ich szeregi wkradło się sporo niedokładności, które w dużej mierze przyczyniły się do tego, że to Wolves Volley wygrali partię do 19. Ostatni set to najmniej emocjonująca partia w meczu. W trzeciej odsłonie Wolves Volley zabrakło precyzji i nieco zimnej krwi. Zespół Mikołaja Stempina popełniał w tej partii proste błędy, co w połączeniu z przebudzeniem ‘Koniczynek’ sprawiło, że ostatni punkt w meczu powędrował na konta zespołu z Pępowa.

Pekabex – BL Volley

Tuż przed spotkaniem, Redakcja otrzymała od kapitana Pekabexu upominek, który był wypadkową zakładu, do którego doszło w minionym tygodniu. Tym razem, zespół Pekabex odrobił zadanie domowe i przed spotkaniem z BL Volley nie wyszli z inicjatywą podjęcia kolejnego zakładu o to czy zdobędą w środowy wieczór punkt. Strategia ta okazała się całkiem słuszna, bo spotkanie rozpoczęło się od stanu…14-0 dla BL Volley. Przysięgamy – wówczas byliśmy przekonani, że ‘Tygrysy’ będą drugą drużyną w historii, która zdoła wygrać seta do zera. Ostatecznie czarną serię Pekabexu przerwał skutecznym atakiem Adrian Chrzanowski (14-1). Po chwili ‘biało-zieloni’ zdołali zdobyć jeszcze trzy oczka i finalnie premierowa partia skończyła się wynikiem 21-4. Środkowa odsłona była dla Pekabexu nieco lepsza. Ta zaczęła się od prowadzenia 13-0 dla BL Volley. Tym razem przełamanie przyszło po błędzie jednego z ‘Tygrysów’. W dalszej części ostatnia drużyna trzeciej ligi zdobyła jeszcze cztery oczka i finalnie skończyła partię z pięcioma punktami na koncie. Ostatni set to zdecydowanie najlepsza partia Pekabexu, który rósł z seta na set. Co ciekawe – partia ta rozpoczęła się od stanu 6-6, a niezłą dyspozycję, Pekabex utrzymywał do stanu 9-8 dla BL Volley. Dalsza część seta to potworne problemy zespoły Sylwestra Króla z powstrzymaniem rozpędzonego rywala, który wygrał tę partię do 9.

Speednet 2 – DNV

Tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego, z niepokojem spoglądaliśmy na zespół DNV, który był zdekompletowany. Jak się później okazało, część z graczy albo nie dojechała w ogóle albo przyjechała grubo spóźniona. Ostatecznie w hali treningowej pojawiło się sześciu graczy w białych trykotach, którzy mierzyli się z jednym z głównych faworytów do awansu. Dysproporcję, o której mówimy nie było co prawda widać od pierwszego gwizdka sędziego. Po kilku akcjach, na tablicy wyników było bowiem po 8. Dopiero w drugiej części, team Marka Ogonowskiego wziął się ostro do pracy i po kilku atakach Sławomira Janczaka, cieszył się z wygrania seta do 10. Nie inaczej było również w środkowej odsłonie, w której na pierwszoplanową postać, wyrósł atakujący Speednetu – Kacper Kowalewski. To właśnie po trzech atakach z rzędu wspomnianego gracza, Speednet objął prowadzenie 9-3, które z czasem urosło do stanu 16-6. Taki rezultat był jednoznaczny z tym, że Speednet dopnie po chwili swego (21-10). Ostatni set nie przyniósł nam jakiegokolwiek zwrotu akcji. Faworyzowana drużyna dość szybko wypracowała sobie zaliczkę i kontrolowała grę nie pozwalając rywalom zbytnio urosnąć. Co do DNV – owszem, zespół w białych trykotach miał swoje momenty tak jak ten, kiedy kilkoma ciekawymi rozwiązaniami popisał się Sebastian Pietras. Sądzimy nawet, że gdyby po drugiej stronie siatki zamiast Speednetu była inna ekipa to dorobek punktowy DNV mógłby ulec poprawie. Jako, że był to jednak Speednet – trzy punkty trafiają do siedziby firmy w Olivii Business Center.

Port Gdańsk – Team Spontan

Czyżby powoli odwracały nam się role? Czy w trzeciej lidze doszło do zmiany układu sił? Mowa tu rzecz jasna o aktualnej sytuacji w tabeli. Po zwycięstwie Spontana nad ‘Portowcami’, team Piotra Raczyńskiego jest liderem rozgrywek w trzeciej lidze. To, co jednak ważne to fakt, że prezentują oni aktualnie bardzo dobrą formę i w odróżnieniu od najgroźniejszego rywala – wygrywają wszystko za komplet punktów. Nie inaczej było również w środowy wieczór, który rozpoczął się dla ‘Pomarańczowych’ w wymarzony sposób. Po atakach oraz blokach Piotra Skowrońskiego oraz Pawła Chmiella, ‘Spontaniczni’ objęli prowadzenie 10-5. Mniej więcej od tego momentu, aż do samego końca trzymali swoich rywali na bezpieczny dystans i pierwsza odsłona skończyła się ich wygraną do 16. Środkowa odsłona wyglądała nieco inaczej, a wpływ na taki stan rzeczy miała lepsza dyspozycja ‘Portowców’, którzy po kilku atakach Wojciecha Hołowienko, prowadzili na półmetku 12-11. Po chwili jednak to Team Spontan miał świetny moment i wykorzystując problemy rywala ze zrobieniem przejścia, wysunęli się na przewagę 18-13, by po chwili wygrać seta. Ostatnia odsłona to już deklasacja ‘Portowców’, którzy nie mieli pomysłu na to jak powstrzymać rozpędzonych rywali. O ile do połowy seta, gracze w granatowych strojach trzymali jakoś fason (11-7), tak w dalszej części się zupełnie pogubili i rywal wygrał seta do 9.

Tufi Team – MPS Volley

Mecz, który miał być aloesem na poparzoną skórę graczy obu drużyn. Cóż. Dla MPS-u była to jednak sól, która została wysypana na otwartą ranę. Oj, nie idzie graczom Jakuba Nowaka, którzy zaczęli spotkanie od pięciopunktowego prowadzenia rywali (9-4). Słabiutki początek sprawił, że MPS aż dwukrotnie wykorzystał przysługujący im czas. Cóż, nie wiemy o czym na nim wówczas rozmawiano, ale z całą pewnością nie przyniosło to nic dobrego dla Miłośników Piłki Siatkowej, którzy przegrali seta do dziewięciu. Pamiętacie jak po spotkaniu ze Speednetem wytykaliśmy MPS-owi, że się skompromitowali i zagrali najgorsze partie w historii? Cóż, wtedy przegrywali do 10, a z Tufi przegrali do 9. Szczerze? Jakoś nas to specjalnie nie szokuje, bo aktualna forma MPS już nam po prostu spowszechniała. Choć zanosiło się na sportową katastrofę to sobie znanym sposobem, MPS zdołał zagrać dobrego drugiego seta, który był wyrównaną partią od samego początku, aż do końca. Przy stanie 16-16 różnice zrobił środkowy Piotr Okoniewski, który wyprowadził Miłośników Piłki Siatkowej na prowadzenie 18-16 i po chwili dał im wyrównanie. Jeśli ktoś spodziewał się wyrównanego trzeciego seta, ten się srogo zawiódł. Pierwsza część partii to skuteczne ataki występującego na pozycji atakującego Rafała Deptuły, który zastąpił nominalnego ‘bombardiera’ – Piotra Adamczyka (10-5). Choć w dalszej części MPS robił co mógł i zniwelował nawet stratę do dwóch oczek (13-11), to dalsza część seta przebiegała pod dyktando Tufi Team, które wygrało tę partię do 12 i w konsekwencji wskoczyło w ligowej tabeli, tuż nad MPS. Marne to jednak pocieszenie bowiem do miejsca gwarantującego utrzymanie, Tufi Team traci aktualnie…pięć punktów.