Poniedziałkowy wieczór dostarczył tylu emocji, że można by nimi obłożyć całe rozgrywki. Niestety, nie były one wyłącznie pozytywne. Po raz pierwszy w historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta doszło do walkowera. Jakby tego było mało to od razu do dwóch. Ponadto, jeden z zawodników został ukarany czerwoną kartką, co również nigdy wcześniej nie miało miejsca. W meczu na szczycie drugiej ligi zwyciężyła drużyna Omidy, która dzięki temu zapewniła sobie awans do wyższej klasy rozgrywkowej. W grupie spadkowej z kolei wygrali Strażacy, którzy tym samym zagwarantowali sobie to, że nie zajmą ostatniego miejsca. Zapraszamy na podsumowanie poniedziałkowej serii gier!
Team Spontan – Seargin 3-0 (21-6; 21-11; 21-10)
Spontaniczni w ostatnim czasie stracili trochę ze swojej nazwy. Coraz rzadziej nas zaskakują. Tam, gdzie mają wygrać pewnie 3-0 tam wygrywają i nie pozostawiają cienia wątpliwości co do tego, która drużyna była danego dnia lepsza. Tak było i tym razem. Drużyna Piotra Raczyńskiego dosłownie rozbiła swoich rywali. Początek meczu to istna deklasacja. Po chwili na tablicy wyników mieliśmy 10-2 dla Spontanicznych. Dobrą partię rozgrywał Marek Blachowski, który skutecznie wykorzystywał swój wzrost. W pierwszej partii Spontaniczni pozwolili drużynie Seargin na zdobycie zaledwie sześciu punktów i była to najbardziej dotkliwa porażka w tym sezonie. Nawet liderującej w tabeli Omidzie drużyna urwała więcej punktów. W drugiej odsłonie gracze Seargin zaprezentowali się z nieco lepszej strony. W spotkaniu, po raz kolejny bardzo dobrze na zagrywce prezentował się Krzysztof Fryza. Mimo chwilowych problemów z przyjęciem to nadal Team Spontan miał pełną kontrolę nad spotkaniem. Ponownie bardzo dobre zawody rozegrał Jakub Kozłowski, który po spotkaniu wskoczył na trzecie miejsce w klasyfikacji najlepiej punktujących graczy ligi. Drugi i trzeci set to zwycięstwa Spontanicznych do 11 oraz do 10. Dzięki pewnej wygranej, Spontaniczni są obecnie na czwartym miejscu w ligowej tabeli i w spokoju oczekują starcia z Mental Block.
Wirtualna Polska – Speednet 2 3-0 (21-11; 21-15; 21-9)
Zastanawiamy się czy Speednet nie wyciągnął wniosków z przedmeczowej zapowiedzi czy najzwyczajniej w świecie nie był w stanie tego zrobić. Pisaliśmy w niej, że drużyna ma problem z przyjęciem, co nie jest dobrym prognostykiem przed meczem z drużyną WP, w której prawdziwym specjalistą na zagrywce wydaje się być Filip Padzik. Zgadniecie jak wyglądał początek meczu? Oczywiście rozpoczął się od asa serwisowego wspomnianego wcześniej gracza. W całym spotkaniu drużyna zdobyła w ten sposób aż trzynaście punktów i zdaje się, że element przyjęcia jest tym, nad którym w pierwszej kolejności powinni popracować ‘Różowi’. Poza asami serwisowymi Wirtualni byli lepsi również w ataku. Tu brylowali z kolei Paweł Żmijewski oraz Łukasz Rosa. Tych dwóch graczy w trakcie spotkania było bardzo ciężko powstrzymać, choć trzeba przyznać, że w bloku Speednet sprawował się naprawdę solidnie. Bardzo dobrze w tym elemencie wypadł Mikołaj Kąkol, który jest absolutnym liderem drużyny w liczbie bloków w trakcie sezonu. To jednak nie wystarczyło na dobrze dysponowanych graczy WP. Gdy w trzecim secie na zagrywce stanął Jędrzej Matla i zdobył w ten sposób dwa punkty stało się jasne, że Wirtualni zdołają dowieźć zwycięstwo do końca. Jak zaplanowali tak zrobili i to oni cieszą się z trzech oczek. Dzięki nim na koniec sezonu wskoczyli do pierwszej dziesiątki w lidze.
Nasz-Dach Stężyca – Prometheus 0-3 (0-21; 0-21; 0-21)
W związku z faktem, że mecz zakończył się walkowerem uznaliśmy, że nie ma sensu pisać o przebiegu spotkania. W nim, w sportowej rywalizacji wygrała drużyna ze Stężycy w stosunku 2-1 (21-17; 17-21; 21-17). Decyzja o przyznaniu walkowera spowodowana jest dopisaniem do składu siedemnastego gracza, co narusza regulamin SL3.
Straż Pożarna Gdańsk – Speednet 2-1 (22-20; 11-21; 21-9)
Być albo nie być. Któż z Was nie zna tej frazy autorstwa Williama Shakespeare’a? Postanowili nam ją przypomnieć gracze Straży Pożarnej, która skrzyżowała rękawice w meczu o życie z drużyną Speednet. Przed spotkaniem stało się jasne, że ewentualna przegrana ‘Mundurowych’ w stosunku 3-0 niemal na pewno sprawiłaby, że drużyna spadłaby do niższej klasy rozgrywkowej. Takiego scenariusza zdawali się nie dopuszczać gracze spod patronatu Świętego Floriana. Pojedynek wyzwolił w nich dodatkowe pokłady mobilizacji. Z tego co wiemy, drużyna przed spotkaniem wnikliwie analizowała mecz przeciwko Speednetowi, który odbył się 23 października. Pozwoliło to graczom na dostrzeżenie pewnych mankamentów i wyciągnięcie wniosków. Jak widać, taka postawa została wynagrodzona, bowiem już w pierwszym secie ekipa ‘Mundurowych’ wyglądała znacznie lepiej niż w kilku poprzednich spotkaniach. Pierwszą partię wygrali po przewadze i wydawało się, że ekipa wróciła na właściwe tory. Niestety, druga odsłona pokazała dlaczego ekipa znajduje się na obecnym miejscu w tabeli i musi do samego końca drżeć o utrzymanie. W secie tym przegrali do 11 i byli tylko tłem dla Speednetu, który zdawał się złapać wiatr w żagle. Jeśli przed spotkaniem Strażacy odczuwali presję to zastanawiamy się, co działo się w ich głowach po przegranym secie. To, jak widać podziałało na nich mobilizująco, bowiem trzecia odsłona to prawdziwy koncert w ich wykonaniu. Wygrana 2-1 sprawia, że drużyna na 100% nie zajmie ostatniego miejsca. W najgorszym wypadku mogą znaleźć się na przedostatnim, a to oznacza, że we wtorek o 21:30 muszą być przygotowani na spotkanie barażowe.
INTERMARINE – Prometheus 2-1 (17-21; 21-13; 21-16)
Spotkanie, które miało wyłonić czwartą i piątą siłę w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta, nieoczekiwanie do tego nie doprowadziło. O tym jednak za chwilę. Mecz rozpoczął się doskonale dla drużyny Prometheus, która była rozgrzana po spotkaniu zakończonym kilkadziesiąt minut wcześniej. Mimo braku swojego lidera – Dmytro Moroziuka drużyna momentalnie wyszła na prowadzenie 6-1 i mimo, że drużyna Masters potrafiła doprowadzić do wyrównania 7-7, wciąż dało się odnieść wrażenie, że to gracze zza wschodniej granicy mają kontrolę nad przebiegiem seta. Ostatecznie, gracze Maksyma Moskalenko zdołali wygrać pierwszą partię. Duża w tym zasługa samego kapitana oraz Maksima Hirutsa czy Maksyma Pelykha. Jako, że zwycięzca meczu miał zgarnąć czwarte miejsce w lidze, wyzwoliło to w graczach INTERMARINE pokłady energii, której nie zaprezentowali w pierwszym secie. Bardzo dobrze prezentował się Andrzej Masiak czy Piotr Szczepański, który popisał się trzema blokami. Ostatecznie, drugą partię wygrali gracze Masters do 13, po błędzie jednego z graczy Prometheus. W trzecim secie drużyna Masters ponownie wyglądała lepiej, dzięki czemu wygrała partię do 16. Ostateczny wynik zawodów jest identyczny jak ten z sezonu zasadniczego. 2-1 dla drużyny INTERMARINE powinno zapewnić drużynie Krzysztofa Wyrzykowskiego czwarte miejsce, jednak z uwagi na fakt, że Prometheus wygrał w związku z walkowerem w meczu ze Stężycą 3-0 to ostatecznie lądują na piątym miejscu. Cóż, uważamy, że mimo to mogą czuć się moralnymi zwycięzcami. O ostatecznej pozycji w tabeli zadecydował błąd ludzki jednego z zawodników ze Stężycy. Swoje mecze z Prometheus dwukrotnie wygrali.
Allsix by Decathlon – DNV GL S*M*A*S*H 0-3 (0-21; 0-21; 0-21)
Drużyna Allsix by Decathlon nie stawiła się na miejsce rozgrywania meczu. W związku z tym spotkanie w stosunku 3-0 wygrywa drużyna DNV GL S*M*A*S*H.
Volley Gdańsk – Tiande Tufi Team 2-1 (21-16; 15-21; 21-19)
Zastanawialiśmy się czy drużyna, która zapewniła sobie w poprzedniej kolejce mistrzowski tytuł, zdoła w sobie wykrzesać na tyle motywacji, by wygrać dwudzieste siódme spotkanie z rzędu. Była to bowiem pierwsza taka sytuacja, w której Volley grało o przysłowiową ‘pietruszkę’ i nie byliśmy pewni, w jaki sposób drużyna zareaguje. Przed meczem w składzie Tiande Tufi Team doszło do sporych zmian. Nieobecnego Kamila Romańskiego zastąpił Sławomir Kudyba i trzeba przyznać, że był to bardzo udany debiut. Ponadto, w szeregach Tuffików zabrakło Michała Przekopa czy Marcina Dylowicza. Jeśli chodzi o drużynę Volley to na przestrzeni całego sezonu rotowała składem tak często, że wymieniać kogo dziś zabrakło, byłoby bez sensu. Sam mecz lepiej zaczęli gracze Mateusza Woźniaka, co chyba nikogo nie dziwi, bowiem drużyna Tiande ma to do siebie, że zawsze ma piorunujące początki. Do drugiej części seta trwała wyrównana rywalizacja i dopiero przy stanie 14-14 Volley zdołał odjechać na kilka punktów i cieszyć się z wygranej pierwszej partii. Druga odsłona miała podobny scenariusz, ale ze zmodyfikowanym zakończeniem. Wyrównaną w pierwszej połowie partię (ponownie wynik 14-14), tym razem Tiande Tufi Team przechyliło na swoją korzyść. O ostatecznym zwycięstwie zadecydować musiał zatem trzeci set. W nim, w zasadzie od początku, dwupunktową przewagę wypracowali gracze Volley i zdołali ją utrzymać do końca trwania meczu. Po raz kolejny w kluczowych momentach, na zagrywce nieoceniony okazał się Daniel Koska. Bardzo dobrą partię rozegrał ponadto nasz ekspert – Maciej Kot, który w spotkaniu zaliczył prawdopodobniej więcej bloków niż przez całą przygodę z siatkówką. Ostatecznie, spotkanie wygrywa drużyna Volley. Ponownie było blisko, ponownie skończyło się jak zawsze. Na kolejną szansę pokonania Volley Gdańsk, drużyny muszą poczekać do sezonu Wiosna’20.
Trójmiejska Strefa Szkód – Kraken Team 3-0 (21-12; 25-23; 21-16)
Jakiś czas temu, po tym jak Kraken Team przegrało seta ze Strażą Pożarną oraz Speednetem pisaliśmy, że ich rywale powinni ten punkt szanować, bowiem jesteśmy przekonani, że nie we wszystkich meczach w grupie mistrzowskiej ‘Bankowcy’ oddadzą seta rywalom. Jaki jest efekt naszych przewidywań? Dobrze, że nie jesteśmy analitykami, bowiem firma, w której byśmy się tym zajmowali, zapewne poszłaby z torbami. Od tego czasu Kraken wygrało zaledwie trzy sety na dziewięć możliwych. Zastanawiamy się, czy spadek ich formy jest spowodowany tylko i wyłącznie tym, że drużyna już dawno zapewniła sobie spokojne utrzymanie? W poniedziałkowy wieczór w składzie ‘Bankowców’ zabrakło między innymi kapitana – Wojciecha Elminowskiego oraz doświadczonego środkowego – Ryszarda Nowaka. Od początku spotkania Trójmiejska Strefa Szkód przejęła inicjatywę i dosyć szybko zdołała wypracować kilkupunktową przewagę. Widać, że w końcówce sezonu graczom spod szyldu Trójmiejskiej Strefy Szkód siatkówka ponownie dostarcza dużo pozytywnych emocji. Ostatni okres to bardzo dobra gra w ich wykonaniu i gdyby wyglądali tak od początku sezonu, zapewne mieliby szansę na znalezienie się w grupie mistrzowskiej. Pierwszy set zakończył się wynikiem 21-12. Najbardziej emocjonujący był drugi set, w którym Kraken Team zaprezentował się z dobrej strony i do końca seta walczył o wygraną tej partii. Sztuka ta się nie udała i po walce na przewagi ponownie wygrała drużyna Patryka Pleszkuna. Trzecia odsłona to znów przewaga ‘Czarnych’, którzy tym razem wygrali do 16 i całe spotkanie w stosunku 3-0, zapewniając sobie siódme miejsce na koniec sezonu. Ponadto, na pierwsze miejsce wśród najlepiej punktujących graczy ligi wskoczył Wojciech Ingielewicz, który w poniedziałek do swojego dorobku dołożył 11 oczek. Co ciekawe – wynik ten pozwolił mu również awansować na trzeci stopień podium w klasyfikacji najlepiej punktujących graczy wszechczasów naszej ligi.
Omida Team – Thunder Team 2-1 (21-19; 14-21; 23-21)
Zgodnie z oczekiwaniami – ten mecz nie zawiódł. Miał totalnie wszystko. Od pozytywnych emocji po te skrajnie negatywne. Od pięknych akcji po niewymuszone błędy. Od doskonałych decyzji sędziowskich po te wysoce kontrowersyjne. Od dopingu drużyn, który mało nie spowodował wypadnięcia szyb do przeszywającej ciszy po stracie ważnego punktu. Początek spotkania rozpoczął się bardzo nerwowo dla obu zespołów. Po ekipach widać było sporo nerwowości, która niejednokrotnie sprawiała, że zawodnicy popełniali niewymuszone błędy na zagrywce. W pierwszym secie żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie większej przewagi. Na początku Omida prowadziła dwoma punktami, aby w drugiej połowie seta to Thunder wyszedł na prowadzenie. Ostatecznie to Omida zdołała wyszarpać zwycięstwo w tej odsłonie. Końcówka seta należała do Konrada Gawrewicza, który grał w spotkaniu pomimo bolesnej kontuzji. Przy stanie 19-19 udało mu się zablokować jednego z Thunderowców i był to kulminacyjny moment seta. Drugą partię lepiej zaczęli gracze Thunder, którzy zdołali wypracować kilkupunktową przewagę. Tak jak wspomnieliśmy, ranga meczu sprawiła, że obie ekipy wyglądały tak, jakby właśnie walczyły o życie. Początek tej odsłony to sceny, których nie chcielibyśmy oglądać w siatkarskich zmaganiach. Na początek, żółtą kartką za dyskusję z sędzią ukarany został Mateusz Truszczyński (Thunder Team), by po chwili doszło do kuriozalnej sytuacji. Przygotowujący się do wykonania zagrywki Marcin Patyński postanowił wytrzeć mokrą podłogę. Sędzia spotkania okazała się bezwzględna i przyznała punkt dla drużyny Thunder Team, wynikający z błędu ośmiu sekund, z czym rozgrywający Omidy nie mógł się pogodzić, w efekcie czego z całym impetem kopnął piłkę, za co został słusznie wykluczony z dalszego udziału w meczu. Ta sytuacja dosyć mocno odbiła się na graczach Omidy, którzy wydawali się zagubieni. Ostatecznie, drugą partię wygrali gracze Thunder do 14. Taki obrót spraw spowodował, że stało się jasne, że na wyłonienie mistrza drugiej ligi musimy poczekać do wtorkowych spotkań. Trzecia odsłona od początku była bardzo wyrównana i emocjonująca. Zwieńczeniem tych emocji była końcówka, w której doszło do gry na przewagi. Ostatecznie to Omida wygrywa spotkanie i jako pierwsza z drużyn zapewnia sobie bezpośredni awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Gratulujemy. We wtorek walka o to, czy Logistycy znajdą się na najwyższym stopniu podium.