MATCHDAY #8

Za nami ósmy dzień meczowy w sezonie Wiosna’22. W pierwszej lidze, choć nie bez problemów dwa arcyważne spotkania wygrywa drużyna CTO Volley. Dzięki wygranym, gracze z Malborka wskakują na fotel lidera. W drugoligowym hicie, lepszą od Spontana okazała się drużyna Dream Volley. Zapraszamy na podsumowanie wtorkowej serii gier!

Bayer Gdańsk – Wolves Volley 1-2 (12-21; 18-21; 21-10)

Dziwny to był mecz. Jak bowiem wytłumaczyć sety, w którym jedna z drużyn ogrywa drugą do 12 a w kolejnym secie przegrywa do 10? Mamy pewną propozycję – trzecia liga, styl życia. Nie ukrywamy, że w konfrontacji ‘Aptekarzy’ z ‘Watahą’ wydawało nam się, że to ci pierwsi mają więcej sportowych argumentów do tego by wygrać mecz. Mimo, że w ostatnim czasie chwaliliśmy ‘Wilków’ tak do ich ogródka można było wrzucić pewien kamyczek. Tym był w ostatnim czasie przegrany set z Husarią Gdańsk, która jak się później okazało, nie może pochwalić się zbyt dobrym wynikiem w tabeli. Mimo tych niedogodności, Wolves z reguły chwaliliśmy. Po wtorkowej wygranej z Bayer Gdańsk, w drużynie Macieja Tarulewicza zapanował ‘Wilczy apetyt’. Drużyna ma bowiem chrapkę na podium rozgrywek. Czy jest to możliwe? Absolutnie tak. Wracając do meczu – pierwszy set to prawdziwa dominacja Wilków. Podczas gdy ‘Wataha’ realizowała swój plan, nakreślony na to spotkanie – ich rywale psuli na potęgę. To nie był ich set i całe szczęście, że w danym momencie musieli wyłącznie grać w siatkówkę. Prawdziwy problem zacząłby się w momencie gdyby w tym czasie, drużyna Mateusza Grudnia musiała wykonać inne zadanie. Jako, że im nic nie szło, gdyby zamiast na sali, leżeli na kanapie, prawdopodobnie popsuliby nawet pilota podczas próby przełączenia kanału w tv. Pisząc jednak serio – pełna dominacja Wilków. Drugi set był wreszcie tym, czego oczekiwaliśmy po tym spotkaniu. Wyrównana walka punkt za punkt. Mniej więcej w połowie seta, to Wilki wyszły na 2-3 punktowe prowadzenie i zasłużenie wygrały tę partię. Kto wie, czy dwa punkty nie zadowoliły ‘Watahy’. Tym razem to właśnie im, oberwie się za trzecią partię. Co to do cholery było? My nie wiemy. Całą sytuację możemy przyrównać do tego jak skoczek narciarski bije rekord skoczni, przejeżdża kilkadziesiąt metrów i tuż przed linią do, której sędziowie liczą punkty postanawia się położyć. Do cholery. Jak ma się rywala na łopatkach to trzeba go dojechać. Wilki zamiast rozszarpać rywala, postanowiły dla odmiany być same dojechane. Finalnie, ten szalony mecz kończy się podziałem punktów.

Swooshers – Tiger Team 0-3 (11-21; 13-21; 2-21)

We wtorkowy wieczór, na naszych oczach napisała się historia. Z pewnością, nie w taki sposób chciałaby być w niej zapisana ekipa Swooshers. Fakty są jednak takie, że Swooshers, jako trzecia drużyna w historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta, przegrała seta do 2. Co ciekawe, po pierwszym oraz drugim secie nic nie wskazywało na taki scenariusz. Początek spotkania z Tiger Team, drużyna Swooshers, biorąc pod uwagę ich obecne umiejętności – radziła sobie lepiej niż moglibyśmy tego oczekiwać. Pamiętamy bowiem o tym, że ich rywale – Tiger Team to ekipa, mająca ambicję grania w wyższej klasie rozgrywkowej. Wracając do spotkania, te rozpoczęło się od prowadzenia ‘Tygrysów’ 6-4. Im dłużej trwał ten set, tym bardziej zarysowywała się przewaga drużyny Mateusza Sokołowskiego. Kiedy na tablicy wyników, pojawiło się 16-8 wiedzieliśmy, że emocje w tej odsłonie zostały ‘zabite’. Druga partia, podobnie jak pierwszy set rozpoczęła się od wyrównanej walki. Ta trwała jednak dłużej, bowiem w pewnym momencie, na tablicy wyników mieliśmy remis 8-8. Jak przystało na kapitana – prowadzenie swojej drużynie dał jednak Mateusz Sokołowski (10-8) i od tego momentu, do samego końca to Tiger Team dyktował warunki gry. W kinematografii często stosowany jest zabieg, że przed filmem wyświetlany jest napis, że z uwagi na szacunek do ofiar, pewne dane, postacie a także zarys fabuły został zmieniony. Może ten przykład jest zbyt jaskrawy, ale z szacunku do przegranych, napiszemy jedynie, że trzeci set się odbył, oraz że tak jak wspomnieliśmy na wstępie – rekord został wyrównany.

Dream Volley – Team Spontan 2-1 (18-21; 21-19; 21-10)

Nie no. Wyniki w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta, w ostatnim czasie wymykają się poza jakiekolwiek granice rozsądku i logiki. Jak bowiem zestawić ze sobą następujące rezultaty i to sensownie wytłumaczyć?

  1. Dream Volley – BES-BLUM Nieloty 1-2
  2. Team Spontan – BES-BLUM Nieloty 2-1
  3. Dream Volley – Team Spontan 2-1

Przecież to wszystko nie trzyma się kupy. W naszych oczach to Spontaniczni byli faworytem spotkania. Nie dość, że w obecnym sezonie, wygrywali wszystko co się da, to na dodatek, trafili na moment, w którym Dream Volley borykał się ze swoimi problemami. Pierwszy set, lepiej rozpoczęli ‘Spontaniczni’. To była wypisz-wymaluj ekipa, która ograła na inaugurację trzy, drugoligowe drużyny. Kiedy po pierwszej partii wydawało się, że Spontan pójdzie ‘za ciosem’, to Dream Volley przejął inicjatywę. Gracze Mateusza Dobrzyńskiego, w połowie drugiej partii prowadzili 12-8. Mimo, że z czasem Spontan sukcesywnie minimalizował stratę, to drużynie Dream Volley udało się dowieźć wygraną do końca. Trzeba przyznać, że końcówka seta nie była zbyt wielkim widowiskiem. Obie drużyny, co rusz wykazywały się niedokładnością. Finalnie z tego chaosu, zrodził się wynik 1-1 w setach. To co wydarzyło się w trzecim secie, to jakaś abstrakcja. W partii tej, Dream Volley upokorzył swoich rywali. Po chwili od rozpoczęcia, Dream Volley prowadził już 8-1 a następnie 15-4. Kiedy zanosiło się na najwyższy wynik w drugiej lidze w obecnym sezonie, Dream Volley spuścił nieco nogę z gazu i w konsekwencji wygrał ‘zaledwie’ do 10. Mimo to, równie słabego seta w wykonaniu ‘Spontana’ nie możemy sobie przypomnieć.

Flota Active Team – Niepokonani PKO Bank Polski 3-0 (21-10; 21-18; 21-18)

Podpatrujemy, przyglądamy się, obserwujemy. Mimo, że Flota Active Team, w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta rozegrała już trzy spotkania, to nadal nie możemy ich rozgryźć. W drużynie jest bowiem taka cecha, która nas bardzo zastanawia. Na początku chcielibyśmy sprecyzować, że Flota ma ogromne umiejętności i potencjał. Wiele osób twierdzi, że spośród wszystkich drużyn trzecioligowych, ten potencjał jest największy. Ok, to jedna strona medalu – ta jaśniejsza. Jest również ta nieco gorsza. Chodzi o regularność gry drużyny w granatowych koszulkach. Flota potrafi zmiażdżyć swojego rywala do 10 tak jak miało to to miejsce w pierwszym secie, by w kolejnych dwóch odsłonach, przez długie fragmenty nie móc przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Czy przypadkiem nie jest tak, że drużyna mająca aspirację wybiegające daleko poza trzecią ligę, powinna wygrywać w sposób przekonujący? Czy spotkań takich jak te wtorkowe, Flota nie powinna wygrać tak jak pierwszego seta? Owszem, Niepokonani PKO Bank Polski nie oddali meczu bez walki, ale jednak coś nam tu zgrzyta. Ok, zdajemy sobie sprawę, że w ostatecznym rozrachunku, najważniejsze są punkty. Mimo to, zastanawiamy się jak prezentować będą się gracze Karoliny Kirszenstein w meczach z bardziej wymagającymi rywalami. Jeśli chodzi o ‘Bankowców’ to była to druga porażka z rzędu. To co z pewnością działa na korzyść ekipy PKO to fakt, że mają na swoim koncie rozegrane spotkania z ligowymi ‘tuzami’. Niebawem, przyjdzie czas na teoretycznie słabszych rywali i sądzimy, że wtedy zaczną masowo zdobywać punkty.

CTO Volley – Merkury 2-1 (20-22; 21-16; 21-19)

Miał być hit – no i był. W spotkaniu nie brakowało emocji, zaskakujących zwrotów akcji, efektownych wymian oraz niestety kontuzji. Co więcej. Uważamy, że spotkanie w bardzo dobrym stylu poprowadził również sędzia zawodów, choć te do najłatwiejszych nie należało. Parafrazując nasze słowa z zapowiedzi przedmeczowej. Kiedy obie drużyny zdjęły majtki, dłuższego okazała się mieć ekipa CTO. Po pierwszym secie nie było to wcale takie oczywiste. Mimo, że po dwóch atakach, grającego na przyjęciu Mikołaja Skotarka, CTO prowadziło pod koniec pierwszego seta 17-13, to jednak nie potrafili postawić kropki nad ‘i’. W końcówce partii dzięki dobrej grze na siatce to Merkury zaczął zdobywać taśmowo punkty i finalnie, po grze na przewagi wyciągnął tę partię wygrywając 22-20. Po świetnym come-backu sądziliśmy, że drużyna Piotra Peplińskiego pójdzie za ciosem. Niestety dla nich, od początku drugiej partii to ‘Oranje’ wypracowali sobie pokaźną zaliczkę (13-6). W odróżnieniu od tego co działo się w pierwszym secie, tym razem tego nie spieprzyli. Kto wie jak potoczyłaby się ta partia i cały mecz, gdyby nie kontuzja stawu skokowego, jednego z najlepszych środkowych w historii ligi – Arkadiusza Kowalczyka. Wracając do meczu. O zwycięstwie w spotkaniu musiał zadecydować ostatni set. Partię tę po trzech atakach Grzegorza Dymińskiego, lepiej rozpoczęli gracze CTO (6-2). Kilkupunktowa przewaga graczy z Malborka utrzymywała się przez większość seta. Niestety dla nich, podobnie jak miało to miejsce w pierwszym secie, pozwolili swoim rywalom na rozwinięcie skrzydeł. Mimo, że w końcówce mieliśmy wynik 18-18, to ostateczny cios zadała jednak ekipa CTO.

Craftvena – Speednet 2 3-0 (21-8; 21-10; 21-10)

Kyrie Elejson. Ale to był słaby mecz w wykonaniu Speednetu 2. Nie będziemy przecież owijać kawałka gówna w złoty papierek i reklamować go jako coś wspaniałego. No bo powiedzmy sobie wprost. Gra Speednetu była dziadowska. My rozumiemy, że czasami graczom w ‘Różowych’ koszulkach brakuje najzwyczajniej w świecie umiejętności, ale tu? Przecież tę drużynę stać na to, aby pokazywać się ze zdecydowanie lepszej strony. Jakby to ująć. We wtorkowy wieczór, zostali oni ‘wybatorzeni’ przez swoich rywali. Wyniki do 8, 10 oraz ponownie 10 sprawiają, że musieliśmy przewertować kilkadziesiąt ostatnich spotkań ‘Programistów’ a i tak trudno było nam znaleźć podobną bryndze. Co by nie mówić, grali oni wciąż z tą samą Craftveną, z którą kiedyś potrafili wygrywać sety czy nawet spotkanie. Co więcej, Craftvena w obecnym sezonie też miewała swoje problemy i aż strach pomyśleć, co by było gdyby ‘Rzemieślnicy’ mieli w ostatnim czasie niezłą formę. Ok, dosyć grillowanka. Skupmy się na pozytywach, bo tych po stronie graczy w czarnych koszulkach nie brakowało. Tradycyjnie – swoje dla drużyny zrobił Daniel Kaniecki. Na osobny fragment zasługuje jednak Krzysztof Lewandowski, który zanotował jeden ze swoich najlepszych spotkań w ramach rozgrywek SL3. Pozytywem dla ‘Craftveny’ jest również a właściwie przede wszystkim to, że dzięki wygranej za komplet punktów ‘Rzemieślnicy’ uciekają z tabeli ze strefy, w której w zasadzie nigdy nie powinni się byli znaleźć. Drużyna Bartka Zakrzewskiego, w końcu może odetchnąć z ulgą.

CTO Volley – Speednet 2-1 (18-21; 21-13; 24-22)

Patrząc na miejsca, które wtorkowi rywale drużyny CTO zajmowali w poprzednim sezonie, można było wysnuć wniosek, że po spotkaniu z Merkurym czeka ich nieco łatwiejsze zadanie. Po dwóch rozegranych spotkaniach, uważamy jednak, że bliżej do porażki CTO, było właśnie w spotkaniu ze Speednetem. ‘Różowi’ przystąpili do spotkania w nieco eksperymentalnym składzie. Patrząc na poprzednie mecze, w Speednecie zabrakło kontuzjowanego Wojtka Grzyba oraz Sławomira Janczaka. Na domiar złego, kontuzję na samym początku zgłosił również Grzegorz Surtel. To oznaczało, że gracze Marka Ogonowskiego musieli nieco improwizować. Co ciekawe, w tym szaleństwie była metoda. To Speednet, po wyrównanym początku (5-5), jako pierwszy objął prowadzenie. Po ataku legendy trójmiejskiej siatkówki – Andrzeja Masiaka, ‘Różowi’ prowadzili 12-9. Od tego momentu, do samego końca, Speednet trzymał swojego rywala na dystans i nie dał sobie wyrwać zwycięstwa z rąk. W drugim secie ‘odpalił się’ przyjmujący CTO – Adam Sobstyl. Po kilku atakach tego przyjmującego, na tablicy wyników było 9-4 dla CTO. To z kolei sprawiło, że ‘Oranje’ bez zbytniego forsowania tempa, dowieźli zwycięstwo do końca. Podobnie jak miało to miejsce w pierwszym meczu CTO, tu również o zwycięstwie musiał decydować ostatni set. Podobnie jak w meczu z Merkurym, epilog również był taki sam. Mimo, że Speednet miał kilka piłek meczowych, w końcówce to CTO popełniło mniej błędów i ostatecznie to oni wygrywają spotkanie. Podsumowując to spotkanie – był to kawał dobrego meczycha.

Eko-Hurt – Tufi Team 1-2 (19-21; 21-12; 18-21)

Z jednej strony – spotkanie takie jak te są czymś zbawiennym, z drugiej – czymś koszmarnym. Wszystko koniec końców zależy od tego, która drużyna wygra. Wygrana sprawia, że przełamuje się serię dwóch porażek z rzędu i w sposób oczywisty poprawia morale w drużynie. Porażka z kolei sprawia, że drużyna po dwóch przegranych może pogrążyć się w kryzysie. Niestety tak to już jest, że spotkanie może wygrać tylko jedna drużyna. Przed rozpoczęciem wtorkowej konfrontacji, nieco lepszą sytuację mieli gracze Eko-Hurt, którzy mieli na swoich kontach dwa oczka. W naszym odczuciu, byli również faworytami spotkania z Tufi, bowiem w meczach w których przegrywali, byli o włos od tego by cieszyć się z wygranej. Nieco inny plan na wtorkowy wieczór, miała ekipa Mateusza Woźniaka. To Tufi Team lepiej rozpoczęło zawody. Kto wie, jaki wpływ na obraz meczu miała kontuzja atakującego – Wojtka Ingielewicza, której ten doznał w pierwszej akcji meczu. Po wyrównanej pierwszej części seta, swoją drużynę na prowadzenie po dwóch punktach wyprowadził Szymon Straszak (16-13). W dalszej części seta, drużynie Tufi udało się utrzymać prowadzenie, dzięki czemu ekipa mogła cieszyć się z pierwszego punktu w sezonie Wiosna’22. Druga partia należała do ‘Hurtowników’. W secie tym zobaczyliśmy drużynę, która grała świetną siatkówkę. Gdyby zawodnicy w białych strojach prezentowali się tak zawsze, ich sytuacja byłaby zdecydowanie inna. W każdym razie partia ta zakończyła się wysokim zwycięstwem Eko-Hurtu 21-12, po którym obie drużyny mogły przygotowywać się do trzeciego seta. Ostatni set, był bardzo podobny do pierwszego. Tu, na półmetku również był remis 10-10. Podobnie jak w pierwszym secie i tu, to Tufi zdołało wyjść na prowadzenie 15-11. W kluczowym dla meczu momencie, świetnie na lewym skrzydle sprawował się Łukasz Paszkowski, którego w SL3 najczęściej widzimy w roli libero. Po kilku punktach z rzędu wspomnianego zawodnia, Tufi Team nie oddało już kontroli do końca i finalnie to oni cieszyli się z pierwszej wygranej w sezonie.

BES Boys BLUM – BES-BLUM Nieloty 2-1 (18-21; 21-15; 21-17)

Spotkanie pomiędzy ‘Chłopcami’ a Nielotami anonsowane było jako spotkanie derbowe firmy BES-BLUM Environmental. W odczuciu naszym oraz ekspertów, zdecydowanym faworytem spotkania była ekipa Nielotów. Wpływ na takie a nie inne typowanie miało kilka czynników. Owszem, drużyna Mateusza Bone miewa ogromne wahania formy. Z jednej strony, Nieloty potrafią wygrać z notującą kapitalną serię – drużyną Dream Volley, by jednocześnie przegrać ze Spontanem oraz Prometheusem. Mimo wszystko, w konfrontacji z ‘Chłopcami’, którzy do momentu meczu z Nielotami mieli zero wygranych, wydawało się że to Nieloty dołożą kolejne zwycięstwo. Pierwszy set zdawał się to potwierdzać, bo choć ‘Pingwiny’ miały w tej partii swoje problemy to koniec końców okazali się drużyną lepszą. Po pierwszym secie wydawało się, że Nieloty zdołają pójść za ciosem. Inny plan na wtorkowy wieczór miała ekipa Ryszarda Nowaka – BES Boys BLUM. Po kilku punktach, świetnego we wtorkowy wieczór duetu Rzępołuch – Górzny, ‘Chłopcy’ objęli prowadzenie w drugiej partii (6-3). Od tego momentu, do samej końcówki to bardziej doświadczeni koledzy dyktowali warunki gry i zasłużenie wygrali tę partię do 15. O zwycięstwie w meczu, musiał zadecydować ostatni set. Po wyrównanej pierwszej połowie (11-11), podobnie jak miało to miejsce w drugiej partii – inicjatywę przejęli gracze Ryszarda Nowaka. Nieloty w tym fragmencie seta, ponownie mieli potężne problemy z zatrzymaniem wspomnianego wcześniej duetu. Dodatkowo, młodsi gracze zaczęli popełniać niewymuszone błędy i w konsekwencji przegrali spotkanie 1-2.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.