MATCHDAY #27

Poniedziałkowy wieczór pod kątem emocji – przerósł nasze wyobrażenia. W grupie mistrzowskiej spotkania wygrywały drużyny Merkurego oraz Speednetu. W meczu na szczycie drugiej ligi – Tufi Team ograło niepokonaną dotąd drużynę – MPS Volley. W trzeciej lidze – kolejny milowy krok w kierunku mistrzostwa wykonała drużyna Old Boys, która w meczu na szczycie rozbiła BL Volley. Zapraszamy na podsumowanie!

BL Volley – Bayer Gdańsk 2-1 (8-21; 21-15; 21-18)

Poniedziałkowy wieczór był jednym z najciekawszych dni w trzeciej lidze od niepamiętnych czasów. W dwudziestej siódmej serii gier doszło bowiem do dwóch spotkań na szczycie trzeciej ligi. Co ciekawe – w dwóch z nich rywalizowała ekipa BL Volley. Na pierwszy ogień poszła drużyna Bayer Gdańsk, z którą ‘Tygrysy’ miały rachunki do wyrównania. Choćby nie wiemy jak oba teamy udawały – wciąż pamiętały o spotkaniu z ubiegłego sezonu, w którym działo się naprawdę wiele. Przede wszystkim – BL chciało wziąć za tamto spotkanie rewanż, który przybliżyłby ich przy okazji do celu nadrzędnego, jakim jest awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Przemotywowanie? Obsranko? Psycha sitting? Cóż – trudno wytłumaczyć to, co wydarzyło się w pierwszym secie, ale wyglądało to tak jakby w siedzibie Bayera odnaleziono przed meczem kilka zaległych fiolek z ‘witaminami’, które swego czasu były dedykowane dla sportowców z NRD. Przepaść. Inny sport. Casper Semenya biegnąca obok ‘chucherek’. Armand Duplantis na turnieju skoku o tyczce w Pierdziszewie Wielkim, który miał rywalizować ze strażakami z Ochotniczej Straży Pożarnej. Ok – każdy załapał. Wynik 21-8 zwiastował, że w kolejnych częściach – BL również wyłapie gonga. Nic z tych rzeczy. W drugiego seta – BL Volley na czele z Tomaszem Czopurem wjechali w Bayera jak (tu znowu porównanie do koncernów naszych zachodnich sąsiadów) – Passat B5 pod dystrybutor LPG. Na pełnej (8-3). Na nic zdał się czas Bayera. W dalszej części seta – BL cisnął dalej i dało im to prowadzenie 15-8, co było tożsame z końcem emocji w tej partii. Ok – ‘Aptekarze’ niby coś tam próbowali, ale efekt był taki jak ubranie czystych skarpet na cuchnące stopy. W skrócie – gówno to dało. Trzeci set to świetny początek ‘Aptekarzy’, którzy rozpoczęli seta od prowadzenia 5-1, a następnie 8-4. Niestety dla nich – kilka kolejnych akcji to festiwal błędów, który sprawił, że na tablicy było po chwili po 13. Co więcej – Bayer Gdańsk stracił coś więcej niż tylko kilka punktów. Stracił pewność siebie, a w jego psyche wkradł się strach. Kiedy rozjuszony zwierz (Tygrys) to zobaczył – było już po ‘Aptekarzach’. Końcówka to ataki liderów drużyny (Damian Chojnacki oraz Tomasz Czopur), które dały bardzo cenne zwycięstwo drużynie BL Volley.

Port Gdańsk – Chilli Amigos 3-0 (21-18; 25-23; 21-17)

W przerwie pomiędzy drugim a trzecim setem, jeden z ‘Portowców’ zaczepił Redakcje i z satysfakcją spytał jak tam nasze typowania. Cóż – nie mamy problemu z tym, by przyznać, że w kontekście tego meczu się myliliśmy. No bo powiedzmy sobie wprost – obie drużyny miały po swojej stronie sporo argumentów. Czy wynik 3-0 wskazuje nam na to, że było to jednostronne widowisko? Można byłoby tak pomyśleć. Rzeczywistość nie jest jednak biało-czarna, a ma od groma odcieni szarości. No bo, co by było gdyby Chilli Amigos wykorzystało przewagę, którą zbudowali sobie w pierwszym secie? Co by było gdyby Chilli wykorzystało pokaźną liczbę piłek setowych, którą mieli w drugiej partii? Ba – nawet trzeci set był do pewnego momentu bardzo wyrównany. Mimo że w ostatniej odsłonie drużyna ‘z doków’ prowadziła 17-14, to po kilku błędach na tablicy wyników było już 17-17. Końcówka to jednak kolejne ataki świetnie dysponowanego duetu Hołowienko – Polanowski, którzy poprowadzili ‘Portowców’ do wygranej. Mimo iż zdążyliśmy drużynę Arkadiusza Sojko skreślić, to na dwa mecze do końca sezonu tracą obecnie zaledwie dwa punkty do podium rozgrywek. Z pewnością – o osiągnięcie ‘pudła’ będzie już niezwykle trudno, ale postawa drużyny w granatowych koszulkach w obecnym sezonie pokazuje, że drzemie w nich bardzo duży potencjał.

Speednet 2 – Drużyna A 1-2 (21-13; 19-21; 11-21)

Kiedy w zapowiedziach przedmeczowych oddawaliśmy ‘Typ Redakcji’ na Drużynę A – mieliśmy sporo wątpliwości. A to doświadczenie Speednetu, a to kultura gry, o której wspominaliśmy. W naszych wyliczankach nie pominęliśmy również faktu, że Speednet jako jedna z bardzo nielicznych drużyn może liczyć na pomoc trenera. Mimo to – nasz typ oddaliśmy na team Michała Drozdowskiego – Drużynę A. Ekipa ‘Serialowa’ przystępowała do poniedziałkowego spotkania uskrzydlona kapitalnymi wynikami z poprzedniego tygodnia. Cztery na sześć możliwych punktów w konfrontacji z Craftveną czy Portem Gdańsk obiło się szerokim echem wśród trzecioligowców. Uznaliśmy, że niesiona na fali świetnej dyspozycji Drużyna A – zdoła sięgnąć po drugie zwycięstwo w sezonie. Początek rywalizacji to jednak duża przewaga ‘Programistów’, którzy po bloku Mikołaja Witkowskiego objęli prowadzenie 8-3. W dalszej części seta – Drużyna A zdawała się rozkręcać. Mniej więcej w środku seta doszło do kilku bardzo długich wymian, które padły łupem Speednetu. To pozwoliło ‘Programistom’ uwierzyć w końcowy tryumf. Po chwili prowadzili oni już 17-9 i było to jednoznaczne z tym, że zaraz będą cieszyć się z pierwszego punktu. Po wyrównanym początku środkowej partii (4-4), Drużyna A pokazała dobrą formę w polu zagrywki i po chwili odskoczyła swoim rywalom na kilka oczek (8-4). Mimo że po serii udanych ataków Michała Drozdowskiego Drużyna A prowadziła już 15-8, to sobie znanym sposobem – ‘Programiści’ zdołali doprowadzić do wyrównania po 19 i kiedy wydawało się, że po chwili wyrwą rywalom zwycięstwo z rąk – ostatnie dwa ciosy zadał Dawid Szumert (Drużyna A). Ostatni set to rewelacyjnie dla Drużyny A, która objęła prowadzenie 7-2. W dalszej części partii – Speednet nawet nie udawał, że może odwrócić losy rywalizacji. Przykład? Kiedy próbowali przebić piłkę dołem to wybijali piłkę na out. Cóż – tak się nie da wygrać. Problemy Speednetu to jednak nie powód, dla którego Drużyna A miałaby się martwić. Po chwili sunęli oni z kolejnymi atakami i co rusz – powiększali swą przewagę. Siedem punktów w premierowym sezonie? Not bad.

BL Volley – Old Boys 0-3 (13-21; 15-21; 13-21)

Spotkanie o godzinie 20:00 na boisku numer 1 miało być jednym z najciekawszych wydarzeń sezonu Wiosna’23. Naprzeciw siebie stanęły bowiem drużyny z samego trzecioligowego topu. Drużyny, które aspirują do tego, by grać w wyższej klasie rozgrywkowej. To miało być prawdziwe święto. Miał być koncert LIVE AID na stadionie Wembley, a skończyło się na przeglądzie twórczości Majki Jeżowskiej w Pasłęku. Mimo że na Wembley bilety mieli wszyscy  bohaterowie tego starcia, to na londyński obiekt dotarli wyłącznie gracze Old Boys. To oni ‘dojechali’. Oni ‘dopisali’. Oni nie zawiedli. Oni nie musieli brać do autobusu aviomarin. Ten – przydał się ‘Tygrysom’. Old Boys wrzucili ich w pierwszej odsłonie na taką karuzelę, że ci – nie odkręcili się już do końca spotkania. Żebyśmy się też dobrze zrozumieli – my tu nie mamy nawet jakiejś potrzeby ‘grillowania’ drużyny BL Volley. Po prostu to ich rywale zagrali w poniedziałek siatkówkę, która dla ‘biało-pomarańczowych’ nie była osiągalna. Pierwszy set?  Rozpoczął się od prowadzenia ‘Dziadków’ 10-3. Dalsza część partii się po prostu odbyła. W drugiej odsłonie BL Volley miało swoje momenty. Miało fragmenty, w których ‘kąsali’ swoich rywali (11-9). Kiedy jednak trzeba było – Old Boys wciskało w swoim bolidzie ukryty guziczek z napisem ‘nitro’. Efekt był taki, że po chwili była klasyka gatunku – ‘odjazd’ i zmiana stron. Trzeci set zapowiadał się naprawdę ciekawie. Na półmetku było bowiem po 9. Niestety dla widowiska – idąc dalej w las, BL Volley ‘wdepnęło w krowiego placka’, co wyraźnie ostudziło ich zapały. Old Boys z kolei niczym swego czasu Tom Hanks w Forrest Gump – biegło nie mając potrzeby robić sobie przerwy. Zrobili ją dopiero w momencie, kiedy to oni uznali, że mają już dosyć. Dziwnym trafem moment ten zbiegł się z tym, kiedy na tablicy wyników było 21-13, co oznaczało koniec meczu.

Speednet 2 – Chilli Amigos 0-3 (13-21; 5-21; 16-21)

Do bezpośredniego starcia na boisku numer trzy – obie drużyny przystępowały chwilę po zakończeniu ich wcześniejszych spotkań. Należy podkreślić, że oba teamy nie miały przed meczem najlepszych nastrojów. Wszystko za sprawą tego, że Speednet 2 musiał uznać wyższość Drużyny A. Jeszcze gorzej poszło ekipie Chilli Amigos w konfrontacji z Portem Gdańsk, gdyż tam – skończyło się bez choćby jednego punktu. Wracając jednak do starcia o godzinie 20 – przypomnijmy, że w oczach Redakcji murowanym faworytem meczu była ekipa Chilli Amigos, która za każdym razem, kiedy mierzyła się z ‘Programistami’ – dopisywała do swojego konta trzy punkty. Nie inaczej było i w poniedziałkowy wieczór. Ku zaskoczeniu – spotkanie rozpoczęło się od wyrównanej walki obu drużyn, po której na tablicy wyników było 9-8 dla Chilli Amigos. Po chwili, ‘Programiści’ popełnili jednak kilka błędów, które sprawiły, że Chilli prowadziło już 14-9 i trener Speednetu był zmuszony wziąć czas. Ten – nie zdołał jednak wytrącić z rytmu rywali, którzy po chwili dołożyli kilka punktów i ostatecznie wygrali seta do 13. Bezradność Speednetu w końcówce partii nie była jednak najgorszą rzeczą, która spotkała team ‘Programistów’ w poniedziałkowy wieczór. To co wydarzyło się w środkowej odsłonie to była prawdziwa masakra. Choć trudno w to uwierzyć, w pewnym momencie po prawdziwej egzekucji w wykonaniu Mateusza Rosy, na tablicy wyników było 10-1 dla Chilli. W dalszej części seta – gracze w czerwonych strojach nie zamierzali ‘zjeżdżać na prawy pas’ tylko cisnęli dalej. Finał partii to jeden z wyższych wyników w obecnym sezonie (21-5). W przerwie pomiędzy setami trener Speednetu słusznie instruował swoich graczy, że gorzej już być nie może. Słowa te okazały się prorocze, bowiem w trzeciej odsłonie to Speednet rozpoczął od prowadzenia 8-4. Ich radość nie trwała jednak zbyt długo, bowiem po kilku wymianach – na tablicy wyników mieliśmy remis 10-10. Druga część seta to coraz wyraźniejsza przewaga Chilli, która sprawiła, że w końcówce ‘Amigos’ wygrało partię do 16 i w konsekwencji – cały mecz 3-0.    

Zmieszani – Team Spontan 2-1 (9-21; 21-19; 21-15)

W zapowiedziach przedmeczowych wskazaliśmy na to, że to Zmieszani będą faworytem spotkania. Nie wiemy, kto był w pierwszym secie bardziej zaskoczony – my czy może jednak Zmieszani?  A może Team Spontan? Hm, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na postawione przez nas pytanie. Faktem jest jednak to, że od pierwszego gwizdka sędziego – to Team Spontan dominował. Zanim się obejrzeliśmy – ‘Spontaniczni’ prowadzili po bloku lidera tej klasyfikacji w drugiej lidze – Tomasza Nurzyńskiego już 6-1. W dalszej części seta za wiele się nie zmieniło. Zmieszani mieli spore problemy w przyjęciu oraz obronie, a to z kolei sprawiło, że mieli potężne problemy z wyprowadzeniem własnych akcji. Efekt? Prowadzenie ‘Spontanicznych’ 15-4, po którym stało się jasne, że krzywda im się już nie stanie. Mając na uwadze to, co stało się w pierwszym secie, zastanawiamy się co wydarzyło się w przerwie pomiędzy pierwszą a drugą partią. Team Spontan uwierzył, że mecz wygra się sam? Zmieszani wymusili reset ‘komputera’, po którym przestali być zamuleni? Cóż, trudno powiedzieć. Faktem natomiast jest to, że w drugiej odsłonie oglądaliśmy zupełnie inny mecz. Po świetnym otwarciu seta i ataku Marcina Gorlikowskiego, Zmieszani objęli w środkowej partii prowadzenie 8-3, a następnie 12-5. W końcówce seta, kiedy tablica wyników pokazywała prowadzenie Zmieszanych 20-15, Team Spontan zdołał realnie postraszyć rywali i doprowadzić do stanu 20-19. Ostatnie słowo należało jednak do Zmieszanych, którzy po bloku Piotra Szczepańskiego cieszyli się z doprowadzenia do remisu w setach. Ostatnia odsłona doprowadziła nas do stanu po 11. W połowie seta, Zmieszanym udało się wypracować czteropunktową przewagę (15-11), której nie wypuścili już do końca, wygrywając spotkanie 2-1.

Speednet – Eko-Hurt 2-1 (21-14; 14-21; 24-22)

Po kapitalnej wygranej za komplet z CTO Volley – przyszła pora na mecz ‘pułapkę’. Patrząc chociażby na ligową tabelę można było wyciągnąć wniosek, że w poniedziałek ‘Hurtowników’ czeka łatwiejsze zadanie. Napisaliśmy o ‘pułapce’, bowiem cholernie nierozsądne jest dopisywanie punktów przed meczem i liczenie, co musi się stać by któraś z drużyn sięgnęła po mistrzowski tytuł. Już w zapowiedziach przedmeczowych wskazaliśmy, że Speednet to Speednet i z pewnością – gracze Marka Ogonowskiego zagrają w poniedziałek na 100% swoich możliwości. O tym, że nie są to mrzonki, przekonaliśmy się już na początku meczu, w którym Speednet zdemolował swoich rywali. Choć trudno w to uwierzyć – zanim Redakcja zdążyła wcisnąć spust migawki – na tablicy wyników było już 10-2 dla Speednetu. Tak gigantyczna przewaga nie mogła zostać roztrwoniona i po chwili ‘Różowi’ cieszyli się z pierwszego punktu w meczu. Kończąc temat pierwszego seta – to był absolutny popis gry w obronie w wykonaniu piątej drużyny w ligowej tabeli. Druga odsłona to typowe przestawienie wajchy w stronę Eko-Hurtu. Tym razem to im ‘żarło’. Różnica pomiędzy tym, co oglądaliśmy w dwóch pierwszych odsłonach poza stroną dominującą było to, że w drugiej odsłonie zaczęło się od wyrównanej walki. Dopiero później – w drugiej części seta, Eko-Hurt zbudował sobie kilkupunktową przewagę, do której w dużej mierze przyczynił się Marcin Radziewicz. Ostatnia odsłona to coś, co chcielibyśmy w SL3 oglądać jak najczęściej. Zwroty akcji, emocje, świetne wymiany. Tak – było tu niemal wszystko. Mniej więcej na półmetku seta – lepszą sytuację miał Speednet, który po dwóch atakach Mateusza Szturmowskiego prowadził 14-10, a następnie 19-17. Mimo niekorzystnego obrazu dla Eko-Hurtu – team Konrada Gawrewicza miał w końcówce kilka piłek setowych, których jednak nie wykorzystał. W końcówce, więcej zimnej krwi zachowała ekipa Speednetu, która dzięki wygranej wciąż ma realną szansę na podium rozgrywek. Ach – będą jeszcze emocje.

Tufi Team – MPS Volley 2-1 (21-18; 21-17; 19-21)

W poniedziałkowy wieczór w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta padł ostatni – niepokonany bastion. Do wczorajszego wieczoru – drużyna MPS Volley mogła pochwalić się tym, że jako jedyna spośród 38 drużyn w lidze nie zaznała smaku porażki. Sytuacja ta zmieniła się w poniedziałkowy wieczór, w którym Miłośnikom Piłki Siatkowej przyszło rywalizować z trzecią drużyną w tabeli – Tufi Team. Spotkanie rozpoczęło się od wyrównanej walki, po której na tablicy wyników mieliśmy remis po 10. W drugiej części seta Miłośnicy Piłki Siatkowej zaczęli popełniać jednak błędy, które w kombinacji z dobrą grą rywali sprawiły, że po atakach Piotra Adamczyka oraz Mateusza Michalunio, Tufi Team mogło cieszyć się z pierwszego punktu w meczu. Druga odsłona rozpoczęła się od bardzo długiej akcji, obfitującej w świetne wymiany i jeszcze lepsze obrony. Wspomniana rozgrywka pozwoliła ‘Tuffikom’ dobrze wejść w tę partię, co po chwili przełożyło się na ich prowadzenie 8-4. W dalszej części seta, Tufi Team nie zwalniało nogi z gazu i w drugiej fazie partii prowadzili już 18-12. Mimo że wydawałoby się gigantycznej jak na stan seta przewagi, Tufi Team postanowiło zadbać w końcówce o emocje, które sprawiły, że ich przewaga topniała w błyskawicznym tempie. Ostatecznie – drużynie Mateusza Woźniaka udało się po chwili dokończyć zadanie, a to oznaczało, że pierwsza porażka MPS-u w obecnej edycji stała się faktem. Ostatnia odsłona zdawała się układać idealnie dla MPS-u, który objął prowadzenie 12-7. Mimo to – w dalszej części Tufi Team zdołało po dwóch blokach Łukasza Arciszewskiego objąć prowadzenie 19-18, ale koniec końców – kilka ostatnich oczek w meczu zdobyli gracze MPS, a to oznaczało, że w meczu doszło do podziału punktów.

ZCP Volley Gdańsk – Merkury 1-2 (21-19; 23-25; 19-21)

Cóż – już kilka dni przed meczem było wiadomo, że w meczu będzie aż kipiało od emocji. Nie spodziewaliśmy się jednak, że mecz będzie miał aż taką temperaturę i prawdę powiedziawszy – wolelibyśmy, żeby było inaczej – nieco spokojniej. Rozumiemy stawkę spotkania, rozumiemy nerwy czy wkurw na decyzje sędziowskie, ale jest jednak cienka granica, której przekraczać się nie powinno, a niestety – została ona przez ZCP przekroczona i to drastycznie. Zanim jednak do tego doszło, byliśmy świadkami świetnej oraz jakościowej gry obu drużyn. Pierwszego seta lepiej rozpoczęli gracze Merkurego, którzy po jednym z ataków Mateusza Behrendta prowadzili 12-7 i zdawali się być na najlepszej drodze do wygranej partii. Nieco inny plan mieli ‘żółto-czarni’, którzy po chwili zdołali doprowadzić do wyrównania po 13, a następnie pójść za ciosem i cieszyć się z wygranej seta. O drugiej odsłonie rywalizacji można byłoby pisać i opowiadać godzinami. Podobnie jak w pierwszym secie i tu lepiej rozpoczęli gracze Piotra Peplińskiego (9-5). Identycznie wyglądała również dalsza część partii, gdzie ZCP zdołało doprowadzić do wyrównania, a następnie – do samego końca obie drużyny rywalizowały ‘punkt za punkt’. W końcówce – po jednej z decyzji sędziego prowadzącego zawody, rozpoczęło się prawdziwe ‘piekiełko’. W skrócie – gracze ZCP czuli się bardzo pokrzywdzeni, a nawet okradzeni z drugiego punktu w meczu. To sprawiło, że tuż przed oraz na początku trzeciego seta posypały się czerwone kartki, które przyczyniły się do tego, że Merkury rozpoczął partię od prowadzenia 2-0. W dalszej części seta, kiedy ZCP wciąż nie mogło przetrawić tego, co się wydarzyło – Merkury na spokoju doprowadził do prowadzenia 8-2. Mimo wysokiej zaliczki – w dalszej części ZCP zdołało doprowadzić do wyrównania (18-18), ale finalnie – spotkanie wygrała ekipa Piotra Peplińskiego.

One comment

Join the Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.