Matchday #25

Ostatni dzień rozgrywek był nie lada gratką dla fanów amatorskiej siatkówki. Mistrzem Siatkarskiej Ligi Trójmiasta po raz trzeci z rzędu została drużyna Volley Gdańsk, która wygrała w decydującym meczu z Omidą 2-1. Ponadto, miejsce w swoich ligach zdołały obronić ekipy Speednet oraz Mental Block. Zapraszamy na podsumowanie ostatniego dnia meczowego!

Port Gdańsk – Wirtualna Polska 3-0 (21-14; 21-14; 21-15)

Nie ukrywamy, że byliśmy zaskoczeni, gdy dowiedzieliśmy się, że na najważniejszy dzień w historii Portu Gdańskiego w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta ekipa ‘Granatowych’ zdoła uzbierać zaledwie pięciu graczy. Z drugiej strony wiedzieliśmy też, że taka sytuacja w przypadku ‘Portowców’ nie jest żadną nowością i co najmniej kilka razy się już z nią spotkaliśmy. Jeśli chodzi o ich przeciwników – Wirtualną Polskę to również nie obyło się bez absencji. W ich szeregach zabrakło etatowego rozgrywającego – Bogusława Tybusia. Dla graczy Arkadiusza Sojko spotkanie przeciwko WP było szalenie istotne. Aby móc rywalizować w barażu o prawo gry w drugiej lidze, musieli rozprawić się z Wirtualną Polską. Początek meczu wskazywał jednak, że zamiast wielkiej szansy będziemy mieli do czynienia z wielkim rozczarowaniem. Gracze Wirtualnej Polski zaczęli mecz od wyniku 4-0. Po chwili, dzięki Arkadiuszowi Sojko i Piotrowi Bajowi, Port zdołał doprowadzić do wyrównania 7-7, by po chwili wyjść na prowadzenie 15-10, a z czasem wygrać partię do 14. Jakby tego było mało – w drugiej części seta kontuzję stawu skokowego odniósł jeden z liderów Wirtualnej Polski – Paweł Żmijewski, co sprawiło, że obie drużyny od tego momentu rywalizowały w pięciu graczy. Pierwszy set sprawił, że od meczu barażowego ‘Portowców’ dzielił już tylko jeden wygrany set. Sztuka ta ‘Granatowym’ udała się w drugiej partii, kiedy to powtórzyli wynik z pierwszego seta. Trzeci był już tylko formalnością. Tego również wygrali gracze z doków i mogli przygotowywać się do kolejnego spotkania.

Trójmiejska Strefa Szkód – Epo-Project 1-2 (21-19; 12-21; 15-21)

Mecz pomiędzy Trójmiejską Strefą Szkód a Epo-Project miał wyłonić trzecią siłę obecnego sezonu. Aby zmagania skończyć na podium, Trójmiejska Strefa Szkód musiała zdobyć zaledwie jeden punkt. Wszystko za sprawą piorunującej końcówki sezonu, w którym co chwilę golili kolejnych rywali. Epo-Project z kolei, aby wygrać ligę, musiał wygrać spotkanie w stosunku 3-0. Zadanie to od początku wydawało się bardzo wymagające. Niestety dla graczy z Żukowa, pod koniec sezonu zawodnicy Przemysława Walczaka, mając wygrane spotkanie, podzielili się punktami ze Strażakami, co sprawiło, że wygrana przeciwko TSSowi 2-1 nic im nie dawała. Początek meczu pokazał, że dla drużyny Patryka Pleszkuna będzie to szalenie ważny set. Już na początku, dzięki dobrej grze, ale również dzięki sporej liczbie błędów własnych Epo, ‘Niebiescy’ zdołali wyjść na czteropunktowe prowadzenie. Mimo to, z czasem ‘Zieloni’ doprowadzili do wyrównania po 14, co sprawiało, że końcówka partii zapowiadała się wyśmienicie. W niej TSS zdołał wyjść na dwupunktowe prowadzenie, które mimo pewnej nerwówki zdołali obronić i wygrać seta, a co za tym idzie zagwarantować sobie brązowe medale. Pierwszy set sprawił, że drugą i trzecią partię drużyny mogły dograć for fun, bowiem obojętnie jaki by nie padł wynik to nie zmieniłoby to w żaden sposób sytuacji obu ekip. Ostatecznie, kolejne dwie partie padły łupem ‘Zielonych’, którzy kończą sezon na czwartym miejscu w tabeli. Mimo to, w trakcie sezonu bez wątpienia podnosili poziom ligi, a ich mecze były zazwyczaj bardzo ciekawe. Gdyby nie częste wahania formy, prawdopodobieństwo zakończenia sezonu na podium byłoby zdecydowanie większe. A ‘Trójmiejscy?’ Wydaje nam się, że może być już tylko lepiej. Trzecie miejsce w lidze sprawi, że w kolejnych sezonach drużyna może powalczyć nawet o wygraną. Uważamy, że mają ku temu naprawdę solidne argumenty.

Speednet – Team Spontan 2-1 (9-21; 21-6; 21-12)

W przedmeczowej zapowiedzi Redakcja uznała, że to Speednet będzie faworytem spotkania. Odmienne zdanie na ten temat miał nasz ekspert – Maciej Kot, który jest graczem Team Spontan. Maciej w zapowiedzi postawił na swoją drużynę, co wywołało pewne poruszenie w komentarzach na Facebooku. My jednak jak najbardziej rozumiemy taką postawę. Bardziej dziwne byłoby, gdyby gracz danej drużyny postawił na przeciwników – awantura murowana. Jeśli chodzi o sam mecz to nie ukrywaliśmy zdziwienia kiedy zobaczyliśmy, że drużyna Team Spontan grzeje się od kilkunastu minut, a Speednet wszedł na halę, kiedy trwała już rozgrzewka na siatce. To, dość wyraźnie odbiło się na ich postawie w trakcie pierwszego seta, w którym to, umówmy się i nie owijajmy w bawełnę – ‘Programiści’ nie istnieli. Co ciekawe, ich przeciwników wspierał nawet Prezes Speednetu – Piotr Grodzki, który stwierdził najwyraźniej, że jeśli nie skutkuje metoda marchewki to może poskutkuje metoda kija. Nic bardziej mylnego. Team Spontan w pierwszej odsłonie był niczym Robert de Niro przy Sebastianie Fabijańskim. Jak Adam Małysz przy Klemensie Murańce. Wreszcie jak Paryż przy Paradyżu. To była różnica, którą dało się odczuć. Pierwszy set zakończył się miazgą ‘Programistów’ 21-9. Jeśli ktoś z czytelników jest zbyt wrażliwy, niech przestanie czytać właśnie teraz. To, co wydarzyło się w kolejnych odsłonach po takim wyniku w pierwszym secie sprawia, że z logiki zrobiono (wiecie kogo). Pierwszy set rozwścieczył ‘Różowych’, którzy wygrali kolejną partię do… sześciu. Różnica w przyjęciu, we wszystkich elementach była aż nadto widoczna. ‘Programiści’ pokazali w tej partii, że drzemie w nich spory potencjał, który nie zawsze udaje im się pokazać. Trzeci set miał zadecydować o tym, która z ekip zagra w przyszłym sezonie w elicie. Mimo, że początek partii wskazywał na to, że będzie ona wyrównana, Speednet zdołał włączyć drugi bieg i odjechać przeciwnikom, by ostatecznie wygrać seta do 12, a cały mecz 2-1. Mimo kiepskiego sezonu zakończenie jest happy-endem. W przyszłym sezonie jednak gra ‘Różowych’ musi wyglądać inaczej.

Mental Block – Port Gdańsk 2-1 (21-18; 21-18; 16-21)

O tym, z którą drużyną przyjdzie rywalizować drużynie Mental Block, ‘Niebiescy’ dowiedzieli się dopiero na kilka minut przed rozpoczęciem spotkania. Po poniedziałkowych wynikach w trzeciej lidze było wiadomo, że będzie to albo Port Gdańsk albo Chilli Amigos. Ostatecznie, po pokonaniu ‘Wirtualnych’ 3-0, do spotkania barażowego przystąpili gracze Portu Gdańskiego. Tak jak wspominaliśmy przy okazji relacji z meczu z Wirtualną Polską, był to dla ‘Portowców’ najważniejszy dzień od pierwszego sezonu. Tym bardziej może dziwić fakt, że wystąpiło u nich zaledwie pięciu graczy. Jako Redakcja uważamy, że gracze Arkadiusza Sojko padli trochę ofiarą braku zapoznania się z regulaminem, który stanowi o tym, że można dopisywać graczy tylko do dziewiątej kolejki. Ostatecznie, w trakcie sezonu w ich szeregach swoje umiejętności zaprezentowało tylko ośmiu graczy. Tak wąska kadra niesie za sobą pewne zagrożenia, które uwypukliły się właśnie w meczu z Mental Block. Na parkiecie ewidentnie brakowało szóstego gracza, bo drugoligowcy dość skutecznie celowali piłki w wolne strefy. Początek spotkania należał do ‘Niebieskich’, którzy szybko wyszli na prowadzenie 8-4. Z czasem gra się wyrównała, ale nie odwróciło to losów seta. W pierwszej partii zwyciężyła drużyna Mental Block 21-18. Drugą partię zdecydowanie lepiej zaczęli ‘Portowcy’, którzy w pewnym momencie prowadzili już 10-5. W tym momencie wydawało się, że o tym, która z drużyn zagra w przyszłym sezonie w drugiej lidze, zadecyduje ostatnia partia. Ostatecznie Mental Block zdołał, mówiąc kolokwialnie, ogarnąć się i dogonić rywala, by na końcu wygrać 21-18 i cieszyć się z utrzymania. Trzecia partia była już gierką sparingową. W niej lepsi okazali się gracze Arkadiusza Sojko. Mimo to, nie zdołało to zepsuć nastrojów ‘Mentalistów’, którzy znając ich zgranie pozaboiskowe postanowią sobie uczcić to zwycięstwo. Na koniec warto podkreślić fantastyczną postawę obu drużyn od początku do końca spotkania. Duch rywalizacji fair-play po obu stronach siatki był aż nadto widoczny.

Volley Gdańsk – Omida Team 2-1 (21-17; 18-21; 21-18)

Sezon Wiosna’20 potoczył się w ten sposób, że o tym, która z ekip wygra pierwszą ligę zadecydować miał ostatni mecz pomiędzy Volley Gdańsk a Omida Team. Na to spotkanie nie trzeba było mobilizować żadnego z graczy obu drużyn. Mimo to uważamy, że zawodnikiem, który miał bodajże największe ciśnienie na to, by wygrać spotkanie był libero drużyny Omida Team – Sebastian Miąsko. Niestety, w przeddzień meczu zawodnik, który od kilkunastu miesięcy był graczem Volley Gdańsk doznał potwornej kontuzji i nie mógł pomóc Omidzie w pokonaniu swoich kolegów z Volley. Mimo to, Sebastiana oraz drugiego nieobecnego podstawowego gracza Omidy – środkowego Łukasza Karbowniczka, który dochodzi do siebie po zabiegu, nie zabrakło we wtorkowy wieczór. Omida postanowiła uhonorować graczy, którzy w obecnym sezonie byli ważnymi ogniwami drużyny w sposób, który sprawia, że z jednej strony można się było uśmiechnąć, a z drugiej, że do oczu napływały łzy wzruszenia.  Przy graczach Omidy w trakcie meczu stała ramka ze zdjęciami obu zawodników, którzy duchem byli w hali treningowej. Jeśli chodzi o samo spotkanie to było ono widowiskiem godnym meczu finałowego. W pierwszym secie Volley zdołał odjechać od przeciwników w momencie, kiedy na tablicy widniał wynik 15-14 dla ‘Żółto-czerwonych’. Finalnie, partia ta zakończyła się wynikiem 21-17. Drugi set ułożył się doskonale dla wszystkich tych, którzy chcieli otrzymać prawdziwą eksplozję sportowych emocji w ostatnim secie. W tej partii lepszą drużyną okazała się ekipa ‘Logistyków’, która wygrała seta do 18. Taki scenariusz oznaczał, że o tym, która drużyna sięgnie po mistrzostwo pierwszej ligi zadecyduje trzeci set. Partia ta zaczęła się lepiej dla Omidy, która wyszła na prowadzenie 3-0 a następnie 6-3. Z czasem Volley zdołało wyrównać i przez długi czas mieliśmy wymianę punkt za punkt. Uważamy, że kluczowym czynnikiem, który zadecydował o tym, że to Volley Gdańsk wygrał tę partie był fakt, że w drugiej części trzeciego seta ‘Żółto-czarni’ zdołali trzykrotnie zablokować swoich rywali. Ponadto, Omida miała w końcówce pewne problemy z przyjęciem i ostatecznie Volley wygrało tę partię do 18, a trzeci mistrzowski tytuł z rzędu stał się faktem. Po spotkaniu ‘Żółto-czarni’ byli w prawdziwej ekstazie, a zwycięstwo sprawiło, że ciuchy graczy przesączone były szampanem, którym zawodnicy raczyli się jeszcze długo po zakończeniu spotkania. Parafrazując słowa piosenki Liroya – ‘Scyzoryk’ można rzec, że to już jest finisz, finisz i kropka. Koniec z tym piepr*eniem to ostatnia zwrotka. Czas powiedzieć prawdę, powiedzieć jak jest – Volley Gdańsk – trzykrotnym mistrzem ligi jest.

Panowie, Gratulujemy!

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.