Dzień: 2024-04-15

Fux Pępowo – Kraken

Nie ma przypadków, są tylko znaki. Znaki, że dla zespołu z Pępowa nie musi to być wcale tak łatwy sezon jak wszyscy przewidywali, widzieliśmy już w spotkaniu dwa tygodnie temu, kiedy Fux mierzył się z Team Spontan. Choć w trakcie wspomnianego meczu, Fux był w poważnych tarapatach to finalnie, nieco szczęśliwie wygrali spotkanie 2-1. Mniej więcej w momencie, w którym doszło do wspomnianego meczu, Kraken zaczął budzić się do życia. Początek sezonu w wykonaniu drużyny Jurija Charczuka był pewnego rodzaju rozczarowaniem. Ostatni mecz ‘Bestii’ to kapitalne zwycięstwo z Portem Gdańsk. Wspomniany mecz był na tyle dobry, że Ekspert – Agnieszka Pasternak stawiała w meczu z Fuxem, właśnie na team zza wschodniej granicy. Pierwszy set układał się jednak lepiej dla graczy z Pępowa, którzy pod koniec pierwszej partii prowadzili 18-13, a następnie 20-17. Myślicie, że nie da się tego zepsuć? Blok, as, kiwka rozgrywającego, czy wreszcie atak Dimy Hurtovyia sprawił, że Kraken cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona wyglądała inaczej. Kraken od początku grał bardzo dobrą siatkówkę i prowadził z renomowanym rywalem od samego początku, niemal do końca. Sytuacja ‘Bestii’ zaczęła się komplikować w momencie, w którym prowadzili oni 20-17. O tym, że jest to ‘niebezpieczny’ wynik, przekonaliśmy się w pierwszej odsłonie. Podobnie jak tam i w tym przypadku rywal doprowadził do wyrównania. W odróżnieniu od wspomnianego seta, w tym mimo doprowadzenia do wyrównania, partię wygrała drużyna, która prowadziła niemal całą odsłonę. Ostatni gwizdek w tym secie oznaczał, że w trzeciej lidze grupy B padł ostatni niepokonany bastion. Trzecia partia to przewaga drużyny z Pępowa, która zakończyła się ich zwycięstwem do 15. Mimo to – zdecydowanie więcej powodów do optymizmu miała ekipa Jurija Charczuka.

Volley Gdańsk – Szach-Mat

Mecz na szczycie drugiej ligi. Naprzeciw siebie stanęły bowiem dwie drużyny, które przed rozpoczęciem sezonu uznawane były za jednych z głównych pretendentów do podium rozgrywek. Na półmetku rozgrywek w lepszej sytuacji zdawali się być gracze Volleya, którzy pozostawali jedną z dwóch drużyn, która nie przegrała dotąd spotkania. Z drugiej strony – Szach-Mat przystępował do meczu jako drużyna tygodnia całych rozgrywek, który to tytuł zawdzięczają rozbiciu Hydry Volleyball Team w stosunku 3-0. Początek poniedziałkowego spotkania rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami – od wyrównanej gry obu ekip. Ta zaprowadziła nas do stanu po 10. W drugiej części seta przy zagrywce Przemysława Wawera, Volley objął prowadzenie 14-11, którego nie wypuścił już do końca (21-18). Środkowa odsłona to inne oblicze gry. Już na półmetku seta, gracze w czarnych strojach objęli trzypunktowe prowadzenie (10-7). Trzykrotni Mistrzowie SL3 mieli w tym okresie spore problemy z tym, by powstrzymać rozpędzonych skrzydłowych Szach-Matu, którzy co rusz zdobywali kolejne punkty i zapewnili drużynie wyrównanie w setach (21-16). Ostatnia odsłona rozpoczęła się od stanu 5-5. Najważniejszym momentem spotkania były trzy błędy z rzędu, popełnione przez Volley Gdańsk, które zapewniły Szach-Matowi prowadzenie 8-5. Po kolejnych błędach w ataku ‘żółto-czarnych’, Szach-Mat prowadził już 15-7 i kiedy wydawało się, że już po meczu, Volley zanotował nagły zryw. Szaleńcza pogoń pozwoliła im dogonić rywala na jeden punkt. Końcówka to jednak skuteczny atak z lewego skrzydła Kuby Króla oraz błąd jednego z graczy Volley Gdańsk, który zapewnił Szach-Matowi bardzo ważną wygraną (21-18).

Challengers – DNV

To, co dzieli obie drużyny to różnica skali. Challenersi są wielcy, a DNV mali. Oczywiście mowa o umiejętnościach obu drużyn. Nie ma się co oszukiwać – kiedy spojrzeliśmy na dokonania obu drużyn z obecnego sezonu to nie mieliśmy wątpliwości, która z drużyn jest zdecydowanym faworytem starcia. Cóż – nos, podobnie jak ponad 90% typerów, nas nie mylił. ‘La zabawa’ Challengersów rozpoczęła się wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego. Zanim się obejrzeliśmy to po kilku punktach Mariusza Kuczko, zespół Wojciecha Lewińskiego prowadził 7-1. W dalszej części, nowy lider trzeciej ligi nie zwalniał i w końcówce prowadził już 18-6. Po chwili popełnili oni jednak trzy błędy w ataku, które zniwelowały nieco stratę DNV (21-9). Środkowa odsłona dawała drużynie DNV pewne nadzieje. Do pewnego momentu tej partii byliśmy świadkami wyrównanej gry, w której na tablicy wyników było po 6. Niestety dla zespołu z Gdyni – osiem kolejnych punktów zdobyli Challengersi (14-6) i był to koniec jakichkolwiek nadziei. Ostatni set rozpoczął się od chaosu zespołu w białych strojach, który nie mógł połapać się w ustawieniu. Mimo to, wynik na tablicy był dość obiecujący (6-6). W dalszej części uwypukliła się przewaga faworyzowanej ekipy, która zgarnia komplet oczek. Prawdę mówiąc – DNV stać na to by zawiesić poprzeczkę wyżej niż miało to miejsce w poniedziałek.

Challengers – Chilli Amigos

To się ‘Papryczki’ obruszyły. W zapowiedzi przedmeczowej wskazywaliśmy na to, że Chilli Amigos podąża wprost w kierunku prowadzącym do czwartej ligi. Zapowiedź nie do końca przypadła ‘Amigos’ do gustu, o czym w żartobliwym tonie dali znać Redakcji tuż przed rozpoczęciem meczu. Cóż. Jak się okazuje – nieciekawa gra to niejedyne zmartwienie drużyny. Do całej gamy tych, które dostrzegamy, dopisujemy to, że Chillisi mają kiepski timing. No bo zastanawiamy się czy wiedząc jak zagrają z Challengersami mówiliby, że przesadzamy? Mamy co do tego wątpliwości. Sam mecz? Cóż, zgodnie z przewidywaniami. Wiedzieliśmy, że Chilli Amigos nie będzie stroną dominującą, ale na Boga – jeśli gracze Grzegorza Walukiewicza mieliby w poniedziałkowy wieczór zawalczyć w gali bokserskiej to uznaliby, że dobrym pomysłem jest bronić ciosy własną wątrobą. Apropos wnętrzności – w trzecim secie rywalizacji, Challengersi postanowili zabrać swoich rywali na diabelski młyn. Jak możecie się domyślać po naszym wstępie – kiszki Amigos nie wytrzymały w efekcie, czego oglądaliśmy naprawdę kiepskie sceny. Pisząc nieco poważniej, bo i tak nieraz trzeba. Póki co jesteśmy pod wielkim wrażeniem Challengers, którzy wygrali wszystkie osiem spotkań nie tracąc przy tym choćby jednego oczka. Poniedziałkowe zmagania w 3 lidze grupie B potwierdzają tylko, że to wielka sztuka. A Chilli? Cóż, posłużymy się cytatem z piosenki: ‘Wiem, że jeszcze będzie pięknie Przegonimy mrok Przegonimy całe zło Które w tym momencie Chcą nam zabrać szczęście’ Trzymajcie się mordeczki, jesteście jedną z legend tej ligi. Kiełbasy do góry.

Fux Pępowo – Port Gdańsk

Plan na poniedziałkową serię gier był dla graczy z Pępowa bardzo prosty. To miał być kolejny ‘dzień w biurze’ i jak to często bywa w takich przypadkach, nikt nie przewidział, że po drodze coś może pójść nie tak. Pierwszym rywalem zespołu z Pępowa była ekipa Portu Gdańsk, która po obiecującym początku sezonu, wpadła w dołek. Ten związany jest z pewnością z problemami kadrowymi, z którymi team Arkadiusza Sojko się aktualnie zmaga. Mimo to, początek spotkania w wykonaniu ‘Portowców’ był bardzo obiecujący. Do połowy seta oglądaliśmy bowiem wyrównaną grę obu drużyn, która zaprowadziła nas do stanu po 9. Na istotną przewagę, Fux wyszedł po jednym z bloków kapitalnie dysponowanego Damiana Wiśniewskiego, do czego jeszcze wrócimy (14-11). Mimo że sytuacja ‘Koniczynek’ zdawała się być opanowana, to w dalszej części team ‘z doków’ doprowadził do wyrównania po 17. Końcówka seta to jednak większa kultura gry zespołu Andrzeja Pipki i wygrana do 17. Środkowa odsłona to absolutne szaleństwo w wykonaniu środkowego – Damiana Wiśniewskiego. Po serii trzech bloków tego kocura, Fux objął prowadzenie 9-5. Dalsza część seta to pełna kontrola faworyta i wygrana partii do 14. Trzecia odsłona? Zapowiadało się na sporą niespodziankę. Set rozpoczął się bowiem tak, że to ‘Portowcy’ prowadzili 5-1! Konsekwentnie grająca ekipa z Pępowa doprowadziła z czasem do wyrównania po 11, na którą – nie zgadniecie, wyprowadził ich BLOKIEM Damian Wiśniewski. Niewykorzystana szansa sprawiła, że z Portu zeszło już powietrze i finalnie set zakończył się wynikiem 21-14. To, co warto podkreślić to fakt, że w poniedziałkowy wieczór padł rekord wszechczasów w liczbie bloków na mecz – 17. Sam Damian Wiśniewski zdobył ich 11 (rekord należy do Pawła Przybyszewskiego – 13 bloków).

Volley Gdańsk – AXIS

Ok, w zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że nietrudno znaleźć tu podteksty czy smaczki, które sprawią, że mecz nie będzie dla obu drużyn ‘jednym z wielu’. Cóż, po części tak było, co mogliśmy obserwować, gdy ‘żółto-czarni’ przedrzeźniali nieco rywali nawiązując do ich słynnego już znaku X. Prawdę mówiąc, było to bodajże najciekawsze wydarzenie meczu, bo gdy wycisnęliśmy całą cytrynę, okazało się, że tak naprawdę to mało w niej wartościowego soku. Zmierzamy do tego, że emocji sportowych zbyt dużo nie było, a i szkoda, bo AXIS w meczach z innymi faworytami pokazywał się z lepszej strony. Z drugiej strony gra się tak jak pozwala na to przeciwnik, a w poniedziałkowy wieczór to ‘żółto-czarni’ dyktowali warunki gry. O ile w pierwszej części dyktanda, profesor przyznał ‘Czerwonym’ czwórkę, tak w drugiej odsłonie AXIS popełniło już tyle błędów, że osobie sprawdzającej krwawiło serce. Zostawmy już tę szkołę. Na największe emocje musieliśmy poczekać do ostatniego seta. Od samego początku, partia ta wydawała się być pod pełną kontrolą Volleya (6-3; 10-7; 13-10; 15-12 czy 20-17). Kiedy wydawało się, że ‘żółto-czarni’ zamkną po chwili mecz, przebudziła się nagle ekipa AXIS, która po atakach Michała Kulpińskiego, doprowadziła do stanu 20-19 dla Volleya. W końcówce, kluczowy dla Volleya punkt zdobył jednak Paweł Huliński, a to oznaczało, że ‘żółto-czarni’ zgarnęli trzy oczka.

Inter Marine Masters – Kruk Volley

Z motyką porywają się na słońce, a przy Mastersach wyglądają jak brzdące. Dla ‘kruczej’ drużyny, poniedziałkowe starcie było meczem numer 7 i jak możecie się domyślać – nie była to szczęśliwa siódemka. Tak się bowiem składa, że Kruki po raz siódmy nadstawiły policzek by ich rywal wymierzył im soczystego liścia. Z drugiej strony warto zaznaczyć, że na przestrzeni całego meczu, Kruki zaprezentowały się całkiem ok. Pocieszenie to jednak takie, kiedy chłopak otrzymuje od dziewczyny informację, że w sumie to jest on sympatyczny i mogą zostać przyjaciółmi. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od wyrównanej gry, która zaprowadziła nas do stanu po 14. Kiedy wydawało się, że końcówka seta będzie ciekawym wydarzeniem, to Kruk Volley mimo dobrej grze w obronie przestał z czasem wyprowadzać skuteczne kontry. To z kolei sprawiło, że ‘Mastersi’ odskoczyli rywalom na kilka oczek i cieszyli się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona to wynik 6-6 i ponowne nadzieje, że mecz stanie się ciekawym widowiskiem. Choć trudno w to uwierzyć, osiem kolejnych punktów trafiło na konta drużyny Andrzeja Masiaka, która finalnie wygrała partię do 13. Ostatni set to najbardziej wyrównana odsłona w meczu. Od samego początku, faworyzowana drużyna w białych strojach nie potrafiła zbudować sobie przewagi. Sztuka ta udała im się dopiero pod koniec seta, kiedy po kilku punktach środkowego – Marcina Karbownika, Mastersi prowadzili 18-13. Mimo to, w końcówce team Andrzeja Masiaka popełnił sporo błędów, a to w połączeniu z nieustępliwością Kruków sprawiło, że ci drudzy doprowadzili do wyrównania po 19. Ostatecznie w końcówce, dwa razy na lewym skrzydle pomylił się jednak Michał Laskowski, a to oznaczało komplet oczek Inter Marine Masters.

BEemka Volley – Złomowiec Gdańsk

Ależ moc skrywa pod maską fura z niemieckiego koncernu motoryzacyjnego. Team z Bawarii podchodził w poniedziałkowy wieczór do siódmego spotkania w sezonie Wiosna’24. Nos podpowiadał nam przed spotkaniem, że będzie to szczęśliwa siódemka. Łącząc to z faktem, że BEemka nie bawi się w półśrodki – obstawiliśmy, że zgarną przy tym komplet oczek. Nawet pomimo braku nominalnych środkowych. Dla równowagi ich rywale musieli radzić sobie bez kapitana – rozgrywającego Witolda Klimasa. Początek spotkania to wzajemne ‘badanie się’, które zaprowadziło nas do stanu po 6. Po chwili gracze Daniela Podgórskiego podkręcili nieco tempo i na półmetku seta prowadzili 12-7. Kiedy wydawało się, że opanowali już sytuację, to po chwili obejrzeliśmy w ich wydaniu festiwal błędów. Te w połączeniu z atakami Szymona Myślińskiego, dały wynik 14-14. Dalsza część to dwupunktowa przewaga BEemki, która zapewniła im pierwszy punkt w meczu. Wówczas nie zdawaliśmy sobie sprawy, że koniec pierwszego seta to tak naprawdę koniec jakichkolwiek emocji. Środkowa i trzecia odsłona to zdecydowanie inny poziom. Szanowni Państwo, to był wokal Adele kontra ‘every night’ Mandaryny w Sopocie. Gracze w różowych strojach, sorry za porównanie – wyglądali na tle Złomowca jak pluton egzekucyjny. Już w połowie drugiego seta można było odnieść wrażenie, że Złomowiec jest już myślami przy ostatnim gwizdku sędziego w meczu.

TGD – Staltest Pomorze

To, co wyprawia aktualnie drużyna Arkadiusza Kozłowskiego przypomina efekt kuli śnieżnej. Na początku była to zwykła niewinna śnieżka, której nie brano na poważnie. Z czasem, spadając ze zbocza śnieżka nabierała coraz to większych rozmiarów. Aktualnie mówimy już o lawinie, która demoluje wszystko, co napotka na swojej drodze. Dzieje się dokładnie to, o czym mówiliśmy. Staltest na początku sezonu opędzlował tuzy drugiej ligi, a teraz gdy ci się boksują – Staltest przypatruje się z nieukrywanym uśmieszkiem z boku. W poniedziałkowy wieczór siódma siła poprzedniego sezonu mierzyła się z ‘Drogowcami’. Nie trzeba być wybitnym bukmacherem by domyślić się, która z drużyn wygra takie zestawienie. Cóż, nie pomyliliśmy się. Staltest od samego początku narzucił przeciwnikom swoje warunki gry i objął prowadzenie 7-2. Dalsza część seta to próby odmienienia losów przez TGD. Wprowadzone zmiany i roszady na nic się jednak zdały, bo tak jak TGD miał problem z przyjęciem na początku, tak miał je i pod koniec seta. Efekt? 21-10 i zmiana stron. Środkowa odsłona to wreszcie lepsza gra zespołu w niebieskich strojach. Zastanawiamy się na ile wpływ na to, że TGD ‘urosło’ miał fakt, że faworyzowany przeciwnik dość mocno zluzował. Mimo to po punktach duetu Wołk – Batyra, Staltest objął prowadzenie 17-12 i po chwili cieszył się z dziewiątego zwycięstwa z rzędu! Można żartować, że gdyby mecz potrwał jeszcze kilka setów, to TGD zdobyłoby wreszcie punkt. Tak się bowiem składa, że trzecia partia to jeszcze lepsza gra TGD i jeszcze większe rozluźnienie u przeciwników. Choć ‘ex-weganie’ prowadzili już 9-6, to w środkowej fazie seta mieli spory problem z tym, by przebić się przez blok przeciwników. W rezultacie, ‘Drogowcy’ doprowadzili po chwili do wyrównania po 14. Dalsza część partii to wyrównana gra i walka punkt za punkt, która zakończyła się happy-endem Staltestu (21-19).