MATCHDAY #6

Za nami ostatni dzień meczowy w drugim tygodniu rozgrywek. Swoje mecze, choć nie bez problemów wygrywali faworyci – Merkury, MPS Volley oraz trzecioligowe AXIS. W środę z bardzo dobrej strony pokazała się również ekipa Chilli Amigos, która wbrew temu co było napisane w zapowiedziach przedmeczowych, pokonała drużynę Portu Gdańsk. Zapraszamy na podsumowanie!

AXIS – Husaria Assistance Partner 3-0 (21-15; 22-20; 21-14)

Powracająca na parkiety Siatkarskiej Ligi Trójmiasta drużyna AXIS w pierwszym meczu sezonu Jesień’23 rywalizowała z Husarią Gdańsk. Po raz ostatni obie drużyny zmierzyły się 10 miesięcy temu, tuż przed awansem drużyny Fabiana Polita do drugiej ligi. We wspomnianym spotkaniu Husaria pokusiła się o jeden punkt i tym samym dość mocno skomplikowała sytuację w ligowej tabeli. Przed poniedziałkowym spotkaniem zastanawialiśmy się czy i tym razem, ‘Rycerze’ popsują humory swoim rywalom. Nie ma się co bowiem oszukiwać. W każdej konfiguracji to AXIS był faworytem spotkania. Patrząc na spotkanie z perspektywy czasu trzeba przyznać, że nie była to jednak łatwa przeprawa o czym świadczą wydarzenia z drugiego seta. Zanim jednak do tego przejdziemy słówko o premierowej odsłonie. Już chwilę po pierwszym gwizdku sędzi prowadzącej zawody, gracze z ulicy Kartuskiej wysunęli się na pięciopunktowe prowadzenie (10-5). Trzeba przyznać, że wymiernie przyczynili się do tego sami ‘Rycerze’, którzy popełniali kardynalne błędy w ataku. Trzeba przyznać, że na początku nie pomogło również rozegranie. Tak czy siak – fala nieporozumień sprawiła, że AXIS nie miało większych kłopotów ograć rywali do 15. Zupełnie inne wydanie obu drużyn widzieliśmy we wspomnianej już środkowej partii. Pierwsza połowa seta to wyrównana gra z delikatnym wskazaniem na Husarię, którą po świetnych zagrywkach na prowadzenie wyprowadził Oliwier Rymsza (12-11). W końcówce po skutecznym ataku Jana Lefanczyka, Husaria stanęła przed ogromną szansą na wyrównanie stanu rywalizacji (20-18). Niestety dla nich, dwóch skrzydłowych Husarii zmarnowało dwie piłki setowe, a takie pomyłki w konfrontacji z AXIS – nie przechodzą bez konsekwencji. Finalnie team Fabiana Polita zdobył po chwili dwa oczka i wygrał drugiego seta. Ostatnia odsłona to już partia bez większej historii. Po w miarę wyrównanym początku 10-9, AXIS pokazało w dalszej części zdecydowanie więcej jakości i wygrali seta do 14.

Flota Active Team 2 – Wolves Volley 3-0 (21-19; 21-19; 21-15)

Jeden z głównych faworytów do awansu – Flota Active Team przystępowała w środę do drugiego meczu w sezonie Jesień’23. Pewnym nie standardem dotyczącym meczu było to, że team musiał radzić sobie bez swojej trener, która przebywa na urlopie. Gracze Floty postarali się dla niej w środę o miłą niespodziankę, bo poza okolicznościowym zdjęciem, Flota zgarnęła to co było tego dnia najważniejsze – komplet punktów. Z tego miejsca należy zaznaczyć, że nie było to łatwe zadanie. Już w pierwszym secie gracze Floty byli w poważnych tarapatach i do samego końca musieli drżeć o pozytywny wynik. Bardzo wyrównana partia zaprowadziła nas do stanu po 19, gdzie dwa błędy z rzędu ‘Wilków’ sprawiły, że pierwszy punkt trafił w ręce trzeciej siły poprzedniego sezonu. Gładko nie było również w drugiej odsłonie, choć trzeba przyznać, że na półmetku tej partii Flota zdawała się na doskonałej drodze do pewnego zwycięstwa. Po ataku Mateusza Polowca, dla którego był to pierwszy mecz w sezonie, na tablicy wyników było bowiem 10-5. Po chwili bardzo dobry fragment zanotowała jednak ekipa Wolves Volley i po kilku skutecznych atakach z rzędu debiutującego w SL3 – Tomasza Głębockiego, ‘Wataha’ doprowadziła do wyrównania po 13. Dalsza część to wyrównana gra obu drużyn z delikatnym wskazaniem na Flotę, która po atakach Patryka Słowińskiego oraz Macieja Manisty przypieczętowała wygrana w meczu. Ostatni set to niestety dla kibiców jednostronne widowisko. Flota dość szybko zbudowała sobie kilkupunktową przewagę i bez problemu wygrała seta do 15, a cały mecz 3-0.

Chilli Amigos – Port Gdańsk 2-1 (21-15; 20-22; 21-14)

Jakże brzydko zestarzała się przedmeczowa zapowiedź spotkania, w której wieszczyliśmy wygraną Portu Gdańsk i generalnie ogromnych kłopotów Chilli Amigos. Pisaliśmy, że czasy w których to Port musiał drżeć przed spotkaniami z ‘Amigos’ minęły i teraz sytuacja się odwróciła. I co? I Chillisi, którzy drugi mecz z rzędu zagrali w sześciu graczy zaprezentowali się na tle swoich rywali bardzo dobrze. Owszem – nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wbili im szpileczki. Ta należy się za wydarzenia z drugiego seta, o czym za chwilę. Zanim do tego przejdziemy, kilka słów o początkowej fazie meczu, w której Port Gdańsk zdawał się być śnięty jak karpie w wannie. Drużyna, która miała dominować zaczęła tak, że ich rywale prowadzili 9-3. Z czasem ‘Portowcy’ zdawali się budzić do życia. Po kliku atakach ikony trzeciej ligi – Karola Polanowskiego, różnica punktowa pomiędzy drużynami wynosiła zaledwie dwa oczka (13-11). W kontekście bycia śniętym – pojedziemy dalej. Zryw Portu był zaledwie nagłym ‘łabędzim śpiewem’. Od kiedy świat światem, ludzie powtarzają mit jakoby nieme łabędzie wydawały jedyne dźwięki tuż przed śmiercią. Po tym co oglądaliśmy w środę, mamy spore wątpliwości czy to faktycznie mit. Analogia w całym porównaniu polega na tym, że ‘Portowcy’ zaczęli coś grać, ale jak się po chwili okazało – było to ulotne i po chwili zostali spacyfikowani. Drugi set również układał się w wymarzony sposób dla Chilli Amigos. Po ataku Mateusza Rosy, gracze w czerwonych strojach byli już myślami na pomeczowym świętowaniu z wiśniówką przy ważnym dla układu tabeli – trzecim secie J. Mimo prowadzenia 19-14 Chilli dokonało to czego nie dało się zrobić. Jak można było to przegrać? Portowcy przy wyraźnym udziale Tomka Bobcowa zdobyli siedem kolejnych punktów. Chilli Amigos? Zero! Ostatni set zaczął się od ‘mordobicia’. Po ataku Krzysztofa Gasperowicza na tablicy wyników było 7-0 i można było się zastanowić czy jeden z tych siedmiu punktów, Amigos nie mogli zdobyć kilka minut wcześniej? Dziwny sport. Wracając do meczu – tym razem ‘Papryczki’ tego nie zepsuli i po chwili cieszyli się z wygrania spotkania. Brawo!

Merkury – Szach-Mat 2-1 (21-16; 18-21; 21-13)

Czterokrotny mistrz Siatkarskiej Ligi Trójmiasta – Merkury przystępował w środowy wieczór do drugiego spotkania w sezonie Jesień’23. Obecna edycja rozpoczęła się w wymarzony dla ‘Planetarnych’ sposób i team Piotra Peplińskiego chciał powtórzyć wynik z konfrontacji z Flotą również z Szach-Matem. Zadanie to choć w teorii nie było wybitnie wymagające to należy jednak zauważyć, że w obecnej edycji ‘Szachiści’ zdołali urwać seta obecnemu mistrzowi – drużynie CTO Volley. Początek środowego spotkania to jednak dominacja ekipy Piotra Peplińskiego. Po kilku dobrych zagrywkach środkowego – Adama Miotka, Merkury objął prowadzenie 11-7. Dodatkowo to, co imponowało i ‘robiło przewagę’ poza samą zagrą to świetna gra w bloku ‘Planetarnych’. W efekcie tego, Szach-Mat nie zdołał w pierwszej partii stawić czoła swoim rywalom i finalnie przegrał seta do 15. Zdecydowanie więcej działo się w środkowej odsłonie. Po dobrej serii na zagrywce sypacza Szach-Matu – Łukasza Ceyrowskiego, Szach-Mat rozpoczął partię od prowadzenia 4-0. Kiedy w połowie seta Merkury zdołał zniwelować stratę do zaledwie jednego punktu (11-10), to wydawało się, że ‘odzyskują oni kontrolę’. Końcówka seta to bardzo dobry fragment w wykonaniu ‘Szachistów’ i ponowne zbudowanie przewagi (19-16), na które drużynę wyprowadził Sebastian Rydyger. Finalnie Szach-Mat doprowadził po chwili do wyrównania w setach i o wygranej w meczu musiała zadecydować ostatnia partia. Ta była już jednostronnym widowiskiem i jeśli uznamy, że pierwszoplanowymi aktorami widowiska byli gracze Merkurego, tak zawodnicy Szach-Matu byli w tym przypadku zaledwie statystami.

Zmieszani – Dziki Wejherowo 1-2 (18-21; 25-23; 16-21)

Ileż razy przerabialiśmy już taki scenariusz? W momencie, w którym wydaje nam się, że w rywalizacji dwóch drużyn odwróciła się karta, to po chwili na parkiecie dzieje się zupełnie inaczej. Precyzując – uznaliśmy, że od jakiegoś czasu to Zmieszani mają więcej argumentów by ograć Dzików Wejherowo. Cóż. W środowy wieczór Dziki udowodniły, że ‘pogłoski o ich śmierci, są przesadzone’. Pierwszy set rywalizacji to wyrównana partia, która zaprowadziła nas do stanu po 12. Po sekwencji ataku i asa serwisowego Mateusza Węgrzynowskiego, Dziki zbudowały sobie trzypunktową zaliczkę (16-13), która jak się po chwili okazało – była wystarczająca. Seta asem serwisowym zamknął Krzysztof Kopernik, który w pierwszej partii rywalizacji był wręcz nie do zatrzymania na lewym skrzydle. Druga odsłona była zdecydowanie najciekawszą partią rywalizacji. Po niezwykle wyrównanej i emocjonującej walki ‘punkt za punkt’ to Zmieszani jako pierwsi stanęli przed szansą na wygranie seta. Po dwóch atakach nowego nabytku Zmieszanych – Piotra Gabzdyla, team Edyty Woźny prowadził 20-18. Czy po chwili postawili kropkę nad ‘i’? Skądże znowu. W końcówce pojawiły się za to problemy z wykończeniem, które sprawiły, że sprawy się dość mocno pokomplikowały. Ostatecznie mimo sporych perturbacji, Zmieszanym udało się dopiąć swego (25-23). Ostatni set rywalizacji to już spora przewaga Dzików Wejherowo i wygrana partii do 16. Jaka była recepta na sukces? Uważamy, że przepaść na plus w porównaniu do tego jak prezentowała się ekipa Dzików w przyjęciu w środowy wieczór, a tym co było w spotkaniu z Old Boysami. 0 asów serwisowych vs 9 drużyny Old Boys mówią same za siebie.  

MPS Volley – Flota Active Team 2-1 (21-18; 18-21; 21-15)

Mimo że wynik rywalizacji pomiędzy drużynami był dokładnie taki sam jak kilka miesięcy temu, kiedy obie drużyny rywalizowały na zapleczu elity to trzeba przyznać, że Flota w środowy wieczór zaprezentowała się znacznie lepiej niż we wspominanym spotkaniu. Przed meczem drużyna Karoliny Kirszensztein była bowiem stawiana w roli absolutnego underdoga. Ba, najwięcej osób w zabawie Typer SL3 postawiło na to, że Miłośnicy Piłki Siatkowej sięgną w środowy wieczór po komplet punktów. Wszystko za sprawą tego, że na papierze MPS ma skład gotowy powalczyć o mistrza. Już początek meczu pokazał, że Flota nie zamierza nikomu oddawać punktów bez walki. Na półmetku pierwszej odsłony mieliśmy remis po 10. Miłośnikom Piłki Siatkowej zasieki rywali udało się sforsować dopiero w drugiej części seta. Stało się to mniej więcej w momencie, kiedy skutecznym atakiem popisał się powracający do składu MPS – Mateusz Behrendt (17-15). Po chwili MPS poszedł za ciosem i cieszył się z pierwszego punktu w sezonie. Środkowa odsłona to jednak zupełnie inna historia. Zaczęło się niemal identycznie jak w pierwszym secie (10-10). Różnica polegała jednak na tym, że tym razem to Flota odskoczyła swoim rywalom na dwa punkty, do czego przyczynił się debiutujący w SL3 – Sergiej Ivanenko (15-13). W dalszej części seta MPS starał się odrobić stratę, ale jak się po chwili okazało – daremnie (21-18). Ostatnia partia była emocjonująca zaledwie do półmetka (9-9). W dalszej części gra Floty posypała się jak domek z kart. Mimo że na tablicy wyników było już 20-11, to w końcówce Flota zniwelowała ogromną różnice (21-15).

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.