MATCHDAY #32

Za nami bardzo emocjonujący dzień meczowy. We wtorkowy wieczór stało się niemal jasne, że do drugiej ligi z grupy A awansują BES Boys BLUM oraz Challengers. Przeciwny kierunek obrała drużyna Oliwy, która po 116 meczach w pierwszej lub drugiej lidze, spada do trzeciej klasy rozgrywkowej.  Zapraszamy na podsumowanie!

Chilli Amigos – ACTIVNI Gdańsk 0-3 (19-21; 21-23; 21-23)

Po wtorkowej porażce Chilli Amigos przesunęło się w tabeli na przedostatnie miejsce. Nie ma się co dziwić – była to ich jedenasta porażka w dwunastu spotkaniach obecnego sezonu. Czy mimo to znajdujemy jakieś pozytywne aspekty po wtorkowej konfrontacji z ACTIVNYMI? Niezależnie od tego jakie problemy kadrowe miała ekipa Artura Kurkowskiego we wtorkowy wieczór spodziewaliśmy się, że spotkanie będzie miało zupełnie inny charakter. Sądziliśmy, że będą to gładkie trzy punkty, a Chilli Amigos wzorem poprzednich występów nie będzie w tym zbytnio przeszkadzało. Po niezłym początku ‘Amigos’, po którym prowadzili oni 5-4, zespół w czerwonych strojach popełnił cztery błędy z rzędu i na prowadzenie wyszli ACTIVNI (8-5). Mimo to, po chwili Krzysztof Gasperowicz kilkoma atakami doprowadził do wyrównania po 9 i wyrównaną walkę oglądaliśmy do samej końcówki (19-18). Ostatnie słowo w secie należało do ACTIVNYCH, a konkretnie atakującego – Roberta Skwiercza. Środkowa odsłona to ogromna szansa na punkt dla ‘Amigos’. Chwilę po półmetku seta, zespół Grzegorza Walukiewicza prowadził już 15-8 i wydawało się, że zdobycie punktu w partii będzie tylko formalnością. Cóż – Chilli w obecnym sezonie niejednokrotnie udowadniało, że ‘niemożliwe nie istnieje’. Po chwili ACTIVNI wyrównali, a następnie sprzątnęli rywalom zwycięstwo sprzed nosa (23-21). Ostatni set spotkania, które nie stało na najwyższym poziomie sportowym to wyrównana walka od pierwszej do ostatniej piłki. Po raz kolejny wyrównana partia zakończyła się happy-endem, bo jak to mówią – szczęście sprzyja lepszym. Należy podkreślić jednak to, że na przestrzeni całego meczu różnica pomiędzy drużynami w ligowej tabeli nie była absolutnie widoczna.

Drużyna A – Bayer Gdańsk 1-2 (19-21; 18-21; 21-18)

Drużyna A nie składa broni i nadal zaciekle walczy o utrzymanie w trzeciej klasie rozgrywkowej. Dowód tego otrzymaliśmy we wtorkowy wieczór, w którym team Karola Majkowskiego mierzył się z faworyzowaną ekipą ‘Aptekarzy’. Już pierwszy set pokazał, że nie będzie to łatwe zadanie dla zespołu Damiana Harica. Na półmetku seta był bowiem remis. Mimo walki o utrzymanie, gracze Drużyny A przy stanie 10-10 wykazali się postawą fair-play, za co powinni zostać nagrodzeni zieloną kartką. Co ciekawe – już po chwili ‘Aptekarze’ zrewanżowali się tym samym i tego typu obrazki są czymś, wobec czego nie można przejść obojętnie. Dalsza część seta to obniżenie lotów przez graczy w czarnych strojach, po którym Bayer objął prowadzenie 17-13. Choć z czasem prowadzili już 20-15, to w końcówce ich rywale zdołali odrobić kilka punktów (21-19). Druga odsłona była bardzo podobna jak premierowa partia meczu. Po wyrównanym początku (10-10), w drugiej części seta Bayer wykazał się dużo wyższą kulturą gry i objął czteropunktowe prowadzenie (15-11). Choć z czasem ich przewaga zmalała, to po chwili Bayer cieszył się z drugiego punktu w meczu (21-18). Ostatnia odsłona to nieustępliwe próby wygrania seta przez graczy w czarnych strojach, którzy rozpoczęli partię od prowadzenia…7-2. Przespany i kiepski początek ‘Aptekarzy’ miał swoje konsekwencje w dalszej części seta, bo choć team Damiana Harica dwoił się i troił, doprowadzając w końcówce do wyrównania po 18, to ostatnie słowo w secie należało już do Drużyny A, która zdobyła bardzo ważny punkt w kontekście utrzymania w lidze.

Staltest Pomorze – Flota Active Team 2 3-0 (21-15; 21-15; 21-19)

Po dłuższej przerwie na parkiety Siatkarskiej Ligi Trójmiasta wróciła absolutna rewelacja obecnego sezonu – Staltest Pomorze. Przypomnijmy, że do rozpoczęcia meczu z Flotą, team Arkadiusza Kozłowskiego pozostawał jedyną niepokonaną drużyną w drugiej lidze. Nie inaczej było i we wtorkowy wieczór. Dodatkowo, Staltest zdobywając komplet oczek zrobił bardzo duży krok w kierunku pierwszej ligi. Choć mają o co najmniej jedno spotkanie mniej niż każda inna ekipa walcząca o awans, to i tak znajdują się na drugim miejscu w lidze. Czy we wtorek komplet punktów był przez chwilę zagrożony? Cóż, raczej nie. Co do tego nie mamy bynajmniej wątpliwości, kiedy pomyślimy o pierwszym secie. Sił drużyny walczącej o utrzymanie w lidze wystarczyło tylko do połowy seta (12-10). Dalsza część to bardzo dobra gra w obronie Staltestu poparta skutecznymi atakami i wygraną do 15. Nie inaczej było w środkowej odsłonie. Oj, ile razy tego typu sytuacje oglądaliśmy w obecnym sezonie. Staltest robi nadzieje swoim rywalom, by po chwili rzucić się im do gardeł. Wynik? 21-15 i mamy trzeciego seta. Tu największym rywalem Staltestu byli oni sami. Sądzimy, że utrzymanie koncentracji przez całe spotkanie to wciąż nie najmocniejsza strona zespołu Arkadiusza Kozłowskiego. Choć pod koniec seta było już 19-19, to tym razem do Staltestu uśmiechnęło się szczęście i w doskonałych nastrojach, mogą wyczekiwać kolejnego meczu.

Dream Volley – Oliwa Team 2-1 (17-21; 21-13; 21-9)

Tak to już z tym Dream Volley w obecnej kampanii bywa. Ledwo zdążyliśmy ich pochwalić za ostatnie spotkanie z Maritexem oraz przegrane z Hydrą, by w konfrontacji z ostatnią drużyną w ligowej tabeli ‘Marzyciele’ męczyli bułę całą pierwszą odsłonę i finalnie przegrali do 17. Sorry, ale jest to niewytłumaczalne i nawet nie będziemy próbowali. Jeśli chodzi o Oliwę – chwała im za pierwszą odsłonę. Choć nie ma wygranych, to team Dawida Karpińskiego zgarnia pojedyncze punkty i co ciekawe – ich obecny status przypomina to, co oglądaliśmy kiedy lata temu znajdowali się oni w pierwszej lidze. Druga odsłona wtorkowej rywalizacji to scenariusz, który zdawał nam się najbardziej prawdopodobny przed rozpoczęciem meczu. Po kilku blokach ‘Marzycieli’ oraz błędach Oliwy, Dream Volley objął prowadzenie 11-7, które z czasem zrobiło się jeszcze większe. Ostatecznie, środkowa odsłona skończyła się zwycięstwem graczy w niebieskich trykotach do 13, a to sprawiło, że w setach mieliśmy remis. Zalążki ‘normalnej gry’ w trzecim secie obserwowaliśmy tylko do stanu 7-6 dla Dream Volley. Nie po raz pierwszy w obecnym sezonie widzieliśmy Oliwę, która z niewyjaśnionych przyczyn nagle przestawała grać. Nie inaczej było i tym razem i po czterech asach Mateusza Dobrzyńskiego w końcówce meczu Dream Volley wygrał seta do 9, a cały mecz 2-1. Po meczu i tym jak poukładała się tabela stało się jasne, że Oliwa po raz pierwszy w historii spada do trzeciej klasy rozgrywkowej. O tym gracze z ‘serca Gdańska’ dowiedzieli się w swoim 116 meczu w SL3.

BL Volley – Bayer Gdańsk 2-1 (21-17; 21-19; 10-21)

Po niedosycie związanym ze stratą punktu w konfrontacji z Drużyną A, zespół Bayer Gdańsk przystępował do konfrontacji z BL Volley i tak jak wspominaliśmy w zapowiedziach, mecz miał bardzo duże znaczenie w kontekście czwartego miejsca w ligowej tabeli. Zgodnie z przewidywaniami mecz rozpoczął się od wyrównanej walki obu drużyn, która zaprowadziła nas do stanu po 9. W połowie seta Bayer popełnił w krótkim odstępie czasu kilka błędów i po kilku atakach Przemysława Kłudkowskiego oraz dobrze dysponowanych skrzydłowych, BL objął prowadzenie 17-13, którego już nie wypuścił (21-17). Środkowa odsłona to ponowna przewaga BL Volley, które nie grało jakoś przesadnie imponująco, ale prezentowany przez nich pragmatyzm się opłacił. W połowie seta zespół Wojciecha Strychalskiego prowadził 12-9. Choć z czasem Bayer zdołał wyrównać, to w drugiej części seta bardzo ważną piłkę sytuacyjną skończył Il Capitano – Wojciech Strychalski (18-15), po którym stało się jasne, że BL już tego nie wypuści. Trzecia odsłona to zupełnie inny obraz gry. Trudno nam odpowiedzieć precyzyjnie czy większa w tym zasługa Bayeru Gdańsk, czy może jednak BL Volley, które z nienasyconych tygrysów przeszły metamorfozę w leniwego Garfielda, którego jedynymi celami życiowymi było się nażreć i wyspać. Pisząc całkiem serio – BL zaprezentował się w tej partii słabiutko i w konsekwencji przegrali seta do 10.

DNV – KRUK Volley 1-2 (8-21; 21-11; 18-21)

Ależ to było dziwne spotkanie. Zdecydowanie lepiej w mecz weszli gracze Jakuba Florczaka, którzy wygrali premierowego seta do…8. Początek nie wskazywał jednak na tak dużą dysproporcję. Po ataku Pawła Krzyżaka, na tablicy wyników było ‘zaledwie’ 10-8. Wówczas nikt nie spodziewał się, że kolejne jedenaście punktów zdobędą ‘Kruki’. Warto podkreślić, że bardzo aktywnym graczem w tej partii był Oliwier Rymsza, z którego powstrzymaniem DNV miało potężne problemy. Po pierwszym secie wydawało się, że Kruki pójdą po chwili za ciosem i zdobędą drugi punkt w meczu. Choć set rozpoczął się od wyrównanej gry obu ekip (4-3), to z czasem gra zespołu w niebieskich strojach ewidentnie siadła i na półmetku seta po kilku atakach Kacpra Czyżyka DNV prowadziło 9-4. Na kryzysową sytuację zespół Kruków zareagował w najgorszy możliwy sposób. Zamiast podjąć rękawice, Kruki się całkowicie poddały i po bardzo dobrym fragmencie graczy w białych strojach, DNV doprowadziło do wyrównania w setach (21-11). O zwycięstwie w meczu musiał zatem zadecydować trzeci set. Partia ta była wreszcie tym, na co czekaliśmy. Na półmetku seta mieliśmy wynik po 10 i wówczas trudno było stwierdzić, która ze stron wygra spotkanie. W dalszej części DNV objęło prowadzenie 14-13. Niestety dla nich końcówka seta to wyraźnie lepsza postawa graczy w niebieskich trykotach, którzy wygrali finalnie do 18, a cały mecz 2-1.

BES Boys BLUM – Challengers 2-1 (21-13; 14-21; 21-16)

Do wtorkowego wieczoru społeczność SL3 zastanawiała się, która z mocarnych ekip w trzeciej lidze jest lepsza. Czy Challengersi, którzy na przełomie sezonu nie przegrali ani jednego seta, czy jednak BBB, którzy wygrali wszystkie spotkania i tylko w jednym ich rywale urwali jedno oczko. Przyznamy, że sami mieliśmy z tym ogromny problem, ale ostatecznie postawiliśmy na wynik 2-1 dla Challengers. Co ciekawe – gdyby team Wojciecha Lewińskiego wygrał we wtorek za komplet oczek, to poznalibyśmy mistrza trzeciej ligi grupy b. Już w pierwszym secie dowiedzieliśmy się, że koronacja została przesunięta o kilkanaście dni. Wszystko za sprawą faktu, że BBB wygrało seta i wówczas stało się jasne, że na ostateczne rozstrzygnięcia przyjdzie nam poczekać. Wracając jednak do premierowej odsłony to musimy wspomnieć o tym, że gracze Ryszarda Nowaka zaprezentowali się fenomenalnie. Szczególnie imponująco wyglądali w bloku, o czym kilkukrotnie przekonał się lider Challengersów – Mariusz Kuczko. Ostatecznie po świetnej grze, BBB wygrało seta do 13. Druga odsłona to przebudzenie lidera rozgrywek, który zaczął partię od…kilku skutecznych bloków (7-2). Choć z czasem ‘Chłopcy’ dwoili się i troili by doprowadzić do wyrównania, to Challengersi za każdym razem wybijali im te pomysły z głów i finalnie doprowadzili do wyrównania w setach (21-14). Ostatnia partia rozpoczęła się lepiej dla ‘Chłopców’, w czym spory udział miał libero drużyny – Miłosz Szymczak (8-5). Dalsza część seta to zniwelowanie strat przez Challengresów do jednego oczka (11-10). Druga część odsłony to jednak odjazd zespołu Ryszarda Nowaka, który wygrał do 16. Wynik 2-1 sprawia, że o tym, która z drużyn wygra trzecią ligę zadecyduje to, która z ekip zaprezentuje się lepiej na tle Speednetu 2. Szaleństwo.

Speednet 2 – Inter Marine Masters 1-2 (19-21; 21-14; 17-21)

Nie taki był plan Speednetu na środowy wieczór. W głowach ‘Programistów’ został ułożony sprytny plan, który zakładał, że na równoległym boisku Challengersi zmierzą się z BBB i siłą rzeczy jedni stracą punkty. Sytuację tę miała wykorzystać ekipa Speednetu, która miała ograć Inter Marine Masters za komplet punktów i zwiększyć swoje szanse na bezpośredni awans do drugiej ligi. Z drugiej strony słyszeliśmy o tym, że Speednet mierzył się przed sezonem z ‘Mastersami’ na sparignach i za każdym razem to gracze Andrzeja Masiaka byli górą. Mimo to zbagatelizowaliśmy ten sygnał i postawiliśmy na komplet punktów Speednetu. Sądziliśmy bowiem, że w kontekście ‘Mastersów’ będzie tak samo jak w meczach z BBB oraz Challengers. ‘Z dużej chmury mały deszcz’. Już początek spotkania pokazał, że Inter Marine powalczy we wtorek o zwycięstwo. Chwilę po pierwszym gwizdku sędziego, gracze w białych trykotach prowadzili 12-6. Z czasem wydawało się, że Speednet zaczyna odzyskiwać kontrolę. Po dobrej grze w polu zagrywki oraz wysokiej skuteczności w ataku Speednet doprowadził do wyrównania po 15. Końcówka seta należała jednak do ‘Mastersów’, którzy po asie Krzysztofa Wyrzykowskiego cieszyli się z pierwszego punktu w meczu. Porażka w pierwszej odsłonie wyraźnie rozsierdziła ‘Różowych’, którzy w drugiej odsłonie zagrali zdecydowanie lepszą siatkówkę i pewnie ograli rywala do 14. Dyspozycja ‘Programistów’ w środkowej partii nakazywała sądzić, że trzeci set padnie ich łupem. Nic bardziej mylnego. Decydująca partia rozpoczęła się od świetnej gry w obronie ‘Mastersów’, którzy po ataku kapitana i byłego gracza Speednetu – Andrzeja Masiaka, prowadzili 9-6. Z czasem powiększyli przewagę do stanu 19-12 i kiedy wydawało się, że ich wygrana jest przesądzona, ostatni zryw w meczu zrobili ‘Programiści’. Jak się po chwili okazało na pewne  ruchy było już za późno. Nie wkłada się brudnych skarpetek na czyste stopy, nie używa się antyperspirantu na spocone pachy czy nie robi ‘dwójki’ bezpośrednio po kąpieli. Coś jeszcze? No tak – nie zaczyna się grać dobrze dopiero w momencie, kiedy rywal prowadzi 19-12. Porażka 1-2 sprawia, że Speednet ma już tylko matematyczne szanse na bezpośredni awans do drugiej ligi.

EKO-HURT – Old Boys 2-1 (21-16; 19-21; 21-17)

Nie ma co do tego wątpliwości. Mecz miał absolutnie kluczowe znaczenie dla Eko-Hurtu. Z jednej strony porażka mogła sprawić, że zespół Konrada Gawrewicza na dobre wypisałby się z walki o trzeci tytuł mistrzowski. Z drugiej, Eko-Hurtowi zależało na przerwaniu koszmarnej i jednocześnie jednej z najdłuższych serii porażek z rzędu. Początek spotkania należał do ‘Hurtowników’, którzy po ataku oraz bloku Grzegorza Gnatka, rozpoczęli partię od prowadzenia 10-6. Mimo to, po chwili Old Boysi zniwelowali stratę do zaledwie jednego oczka (11-10). Dalsza część seta to druga fala ‘Hurtowników’, którzy wygrali partię do 16. Drugi set rozpoczął się od świetnej gry ‘Dziadków’, którzy po ataku Sebastiana Konarzewskiego prowadzili 8-5. Co ciekawe – Eko-Hurt zdaje się być jednym z ulubionych rywali wspomnianego przyjmującego, bowiem po raz kolejny przeciwko nim gracz ten prezentuje się wybornie. W dalszej części gra obu drużyn się wyrównała, ale partię wygrała finalnie ekipa z Pruszcza Gdańskiego, która podjęła większe ryzyko, co jak się później okazało – się opłaciło (21-19). Ostatni set to prowadzenie 9-6 Eko-Hurtu i prawdę mówiąc – Old Boys nie dawali sobie nawet szans na doprowadzenia do wyrównania. Liczba zepsutych zagrywek zespołu w białych strojach była zatrważająca. Dalsza część seta to bardzo gorący fragment gry, w którym próbę nerwów lepiej wytrzymali gracze Eko-Hurt wygrywając finalnie do 17, a cały mecz 2-1. Choć jest przełamanie, to w kontekście mistrzostwa trudno mówić o pełni szczęścia.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.