Matchday #8

Czwartkowy wieczór stał pod znakiem pierwszej ligi. Swoje mecze wygrały drużyny Speednetu, Omidy, a także Trójmiejskiej Strefy Szkód. Najbardziej wyrównanym pojedynkiem był jednak ten rozgrywany na trzecim poziomie rozgrywkowym ,w którym Range Soft VT przegrało swój pierwszy mecz. Dodatkowo, w tej samej klasie rozgrywkowej swój pierwszy punkt zdobyła ekipa Speednetu 2 i nie byłoby to nadużyciem z naszej strony gdybyśmy napisali, że mogli się pokusić nawet o wygraną. Zapraszamy na podsumowanie czwartkowej serii gier!

Speednet 2 – Wirtualna Polska 1-2 (19-21; 22-20; 11-21)

Nie chcemy dublować opisów z poprzedniego sezonu, ale kojarzycie te żenujące reklamy w necie ‘do niedawna pracowała w warzywniaku, teraz ma swój odrzutowiec i zarabia dwadzieścia tysięcy złotych dziennie. Poznaj prosty trik na sukces’? Cóż, pewnie zastanawiacie się, jaki wspólny mianownik ma to z meczem Speednetu z Wirtualną Polską. Otóż wydaje nam się, że Speednet 2 w czwartkowy wieczór odkrył ten prosty trik i ich gra wyglądała zupełnie inaczej niż miało to miejsce dotychczas. Gdy tylko napisaliśmy o projekcie ‘świnia’ ekipa wygrała seta i portfel szefa Speednetu uszczuplił się właśnie o 500 zł. Jakby tego było mało, Speednet dorzuca do skarbonki również 500 zł za wygraną pierwszego zespołu. Do opisu tego meczu jeszcze przejdziemy, ale już teraz musimy Wam zdradzić, że portfel szefa uszczuplił się o tysiąc złotych. Jak wygląda człowiek, który traci tysiaka w kilkanaście minut? Na to pytanie dostaniecie odpowiedź gdy zajrzycie w niedzielny wieczór do galerii zdjęć na stronie. Wracając do aspektów czysto sportowych to musimy przyznać, że patrząc na ostatnie spotkania ‘Programistów’ dziś przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Owszem, już w poprzednich meczach Speednet w pierwszej części seta pokazywał pazur, ale ostatecznie wszystko po pewnym czasie się psuło. Tym razem było inaczej i Speednetowcy walczyli do samego końca o wygranie pierwszej odsłony. Zaczęło się psuć dopiero przy stanie 17-17 i ‘Programiści’ nie byli już w stanie dogonić przeciwników. Ostatecznie przegrali do 19. To, co nie udało się w pierwszym secie, zaskoczyło w drugim i po bardzo emocjonującej końcówce Speednet wygrał drugą partię w stosunku 22-20. Żałujcie, że nie widzieliście tej radości. Coś pięknego. Ten set sprawi, że w drużynie pojawi się jeszcze większa determinacja do ciężkiej pracy. Trzecia odsłona należała już tylko i wyłącznie do faworytów – Wirtualnej Polski. Set zaczął się od sporej przewagi ‘Biało-czerwonych’ którą gracze Jędrzeja Matli konsekwentnie powiększali. Cóż, partia ta wyglądała dokładnie tak, jak według Wirtualnych powinien wyglądać cały mecz. Gra się jednak tak, na ile przeciwnik pozwala. MVP spotkania został Łukasz Rosa, dla którego według nas jest to najlepszy sezon ze wszystkich, w których grał.

Omida Team – Epo-Project 3-0 (21-13; 21-15; 21-11)

Jeszcze nigdy droga z granicy Sopotu i Gdańska do Żukowa nie była tak długa. Kojarzycie ten moment, w którym jesteście na podwójnej randce i para znajomych zaczyna się ze sobą kłócić, po czym następuję krępująca cisza? Mimo, że kłótni w szeregach Epo nie dostrzegliśmy to jednak zakładamy, że cisza w drodze im towarzyszyła. Cóż, nie pomogliśmy chłopakom z Epo-Project przed meczem wskazując ich jako faworyta, bowiem na spotkanie wyszli spięci jak nastolatek przed pierwszym razem. W czwartkowy wieczór zobaczyliśmy zupełnie inną drużynę niż ta, którą oglądaliśmy w meczu z TSSem czy Volley Gdańsk. Początek meczu dobitnie pokazał, kto tu rządzi. Sądzimy, że po tym co wydarzyło się w pierwszych minutach meczu, gracze Epo do tej pory mają torsje, a na hasło ‘Wiktorko’ reagują tak, jak zadłużony alimenciarz na dzwonek komornika. To, co na zagrywce zrobił w czwartek Łukasz Wiktorko, było niewiarygodne. Dość powiedzieć, że początek meczu to wynik 9-1 dla Omida Team. Epo miało na początku potężne problemy z przyjęciem i jeszcze większe problemy z próbą powstrzymania atakującego Mateusza Szturmowskiego. Drugi set nie był już tak spektakularny. Po prostu – i tego wygrała drużyna lepsza. Trzecia odsłona potwierdza tylko to, o czym piszemy. Wygrała drużyna, tego dnia miała więcej siatkarskich argumentów. Nie wiemy dokładnie, na ile to kwestia doskonałej dyspozycji Omidy, a na ile kiepskiego dnia Epo-Project, ale różnica była na tyle widoczna, że raziła w oczy samego Steviego Wondera. Symbolem tego meczu był moment, w którym libero Omidy – Sebastian Miąsko przyjął nie najlepiej piłkę, która zmierzała na drugą stronę siatki. Swoim genialnym ruchem – rozgrywający Wojciech Bogusz zamarkował odbicie piłki, a ta spadła niedotknięta przez nikogo po drugiej stronie siatki i Sebastian mógł cieszyć się ze zdobytego punktu. Cóż, czwartkowy wieczór pokazuje, że Omida na pewno powalczy o najwyższe cele. Mecz z Epo wyszedł im doskonale.

Speednet – Prototype Volleyball 2-1 (23-21; 19-21; 21-17)

W zapowiedziach przedmeczowych pisaliśmy, że różnica pomiędzy obiema drużynami jeszcze nigdy nie była tak mała. Patrząc na wynik, nie sposób nam się ze sobą nie zgodzić. Ok, wiemy, że każdy mecz jest ważny, ale ten, mimo że rozgrywany na początku sezonu, był bardzo ważny z psychologicznego punktu widzenia. W przypadku Speednetu chodziło o przełamanie złej passy. Początek sezonu w ich wykonaniu był nieudany i ewentualna czwarta porażka z rzędu i świadomość przyszłotygodniowego meczu z Volley sprawiłaby, że ‘Różowi’ mogliby się po tym nie podnieść. W przypadku Prototype – drużyny będącej na innym pułapie sfery mentalnej, ewentualna wygrana dałaby odpowiedź, że ‘gwiazdy są na niebie’ i można wygrać z każdym. Byłoby to naprawdę ważne, bowiem ekipa nie pękałaby nawet przed najsilniejszymi rywalami. Mimo tego, Speednet zaczął mecz dość kiepsko. Liczba punktów oddanych Prototype za darmo była zbyt duża dla drużyny z pierwszej ligi. Taka sytuacja sprawiła, że ‘Transformersi’ wyszli na prowadzenie 10-5 i wydawało się, że będą w stanie kontrolować przebieg spotkania. Niestety dla nich, nastąpiła chwila dekoncentracji lub najzwyczajniej w świecie dołek, który ‘Różowi’ zdołali wykorzystać i na tablicy mieliśmy 15-14 dla Prototype. Od tego momentu drużyny walczyły punkt za punkt i ostatecznie to Speednet zdołał wygrać 23-21. Druga odsłona ponownie była bardzo wyrównana i emocjonująca. Przy stanie 18-14 dla Prototype ‘Różowi’ rzucili się do odrabiania strat. Było naprawdę blisko, ale ostatecznie, w kluczowych momentach Prototype zdołało wyjść z opresji obronną ręką i cieszyć się z wygranego seta. O zwycięstwie w meczu zadecydowała zatem ostatnia partia, w której prawdziwe show pokazał atakujący drużyny Speednet – Kacper Iwaniuk, który był nie do zatrzymania w tej partii. Kto wie jak potoczyłyby się losy meczu, gdyby w końcówce spotkania kapitan drużyny Prototype po zdobyciu przez nich punktu, nie przyznał się, że punkt ten należał się rywalom. Zachowanie Tomka zasługuje na uznanie, bowiem był to kluczowy moment seta i całego spotkania. Ostatecznie set zakończył się 21-17 dla Speednetu i drużyna z Gdyni odnosi pierwsze zwycięstwo w sezonie.

Letni Gdańsk – Oliwa Team 1-2 (18-21; 21-14; 16-21)

Nie wstydzimy się naszego przedmeczowego typowania. Zgodnie z tym, co napisaliśmy w zapowiedziach, potencjał obu drużyn jest obecnie na podobnym poziomie. Nos podpowiada nam, że gdyby obie drużyny zagrały w odstępie kilku dni dziesięć spotkań to wynik rywalizacji byłby w okolicach remisu. Zostawmy to. W czwartkowy wieczór to Oliwa Team wróciła do swoich domów z tarczą. O to nie było jednak łatwo, bowiem ‘Letnicy’ postawili swoim przeciwnikom bardzo trudne zadanie. Co było tzw. języczkiem u wagi? Uważamy, że szalę zwycięstwa na stronę graczy z Oliwy przechylił Tomasz Kowalewski, który zdobył osiemnaście punktów. Cóż, nasze odkrycie i rozważania są równie zaskakujące co fakt, że co weekend w trójmieście jest pogoda, która nie zachęca do wyjścia na spacer. Obstawiamy, że gdyby wspomnianego Tomka nie przytrzymali blokiem Jacek Kalwas czy Maciej Jakubowski to mógłby zostać pobity rekord liczby punktów w trakcie jednego spotkania. Inna kwestia, że sporo punktów zebrał również rozgrywający bardzo dobrą partię Maciej Tyryłło. Jako Redakcja nie jesteśmy szablonowi i często staramy się docenić także tych drugich. Gdy wszystkie oczy skierowane są na Batmana, my jesteśmy w stanie docenić Robina. Pierwszy set potoczył się szczęśliwie dla ekipy Agnieszki Pasternak. Oliwiacy wygrali do 18. ‘Letnicy’ nie złożyli jednak broni. W drugim secie przy stanie 13-13 włączyli sekretny guziczek z podtlenkiem azotu, po którym w całej Oliwie unosił się charakterystyczny zapach spalin. Włączone nitro sprawiło, że Letnicy wygrali seta do 14. Ostatnia odsłona to świetny początek Oliwiaków, po którym nastąpił przestój. Gra czasami była szarpana i dopiero w drugiej części Oliwa zdołała odjechać, wygrać mecz i finalnie awansować na trzecie miejsce w tabeli.

Trójmiejska Strefa Szkód – Straż Pożarna Gdańsk 2-1 (21-15; 21-8; 18-21)

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Trójmiejska Strefa Szkód po porażce z Epo na inaugurację rozgrywek  ewidentnie złapała wiatr w żagle. Czwartkowa wygrana ze Strażą w stosunku 2-1 sprawiła, że drużyna cieszyła się jakby na pół gwizdka. Byli jak dzieciak, który na gwiazdkę zamiast wymarzonej konsoli Playstation 4 dostaje samego pada. Ok, dzieciak weźmie pada do kolegi i tam pogra w fifkę, ale jednak marzył o czymś innym. Trójmiejska Strefa Szkód po świetnej dyspozycji w dwóch pierwszych setach chciała postawić kropkę nad ‘i’ i zgarnąć komplet punktów. Wydawało się to tylko formalnością, bo Strażacy po drugim secie wyglądali na takich, którzy sami w sobie ugasili wolę walki. Rozumiecie. Spuszczone głowy, niewyraźne spojrzenia, brak perspektyw na trzeci set. Brak pomysłu na zatrzymanie Wojtka Ingielewicza, który na bombie odbierał chęć uczestniczenia w spotkaniu ‘Mundurowym’. Początek trzeciej partii wskazywał, że plan ‘Niebieskich’ na spotkanie się ziści. Drużyna, tak jak w poprzednich setach, na początku zdołała wypracować sobie przewagę kilku punktów, lecz ni stąd ni zowąd Strażacy zaczęli grać na miarę swoich możliwości. Nie jest tak, że to TSS przestał grać, to Straż zaczęła. Ich metamorfoza wyglądała mniej więcej tak, jak ta zaprezentowana niegdyś przez serialową brzydulę Betty. Set zakończył się 21-18 dla Strażaków, dzięki czemu mamy podział punktów. W ugraniu tego seta pomógł bardzo dobry w czwartkowy wieczór – Filip Ziółkowski.

Craftvena – Range Soft VT 2-1 (21-19; 21-19; 18-21)

Trzecioligowe spotkanie pomiędzy Craftveną a Range Soft VT było najbardziej wyrównanym wydarzeniem w czwartkowy wieczór. Nie ukrywamy, że jako faworyta spotkania wskazywaliśmy International Team pod batutą Mykoli Kisa. Na taki stan rzeczy wpływ miało kilka czynników, ale najważniejsze z nich to fakt, że do momentu spotkania żadna z drużyn nie znalazła sposobu na ogranie ‘żółto-czarnych’. Ponadto, w ostatnim spotkaniu ich rywale (Craftvena) nie zaprezentowali się najlepiej w meczu przeciwko Allsix by Decathlon, przegrywając 0-3. Taki zimny prysznic widocznie podziałał niezwykle mobilizująco na drużynę, która w spotkaniu przeciwko Range zaprezentowała inną, o wiele bardziej dojrzałą siatkówkę. ‘Rzemieślnicy’ wyszli na spotkanie bardzo zdeterminowani i można było odnieść wrażenie, że są tak sfocusowani na zwycięstwo, że nie zauważają przy tym innych rzeczy. Doskonale w tę narrację wpisał się jeden z zawodników, który myśląc już o meczu założył spodenki na… lewą stronę, co oczywiście nie umknęło ani współpartnerom ani Redakcji. Craftvena wyglądała tego dnia na drużynę przez duże ‘D’, na monolit który ciężko rozbić. Nie mówimy tu tylko o meczu siatkówki, bo jesteśmy przekonani, że gdyby pod Ergo zakręcili się jacyś nieproszeni goście, którzy szukaliby zaczepki u kogoś z Craftveny to jesteśmy pewni, że cała drużyna poszłaby za kolegą jak w ogień. Takie obrazki naprawdę budują. Czemu o tym piszemy? A no dlatego, że w ekipie Range Soft VT nam tego zabrakło. Zespół po raz pierwszy zmierzył się z sytuacją, w której przegrał spotkanie i wśród zawodników pojawiły się negatywne emocje. Oczywiście nie jesteśmy w środku drużyny, ale sądzimy, że pewnym czynnikiem wpływającym na taki stan rzeczy może być fakt, że liczy ona czternastu graczy, z których każdy ma swoje ambicje i chciałby grać. Jak wiadomo, liczba miejsc na parkiecie jest jednak ograniczona. ‘Żółto-czarni’ aby spełnić swoje ambicje i wygrać ligę muszą się stać drużyną. Umiejętności już mają, ale ewidentnie trzeba dołożyć do tego team-spirit.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.