Liga: Trzecia Liga - Jesień 2024

Bayer Gdańsk – Maritex

Długo zastanawialiśmy się, która z drużyn wygra środową konfrontację. Ostatecznie oddaliśmy typ na Bayer Gdańsk, ale po tym, co wyprawiali ‘Aptekarze’ w pierwszej odsłonie – niemal wyrwaliśmy sobie wszystkie włosy z głowy. Jeśli ktoś jest ‘na czasie’ z internetowymi mini-dramami to napiszemy tyle, że Bayer miał w premierowej odsłonie do zaprezentowanie tyle, ile miał Shaquille O’Neal w wywiadzie w Kanele Zero. Wszelkie argumenty leżały bowiem po fioletowej stronie siatki, co Maritex udowodnił wygrywając do 13. Po takim secie można byłoby pomyśleć, że drugi będzie wyglądał podobnie prawda? Cóż, było zupełnie inaczej. Nie jest do końca tak, że Maritex przestał grać. Przy odrobinie szczęścia to oni cieszyliby się z wygrania meczu. Faktem jest natomiast to, że Bayer poprawił się w wielu aspektach, przestał popełniać błędy, poprawił szerokorozumianą ‘kulturę gry’ i choć przegrywał na początku 2-5, to po chwili wygrywał 16-11. W końcówce Maritex przypudrował nieco wynik, ale punkt za wygranie seta powędrował na konta ‘Aptekarzy’ (21-19). Ostatni set to bardzo wyrównana gra obu stron, która doprowadziła nas do stanu po 15. Choć w ofensywie Bayer wyglądał lepiej, to w obronie Maritex prezentował się wybornie. Końcówka seta należała jednak do ‘Aptekarzy’, którzy po atakach tercetu Primcic, Haric oraz Podlaski cieszyli się z wygranej do 19, a całego meczu 2-1.

Czerepachy Volley – Kraken

Zanim jeszcze rozpoczął się sezon, wszyscy głośno trąbili o tym jaką pakę ma w obecnym sezonie drużyna Czerepachy Volley. ‘Żółwie’ są bowiem miksem pierwszo oraz drugoligowej ekipy i wydawało się naturalnym, że grając w trzeciej lidze muszą pokazać moc. Osoby, które czekając na swoje mecze mogły zerkać co działo się na boisku numer 2 mogły przecierać oczy ze zdumienia. W naszym odczuciu było to bowiem spotkanie, które poziomem nie odbiegało od spotkań drugiej ligi. Już na początku spotkania Kraken miał spory problem z tym by zrobić przejście (6-1). W dalszej części team Jurija Charczuka wyglądał już nieco lepiej (11-8), ale w drugiej fazie seta ponownie był bezradny wobec kolejnych ataków rywali (21-15). Początek drugiej odsłony to imponujące wymiany z obu stron. Wiemy, że się powtarzamy, ale był to rewelacyjny jak na trzecią ligę poziom. Mniej więcej w połowie drugiego seta doszło do kolejnej już sytuacji, w której dwóch graczy Krakena się ze sobą niebezpiecznie zderzyło i z pewnością, team musi popracować jeszcze nad komunikacją i zgraniem (12-8). W dalszej części po atakach powracającego do SL3 Kostii Rudnytskyiego, ‘Żółwie’ objęli prowadzenie 18-13, którego już nie wypuścili (21-17). Ostatni set to kontynuacja tego, co oglądaliśmy w dwóch pierwszych partiach, bo choć Kraken grał naprawdę nieźle to wobec bardzo mocnych przeciwników byli bezradni. Ostatecznie finałowa partia zakończyła się ponownym zwycięstwem zespołu Dawida Gałki do 17, po którym ‘debiutująca’ w SL3 drużyna cieszyła się z pierwszego kompletu oczek w sezonie.

Osada Truso – Wolves Volley

Po tryumfie za komplet punktów, gracze z Elbląga przystępowali do kolejnego przystanku w drodze do drugiej ligi. Tym razem na owej drodze pojawiła się Wataha Wilków. Choć w teorii, gracze Karola Ciechanowicza byli groźniejszym rywalem niż ‘Portowcy’ to rzeczywistość okazała się zgoła inna. Wystarczyło bowiem wyjść z ofensywnym nastawieniem i to ‘Wataha’ straciła pewność siebie. Oj tak, wspomniany respekt Wolves Volley do swoich rywali był aż nadto widoczny, a tak się Osadą nie da wygrać choćby seta. Pierwszy set to błyskawiczne prowadzenie Osady 13-6. Co ciekawe, do tego czasu jak już Wolves zdobyli punkt to wynikał on raczej z błędu rywali. Ostatecznie gracze w czarnych strojach coś tam nadgonili, ale o korzystnym wyniku nie mogło być mowy. Drugi set to już zupełnie inny obraz, w którym jedni przestali robić w gacie, a drudzy nie mieli już takiej przewagi. To, co w głównej mierze zadecydowało o tym, że to Truso wygrało poza samą jakością, to dobra gra w obronie i asekuracji, po której następowały skuteczne kontry (21-18). W ostatnim secie po stronie Truso można było odnieść wrażenie pewnego zmęczenia. To sprawiło, że obie drużyny grały punkt za punkt do stanu po 12. W końcówce seta, gracze z Elbląga podkręcili jeszcze tempo i po chwili cieszyli się z szóstego punktu we wtorkowy wieczór, który zapewnił im fotel lidera.

Osada Truso – Port Gdańsk

W naszym prywatnym rankingu, wynik spotkania Oliwy Team z Portem Gdańsk był największym zaskoczeniem wtorkowej serii gier. No bo wiecie – w poprzednim sezonie przesadnie dobrze nie szło ani jednym, ani drugim. Koniec końców jednak to Oliwa Team grała przeciwko drugoligowym rywalom, a Port do samego końca bił się o utrzymanie w trzeciej lidze. Wydawało się zatem dość logiczne, że ‘Oliwiacy’ ograją swojego rywala i kto wie, być może zaczną drogę w kierunku powrotu do drugiej ligi. Cóż, po tym, co zobaczyliśmy – to się nie ma prawa wydarzyć. Z drugiej strony, bylibyśmy parszywcami, gdybyśmy nie docenili postawy Portu, bo ci – w poniedziałkowy wieczór prezentowali się bardzo dobrze. Nie mówimy tu wyłącznie o meczu z Oliwą, ale również – przegranym boju z Osadą Truso. Wracając jednak do starcia numer jeden – na początku było już 9-4 dla Portu. Mimo to, Oliwa zdołała doprowadzić do wyrównania po 9 i wydawało się, że sytuacja jest już opanowana. Nic bardziej mylnego. Druga część seta to konkretne lanie zakończone wynikiem do 11. Niewiele lepiej Oliwa poradziła sobie w środkowej odsłonie. Choć zaczęło się od remisu 6-6, to ekipa ‘z doków’ rosła z każdą kolejną akcją i po atakach ze środka siatki dobrze dysponowanego Pawła Dobrzenieckiego było 14-8 dla graczy Arkadiusza Sojko. Dalsza część rywalizacji to kontrola gry przez Port udokumentowana zwycięstwem do 12. Ciekawie w meczu zrobiło się dopiero w trzecim secie. Wreszcie z zimowego letniego snu wybudzili się gracze Oliwy, którzy po ataku Antoniego Aleksandrowicza, prowadzili 12-7. Im dłużej trwał jednak set, tym bardziej Oliwa nam gasła. To sprawiło, że po ataku bardzo dobrze dysponowanego Tomka Bobcowa, Port prowadził 20-17. Choć mieli okazję skończyć mecz szybciej, ostatecznie Oliwa doprowadziła do wyrównania i miała realną szansę na jeden punkt w meczu. Ostatecznie, ostatni set zasilił konta ‘Portowców’. Brawo!

Team Spontan – Tiger Team

Po bardzo ważnym komplecie oczek z MiszMaszem, Team Spontan miał do rozegrania mecz z Tiger Team. Choć zabrzmi to brutalnie – o ile wskazanie faworyta wcześniejszego meczu było kwestią dyskusyjną to w meczu z ‘Tygrysami’, takiej zagwozdki nie mieliśmy. Faworytem był dla nas Team Spontan i pytaniem pozostawało tylko to czy będzie 3-0 czy jednak 2-1. Początek spotkania pokazał jednak, że dyspozycja obu drużyn dość mocno od siebie odbiega. Już po kilku chwilach od pierwszego gwizdka sędziego, gracze w pomarańczowych strojach prowadzili 11-6. Mniej więcej pięciopunktowa zaliczka utrzymała się aż do samego końca (21-16). Jeśli o pierwszym secie można napisać to, że był on bez historii, to co powiedzieć o drugiej partii? Oczywiście nie jest to zarzut wobec Spontana. Ci grali naprawdę bardzo dobrze i prezentując podobną dyspozycję mogą w obecnym sezonie namieszać. Jeśli chodzi o Tiger to wręcz przeciwnie. W przeszłości zespół Dawida Staszyńskiego przegrał 36 spotkań. Najczęściej bywało jednak tak, że podejmowali walkę. Wczoraj nam tego zabrakło, co dobitnie pokazał drugi set przegrany do 13. Nieco lepiej Tiger wyglądał w trzeciej partii, ale prawdę mówiąc – ten został rozstrzygnięty niemal na samym początku. Po bloku Janka Kostrowickiego było bowiem już 9-4 i w dalszej części Tiger walczył o to by różnica punktowa nie była zbyt duża. Nie ma się co oszukiwać – w obozie Tigera bardzo dobrze dysponowany we wtorkowy wieczór był tylko jeden gracz – Tadeusz Jakubczyk. To na Spontana zdecydowanie za mało.

Oliwa Team – Port Gdańsk

W naszym prywatnym rankingu, wynik spotkania Oliwy Team z Portem Gdańsk był największym zaskoczeniem wtorkowej serii gier. No bo wiecie – w poprzednim sezonie przesadnie dobrze nie szło ani jednym, ani drugim. Koniec końców jednak to Oliwa Team grała przeciwko drugoligowym rywalom, a Port do samego końca bił się o utrzymanie w trzeciej lidze. Wydawało się zatem dość logiczne, że ‘Oliwiacy’ ograją swojego rywala i kto wie, być może zaczną drogę w kierunku powrotu do drugiej ligi. Cóż, po tym, co zobaczyliśmy – to się nie ma prawa wydarzyć. Z drugiej strony, bylibyśmy parszywcami, gdybyśmy nie docenili postawy Portu, bo ci – w poniedziałkowy wieczór prezentowali się bardzo dobrze. Nie mówimy tu wyłącznie o meczu z Oliwą, ale również – przegranym boju z Osadą Truso. Wracając jednak do starcia numer jeden – na początku było już 9-4 dla Portu. Mimo to, Oliwa zdołała doprowadzić do wyrównania po 9 i wydawało się, że sytuacja jest już opanowana. Nic bardziej mylnego. Druga część seta to konkretne lanie zakończone wynikiem do 11. Niewiele lepiej Oliwa poradziła sobie w środkowej odsłonie. Choć zaczęło się od remisu 6-6, to ekipa ‘z doków’ rosła z każdą kolejną akcją i po atakach ze środka siatki dobrze dysponowanego Pawła Dobrzenieckiego było 14-8 dla graczy Arkadiusza Sojko. Dalsza część rywalizacji to kontrola gry przez Port udokumentowana zwycięstwem do 12. Ciekawie w meczu zrobiło się dopiero w trzecim secie. Wreszcie z zimowego letniego snu wybudzili się gracze Oliwy, którzy po ataku Antoniego Aleksandrowicza, prowadzili 12-7. Im dłużej trwał jednak set, tym bardziej Oliwa nam gasła. To sprawiło, że po ataku bardzo dobrze dysponowanego Tomka Bobcowa, Port prowadził 20-17. Choć mieli okazję skończyć mecz szybciej, ostatecznie Oliwa doprowadziła do wyrównania i miała realną szansę na jeden punkt w meczu. Ostatecznie, ostatni set zasilił konta ‘Portowców’. Brawo!

Team Spontan – MiszMasz

Tak jak pisaliśmy w zapowiedzi – spotkanie obu drużyn, które w drugiej lidze rozegrały grubo ponad 100 spotkań. Tego jednak już nie ma, przynajmniej na jakiś czas. Nieznacznym faworytem w naszym odczuciu byli ‘Spontaniczni’, którzy w miejsce transferów out pozyskali jakiś graczy. Jeśli chodzi bowiem o MiszMasz – z drużyny odeszła duża część graczy, a póki co o wzmocnieniach ani widu, ani słychu. Przeczuwaliśmy jednak, że będzie to wyrównane starcie i się nie zawiedliśmy. Pierwszy set choć był wyrównany, to na jego przestrzeni jednak MiszMasz miał delikatną przewagę 1-2 punktów. Po zagrywce Ernesta Kurysa było 17-15 dla graczy Michała Grymuzy. W końcówce ‘Spontaniczną planetę’ uratował jednak bohater tej drużyny – Mariusz Krynicki. Co to jest za dzik. Niemal 200 punktów w poprzednim sezonie to nie przypadek. Wracając do pierwszego seta, ten zakończył się zwycięstwem ‘Pomarańczowych’ do 19. Nie inaczej było w drugim secie, którego na półmetku MiszMasz prowadził 11-7. Z czasem w grze spadkowicza z drugiej ligi zaczęło się jednak coś psuć i Team Spontan doprowadził do wyrównania po 15. Dalszej części się zapewne domyślacie (21-19). Wtorkowe spotkanie zdawało się być czymś w rodzaju Remake Dnia Świstaka. Zamiast tego był co prawda ‘set świstaka’. W trzecim secie MiszMasz prowadził 15-12, a mimo to po raz kolejny dali sobie wyszarpać zwycięstwo z rąk. Jak to szło? Prawdziwą drużynę poznaje się po tym jak kończy, a nie zaczyna? No to Team Spontan skończył z trzema punktami na koncie. Choć MiszMasz był bliski w każdym secie, na ich ‘rachunkach’ nie było żadnego ‘wpływu środków’.

BL Volley – Inter Marine Masters

Choć od ostatniego spotkania obu drużyn minęło już kilkanaście tygodni to odnosimy wrażenie, że rany po wspominanej porażce Inter Marine, jeszcze się nie zabliźniły. Choć ‘Mastersi’ o tym głośno nie mówili, odnosiliśmy wrażenie, że poprzedni mecz z BL uwierał ich jak kamyczek w bucie. Niby nic, a jednak. O mobilizację w zespole nie było zatem zbyt trudno. Już na początku spotkania, gracze w białych trykotach pokazali ‘nowy ład’. Po serii błędów ‘Tygrysów, było już 12-7 dla Inter Marine. W dalszej części seta, gracze Wojciecha Strychalskiego nie mieli nawet pomysłów jak powstrzymać rywali. A to lewe, a to prawe skrzydło. Środek? Proszę bardzo. Kiwka? A jakże, w polu i to dwa razy. Ostateczny wynik 21-13 nie mógł zatem przesadnie dziwić. Na nieco większe emocję musieliśmy poczekać do środkowej partii, przy czym nie mamy pewności, czy słowo nieco i tak nie jest podkręcone. No bo zaczęło się tak, że po ataku Andrzeja Masiaka, ‘Mastersi’ prowadzili już 6-0. W dalszej części było 16-12 i prawdę mówiąc nie można było mieć poczucia, że ‘coś się kroi’. Ostatecznie, Inter Marine wciągnęło do zabawy swoich rywali, poświęciło im nieco uwagi, dali nawet uwierzyć w jakąś więź czy równość, ale kiedy im się to znudziło – najzwyczajniej w świecie zabrali zabawki i skończyli seta na swoich zasadach. W trzecim secie nonszalancja, która dawała o sobie wcześniej znać się zemściła. Fani Kubusia Puchatka powiedzieliby nawet, że dali swoim rywalom pobrykać. To skończyło się tak, że BL Volley, objął prowadzenie 8-5. Choć w dalszej części Inter Marine doprowadzili do wyrównania po 14, to wobec kolejnej fali, byli już bezradni. Ostatecznie BL wygrał tę partię do 16, a w meczu doszło do podziału punktów, w którym ‘Mastersi’ wzięli udany rewanż za spotkanie z poprzedniego sezonu.