MATCHDAY #8

Poniedziałkowe spotkania to wysyp niespodzianek. Swoje spotkania w dotkliwy sposób przegrał Mistrz SL3 – Merkury. Nie inaczej było również w drugiej lidze, gdzie MPS okazał się słabszy od Złomowca, natomiast Volley Gdańsk został rozbity przez Challengersów. Zapraszamy na podsumowanie!

MPS Volley – Złomowiec Gdańsk 1-2 (17-21; 21-16; 19-21)

Nowy sezon – stary MPS. Czy ktoś w ogóle zadał sobie trud, aby wytłumaczyć Miłośnikom Piłki Siatkowej, że przegrywanie spotkań to nie jest tradycja, która ci powinni kultywować? Niezależnie bowiem od tego czy MPS gra w pierwszej czy drugiej lidze – zbiera oklep. Po raz ostatni team Jakuba Nowaka wygrał ponad pół roku temu, a aktualnie seria ich porażek wynosi już…13. Wstyd. Jak słusznie zauważyli po meczu gracze MPS – ‘jesteśmy dziadami’. Cóż, trudno nie przyznać im racji. Oczywiście nie jest też tak, że MPS przegrał mecz, a nie ‘Złomowiec’ wygrał. Po niezbyt udanym początku sezonu, w którym ‘Złomki’ zdobyli 4 na 9 możliwych punktów, zza chmur wyjrzało wreszcie słońce. Już początek spotkania ze spadkowiczem z pierwszej ligi okazał się udany. Po serii punktów Adama Śliwińskiego czy Mateusza Węgrzynowskiego, grający w szóstkę zawodnicy w miedzianych strojach wygrali do 17. Nadzieje na korzystny wynik przyniósł graczom MPS-u drugi set, który ci dość gładko wygrali do 16. Decydująca o zwycięstwie partia rozpoczęła się w wymarzony sposób dla wicemistrzów SL3 z sezonu Jesień’23. Po bloku Mateusza Kulińskiego było bowiem 10-4 dla graczy w niebieskich strojach. Mimo wysokiego prowadzenia, Złomowiec się jednak nie poddawał i po punktach wspomnianego wcześniej Mateusza Węgrzynowskiego, było po 13. W końcówce kilka bardzo ważnych punktów dla Złomowca zdobył Adam Śliwiński i finalnie gracze w miedzianych strojach wygrali tę partię do 19, a cały mecz 2-1. Brawo!

Chilli Amigos – Siatkersi 1-2 (18-21; 21-14; 14-21)

Niezbyt często piszemy zapowiedź w taki sposób, że mają o nią pretensje dwie drużyny. W przypadku meczu Chilli Amigos z Siatkersami tak jednak było. Chilli Amigos kręciło nosem na to, że nowy sezon powinien być nowym rozdaniem, a my nie powinniśmy wspominać o serii meczów bez zwycięstwa. Siatkersi przekomarzali się z nami z kolei o to, że w ostatnim czasie napisaliśmy, że drużynie brakowało charakteru. W zapowiedziach wskazaliśmy również, że drużyna, która przegra, będzie musiała się zmierzyć z naprawdę dużą krytyką. Cóż – pada na Chilli Amigos, a to już niestety dla nich pewna tradycja. Sztuka cierpienia została opanowana w czerwonym obozie do perfekcji. Pierwszy set rywalizacji z drużyną, która w obecnej kampanii jeszcze nie wygrała był dość wyrównanym widowiskiem. Choć w poprzednich spotkaniach tego brakowało, tym razem zacięta końcówka padła łupem drużyny Macieja Tarulewicza (21-18). Druga odsłona to jednak zwrot akcji. Po wyrównanej pierwszej części seta, po której było po 13, bardzo ważne punkty dla ‘Papryczek’, dające im prowadzenie 18-14 zdobył duet Piotr Kochanowski – Michał Kowalewski. W dalszej części Siatkersi nie byli już w stanie odrobić strat (21-14) i o zwycięstwie w meczu musiał zadecydować ostatni set. Partia ta rozpoczęła się perfekcyjnie dla Siatkersów, którzy po kilku bardzo mocnych atakach Michała Niewiadomskiego, objęła prowadzenie 7-2. Kiedy po kilku chwilach wydawało się, że Chilli ‘wraca do gry’ (11-9), druga część seta to wyraźna przewaga zespołu w białych strojach, którzy finalnie wygrali do 14 i zanotowali premierową wygraną w rozgrywkach SL3. Brawo!

Bayer Gdańsk – Czerepachy Volley 0-3 (14-21; 11-21; 12-21)

Oj, poniedziałkowy wieczór był tym, w którym faworyci zawodzili. Tak było z pięciokrotnym Mistrzem SL3 – Merkurym, który niespodziewanie przegrał mecz z beniaminkiem – Szach-Matem. Tak było również w meczu ex-pierwszoligowca – MPS Volley w konfrontacji ze Złomowcem Gdańsk. Nie inaczej było w starciu, w którym Challengers rozbili za komplet punktów Volley Gdańsk. Piszemy o tym teraz, ponieważ Czerepachy Volley mają to wszystko w nosie. Kiedy trzeba opędzlować rywala to to robią i dodatkowo – nie męczą przy tym buły. Z drugiej strony trzeba uczciwie przyznać, że emocji w tych spotkaniach nie ma jednak zbyt dużo. Oczywiście nie jest to wina ‘Żółwi’, ale cóż – weryfikacja przyjdzie dopiero w drugiej lidze. A sam mecz? Połowa pierwszego seta to całkiem niezła dyspozycja ‘Aptekarzy’, którzy tracili do swoich rywali tylko dwa oczka (11-9). Z czasem machina nieobecnego w poniedziałkowy wieczór Dawida Gałki ruszyła i Czerepachy odskoczyli na kilka punktów, wygrywając spokojnie do 14. Jeszcze lepiej faworyzowana ekipa zaprezentowała się w środkowej odsłonie, gdzie faworyci wygrali do 11. W trzecim secie Bayer przestał wierzyć w dobry wynik. Partia ta rozpoczęła się od prowadzenia ‘Żółwi’ 6-1, po którym ‘Aptekarze’ się już nie podnieśli. Podsumowując – trzy mecze, dziewięć punktów. Kierunek na mistrza obrany!

Oliwa Team – BL Volley 1-2 (17-21; 21-14; 18-21)

Dawno nie mieliśmy takiego problemu z tym, by wskazać faworyta poniedziałkowego starcia pomiędzy Oliwą, a BL Volley. Tak się bowiem składa, że zarówno za jednymi, jak i drugimi przemawiało sporo rzeczowych argumentów. Ostatecznie, mimo trzech porażek na inaugurację, uznaliśmy, że to BL Volley jest faworytem meczu. Od pierwszego gwizdka sędziego, kibice na trybunach oraz widzowie na transmisji live nie mogli zbytnio narzekać. Obserwowaliśmy bowiem wyrównaną i dość dobrą jakościową siatkówkę. Warto podkreślić, że pierwsza część seta przebiegała w myśl zasady: ‘kto przyjmuje, ten punktuje’ (12-12). Jako pierwsi swojego rywala ‘przełamali’ gracze BL Volley, którzy bardziej szanowali każdą z piłek. W Oliwie było z kolei zbyt dużo nonszalancji, a to z kolei sprawiło, że team Wojciecha Strychalskiego wygrał tę partię do 17. Środkowa odsłona to do pewnego momentu, bardzo podobny obraz gry. Na półmetku tej partii było bowiem po 10. W odróżnieniu od premierowego seta, tym razem to Oliwa Team stanęła na wysokości zadania i gracze Adama Wyrzykowskiego wykorzystali problemy w przyjęciu swoich rywali, wygrywając finalnie do 14. O zwycięstwie musiał zadecydować trzeci set, który umówmy się – wybitnym widowiskiem nie był. Chaos, który mogliśmy obserwować przez niemal całą partię, zaprowadził nas do stanu po 17. W końcówce trzy błędy z rzędu popełnili gracze Oliwy, a to z kolei sprawiło, że BL cieszył się z pierwszej wygranej w sezonie Jesień’24.

Chilli Amigos – Kraken Team 0-3 (17-21; 14-21; 18-21)

Po ustrzeleniu jedenastej porażki z rzędu, gracze Chilli Amigos przystępowali do drugiego spotkania w poniedziałkowy wieczór. Jeśli ktoś przeczytał zapowiedź spotkania to zasadniczo poznał sposób na przeniesienie się w czasie. Już kilka godzin przed meczem Redakcja pisała bowiem, że spotkanie zakończy się zwycięstwem Krakena. Cóż – to było oczywiste i nie ma się co czarować. Mimo to długimi fragmentami Kraken Team ponownie nie zachwycał, co w obecnym sezonie mogliśmy już zaobserwować. Weźmy pod lupę pierwszego seta. Już na początku tej partii gracze w granatowych strojach popełniali mnóstwo błędów i to Chilli rozpoczęło mecz od kilkupunktowego prowadzenia (8-5). Z czasem zespół Roberta Skwiercza poprawił jednak jakość swojej gry i finalnie wygrał tę partię do 17, choć trzeba przyznać, że bardziej emocjonowaliśmy się w ostatnim czasie schnięciem farby na ścianie. Mało jakości, brzydkie fragmenty, ale koniec końców – punkty do ligowej tabeli. W drugiej odsłonie to zupełnie inna historia, w której Kraken zagrał tak, jak przystało na zdecydowanego faworyta. Kiedy po asie serwisowym Krzysztofa Domarosa było 15-7 dla faworyzowanej ekipy, obie drużyny były już myślami przy trzecim secie. Ba, Chilli zdawało się zbierać na niego siły i fakt – zaprezentowali się całkiem nieźle. Choć po ataku Bartłomieja Piepera było 12-7 dla Krakena, to z czasem gracze w czerwonych strojach zdołali nieco zniwelować straty (17-15). Kiedy wydawało się jednak, że zespół Grzegorza Walukiewicza postraszy rywali – ci zdobyli ostatnie punkty w meczu i finalnie zgarnęli komplet punktów, umacniając się przy tym na fotelu lidera.

Challengers – Volley Gdańsk 3-0 (21-19; 21-18; 21-18)

Po poprzednim tygodniu zespół Challengers został wybrany zaszczytnym mianem ‘Dziadów Tygodnia’. Choć gracze beniaminka drugiej ligi nie byli zachwyceni takim wyborem, to jednak nie mógł on dziwić. Challengersi przegrali bowiem w kiepskim stylu z 22 BLT Malbork, a przede wszystkim Tufi Team. Poniedziałkowy wieczór miał być zatem czymś jak kefir na kaca. Wiecie o co chodzi – miał uśmierzyć psychiczny ból. Mimo to, w zapowiedziach pisaliśmy, że będzie o to piekielnie trudno. Pierwszym rywalem beniaminka była bowiem ekipa, dla której był to 149 mecz w SL3. Choć ostatnie lata były dość ‘chude’, to jednak byli oni dość wyraźnym faworytem starcia. Już chwilę po pierwszym gwizdku sędziego wiedzieliśmy jednak, że trzykrotnych Mistrzów SL3 czekają ciężary. Te pojawiły się od samego początku. Wyrównana walka w secie trwała od samego początku aż do wyniku po 17. Wtedy kluczowym blokiem dającym przełamanie popisał się Fryderyk Górski. Po chwili kilka punktów dorzucił będący w kapitalnej dyspozycji Mariusz Kuczko i pierwszy punkt w meczu zasilił konto Challengers (21-19). Środkowa odsłona to prowadzenie Volleya (8-5), z którego jednak nie nacieszyli się zbyt długo. Po świetnej grze w obronie oraz asekuracji, Challengers wyszli z opresji i sami objęli prowadzenie 15-11. W dalszej części ‘żółto-czarni’ jeszcze próbowali (16-16), ale koniec końców – seta wygrała ekipa Wojciecha Lewińskiego. Nie inaczej było i w trzecim secie, w którym Volley ponownie miał spore problemy z tym by wbić się w parkiet. Nie udawało się to zbyt często ani skrzydłowym, ani środkowym. Co ciekawe – nie udawało się również rozgrywającemu Volleya, który kilka razy nieskutecznie kiwał. Jakby tego było mało, ‘żółto-czarni’ nie potrafili ani zablokować, ani obronić ataków po prostej w wykonaniu Mariusza Kuczko, który zbliżył się liczbą punktów do rekordu wszechczasów. Oj – komplet punktów robi wrażenie. Z drugiej strony mamy świadomość, że gracze VG będą mieli ogromne problemy z powrotem do elity. Odnosimy wrażenie, że takie mecze jak ten poniedziałkowy, będą im się przytrafiały coraz częściej. Znak czasów.  

Szach-Mat – Merkury 2-1 (21-17; 21-17; 18-21)

Nie ukrywamy – nie wierzyliśmy przesadnie w ‘Szachistów’. Pisząc zapowiedzi przedmeczowe zastanawialiśmy się czy będzie 3-0, czy jednak 2-1 dla Merkurego. Ostatecznie uznaliśmy, że gracze Piotra Peplińskiego zmażą plamę z pierwszej kolejki i sięgną po komplet punktów. Cóż – z perspektywy meczu mogą się cieszyć, że finalnie zgarnęli choć jeden. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od mocnej zaliczki ‘Szachistów’ (10-4), z której z czasem było jak schodzić. Gracze Szach-Matu postanowili zadbać jednak o emocje wśród swoich sympatyków i pod koniec seta ich przewaga stopniała do zaledwie jednego punktu (17-16). Ostatnie słowo należało jednak do graczy ‘królewskiej gry’, którzy wygrali tę odsłonę do 17. Czy to sprawiło, że ‘Szachiści’ zamienili się w ‘syte koty’? Skądże znowu. Środkowa odsłona to nieustanne parcie na rywala, który będąc ‘na musiku’ – mylił się bardzo często. Wyrównana gra w tej odsłonie trwała do stanu po 15 i po raz kolejny w tym sezonie – w końcówkach to rywal, a nie Mistrz SL3 zachował więcej zimnej krwi. Ostatni dwa punkty w secie, które dawały również zwycięstwo ‘Szachistom’, padło łupem środkowego – Michała Bilickiego (21-17). Ostatni set to wyraźna poprawa gry w wykonaniu teamu Piotra Peplińskiego. Mimo to, choć Merkury prowadził 13-9, to doprowadził do nerwówki w końcówce (18-18). Tym razem szczęście uśmiechnęło się jednak do nich i po bloku Marcina Sledza, Merkury miał swoją ‘nagrodę pocieszenia’. A Szach-Mat? W poniedziałkowy wieczór zamienił czarną koszulkę na żółtą. Tę, którą zakładają liderzy. Brawo!

EKO-HURT – Speednet 1-2 (17-21; 21-18; 19-21)

W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że przeżywający spore kłopoty Eko-Hurt będzie miał ogromny problem z tym, by osiągnąć korzystny wynik ze Speednetem. Mimo to, poniedziałkowe starcie rozpoczęło się lepiej dla graczy Konrada Gawrewicza, którzy po atakach Mariusza Jaszczołta, objęli prowadzenie 5-2. Im dłużej trwała jednak ta partia, tym większą inicjatywę przejęli gracze w różowych strojach, którzy dogonili rywala (9-9), a następnie po chwili cieszyli się z wygrania pierwszego seta do 17. Środkowa odsłona rozpoczęła się od wymiany ciosów, która zaprowadziła nas do stanu po 11. W przeciwieństwie do tego co oglądaliśmy w premierowej odsłonie, tym razem druga faza seta należała do Eko-Hurtu. Choć w końcówce kilka punktów zdobył Grzegorz Gnatek, który po sezonie spędzonym w…Eko-Hurcie, wrócił do ‘macierzystego klubu’ (21-18), to ostatnie słowo należało do 'Hurtowników’, którzy po asie serwisowym Wojciecha Bogusza, cieszyli się z doprowadzenia do wyrównania. Ostatni set to sporo błędów po obu stronach siatki i wspomniany nieciekawy fragment, który doprowadził nas do stanu 7-4 dla Speednetu. Choć z czasem 'Hurtownikom’ udało się doprowadzić do wyrównania (11-11) to druga część, podobnie jak miało to miejsce w pierwszym secie, należała już do Speednetu. Choć gracze Łukasza Żurawskiego prowadzili w pewnym momencie już 17-12 to w końcówce nie zdołali uniknąć nerwówki. Po kilku blokach Konrada Gawrewicza, przewaga Speednetu została zniwelowana do jednego oczka, ale koniec końców – po ataku Łukasza Żurawskiego to Speednet cieszył się z wygranej (21-19) i pozostaje jedną z czterech niepokonanych drużyn w pierwszej lidze.

Challengers – Speednet 2 1-2 (21-14; 9-21; 15-21)

Po kapitalnym i co tu dużo mówić – dość nieoczekiwanym zwycięstwie Challengersów z Volleyem Gdańsk, zespół Wojciecha Lewińskiego przystępował do drugiego spotkania w poniedziałkowy wieczór. Tak jak wspominaliśmy na sali, Challengers mieli realną szansę na to, aby stać się pierwszą drużyną w historii SL3, która w przeciągu dwóch tygodni zgarnęła dwa tytuły. Dziadów oraz drużyny Tygodnia. Gdyby bowiem drugi i trzeci set potoczył się dla Challengers tak jak premierowa partia, nie mielibyśmy wątpliwości. Początek spotkania to wyraźna przewaga drużyny w niebiesko-różowych barwach, którzy po ataku Mariusza Kuczko, objęli prowadzenie 12-5. Poza samą dobrą grą Challengers należy podkreślić to, że Speednetowi wybitnie nie szło. Team Marka Ogonowskiego ani trochę nie przypominał drużyny z początku sezonu i pozwalali sobie na szkolne błędy, tak jak ten w końcówce seta, gdy rywale zdobyli punkt po ‘freeballu’ (18-10). Ostatecznie, pierwsza odsłona zakończyła się zwycięstwem Mistrzów trzeciej ligi do 14. Wówczas nic nie wskazywało na to, że po chwili obserwować będziemy zwrot akcji. Na drugą odsłonę Speednet wyszedł jednak odmieniony jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Po kilku skutecznych atakach Sławomira Janczaka, Speednet rozpoczął tę partię od prowadzenia 7-1. Z czasem nie zdejmowali nogi z gazu i po absolutnie jednostronnym widowisku, wygrali do 9! Warto podkreślić, że po meczu z Tufi Team to już kolejny raz, kiedy Challengers nie są w stanie wyjść z ‘dyszki’. Ostatni set to kontynuacja tego, co oglądaliśmy w drugim secie. W skrócie – Challengersi zostali stłamszeni (15-6). W końcówce team Marka Ogonowskiego wyraźnie zwolnił i ostatecznie pozwolił swoim rywalom na uciułanie 15 oczek. Nie zmienia to postaci rzeczy, że dziś obudzili się jako lider drugiej ligi. Brawo!

2 comments

  1. Hej, coś pomieszane z kolejnością setów w komentarzu do meczu Speednet – Ekohurt
    Speednet drugi set przegrał, a trzeci wygrał 🙂

Join the Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.