MATCHDAY #20

Za nami poniedziałkowa seria gier, w której doszło do dziewięciu pojedynków. W poniedziałek, pierwszą porażkę w lidze zanotowała drużyna Tufi Team. To z kolei sprawia, że w całej 38 – drużynowej stawce zostały już tylko dwie drużyny, które jeszcze nie przegrały. Bardzo ciekawie było również w drugoligowym starciu, w którym Zmieszani ograli Oliwę Team. Zapraszamy na podsumowanie!

Zmieszani – Oliwa Team 2-1 (21-11; 27-25; 19-21)

Czy było to najciekawsze spotkanie w poniedziałkowej serii gier? Cóż, konkurencja była naprawdę niezła, ale to co działo się na boisku numer 2 – było chyba nie do pobicia. Wielkie lanie, wyrówna gra zwieńczona długą walką na przewagi, kontrowersje sędziowskie, konkretny twist czy dramat jednego z graczy. Oj, w tym meczu było niemal wszystko. Początek spotkania rozpoczął się jednak w taki sposób, że z niedowierzania przecieraliśmy oczy. No bo powiedzmy sobie szczerze. Ok, wiedzieliśmy że Zmieszanych stać na to, by pokusić się z Oliwą o punkty. Mimo to, to gracze Tomasza Kowalewskiego byli w naszych oczach faworytem. Tymczasem drużynie z ‘serca Gdańska’ w pierwszej odsłonie kompletnie nie szło. Ich rywalom? Wręcz odwrotnie. Zmieszani w pierwszej partii zagrali świetnie i ‘zmietli z planszy’ swoich rywali. Wiedzieliśmy, że drugi taki set – nie ma prawa się powtórzyć. Od początku liczyliśmy na wyrównane spotkanie, ale co tu dużo mówić – Oliwa się w pierwszym secie zdrzemnęła. Na ich zdecydowanie lepszą postawę przyszło nam poczekać do drugiej odsłony. Mimo, że początek mieli niemrawy i po chwili, Zmieszani prowadzili 8-4, to po chwili, udało im się doprowadzić do wyrównania po 11. W dalszej części seta, sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Raz dwupunktowe prowadzenie obejmowali Zmieszani, raz z kolei Oliwa. W końcówce seta, groźnie wyglądającej kontuzji nabawił się atakujący Oliwy – Jakub Klimczak. Kontuzja była na tyle poważna, że wyeliminowała go z gry do końca meczu. Mimo podciętych skrzydeł, Oliwa zdołała stawiać opór swoim rywalom. W taki o to sposób dobrnęliśmy do stanu po 20. Od tego momentu, do końca seta trwała walka ‘łeb w łeb’, która zakończyła się happy-endem dla Zmieszanych. Szale zwycięstwa dla Zmieszanych w końcowych dwóch akcjach przechylili Krzysztof Lewandowski oraz Marcin Gorlikowski. Ostatnia odsłona rozpoczęła się od prowadzenia Oliwy 5-1. Z czasem, Zmieszani doprowadzili jednak do stanu 9-9 i wydawało się, że po chwili pójdą za ciosem po komplet punktów. Ostatecznie – w końcówce to Oliwa, po dwóch atakach Macieja Tyryłło sięgnęła po wygrana w tej partii. Podsumowując – oby więcej takich meczów! No, byleby bez kontuzji.

Swooshers – Bayer Gdańsk 0-3 (3-21; 9-21; 8-21)

W zapowiedziach przedmeczowych pisaliśmy, że ekipa ‘Aptekarzy’ stanie w poniedziałkowy wieczór przed olbrzymią szansą na zdobycie sześciu punktów. Jako, że drużyna Mateusza Grudnia została w ostatnim czasie wybrana drużyną tygodnia, wobec nich wzrastają również pewne wymagania. Powiedzmy sobie wprost – jakakolwiek strata punktowa w poniedziałkowy wieczór – zostałaby przez nas uznana jako spory zawód. Tak się bowiem składa, że ‘Aptekarze’ rywalizowali w poniedziałek z czternastą oraz trzynastą siłą trzeciej ligi. Na ‘pierwszy ogień’ poszła ekipa Swooshers. Co ciekawe – kilka minut przed rozpoczęciem meczu można się było zastanawiać, czy mecz się w ogóle odbędzie. Wszystko za sprawą tego, że przez długi moment, na rozgrzewce przedmeczowej był zaledwie jeden zawodnik drużyny z Nike Poland. Ostatecznie kilku graczy po chwili dołączyło i po kilkunastu minutach wybrzmiał pierwszy gwizdek sędziego prowadzącego zawody. Spotkanie rozpoczęło się od serii asów serwisowych rozgrywającego Bayer Gdańsk (8-0). Po chwili Swooshersi zdobyli swój pierwszy punkt w secie, których łącznie w tej partii – uciułali zaledwie trzy. Zdecydowanie lepiej, gracze w biało-czarnych barwach prezentowali się w drugiej i trzeciej odsłonie. Niestety – nie było aż tak dobrze jak miało to miejsce w poprzednim spotkaniu obu drużyn, do którego doszło na wiosnę, ale fragmentami – Swooshersi potrafili wymienić kilka piłek ze swoimi rywalami. Ostatecznie, Bayer wygrał drugą partię do 9 a trzecia do 8 i zgodnie z oczekiwaniami – sięgnął po komplet punktów w pierwszym meczu. Z perspektywy Redakcji czy kibiców – mecz nie mógł się jednak podobać. Powiedzmy sobie szczerze – graczy Nike Poland stać na dużo lepszą grę.

Tufi Team – ACTIVNI Gdańsk 3-0 (21-15; 21-14; 21-14)

W poniedziałkowy wieczór, drużyna Tufi Team miała wykorzystać kilka wpadek, które zanotowały w ostatnim czasie drużyny, które podobnie jak Tufi walczą o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Celem na poniedziałkowe mecze był komplet – sześciu punktów. O ile w przypadku konfrontacji z Dzikami, zadanie te od samego początku wydawało się wymagające, tak trzy punkty w meczu z ACTIVNYMI – były obowiązkiem. Jakkolwiek brutalnie nie zabrzmi to dla drużyny, ale póki co, ekipa Artura Kurkowskiego nie wygrała w drugiej lidze i ma tyle samo punktów co ostatnia drużyna w tabeli. Jakby tego było mało, ACTIVNI w meczu, a raczej przed jego rozpoczęciem – postanowili zbytnio nie utrudniać założonego celu rywalom. W skrócie – chodzi o to, że beniaminek drugiej ligi zaprezentował totalny miszmasz jeśli chodzi o obsadę poszczególnych pozycji. To wynikało z kolei z faktu, że na mecz spóźniło się trzech graczy. Co ciekawe – mimo eksperymentalnego zestawienia, ACTIVNI Gdańsk zdobyli w pierwszym secie największą liczbę punktów ze wszystkich partii. Nadmienimy tylko, że w drugiej oraz trzeciej odsłonie, grali oni już ze spóźnialskimi. Co do samego meczu – cóż, nie ma się co za specjalnie rozwodzić. O tym, że to Tufi Team wygrało spotkanie zadecydowała jakość, której gracze Mateusza Woźniaka mają najzwyczajniej w świecie więcej. Z drugiej strony, nie było też tak, że na grę ACTIVNYCH nie dało się patrzeć. Mimo porażki z renomowanym rywalem, ACTIVNI zaprezentowali się godnie, a punkty? Cóż – tych trzeba będzie poszukać w kolejnych spotkaniach.

Swooshers – Craftvena 0-3 (5-21; 8-21; 12-21)

Z czego zapamiętamy ten mecz? Z bezprecedensowej sytuacji, w której obie drużyny…zrezygnowały z rozgrzewki przedmeczowej. Stało się tak dlatego, ponieważ wcześniej – na boisku numer dwa przeciągnął się drugoligowy mecz, w którym Zmieszani podejmowali Oliwę Team. Jako, że Swooshersom się spieszyło, zaproponowali przed meczem Craftvenie, aby pominąć rozgrzewkę i rozpocząć spotkanie. Ci, biorąc pod uwagę fakt, że poradziliby sobie w 999 przypadkach na 1000 rozegranych spotkań ze Swooshersami – się zgodzili. Początek meczu to wysokie prowadzenie Craftveny, która objęła prowadzenie 9-1. Z czasem Swooshers dorzucili do swojego konta kilka punktów. Jeden z nich był autorstwem debiutującej w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta – Marii Świderskiej. Kilka punktów zdobytych przez drużynę Nike Poland nie zachwiało rzecz jasna układem sił. Po chwili Craftvena przyspieszyła i ostatecznie wygrała seta do 5. Druga odsłona rywalizacji to już nieco lepsza postawa ‘biało-czarnych’. Wynik tej partii to 21-8, choć trzeba uczciwie przyznać, że większość punktów Swooshers – wynikało z błędów rywali. Ostatnia odsłona była tą, po której mogliśmy śmiało stwierdzić, że Nike Poland się rozkręca. Mniej więcej w połowie tej partii, Craftvena prowadziła ‘zaledwie’ 12-9. Niestety dla widowiska – dalsza część seta to dominacja ‘Rzemieślników’, którzy ostatecznie wygrali do 12, a cały mecz 3-0.

Tufi Team – Dziki Wejherowo 1-2 (21-16; 14-21; 17-21)

Po stosunkowo gładkim zwycięstwie, odniesionym nad drużyną ACTIVNYCH Gdańsk – drużyna Tufi Team, stanęła po 20 do swojego drugiego spotkania w poniedziałkowy wieczór. Tym razem rywal był zdecydowanie mocniejszy. Dziki Wejherowo, bo o nich mowa w obecnej kampanii dały się we znaki pozostałym dwóm drużynom, które podobnie jak Tufi – powalczą o awans (Szach-Mat oraz AIP). W zapowiedzi przedmeczowej, Redakcja oraz Eksperci wskazywali, że to Tufi Team wygra spotkanie. Początek meczu zdawał się potwierdzać te przypuszczenia. Dziki na początku spotkania popełniały sporo niewymuszonych błędów co w połączeniu z niezłą grą Tufi sprawiło, że na tablicy wyników było 10-4 dla drużyny Mateusza Woźniaka. Z czasem przewaga ex-pierwszoligowca nieco stopniała, ale i tak – Tufi Team miało seta pod kontrolą (14-10). Mimo, że w dalszej części seta, gracze z Wejherowa próbowali odmienić losy tej partii to ostatecznie zakończyło się na wygranej ich rywali (21-16). Nieudany pierwszy set nie zniechęcił jednak graczy w niebieskich trykotach, którzy wyciągnęli wnioski i nie przespali już początku drugiej partii. Ba, to właśnie oni, po ataku Dawida Woźnego – objęli na początku prowadzenie (8-5). Po chwili i ataku z prawego skrzydła – Piotra Adamczyka, Tufi Team zniwelowało stratę do zaledwie jednego punktu (10-9). Niestety dla nich – od tego momentu na parkiecie rządzili gracze w niebieskich trykotach, którzy zdobyli do końca 11 punktów przy 5 oczkach swoich rywali. We wspomnianym fragmencie – Dziki przytrzymały swoich rywali blokiem przez co, ‘Tuffiki’ mieli potężne problemy z wykończeniem akcji. Ostateczny wynik seta to 21-14. Ostatnia – decydująca o wygranej meczu odsłona rozpoczęła się od prowadzenia Tufi Team. Po skutecznej zagrywce Piotra Adamczyka, ex-pierwszoligowiec objął prowadzenie 10-7. Trzypunktowa przewaga została po chwili błyskawicznie roztrwoniona. Po kilku atakach Adama Śliwińskiego, to Dziki wysunęły się na prowadzenie 13-12, a następnie zrobili dokładnie to samo co w drugim secie. Mówiąc w skrócie – Dziki widząc słaniających się na nogach rywali – po prostu posłali ich na deski (18-13). Pięciopunktowa przewaga na tym etapie seta oznaczało jedno – to gracze z Wejherowa cieszyli się po chwili z wygranej meczu. Satysfakcja może być tym większa, że do tej pory, ich rywale nie przegrali w drugiej lidze ani razu. Oj, mogą żałować Dziki pogubionych punktów z początku sezonu.

Speednet 2 – Bayer Gdańsk 0-3 (20-22; 19-21; 16-21)

Po wypełnieniu obowiązku – jakim było zdobycie kompletu oczek w meczu ze Swooshersami, gracze Bayer Gdańsk przystąpili do swojego drugiego spotkania w poniedziałkowy wieczór. Rywalem ‘Aptekarzy’ po godzinie 20:00 była ekipa Speednetu, która jest im dobrze znana – nie tylko z rozgrywek Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Tak się bowiem składa, że obie ekipy miały okazję sprawdzić się w dwóch turniejach charytatywnych, które były rozegrane, kiedy w SL3 dobiegał końca sezon Wiosna’22. Podsumowując – Speednet 2, chciał w poniedziałkowy wieczór utrzeć nosa swoim przeciwnikom i pokusić się o wygraną. Skoro można to zrobić na turnieju, to czemu w SL3 nie? Pierwsza odsłona to bardzo wyrównana gra obu drużyn od samego początku. Mimo, że w związku z problemami w przyjęciu Speednetu, Bayer objął prowadzenie w końcówce 18-16, to jednak po chwili – to ‘Programiści’ mieli piłkę setową (20-19). Niestety mając ‘piłkę w górze’, jeden z ‘Programistów’ zaatakował w taśmę a następnie poprawił kolejnym błędem. Mimo, że wygrana partii była na wyciągnięcie ręki – Speednet musiał pogodzić się z tym, że to rywale cieszyli się z wygranej seta. Przed kolejną dużą szansą, ‘Programiści’ stanęli w drugim secie. Niestety dla nich, tym razem zabrakło im nieco sił i od stanu 16-16, to rywale zachowali więcej zimnej krwi. Dwie przegrane partię, nie zniechęciły graczy w różowych trykotach, którzy podjęli trzecią próbę. Na początku ostatniego seta, prowadzili oni 4-0, ale po chwili uaktywniły się dobrze znane ‘demony’ Speednetu, które sprawiły, że Bayer nie miał problemów z tym, by po chwili objąć prowadzenie i wygrać tę partię. Cóż – Bayer mimo, że nie zagrał wybitnego spotkania – swój cel zrealizował. Jeśli chodzi o ‘Programistów’ to fajnie sytuację podsumowała w ostatnim wywiadzie rozgrywająca drużyny – Ewelina Dąbrowska. Jak mogliśmy się w nim dowiedzieć, motto tej drużyny to ‘ten mecz był do wygrania’. Cóż, jesteśmy niemal przekonani, że wspomniane słowa zostały wczoraj odmienione przez wszystkie przypadki.

MPS Volley – Merkury 1-2 (16-21; 14-21; 21-18)

W zapowiedzi przedmeczowej napisaliśmy, że MPS Volley tylko raz w historii występów w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta przegrał nie zdobywając przy tym punktu. Tak się składa, że wówczas tym rywalem była ekipa Merkurego. Biorąc pod uwagę fakt, że obecny mistrz SL3 przystępował do spotkania ze sportową złością spowodowaną porażką ze Speednetem – uznaliśmy, że w poniedziałkowy wieczór sięgną po pełną pulę. Pierwszy set rywalizacji zdawał się potwierdzać nasze przypuszczenia. Gracze Piotra Peplińskiego w perspektywie całego seta grali szybciej, mądrzej, precyzyjniej oraz skuteczniej. Multimedaliści Siatkarskiej Ligi Trójmiasta, po wyrównanym początku  rywalizacji (10-10) objęli prowadzenie po bloku grającego na przyjęciu Adama Miotka (14-12). Dwupunktowa zaliczka została po chwili zdublowana i Merkury mógł się cieszyć z wygranej pierwszego seta. Druga odsłona rozpoczęła się tak jak zakończyła pierwsza – od lepszej gry Merkurego (5-0). Kto wie jaki wpływ na taki obraz tej partii miała kontuzja atakującego MPS-u Volley, do której doszło w końcówce pierwszej partii. W dalszej części seta, Merkury trzymał swoich rywali na dystans mniej więcej pięciu oczek i po chwili wygrał seta do 14. Ostatni set rywalizacji przypomniał nam nieco spotkanie MPS-u z CTO Volley. Wówczas gracze Jakuba Nowaka również nie pokazali się z najlepszej strony w pierwszym i drugim secie. Mimo to pokazali charakter oraz nieustępliwość, dzięki czemu ‘wyszarpali’ jeden punkt w meczu. O tym, że to Miłośnicy Piłki Siatkowej sięgnęli po ostatni punkt w meczu, zadecydowała końcówka (17-17), w której to właśnie oni zachowali więcej zimnej krwi.

Speednet – ZCP Volley Gdańsk 2-1 (21-17; 16-21; 21-14)

Powiedzmy to sobie szczerze. Rywalizacja pomiędzy Speednetem a ZCP Volley Gdańsk zapowiadała się wybornie. Naprzeciw siebie stanęły bowiem drużyny, które w obecnym sezonie zajmują odpowiednio trzecie oraz czwarte miejsce. Dodatkowo mowa o drużynach, o których coraz głośniej mówi się w kontekście przełamania hegemonii Merkurego. Dla obu ekip było to szalenie istotne spotkanie, które może mieć kluczowe znaczenie w kontekście potencjalnego podium rozgrywek. W naszych oczach – nieznacznym faworytem spotkania była ekipa Speednetu, która przystępowała do meczu po imponującym zwycięstwie z mistrzem SL3. Początek rywalizacji to jednoczesne potwierdzenie wysokiej formy ‘Różowych’.  W połowie seta, po ataku z lewego skrzydła Andrzeja Masiaka, Speednet objął prowadzenie 13-9. Od tego momentu, aż do końca partii to właśnie gracze Marka Ogonowskiego kontrolowali przebieg gry i po chwili cieszyli się ze zwycięstwa seta do 17. Jeśli ktoś myślał, że dalsza część meczu również będzie bez historii to się mylił. Ok, co do trzeciego seta nie, ale do tego przejdziemy. Druga odsłona zaprowadziła nas do stanu 8-8. Mniej więcej w tym momencie, ‘Programistom’ zaczęło szwankować przyjęcie, a w konsekwencji problem z wykończeniem akcji. Efekt? Prowadzenie ZCP 13-9. W tym miejscu warto postawić na chwilę kropkę. To właśnie w tym momencie miała miejsce jedna z najlepszych akcji obecnego sezonu. To co wyprawiały obie drużyny w obronie sprawiało, że ręce same składały się do oklasków. Do kapitalnej wymiany doszło w kluczowym momencie. Jeśli to Speednet zdobyłby wówczas punkt to kto wie jak potoczyłyby się losy tej partii. Fakty są jednak takie, że ZCP po chwili zdobyło kilka oczek i wygrało seta do 16. Decydujący o zwycięstwie set nie układał się po myśli drużyny Przemka Wawera. Od samego początku ‘żółto-czarni’ popełniali w tej partii sporo błędów, które sprawiły, że Speednet objął prowadzenie 9-3. W dalszej części seta, gracze Marka Ogonowskiego dorzucili kilka oczek i nie mieli większych problemów z tym by wygrać tę partię do 14.

BL Volley – Craftvena 2-1 (21-14; 18-21; 21-16)

Ex-drugoligowiec – drużyna BL Volley przystępowała do spotkania jako murowany faworyt. Dotychczasowy bilans ‘Tygrysów’ w trzeciej lidze to pięć zwycięstw oraz jedna porażka. O ile na początku sezonu, drużyna Wojciecha Strychalskiego nie przekonywała, tak w ostatnim meczu, w którym ’Tygrysy’ ograli ‘Portowców’ za komplet punktów pokazali się z niezłej strony. To pozwalało z kolei sądzić, że w konfrontacji z mającą swoje problemy Craftveną, BL Volley pokusi się o komplet oczek. Pierwszy set rywalizacji zdawał się to potwierdzać. Bez Lipy dość szybko wypracowali sobie przewagę. Po jednym z ataków Michała Konopki było 12-7 dla ‘Tygrysów’. Trzeba uczciwie zaznaczyć, że był to nieciekawy fragment ‘Rzemieślników’, w którym popełniali oni sporo błędów a tym samym – oddawali punkty rywalom. Dalsza część seta to problemy z przyjęciem Craftveny i pewna wygrana BL 21-14. Druga odsłona wyglądała już zupełnie inaczej. Środkową partię lepiej rozpoczęli gracze w biało-pomarańczowych barwach (10-5). Mimo wysokiego prowadzenia, drużyna BL Volley nie potrafiła postawić kropki nad ‘i’. Po chwili dla odmiany – to oni zaczęli popełniać masowo błędy co w konsekwencji sprawiło, że Craftvena doprowadziła do wyrównania po 14. Dalsza część seta to dobra dyspozycja graczy w czarnych trykotach, którzy finalnie wygrali tę partię do 18. Patrząc na to co wydarzyło się w ostatnim secie nie sposób uniknąć analogii do spotkania BL z Wolves Volley. Przypomnijmy, że tam również BL było uznane za faworyta, który sięgnie po komplet punktów. Tam również gładko wygrali pierwszego seta oraz po  w miarę wyrównanej walce – przegrali drugiego. Podobnie jak tam, we wczorajszym spotkaniu również BL szybko wypracował sobie dużą przewagę w trzecim secie i bez większych problemów – wygrał tę partię. Na koniec mini pro-tip dla BL Volley. Przypominamy, że mecz trwa trzy sety. Chcąc awansować do drugiej ligi – należy jak najszybciej wprowadzić tę zasadę.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.