Za nami czwartkowa seria gier, w której zaledwie trzy na sześć możliwych punktów zdobyła drużyna CTO Volley. Dzięki temu – kwestia mistrzostwa Inter Marine SL3 robi się arcyciekawa. Pech jednych oznacza szczęście drugich i tak było w przypadku Szach-Matu, który jest już bardzo bliski tego by zgarnąć medale. Czwartek zapamiętamy również z tego, że padł ostatni niepokonany bastion w Inter Marine SL3 – Craftvena. Zapraszamy na podsumowanie!
Osada Truso – Dream Volley 1-2 (21-18; 19-21; 14-21)
Wspominaliśmy to już kilka razy, ale znajdujemy się obecnie w absolutnie kluczowym momencie sezonu Wiosna’25. Na ostatniej prostej szanse na podium rozgrywek ma aż sześć drużyn. Dwie z nich zmierzyły się w bezpośrednim pojedynku. W ostatnim czasie lepiej szło graczom Dream Volley i to właśnie oni przystąpili do meczu z łatką faworyta meczu. Początek spotkania to wyrównana walka obu drużyn, po której mieliśmy remis 12-12. Dalsza część seta to pojedynek nie tylko drużyn, a również wielkich indywidualności. W starciu Rafał Żebrowski – Kamil Dobosz to ten drugi był górą, przynajmniej w pierwszym secie (21-18). Środkowa odsłona to mocne granie ‘Marzycieli’, którzy po bardzo dobrej zagrywce Tomasza Nurzyńskiego, objęli prowadzenie 11-7. Z czasem ‘Osadnicy’ zdołali doprowadzić do wyrównania po 18, ale po punktach Rafała Żebrowskiego oraz Mateusza Dobrzyńskiego – Dream Volley cieszył się z wyrównania w meczu (21-19). Ostatni set rywalizacji to już zdecydowana przewaga ‘Marzycieli’, którzy zneutralizowali wszystkie atuty rywali i bez większych problemów wygrali tę partię do 14. Jako że po czasie okazało się, że Osada ograła Oliwę, sytuacja Dream Volley w kontekście potencjalnego awansu zdaje się być bardzo dobra. Przed drużyną Mateusza Dobrzyńskiego jeszcze trzy mecze – z Krakenem, Maritexem oraz Bayerem Gdańsk. Za niespełna dwa tygodnie wszystko stanie się jasne.
Hapag-Lloyd – MysterElektroRockets 0-3 (10-21; 6-21; 9-21)
Choć patrząc na wynik poszczególnych setów – nie był to najgorszy występ drużyny Hapag-Lloyd w obecnej kampanii, to prawdę mówiąc – był to występ rozczarowujący. Co ciekawe – początek spotkania nie wskazywał na to, że będziemy oglądali aż tak dużą dysproporcję. Jak to w ostatnim czasie bywa – MysterElektroRockets potrzebują sporo czasu ‘by się dogrzać’. To sprawiło z kolei, że na początku to ‘Logistycy’ prowadzili 8-6! Już po chwili po pięciu punktach Piotra Ceynowy, faworyt spotkania wysunął się na prowadzenie 12-9. Niestety dla Hapag-Lloyd – to nie był koniec ich problemów. Już po chwili kilkoma skutecznymi zagrywkami popisał się Sebastian Pietras i team z Karczemek mógł cieszyć się z pierwszego punktu w meczu (21-10). Środkowa odsłona to prawdziwa demolka drużyny Joanny Kożuch. W połowie seta mieliśmy bowiem prowadzenie MER 9-2! Sporo niedokładności, proste błędy czy niemoc w ataku sprawiła, że ‘Pomarańczowi’ nie mieli ani pomysłu, ani argumentów na to jak zaskoczyć dobrze dysponowanego rywala. Ostatecznie team Pawła Urbaniaka wygrał środkową partię do 6. W trzeciej odsłonie zapowiadało się na jeszcze większe lanie. Po świetnej zagrywce Bartosza Sykuta, team z Karczemek prowadził…10-0! W drugiej części seta obie drużyny zdobyły wyrównaną liczbę punktów, ale prawdę mówiąc – marne to pocieszenie. Podsumowując – nie był to z pewnością dobry mecz w wykonianu Hapag-Lloyd. Jeśli chodzi zaś o MysterElektroRockets, to po dobrych występach w ostatnim czasie – team wysunął się na czwarte miejsce i do podium traci już zaledwie jeden punkt.
TKKF Orlen – Siatkersi 3-0 (21-12; 21-8; 21-7)
Dziady tygodnia? Nie ma co do tego chyba wątpliwości. W ostatnim czasie pisaliśmy o tym, że Siatkersi mają bardzo dużo argumentów, by w ostatecznym rozrachunku znaleźć się w okolicy podium rozgrywek. Aby tak się jednak stało – w czwartkowy wieczór musieli wygrać z TKKF Orlen i to najlepiej za komplet punktów. Wiara w team Macieja Tarulewicza była na tyle duża, że w aplikacji SL3 wskazywało na nich aż 85% typerów. Jakież musiało być zaskoczenie osób śledzących poczynania z boiska numer 3 od początku czwartkowego spotkania? Po w miarę wyrównanym początku (10-9), gracze TKKF Orlen zrobili przejście, po którym na zagrywce stanęła Aneta Mierzwa. Po kilku świetnych zagrywkach wspomnianej zawodniczki, ‘Nafciarze’ wysunęli się na prowadzenie 17-9 i nie mieli problemu z tym by wygrać premierową odsłonę (21-12). Gdy wydawało nam się, że w kontekście Siatkersów ‘gorzej być już nie może’ – dalsza część spotkania była dla nich absolutną katastrofą. Nie mamy co do tego wątpliwości – był to jeden z najczarniejszych dni w historii drużyny i cała sytuacja pokazała, że team w jasnych strojach absolutnie nie poradził sobie ‘z mini presją’ związaną z największą szansą w historii. Jako, że trafili oni na bardzo dobrze dysponowanego rywala – to efekt mieliśmy taki jaki mieliśmy. W środkowej odsłonie przez team Siatkersów przejechał walec. Jeny – cóż to była za kompromitacja w ich wykonaniu. Problemy w przyjęciu (aż 8 asów rywali) piętrzyły kolejne problemy i skończyło się zawstydzającym wynikiem 21-8. W trzecim secie wyglądało to już dla Siatkersów fatalnie, a TKKF Orlen widząc chwiejącego się rywala – posłał go błyskawicznie ‘na deski’, wygrywając finalnie do 7, a cały mecz 3-0! Wow – brawo!
Osada Truso – Oliwa Team 2-1 (21-15; 21-17; 18-21)
Porażka Osady w meczu z Dream Volley oraz widoczne braki kadrowe drużyny z Elbląga – tylko spotęgowały w nas uczucie, że Oliwa Team nie będzie miała problemów z tym, by wygrać czwartkowe spotkanie. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Już na początku spotkania to ‘Osadnicy’ zbudowali sobie kilkupunktową przewagę (9-6). Z czasem Oliwie udało się zniwelować stratę do jednego oczka (13-12), ale wobec świetnej zagrywki Kamila Dobosza – byli już bezradni. Ostatecznie pierwszą odsłonę Osada wygrała do 15. Na początku środkowej partii do Oliwy dołączył Jakub Jeżewski, którego Sędzia prowadzący spotkanie – dopuścił do gry. Mimo to Osada nie miała problemów z tym by udowodnić swoją wyższość. Po dwóch monster-blokach Kacpra Bielińskiego, Osada wysunęła się na prowadzenie 16-7 i kwestia tego, która z drużyn wygra, stała się przesądzona. Przed rozpoczęciem trzeciego seta mieliśmy prawdziwy ‘circus’. Oliwa Team chciała wystawić wspomnianego spóźnialskiego na lewe skrzydło, na co zgody nie wyraził ani Sędzia, ani drużyna przeciwna. Całe zamieszanie trwało kilka dobrych minut, gdzie w międzyczasie ‘kontuzji’ nabawił się Kamil Krasiński. Ostatecznie do nieregulaminowej zmiany nie doszło i Oliwa musiała radzić sobie bez niej. Ostatecznie wyszło im to na dobre, bo w trzecim secie rywalizacji szło im już zdecydowanie lepiej i finalnie to właśnie oni wygrali seta do 18, podtrzymując tym samym szansę na bezpośredni awans do drugiej ligi.
CTO Volley – Szach-Mat 1-2 (21-12; 16-21; 18-21)
Czwartkowy wieczór był anonsowany jako ten, w którym CTO Volley miało zrobić milowy krok w kierunku drugiego tytułu mistrzowskiego w historii. Grając dwa mecze jednego dnia – ‘Pomarańczowi’ mieli szansę na to, by na dwa mecze przed końcem sezonu – uzyskać przewagę trzech punktów nad Merkurym. Aby tak się jednak stało – musieli wygrać z Szach-Matem oraz Bossmanem za komplet punktów, a jak wiadomo – z tym bywa ostatnio bardzo trudno. Dodatkowym utrudnieniem ‘Oranje’ były widoczne problemy kadrowe, które sprawiły, że musieli oni porotować składem i tak – na środku zobaczyliśmy chociażby nominalnego libero – Macieja Szymulę. Mimo że w talii CTO zabrakło kilku ‘asów’, to od początku spotkania nie było tego absolutnie widać. To faworyt spotkania radził sobie zauważalnie lepiej i nie miał problemów z tym, by pokonać rywala do 12. Sytuacja zaczęła się obracać na korzyść ‘Szachistów’ od drugiego seta. Choć początek partii był bardzo wyrównany (9-9), to od połowy seta – Szach-Mat po kilku atakach Dariusza Peplińskiego oraz Jakuba Króla, objął prowadzenie 18-13 i po chwili doprowadził do wyrównania w setach (21-16). Decydująca o zwycięstwie partia to bardzo podobny scenariusz. Do połowy seta nie mieliśmy poczucia, która z drużyn postawi kropkę nad ‘i’ (12-12). W decydującym fragmencie meczu CTO miało widoczny problem z wykończeniem akcji i po kilku błędach – rywale objęli prowadzenie 15-12. Choć w dalszej części ‘Pomarańczowi’ jeszcze próbowali – ostatnie słowo należało do ‘Szachistów’, którzy są już o włos od medali – brawo!
Tufi Team – MPS Volley 3-0 (21-17; 21-17; 21-14)
W zapowiedzi przedmeczowej wskazywaliśmy na to, że czwartkowe spotkanie wcale nie musi być dla faworyta tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Wskazywało na to choćby ostatnie spotkanie obu drużyn oraz fakt, że MPS potrafił ogrywać w obecnej kampanii drużyny z górnej części tabeli (Old Boys, Złomowca czy Fux Pępowo). Mimo to – w czwartkowy wieczór Miłośnicy Piłki Siatkowej pozostawali bez argumentów. Już na początku rywalizacji gracze Tufi uzyskali kilkupunktową przewagę. Po skutecznym bloku Rafała Deptuły, było 12-8 dla drużyny Mateusza Woźniaka. Dalsza część seta to gra bez większej historii, zakończona silnym atakiem Mateusza Osieckiego (21-17). Do połowy środkowego seta mieliśmy wyrównaną grę, po której czarna tablica wyników wskazywała remis po 11. Choć gra toczyła się o ligowe punkty – atmosfera była iście sparingowa. Brak większych emocji, nerwów, krzyków. Konsekwentna praca Tufi zaprocentowała w drugiej części seta, w której team Mateusza Woźniaka objął prowadzenie 17-12, po której cieszył się z drugiego punktu w meczu (21-17). Ostatni ‘rozdział’ czwartkowej rywalizacji to niemal identyczna historia. Do stanu po 11, MPS prezentował się naprawdę nieźle. Podobnie jednak jak w środkowym secie – z czasem Miłośnicy Piłki Siatkowej stanęli (18-13) i po chwili gracze Tufi Team cieszyli się z bardzo ważnego kompletu punktów. Aktualnie są oni już bardzo blisko awansu. Kolejne mecze to jednak spotkania z Czerepachami czy Old Boysami. Oj, będzie się jeszcze działo.
ACTIVNI Gdańsk – Craftvena 2-1 (13-21; 26-24; 21-18)
Są dania, które w pewnych miejscach smakują lepiej. Zgodnie z powiedzeniem – ‘kasztany smakują najlepiej na placu Pigalle’. Czemu o tym piszemy właśnie teraz? Ano dlatego, że zwycięstwo ACTIVNYCH ma dla nich wyjątkowy smak. Jest to smak czegoś absolutnie wyjątkowego. Wykwintnego i czegoś, co pieści kubki smakowe graczy Artura Kurkowskiego. Czym różnił się ten mecz od zwykłego spotkania? Złożyło się na to kilka czynników. Pierwsza sprawa to fakt, że to rywal, a nie ACTIVNI byli faworytem spotkania. Warto zauważyć, że Craftvena jest już bardzo blisko awansu do wyższej ligi i pokonanie takiego rywala – ma dodatkowy smak. Czynnik ten był tak naprawdę tylko przystawką. Pierwszym daniem było to, że aż czternastu poprzednich rywali kończyło mecz z Craftveną bez wygranej na koncie. Ledwie kilka godzin wcześniej wspominaliśmy, że team Bartosza Zakrzewskiego może pochwalić się najdłuższą serią bez porażki w całej lidze. Wreszcie – daniem głównym, tudzież deserem było pokonanie swojego byłego trenera, który obecnie prowadzi Craftvenę. Choć w natłoku meczów nie wyłapaliśmy tego w pierwsze tempo, dla wielu graczy, którzy bronią dziś barw ACTIVNYCH ten mecz był absolutnie spotkaniem szczególnym. W sezonie Jesień’24 bronili oni bowiem barw nieistniejącej już drużyny Kryj Ryj, ale z czasem – drogi wspomnianych graczy oraz trenera się rozeszły i nie krzyżowały się aż do czwartkowego wieczoru. Smak zwycięstwa w tych okolicznościach sprawił, że ponad połowa graczy ACTIVNYCH ma dziś zdarte gardła. Ekspresja, która towarzyszyła drużynie w trakcie oraz po meczu, a nawet w szatni – sprawia, że uczestnicy tego spotkania zapamiętają je na długo – brawo! A Craftvena? W końcu porażka musiała przyjść. Mimo wyniku 1-2, team w czarnych strojach wciąż ma ogromne szanse na bezpośredni awans.
CTO Volley – Bossman Team 2-1 (21-19; 18-21; 21-12)
Mówią, że tytuł mistrzowski nie wygrywa się wyłącznie na parkiecie. Aby okazać się najsilniejszą drużyną w całym Inter Marine SL3 – trzeba wykazać się również bardzo dobrą organizacją i tym, by wszyscy zawodnicy byli sfokusowani na tym samym celu. To praca nad tym by wszyscy zawodnicy byli zadowoleni, w drużynie nie było zgrzytów, a na meczach była odpowiednia frekwencja (czasami dużo to też niedobrze). Czasami jest to również istotne przy planowaniu urlopów i co tu dużo mówić – chcąc być na szczycie – trzeba poświęcić swój czas, pieniądze, nerwy i emocje. Choć moglibyśmy kontynuować tę wyliczankę jeszcze przez długi czas, to zastanawiamy się czy za dwa tygodnie gracze CTO nie wrócą do tego podsumowania. Kto wie czy problemy, o których wspomnieliśmy nie będą miały w dalszej części sezonu swoich przykrych dla CTO konsekwencji. Tak czy siak – po porażce z Szach-Matem, ‘Pomarańczowi’ przystąpili do drugiego spotkania w czwartkowy wieczór i podobnie jak w rundzie zasadniczej – ponownie ograli Bossmana w stosunku 2-1. W pierwszej odsłonie uzyskali nieznaczną, ale jednak przewagę nad rywalem, która pozwoliła im wygrać seta do 19. Zwrot akcji mieliśmy w drugiej odsłonie, w której wicemistrzowie poprzedniego sezonu zaprezentowali się bardzo dobrze w grze w obronie, która przyczyniła się do prowadzenie 18-15, a następnie wygranej seta do 18. Trzeci set rozpoczął się niefortunnie dla Bossmana, bo rywal błyskawicznie objął prowadzenie 7-3. Po chwili bardzo mocno piłka w twarz oberwał najlepszy Libero poprzedniego sezonu – Dawid Kular, który nie mógł przez chwilę kontynuować gry. Już po chwili gracze CTO posłali trzy asy serwisowe, po których kwestia tego, która z drużyn wygra seta – stała się jasna. Choć CTO Volley zdobyli w czwartkowy wieczór trzy punkty i odzyskali fotel lidera, to z całą pewnością – mogą czuć rozczarowanie, że potoczyło się to w taki, a nie inny sposób. Mimo to – wciąż wszystko w ich rękach i głowach.
Flota Active Team – Staltest Pomorze 1-2 (21-10; 18-21; 17-21)
W ostatnim czasie mogliśmy się przekonać, że o Flocie, albo dobrze – albo wcale. Jako że jesteśmy winni podsumowanie nie tylko sympatykom Floty Active Team, to nie możemy ‘odpuścić’ i nie napisać co działo się we wczorajszym meczu. Podsumowanie będzie, ale zgodnie z pierwszym zdaniem – o Flocie tylko dobrze. Hart ducha. Wola walki. Nieustępliwość. Kąśliwe ataki. Imponująca zagrywka. Popis gry w obronie. Kultura gry. Gdyby wszystkie atuty drużyny Karoliny Kirszensztein zawrzeć w jednym słowie, to napisalibyśmy JAKOŚĆ. To wszystko wydarzyło się, ale w drugim secie. Zgodnie z przypowieścią o starym Indianinie i jego wnuku, należy zwrócić uwagę na słowa, że w ‘każdym człowieku są dwa wilki’. W komentarzu na facebooku pojawił się co najmniej jeden like i tak jak obiecaliśmy – nie zmieniamy się. Choć Flota ma aktualnie 13 oczek i zapewne utrzyma się w drugiej lidze, to zadajmy sobie pytanie. Czy to był dobry występ? Czy drużynie nie należy się krytyka? Czy naprawdę czepiamy się na siłę? W naszym odczuciu – na zadane przed chwilą pytanie, jest tylko jedna odpowiedź – NIE. Flota rywalizowała wczoraj ze Staltestem i choć w pierwszym secie ‘zmiotła ich z planszy’, to w drugiej i trzeciej odsłonie uaktywniły się najczarniejsze demony drużyny Karoliny Kirszensztein. Roszady na pozycjach sprawiły, że Staltest zaczął grać naprawdę nieźle i wykorzystał kolejne błędy rywali, wygrywając finalnie do 18. Ostatni set rywalizacji toczył się głównie w głowach obu drużyn. Już na początku uznaliśmy, że team, który będzie miał bardziej poukładaną sferę mentalną – wygra spotkanie. Jako że w przypadku Floty bywało z tym bardzo często niezbyt dobrze, gra obu drużyn nas w ostatniej odsłonie przesadnie nie zaskoczyła. Ostatecznie Staltest wygrał tę partię do 17 i zrobił kolejny już bardzo ważny krok w kierunku utrzymania w drugiej lidze.
oj oj siatkersi oj oj . w siatkówce jak to w życiu – raz się przegrywa , raz się przegrywa w serach do 7 i 8