MATCHDAY #21

Za nami wtorkowa seria gier, w której doszło do dziewięciu pojedynków. Wtorek był czarnym dniem dla drużyny 22 BLT Malbork, która osunęła się w ligowej tabeli na ostatnią lokatę. Z bardzo dobrej strony pokazała się za to drużyna Challengers, która po dwóch wygranych wskoczyła na bardzo wysokie – czwarte miejsce w drugiej lidze. Zapraszamy na podsumowanie!

EKO-HURT – 22 BLT Malbork 3-0 (21-10; 21-16; 21-16)

We wtorkowy wieczór Eko-Hurt nareszcie przełamało najgorszą serię w historii występów drużyny w SL3 od 12 sezonów. BLT z kolei mierzyło się tego dnia z potężnymi problemami kadrowymi. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy uda im się skompletować skład i finalnie wystąpili w sześciu graczy. Początek spotkania to potężne problemy drużyny ‘Lotników’ w elemencie przyjęcia zagrywki. Sebastian Rydyger niczym jednoosobowy pluton egzekucyjny zdobył trzy asy serwisowe z rzędu, dając swojej drużynie przewagę 5-1 i aż strach pomyśleć jak mógłby się potoczyć ten set, gdyby nie okazał on odrobiny miłosierdzia posyłając zagrywkę w siatkę. Dalszy przebieg partii przebiegał pod kontrolą graczy Eko-Hurt, którzy utrzymywali przewagę, nie dając się zbliżyć rywalowi na mniej niż 3 punkty. Taki obraz seta mieliśmy do stanu 13-8, kiedy to znowu w polu zagrywki stanął Sebastian Rydyger. I ponownie, zawodnicy BLT nie mogli sobie poradzić z utrzymaniem przyjęcia po swojej stronie i wyprowadzeniem jakiejkolwiek akcji. Po tej serii na tablicy wyników było już 17-8 i żaden cud nie mógłby poprawić sytuacji graczy w czarnych strojach. Finalnie, partia zakończyła się wynikiem 21-10, co uważamy za rezultat zdecydowanie poniżej możliwości BLT, nawet biorąc pod uwagę wspomniane problemy kadrowe. Drugi oraz trzeci set były do siebie bliźniaczo podobne. Oba skończyły się wynikiem 21-16, w obu ‘Lotnicy’ częściej stali i patrzyli na piłkę niż wyprowadzali skuteczne akcje. W obu przyjęcie leżało, o obronach nie ma co wspominać, a do tego wielokrotnie zawodnicy zderzali się ze sobą, co nie ułatwiało im odzyskania jakiejkolwiek kontroli nad tym, co działo się po ich stronie boiska. Moglibyśmy się dalej rozpisywać, ale lepiej spuśćmy już zasłonę milczenia. Z pozytywów – po tym spotkaniu Eko-Hurt wskakuje w ligowej tabeli na przedostatnie miejsce. Mimo, że pogrzebaliśmy ich już żywcem to powstali z grobu niczym zombie. Tli się jeszcze szansa na powrót z zaświatów.

SiiPower – Tiger Team 0-3 (10-21; 17-21; 12-21)

Po dwóch tygodniach przerwy SiiPower wróciło na parkiety Inter Marine SL3, by poszukać premierowego punktu w rozgrywkach. Tu mały spoiler – i tym razem się nie udało, aczkolwiek nie oznacza to, że opuszczali oni halę z opuszczonymi głowami. Należy zwrócić bowiem uwagę na to, że po niebieskiej stronie siatki, nie brakowało dobrych momentów. Początek spotkania to jednak dość wyraźna przewaga ‘Tygrysów’, którzy po punktach Marcina Kwidzińskiego, objęli prowadzenie 12-7. Po chwili dwoma skutecznymi atakami odpowiedział Grzegorz Modzelewski (12-9), ale było to zbyt mało na dobrze dysponowanego rywala. Ostatecznie Tiger wygrał tę partię do 10. Na początku podsumowania wspomnieliśmy o dobrych momentach i były nimi z pewnością fragmenty środkowej partii. Choć lepiej rozpoczął Tiger (9-5), to w dalszej części seta ‘Niebiescy’ nie dawali za wygraną i po skutecznych atakach Patryka Nowaka, doprowadzili z czasem do wyrównania po 14! Niestety dla SiiPower był to chwilowy przestój faworyzowanego rywala, który po chwili podkręcił tempo i wygrał do 17. Ostatni ‘rozdział’ wtorkowej konfrontacji nie przyniósł kibicom większych emocji. Prawdę mówiąc – karty w tej odsłonie zostały rozdane na samym początku, kiedy serią trzech bloków popisał się Szymon Burdynewicz (7-4). W dalszej części ‘Tygrysy’ podkręciły jeszcze tempo i finalnie wygrali tę partię do 12, a cały mecz 3-0.

Flota Active Team – BES Boys BLUM 1-2 (21-19; 20-22; 17-21)

Nowy pro-tip do typera SL3? Stosować się do ‘warkocza Floty’. O co chodzi? Ano o to, że z zadziwiającą precyzją Flota przeplata wygrane z porażkami. Wczorajsze spotkanie z BES Boys BLUM było już siódmym z rzędu przypadkiem w tym sezonie, więc trudno tu mówić o przypadku. Spotkanie rozpoczęło się lepiej dla drużyny BBB, która na półmetku pierwszego seta prowadziła już 11-5. W dalszej części faworyzowany team odzyskiwał stopniowo kontrolę i z bardzo dużą pomocą przeciwników zdołali doprowadzić do wyrównania po 17. Sześć ostatnich punktów w tej partii? Ani jednego punktu zdobytego po własnej grze. Błędy, błędy i jeszcze raz błędy, po których z pierwszego punktu cieszyła się Flota (21-19). Środkowa odsłona była już partią, w której było nieco więcej ‘siatkówki w siatkówce’. Przynajmniej, do pewnego momentu, gdzie lepiej wyglądała Flota, która pod koniec seta prowadziła 17-15. Po chwili oglądaliśmy jednak drugą część thrillera, którego mieliśmy (nie)przyjemność oglądania chwilę wcześniej. Cztery błędy w końcówce zespołu Karoliny Kirszensztein, okazały się doskonałym prezentem dla BBB, który wygrał tę partię do 20. Ostatni set rywalizacji to szarpana gra. Lepiej po dobrej zagrywce zaczęli ex-pierwszoligowcy. Z czasem po kilku atakach Mateusza Ciesielskiego, BBB objęli prowadzenie 15-10 i w konsekwencji cieszyli się po chwili z trzeciej wygranej w sezonie, po której uciekli ze ‘strefy śmierci’.

Speednet – 22 BLT Malbork 3-0 (21-18; 22-20; 21-15)

Redakcja uznała, że po niezłych dwóch meczach w wykonaniu BLT to oni będą faworytem spotkania. Okazało się jednak, że był to dla nich czarniejszy dzień niż kolor ich strojów. Zamiast paliwa lotniczego ktoś nieopatrznie wlał do baków z paliwem olej rzepakowy, wynikiem czego we wtorkowy wieczór drużyna musiała obejść się smakiem jeśli chodzi o zdobycze punktowe. Pierwszy set od początku nie wyglądał dobrze dla ekipy BLT. Podobnie jak w rozegranym chwilę wcześniej meczu z Eko-Hurt, pozwolili rywalowi rozszaleć się w polu zagrywki. Tym razem to Maciej Miścicki zdobył trzy asy z rzędu, co ustawiło jego drużynę na wygodnej pozycji (4-0). Taki stan rzeczy nie potrwał jednak długo i przeciwnicy zaczęli systematycznie odrabiać straty, aż udało im się wyjść na prowadzenie (15-14). Finalnie partii nie wygrali, jednak obraz gry był już zdecydowanie lepszy. Drugi set to największa szansa dla ‘Lotników’. W drugiej części partii objęli prowadzenie 15-11 i wydawać by się mogło, że mają tego seta na wyciągnięcie ręki. Przy 20-18 byliśmy już niemal przekonani, że zakończą go na swoją korzyść. Tak się jednak nie stało i kolejny set padł łupem ‘Różowych’ (22-20). O trzeciej partii nie ma nawet co wspominać, od początku do końca była ona pod kontrolą Speednetu, który zakończył ją 21-15 i całe spotkanie 3-0. ‘Lotnicy’, mimo problemów mieli swoje szanse w tym meczu. W drugim secie mieli nawet piłkę setową w górze, której nie udało im się wykorzystać. W naszej ocenie ten punkt może ważyć bardzo dużo w dalszej części sezonu. Programiści z kolei, przyciśnięci do ściany wygrali za komplet punktów, co diametralnie zmieniło ich sytuację w tabeli. Obecnie kilka ekip ma po 11 punktów i kwestia podziału na grupy jest wciąż otwarta. Sądne dni jednak przed nimi, bo mają do rozegrania mecze z Merkurym oraz Beemką. Po raz pierwszy od dawna jest szansa, że mogłoby ich zabraknąć w grupie mistrzowskiej. Musimy jednak przyznać, że wczoraj zrobili robotę i raz, że zbliżyli się do czołowej piątki, a dwa, że oddalili zagrożenie od drużyn z dołu i potencjalnego rywala (BLT) w walce o utrzymanie.

Challengers – Kraken 2-1 (16-21; 21-17; 21-19)

Wtorkowy wieczór był dla Challengersów doskonałą okazją na to by już w połowie kwietnia zrobić milowy krok w kierunku utrzymania w drugiej lidze. Tu mały spolier – team Wojciecha Lewińskiego zrobił od razu dwa kroki, choć trzeba przyznać, że w meczu z Krakenem nie było o to łatwo. Początek spotkania należał bowiem do drużyny zza naszej wschodniej granicy. Już po kilku wymianach ‘Bestia’ oplotła swoimi mackami rywala i w połowie seta prowadzili aż 10-4! W dalszej części team Jurija Charczuka nie zdejmował nogi z gazu, a w konsekwencji – wygrał spokojnie do 16, pozostawiając przy tym bardzo dobre wrażenie. Drugi set? Choć trudno było w to uwierzyć po takim otwarciu spotkania, to środkowa partia rozpoczęła się od prowadzenia Challengersów…5-0! Cztero-pięcio punktowa przewaga była utrzymana od samego początku aż do końca. Finalnie team w różowo-granatowych strojach ograł rywala do 17. To oznaczało, że o zwycięstwie zadecyduje ostatni set w meczu i trzeba przyznać – emocji w nim nie brakowało. Przez niemal całą odsłonę, lepiej radzili sobie gracze Jurija Charczuka, którzy na przestrzeni seta prowadzili: 8-4, 15-11 czy wreszcie 18-14. W końcowej fazie seta oglądaliśmy absolutny popis duetu Krystian Kempiński – Bartłomiej Dzierzęcki. Ten pierwszy obdarował drugiego takim zaufaniem, że jest to dość rzadko spotykany widok. Jak pokazała jednak historia – było to świetne posunięcie, bo po kilku atakach środkowego, Challengers najpierw doprowadzili do wyrównania, a następnie cieszyli się z wygranej. Brawo!

Hapag-Lloyd – Tiger Team 0-3 (14-21; 10-21; 18-21)

W zapowiedziach informowaliśmy o tym, że jeśli we wtorkowy wieczór wszystko pójdzie po myśli ‘Tygrysów’ wskoczą oni na sam szczyt ligowej tabeli. Aby tak się jednak stało – musieli oni wygrać dwa spotkania. Około godziny 20:00 stało się jasne, że team Dawida Staszyńskiego wykonał już pierwszą część, bo ograł SiiPower w stosunku 3-0. Początek spotkania z ‘Logistykami’ rozpoczął się od świetnej gry Tadeusza Jakubczyka, który co rusz nękał swoich rywali, a to świetną zagrywką, a to atakami. Co ciekawe – w połowie pierwszego seta (11-5) miał on już 6 punktów, a warto podkreślić, że na koniec meczu takim wynikiem mogło pochwalić się…tylko trzech graczy. Wracając jednak do meczu – choć Hapag-Lloyd nie zaczął zbyt dobrze, to w dalszej części seta zniwelował straty do stanu 14-16. Niestety dla nich – pięć ostatnich punktów zdobyła faworyzowana ekipa ‘Tygrysów’. O ile w pierwszym secie w wykonaniu Hapag-Lloyd wyglądało to nieźle, tak druga odsłona była już znacznie słabsza, a konsekwencją tego była porażka ‘Pomarańczowych’ do 10. Ostatni set do pewnego momentu zdawał się być normalną partią, w której faworyt bez problemów ogrywa swojego rywala (18-13). Końcowa faza seta to jednak koszmarna skuteczność ‘Tygrysów’, którzy po kilku atakach w aut, dali rywalom urosnąć i zniwelować straty do jednego oczka (19-18). Ostatecznie, sprawy w swoje ręce wziął bardzo dobrze dysponowany we wtorkowy wieczór – Szymon Burdynewicz, po którego atakach Tiger zmienił koszulki na te koloru żółtego. Przynajmniej na chwilę stali się oni bowiem liderem czwartej ligi – brawo!

Oliwa Team – Port Gdańsk 3-0 (21-14; 21-16; 21-12)

Sympatycy Oliwy Team zadają sobie aktualnie pytanie – gdzie byłaby dziś Oliwa, gdyby nie potracone punkty w meczach, w których nie miało się to prawa wydarzyć? Dziś team Adama Wyrzykowskiego z czteroma porażkami na koncie plasuje się na trzecim miejscu w ‘ligowej układance’. Każdy ma chyba świadomość, że powinno być jeszcze lepiej. Dziś jednak nie o tym. Rywalem Oliwy była borykająca się ze sporymi problemami drużyna Portu Gdańsk. Przed meczem uznaliśmy, że jeśli ‘Portowcy’ nie sięgną we wtorek po punkty to będą mieli potężne problemy z utrzymaniem. Cóż  – jak można się domyślić, skończyło się na wyniku 0-3 i trzeba przyznać, że nie było nawet blisko do tego by Port mógł pokusić się o jakąkolwiek zdobycz punktową. Mecz zaczął się zgodnie z przedmeczowymi przewidywaniami, a mianowicie – od wysokiego prowadzenia Oliwy (11-6). Co ciekawe – już w tym fragmencie Oliwa kilkukrotnie zablokowała swoich rywali. Jest to o tyle istotne, że w meczu pokusili się aż o 13 bloków, co jest drugim najlepszym wynikiem w obecnym sezonie! Wracając jednak do premierowego seta – w dalszej części ‘Portowcy’ nie byli w stanie nawiązać walki i finalnie Oliwa wygrała tę partię do 14. Choć w środkowej odsłonie tempo Oliwy nieco spadło to i tak – było to o niebo lepsze spotkanie niż te sprzed kilkunastu dni, kiedy Oliwa sensacyjnie przegrała z Miszmaszem. Mniej więcej w połowie seta Oliwa prowadziła 13-10 i dalszej części nie mieli problemów z tym by ograć rywali do 16. Trzeci set, przynajmniej do połowy był namiastką wyrównanego meczu (10-10). Po ataku Pawła Landowskiego oraz, a jakże – bloku Igora Babyna, Oliwa wysunęła się na prowadzenie 14-11 i po chwili cieszyli się z kompletu punktów – brawo!

Speednet 2 – Kraken 3-0 (21-10; 21-12; 21-18)

Nie ma co do tego wątpliwości – wtorek był ‘czarnym dniem’ w historii Krakena w Inter Marine SL3. Team Jurija Charczuka wnioskował o to, żeby zagrać dwa spotkania jednego dnia i z perspektywy czasu każdy wie, że był to fatalny pomysł. O ile w meczu z Challengersami jeszcze ‘jako-tako’ to wyglądało tak w meczu ze Speednetem 2, Kraken był tylko tłem dla rozpędzonego rywala. Co ciekawe – w naszych oczach to właśnie team zza naszej wschodniej granicy był faworytem starcia co patrząc na przebieg meczu oraz obraz gry, okazało się totalnym nieporozumieniem. Walec Speednetu rozpoczął swoją pracę od pierwszego gwizdka sędziego i już po chwili, team Marka Ogonowskiego prowadził 10-2! Ależ to było ‘mordobicie’. Trudno powiedzieć, że po nokdaunie, który zafundowali Krakenowi rywalem, zdołali się oni otrząsnąć. Faktem jest jednak to, że z czasem zaczęli się prezentować nieco lepiej co pozwoliło im uciułać dziesięć oczek. Środkowa odsłona to kontynuacja koszmaru w wykonaniu beniaminka drugiej ligi. Zachodzimy w głowę jak to możliwe, ale drużyna Jurija Charczuka przy świetnie dysponowanej drużynie Speednetu prezentowali się…żenująco. Efekt? 21-12. Trzeci set – i po raz kolejny ta sama historia. Speednet 2 nie miał najmniejszych problemów z tym by zbudować sobie przewagę (10-5 -> 16-11). W końcówce zrobiło się co prawda nerwowo, bo team Marka Ogonowskiego przedwcześnie uznał, że zgarnął komplet punktów. Mimo to – po chwili dopięli swego i oddalili demony, które wisiały im w ostatnim czasie nad głową. Brawo!

Challengers – MPS Volley 2-1 (16-21; 21-15; 24-22)

Tak – nie mamy co do tego wątpliwości. Wtorek był dniem Challengersów, którzy najpierw odwrócili losy rywalizacji w meczu z Krakenem, wygrywając za dwa punkty, a następnie – po chwili ograli Miłośników Piłki Siatkowej i wynik ten jest czymś naprawdę wielkim. Ledwie w zapowiedziach wspominaliśmy o dorobku punktowym drużyny Wojciecha Lewińskiego do tego co działo się z poprzedniej edycji, a we wtorek – Challengersi dorzucili do swoich kont kolejne cztery punkty. To oznacza, że średnia 1,5 punktu została poprawiona, a idąc dalej – do utrzymania drużynie w różowo-granatowych strojach brakuje zaledwie jednego punktu. Z perspektywy kibiców czy zawodników drużyny, można mówić o szampańskich nastrojach. Samo spotkanie rozpoczęło się jednak lepiej dla MPS-u, który po wyrównanym początku 8-8 przejął inicjatywę i od stanu 12-12 zdobyli oni sześć punktów z rzędu, co w sposób oczywisty zabiło emocje w premierowej odsłonie (18-12 -> 21-16). Środkowa partia to lustrzane odbicie, którego konsekwencją był zwrot akcji. Zaczęło się od wyrównanej gry obu ekip, po której na tablicy wyników mieliśmy remis po 11. W odróżnieniu od premierowej odsłony, tym razem to MPS popełnił serię fatalnych błędów, po których Challengersi objęli prowadzenie 15-11 i po chwili cieszyli się z wyrównania stanu rywalizacji (21-15). Ostatni set był zdecydowanie najciekawszą partią w meczu. Choć niemal przez całego seta lepiej radzili sobie gracze Jakuba Nowaka, którzy na półmetku prowadzili 10-6, to w dalszej części – Challengers odrabiali systematycznie straty, a z czasem objęli pierwsze prowadzenie w tej partii (17-16). Końcówka seta to bardzo emocjonująca gra obu ekip, w której nie brakowało świetnych obron czy efektownych akcji. Ostatecznie więcej zimnej krwi zachowali gracze Wojciecha Lewińskiego, którzy wskoczyli na wysokie – czwarte miejsce w ligowej tabeli. Wow – robi wrażenie.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.