Za nami piąty dzień meczowy w sezonie Jesień’25. We wtorek z bardzo dobrej strony pokazali się gracze Bayer Gdańsk, którzy rozbili Challengersów w stosunku 3-0. Kolejne zwycięstwo za komplet punktów zgarnęła Flota Active Team, która przeżywa aktualnie najlepszy okres od bardzo długiego czasu. Zapraszamy na podsumowanie!
Maritex – Aqua Volley 2-1 (17-21; 21-11; 21-18)
W zapowiedziach pomeczowych pisaliśmy o tym, że we wtorkowy wieczór dostrzeżemy krajobraz po burzy, jaka rozpętała się w ostatnim czasie nad siedzibą Maritexu. Cóż – nie ma tragedii, ale z całą pewnością szkód jest mnóstwo i drużynie zajmie bardzo dużo czasu i wysiłku, by to wszystko posprzątać i uporządkować. Mecz z Aqua Volley rozpoczął się dla faworyta w koszmarny sposób. Dość niespodziewanie to beniaminek trzeciej ligi prowadził grę i po kilku błędach rywali objęli prowadzenie 10-5. Wraz z kolejnymi akcjami, sytuacja wydawała się prostować. Po skutecznych akcjach Kamila Warnke oraz Jakuba Wierzejskiego, Maritex zniwelował straty do jednego oczka (14-13). Marne to jednak dla nich pocieszenie. Już po chwili kilkoma skutecznymi atakami popisali się Mateusz Drężek oraz Łukasz Chomik, po których Aqua odskoczyła od rywala na kilka punktów i zaskakująco wygrała seta do 17. Przed drugą odsłoną w szeregach Maritexu doszło do pewnych roszad kadrowych i trzeba przyznać, że gra zespołu w fioletowych barwach zaczęła się wreszcie kleić. Precyzując – nie dość, że sami zaczęli grać znacznie lepiej, to Aqua powtórzyła dokładnie to, co zaprezentowała w meczu z Flotą TGD Team. Nierówna dyspozycja pozwoliła im na bardzo dobrego jednego seta. W drugiej odsłonie team Mateusza Drężka był już tylko cieniem samych siebie i po tym, kiedy Maritex objął prowadzenie 11-3, stało się jasne, że ‘włos z głowy im już nie spadnie’. Ostatecznie team Michała Pietrasika wygrał tę partię do 11. Ostatni set rywalizacji nie był już tak jednostronnym widowiskiem, aczkolwiek na półmetku seta – faworyt objął trzypunktowe prowadzenie (10-7), którego nie wypuścił do końca meczu. Ostatecznie Maritex sięgnął po dwa punkty i team może mówić o umiarkowanym optymizmie. Podobnie sytuacja wygląda w Aqua Volley, którzy choć nie byli faworytem – zgarnęli drugi punkt w sezonie Jesień’25.
Craftvena – Only Spikes 3-0 (21-8; 21-12; 21-14)
Choć trzy ostatnie pojedynki obu drużyn za każdym razem kończyły się kompletem punktów Craftveny, to pamiętamy doskonale, że za każdym razem ‘Rzemieślnicy’ byli w tarapatach. Cóż. We wtorek się to zmieniło, bo dominacja drużyny Bartosza Zakrzewskiego była od pierwszej do ostatniej minuty meczu. Wracając jednak do historycznych spotkań, było tak:
– 26 września 2024 – dwa sety do 17
– 21 listopada 2024 – jeden set do 18, drugi do 19
– 24 marca 2025 – jeden set do 19, drugi po walce na przewagi do 21.
Cóż – wydawało się, że we wtorek może być na tyle blisko, że Only Spikes zdobędą wreszcie punkt. Skoro udało się z DSGSA, to czemu z Craftveną nie? Odpowiedź jest prosta – bo team ‘Rzemieślników’ bardzo w ostatnim czasie dojrzał. Okrzepł. Kiedy ma wygrywać to z drobnymi wyjątkami to robi. Pierwszy set rywalizacji to demolka rywala. Dobre przyjęcie, skuteczne ataki, kombinacyjna gra. Wynik 21-8 mówi sam za siebie. W środkowej odsłonie rywal zawiesił poprzeczkę nieco wyżej. Nie, żeby Craftvena miała problemy. Ot – kilka akcji więcej. Ostatni set rozpoczął się co prawda od prowadzenia ‘Rzemieślników’ 9-1, ale z czasem gra po obu stronach siatki się uspokoiła. Faworyci nie parli tak do przodu, a underdog – przestał popełniać tak masakryczne błędy. Finał był taki, że team Patryka Łabędzia ugrał w tej partii 14 oczek, ale halę Ergo Arena opuszczali z poczuciem wielkiego lania, które zgotowała im Craftvena.
Dream Volley – MysterElektroRockets 3-0 (21-17; 21-12; 21-17)
Cudu nie było. Choć spotkanie rozpoczęło się w koszmarny sposób dla Dream Volley czy samego atakującego – Rafała Żebrowskiego, to zespół w granatowych strojach nie miał najmniejszego problemu z tym by opędzlować za komplet punktów beniaminka trzeciej ligi – drużynę MysterElektroRockets. Trzeba przyznać, że wspomniana sytuacja z kontuzją sprawiła, że Dream Volley przez długi czas nie mógł wypracować sobie zaliczki. Na półmetku pierwszego seta mieliśmy bowiem ich skromne prowadzenie 11-10. Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec seta za sprawą świetnie dysponowanego duetu Juszczak – Nurzyński, po których atakach, Dream Volley objął prowadzenie 19-16 i w konsekwencji – cieszył się po chwili z pierwszego punktu. W środkowej odsłonie oglądaliśmy wreszcie taką wersję Dream Volley, jaką powinni prezentować w meczach z teoretycznie dużo słabszym rywalem. Była to bowiem wersja, w której Dream udzielił swoim rywalom bolesną lekcję gry w piłkę siatkową. Już po chwili od rozpoczęcia środkowej partii ‘Marzyciele’ prowadzili 8-2. Choć z czasem gracze w biało-czerwonych barwach zdawali się wychodzić z opresji (9-6), to wobec kolejnej fali ataków rywali – byli całkowicie bezradni. Wynik 21-12 to tak naprawdę najniższy wymiar kary absolutnie jednostronnego widowiska. Po tym jak w środkowej partii otrzymaliśmy niezbyt emocjonujące widowisko – nie wiązaliśmy nadziei z finałowym setem. Mimo to – MysterElektroRockets zaprezentowali się całkiem nieźle, a przynajmniej było tak do połowy seta (11-11). W dalszej części Dream wypracował sobie zaliczkę i w konsekwencji wygrał do 17, cały mecz 3-0, po czym wskoczył na drugie miejsce w ligowej układance.
Flota Active Team – Inter Marine Masters 3-0 (21-15; 21-18; 21-15)
Drugi mecz obu drużyn w historii Inter Marine SL3 i drugie zwycięstwo Floty Active Team w stosunku 3-0. Trudno znaleźć innego przeciwnika, z którym ‘Mastersi’ mieliby równie parszywy bilans bezpośrednich spotkań. Przed kolejnym spotkaniem obu drużyn już się na to nie nabierzemy, tylko w ciemno będziemy stawiać na komplet oczek Floty. Warto przy tym zaznaczyć, że nie wiadomo czy i kiedy, a jeśli tak to, w której lidze do takiego pojedynku miałoby dojść. Między wierszami chcemy bowiem przemycić informację, że Flota z taką grą jak na początku sezonu może powolutku myśleć o czymś poważniejszym. Jeśli niedowiarków nie przekonuje fakt pokonania Inter Marine Masters, to komplet punktów z ex-pierwszoligowcem – Old Boys niech będzie kolejnym argumentem. Niech będzie nim również to, że pomimo pełnej puli, którą Flota Active Team zgarnęła we wtorkowy wieczór, w obozie panował umiarkowany optymizm, a team zwracał uwagę na mankamenty we własnej grze. Cóż – fajny vibe i wibracje i momentum, którego nie pamiętamy od bardzo dawna. Kto wie, może kompas na pokładzie wskazuje poprawny azumut na pierwszą ligę? Sam mecz? Cóż – były wyrównane momenty, była walka, ale koniec końców zawsze wychodziło na korzyść Floty. Duża w tym zasługa bardzo dobrej gry w obronie i skutecznych kontrach drużyny Karoliny Kirszensztein, którzy w pełni zasłużenie wskakują niemal na sam szczyt ligowej tabeli. Brawo!
Bayer Gdańsk – Challengers 3-0 (21-17; 23-21; 21-11)
W zapowiedziach przedmeczowych nie mieliśmy wątpliwości. W naszych oczach to Challengersi byli faworytem starcia. Uznaliśmy jednak, że ‘Aptekarzy’ będzie stać na to by pokusić się o pierwszy punkt w sezonie Jesień’25. Już przed meczem gracze Bayer Gdańsk nieco buńczucznie zapowiadali, że znają sposób na pokonanie rywali. Trzeba przyznać, że początek spotkania na to absolutnie nie wskazywał, bo team Damiana Harica miał ogromne problemy z wyprowadzeniem własnych akcji i chwilę po pierwszym gwizdku sędzi prowadzącej zawody, przegrywali już 1-5. Sytuacja zaczęła się zmieniać na korzyść ‘Aptekarzy’ w środkowej fazie seta, gdzie po dwóch punktach z rzędu Huberta Śliwowskiego, objęli oni pierwsze prowadzenie w meczu (12-11). Dalsza część seta to fragment, w którym dla odmiany do początku meczu, tym razem to Challengersi mieli potworne problemy ze skończeniem akcji. Ostatecznie po dwóch atakach Damiana Harica, Bayer wygrał tę partię do 17. Środkowa odsłona to najciekawszy i bardzo wyrównany set. W końcówce po kilku świetnych akcjach Mateusza Michalskiego, Bayer wysunął się na prowadzenie 19-17. Mimo niekorzystnego położenia, team Wojciecha Lewińskiego zdołał doprowadzić do wyrównania po 20, ale ostatnie słowo należało do ‘Aptekarzy’ (23-21). Ostatni set rywalizacji to wyraźna przewaga beniaminka drugiej ligi, który ‘przejechał się’ po rywalu, ogrywając go do 11. Brawo!
Remedios Sopot Ortopedia – ACTIVNI Gdańsk 3-0 (21-17; 21-10; 21-19)
Po porażce na inaugurację, obie drużyny chciały za wszelką cenę odwrócić wczoraj kartę. W naszym odczuciu faworytem spotkania była ekipa Remedios Sopot Ortopedia, choć trzeba przyznać, że w pierwszym secie rywalizacji mieli oni ‘spore ciężary’. Choć chwilę po półmetku seta ‘Ortopedzi’ prowadzili już 13-9, to po chwili ACTIVNI nie dość, że odrobili straty, to sami wysunęli się na prowadzenie 15-14. Niestety dla nich – był to jednak chwilowy zryw i dalsza część premierowej partii to popis kapitana Remedios – Macieja Kota. Po kilku punktach przyjmującego, jego zespół wysunął się na prowadzenie 19-16, a po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Zdecydowanie mniej emocji oglądaliśmy w środkowej partii. Główna w tym wina ACTIVNYCH Gdańsk, którzy zaprezentowali się w tej odsłonie bardzo słabo. O ile początek seta nie wskazywał na takie kłopoty (7-5), to z czasem team dowodzony przez Artura Kurkowskiego całkowicie stanął i przyjął rolę ‘worka do bicia’. Niestety dla nich – sam Kuba Konieczny nie wystarczył do tego by zaprezentować się lepiej (21-10). Mimo miernej postawy w drugim secie – ACTIVNI mieli w dalszej części meczu swoją szansę. Ba – przez bardzo długi moment wydawało się, że to właśnie oni zgarną ostatni punkt w meczu. Po zdecydowanie lepszym fragmencie, prowadzili na półmetku już 12-5. Myślicie, że nie da się tego zepsuć? Kilka ataków i zagrywek w wykonaniu najlepszego gracza meczu – Macieja Kota dało ‘Ortopedom’ tlen. Już po chwili mieliśmy remis 14-14. W końcowej fazie meczu ACTIVNI jeszcze się starali, jeszcze mieli swoje okazje, ale umówmy się – tę partię przegrali już kilka chwil wcześniej. Ostatecznie Remedios Sopot Ortopedia inkasuje bardzo ważne trzy punkty, przesuwając się w górę ligowej tabeli.
