W poniedziałkowy wieczór nastąpiło przełamanie trzech z czterech drużyn, które przed poniedziałkową serią gier – nie miały na swoim koncie ani jednego zwycięstwa w sezonie Jesień’23. Swoje pierwsze mecze w lidze wygrali Zmieszani, TGD oraz trzecioligowa Drużyna A. Dodatkowo – w jedynym meczu pierwszoligowym, Speednet okazał się mocniejszy od AIP. Zapraszamy na podsumowanie!
Zmieszani – Team Spontan 3-0 (21-13; 24-22; 21-17)
Mecz o godzinie 19:00 na boisku numer trzy był doskonałą okazją do przełamania dla obu drużyn. Wszystko za sprawą faktu, że w obecnym sezonie obie drużyny prezentują dużo słabszy poziom niż ten, do którego przyzwyczaiły nas w przeszłości. Mimo tego – jako nieznacznego faworyta spotkania wskazaliśmy drużynę ‘Spontanicznych’, którzy w obecnej edycji potrafili błysnąć i w konsekwencji ograć ex-pierwszoligowca – Hydrę Volleyball Team. Pamiętając tamto spotkanie nie sposób nie pokusić się o dość upiorne porównanie, że ciężko chory pacjent, na dzień przed śmiercią bywa najczęściej w doskonałej formie. Przenosząc to na grunt SL3, nie sposób wyzbyć się wrażenia, że mecz z Hydrą był dla Spontana czymś pozytywnym przed zaglądającą im w oczy – degradacją do trzeciej ligi. Ok – wiemy, że to nie koniec sezonu, ale porażka w arcyważnym spotkaniu ze Zmieszanymi zdecydowanie zagmatwała sytuację. Jeśli chodzi o samo spotkanie to rozpoczęło się ono od świetnej gry Zmieszanych, którzy imponowali w grze blokiem, przez który – Spontan nie mógł się przebić (12-6). W dalszej części seta, Zmieszani kontynuowali świetną grę i w konsekwencji wygrali partię do 13. Zdecydowanie więcej działo się w środkowej odsłonie. Kiedy na tablicy wyników było 18-12 dla Zmieszanych – wydawało się, że to koniec złudzeń Spontana o wygranej w meczu. Po tym jak w polu serwisowym pojawił się Mariusz Skierkowski – na tablicy wyników pojawił się remis po 19, po którym wydawało się, że Team Spontan pójdzie za ciosem. W końcówce dwukrotnie Tomasz Jakubowski powstrzymał blokiem Mariusza Krynickiego i z pierwszej wygranej w sezonie – cieszyli się Zmieszani. Ostatnia partia to ponownie dobra gra Zmieszanych, którzy dzięki dobremu przyjęciu – nie mieli większych problemów z wyprowadzaniem coraz to nowych ‘ciosów’. W konsekwencji – na półmetku seta prowadzili 14-8 i po chwili cieszyli się z kompletu punktów.
Oliwa Team – TGD 1-2 (21-23; 16-21; 21-17)
Mecz Oliwy z TGD jest dobitnym przykładem tego, co jest najpiękniejsze w sporcie. Mowa tu rzecz jasna o nieprzewidywalności, która sprawia, że emocji w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta nie zabraknie nigdy. Aby dobrze zobrazować nasze słowa podamy, że ponad 95% osób stawiało na to, że to Oliwa wygra mecz. Ba – zdecydowana większość uważała, że ‘Oliwiacy’ pokuszą się o komplet punktów. Osoby interesujące się Siatkarska Ligą Trójmiasta doskonale wiedzą, że o nieprzewidywalności Oliwy mówiliśmy jeszcze zanim stało się to modne. Jak wytłumaczyć bowiem to, że Oliwa spuszcza manto drużynie Old Boys, która uznawana jest powszechnie jako team, który prędzej czy później awansuje do elity, a następnie przegrywa z TGD, które jak do tej pory nie wygrało? No nie da się. Zacznijmy od początku meczu. Już chwilę po pierwszym gwizdku sędziego było wiadomo, że TGD swojego rywala się nie wystraszy. Po wyrównanej grze na tablicy wyników było po 12. Dalsza część seta to próby zbudowania sobie przewagi przez obie strony. Ilekroć jednak, któraś odskakiwała – rywal po chwili wyrównywał. W taki sposób dotarliśmy do końcówki seta, w której z pewnością – Oliwa chciała BYĆ JAK KAG. Nawiązujemy tu rzecz jasna do przyjmującego Kacpra Goszczyńskiego (i jego ksywki w socialach), który skutecznymi atakami zapewnił w końcówce punkt swojej drużynie. Czy jeden punkt nasycił ‘Drogowców’? Skądże znowu. Od początku drugiego seta, ‘Drogowcy’ zablokowali wszystkie drogi wyjazdowe z jednej z najstarszych dzielnic Gdańska. Tak – team Tomasza Kowalewskiego miał w tym fragmencie spore problemy z wykończeniem ataków i na tym polu – zdecydowanie odstawali od rywala, który zbudował sobie sporą przewagę (8-3). Dalsza część partii to próby odrabiania strat przez Oliwę, ale powiedzmy sobie to wprost. Tempo, zaangażowanie, wiara w lepszy czas była mniej więcej na poziomie muchy, która niezdarnie wpadła w obleśny brązowy lep. Precyzując – niezbyt dużo mogli i wiedzieli jak to się skończy. Hm, właśnie znaleźliśmy pierwszy pozytyw Oliwy w poniedziałkowy wieczór. Wszak dobrze wyszło im proroctwo. Skończyło się bowiem tak, że TGD po chwili cieszyło się z wygrania środkowej partii i pierwszego spotkania w sezonie. Trzeci set to zmiana oblicza meczu i wygrana Oliwy. Jak marne jest to pocieszenie? Mniej więcej takie jak radość z niskiej wagi gościa, któremu trzy lata temu amputowali nogę.
BEemka Volley – Dziki Wejherowo 3-0 (21-13; 21-19; 21-11)
Do spotkania z Dzikami Wejherowo, BEemka Volley podchodziła stosunkowo świeżo po spotkaniach, w których byli zdecydowanym faworytem, a mimo to przegrywali seta ze Zmieszanymi czy Spontanem. To nakazywało z kolei, abyśmy w zapowiedziach czy typerze – byli nieco ostrożniejsi. Naprzeciw drużyny Daniela Podgórskiego stanęła bowiem drużyna Dzików Wejherowo, która od lat – kończy zmagania w górnej połówce tabeli. Od początku spotkania nie było tego jednak widać. Obraz gry w wykonaniu Dzików przypominał raczej ich pierwsze spotkanie w sezonie Jesień’23, kiedy byli zaledwie tłem dla drużyny Old Boys. W poniedziałkowy wieczór – BEemka również zdominowała ‘Dziczyznę’ i po kilku punktach środkowego – Macieja Rzepczyńskiego, objęła prowadzenie 16-9 co było jednoznaczne z tym, że emocji w tej partii już nie uświadczymy. Środkowa odsłona była zdecydowanie najciekawszą partią w meczu. Po wyrównanym początku – jako pierwsi na znaczące prowadzenie wyszli gracze z Wejherowa, którzy prowadzili 14-11. Mimo to – po chwili stracili oni prowadzenie i do samej końcówki trwała zażarta walka ‘łeb w łeb’. W końcówce w arcyważnym momencie zagrywkę zepsuł jeden z środkowych Dzików i po chwili – BEemka cieszyła się z szóstej wygranej w sezonie. Ostatni set wyglądał już tak, że ‘Dziczyzna’ opadła z sił i ani na chwilę – nie była w stanie nawiązać równorzędnej walki ze swoimi rywalami. Finalnie – dzięki kompletowi punktów, BEemka stanie we wtorkowy wieczór przed szansą na zgarnięcie żółtej koszulki lidera.
Team Spontan – Volley Gdańsk 0-3 (13-21; 14-21; 19-21)
Nie no, nie boimy się tego powiedzieć – Team Spontan wygląda obecnie na drużynę, która obrała kierunek prowadzący wprost do trzeciej ligi. Ok – wiadomo było, że forma ‘Spontanicznych’ nawet, gdyby była dużo wyższa – to i tak Volley byłby faworytem do tego by urwać komplet punktów. My patrzymy na sytuację ‘Spontanicznych’ nieco szerzej. Nie mówimy wyłącznie o meczu z Volleyem, ale hej – jak możecie nazywać się ‘Spontaniczni’, skoro poza meczem z Hydrą – Wasze wyniki są do bólu przewidywalne? A my jak ci głupcy co chwilę się na to nabieramy. Uznaliśmy, że w poniedziałkowy wieczór Team Spontan zagra dużo lepiej, ale koniec końców – do swych kont dopisali okrągłe zero punktów. Obecnie mają rozegranych już osiem spotkań i sytuacja w tabeli zaczyna być dramatyczna. Tak się bowiem składa, że dosłownie wszystkie drużyny w drugiej lidze mają obecnie rozegrane o co najmniej jedno spotkanie mniej. Kiedy zrównają się one liczbą z Spontanem, może być już bardzo nieciekawie. Ok – dosyć pastwienia się nad drużyną Piotra Raczyńskiego. Skupmy się na Volleyu, bo uważamy, że na tę uwagę – po prostu zasługują. W naszym odczuciu grają oni obecnie najlepszą siatkówkę w całej drugiej lidze. To jak wyglądają obecnie mecze Volleya przypomina tę dominację, którą po raz ostatni oglądaliśmy za czasów jak drugą klasę rozgrywkową demolowała swego czasu drużyna Merkury czy CTO Volley. Pamiętamy, że wówczas skończyło się na błyskawicznym awansie. Czy podobnie będzie i tym razem? Choć najtrudniejsze mecze jeszcze przed Volleyem – bardzo wiele na to wskazuje.
Drużyna A – Tiger Team 2-1 (16-21; 21-15; 21-18)
Kiedy po drugoligowym spotkaniu TGD z Oliwą Team uznaliśmy, że limit szaleństwa na poniedziałkowy wieczór się wyczerpał – nagle na białym koniu na salę treningową Ergo Arena wjechała ekipa Drużyny A. Uwaga – garść statystyk:
Wynik 3-0 dla Tigera obstawiło 71,435% (75 osób)
Wynik 2-1 dla Tigera obstawiło 22,86% (24 osoby)
Wynik 2-1 dla Drużyny A obstawiło 4,76% (5 osób)
Wynik 3-0 dla Drużyna A obstawiło 0,95% (1 osoba)
Czujecie to? Wygraną ‘Serialowej’ obstawiło dokładnie tyle osób, ile w jednym momencie może przebywać osób na parkiecie (z jednej drużyny). Macie podejrzenia, które sześć osób tak typowało? Pisząc całkiem serio – możemy tu śmiało mówić o ogromnej niespodziance. Przecież Tiger Team kilka dni temu opędzlował ówczesnego lidera – Flotę Active Team. Szaleństwo odmieniane przez wszystkie przypadki. Pierwszy set rywalizacji meczu z Drużyną A rozpoczął się dość ‘przewidywalnie’. Po wyrównanej pierwszej części (11-11), team Dawida Staszyńskiego zakasał rękawy i świetnie wykorzystał to, że rywale się w końcówce pogubili (21-16). Środkowa odsłona to festiwal ‘Tygrysich’ błędów w środkowym fragmencie seta, po którym ‘Serialowa’ objęła prowadzenie 12-8. Żeby było ciekawiej – po chwili to gracze w czarnych strojach zaczęli się mylić (15-15). Jako pierwsi z niezbyt ciekawego fragmentu wykaraskali się gracze Drużyny A, którzy po atakach Daniela Iwaszko odskoczyli rywalom i po chwili doprowadzili do wyrównania w setach. Ostatnia odsłona to partia, która na długo wpisze się czarnymi zgłoskami w historię Tigera w SL3. Czemu? Ano dlatego, że trzeci set przeciwko ostatniej drużynie w ligowej tabeli rozpoczęli oni od stanu…1-9! W środkowej fazie seta Drużyna A chyba nie do końca umiała poradzić sobie z faktem, że wygrana jest już o włos. Porównując – mieli wyrwaną najlepszą laskę na szkolnej dyskotece i zamiast zatańczyć z nią ‘wolnego’ – poszli do szkolnego sklepiku po oranżadę. W konsekwencji – Tiger rozpoczął szaloną gonitwę, która…prawie się udała. Po ataku oraz asie Mateusza Cieśluka, Tiger przegrywał już tylko 17-18. Ostatnie słowo w meczu należało jednak do Drużyny A, która sięgnęła po pierwszą (pozostając przy klimatach szkolnej dyskoteki) – WIKTORIĘ w sezonie Jesień’23.
Wolves Volley – Husaria Assistance Partner 2-1 (21-17; 19-21; 21-15)
W zapowiedziach przedmeczowych kreśliliśmy scenariusz, w którym ‘Wataha’ będzie mogła po meczu tryumfalnie zawyć. Cóż – choć nie był to łatwy mecz, to się nie pomyliliśmy. Początek spotkania rozpoczął się od obustronnego ‘badania rywala’. Na półmetku seta było bowiem po 12. Chwilę później, bardzo ważną pracę dla swojej drużyny wykonał niezawodny Szymon Merski, który po bloku oraz dwóch atakach z prawego skrzydła – wyprowadził swoją drużynę na pięciopunktową przewagę (17-12). Z czasem Husaria podjęła jeszcze próby odrabiania strat, ale były to próby daremne. Środkowa odsłona – nie mamy co do tego wątpliwości, była zdecydowanie najciekawsza. Do pewnego momentu scenariusz zdawał się być ‘napisany’ przez tę samą osobę. Kopiuj – wklej. Wynik po 12. Co ciekawe – i tym razem ‘Wataha’ objęła prowadzenie (14-12). W odróżnieniu od premierowej partii, ta miała inny epilog. Pod koniec seta bardzo ważne punkty dla ‘Rycerzy’ zdobyli Jan Lefanczyk oraz rozgrywający – Paweł Kowalski, po którego asie serwisowym było 19-17 dla Husarii. Po chwili – decydujący cios w partii zadał skutecznym blokiem Jakub Jarosz (21-19). Decydująca o zwycięstwie partia rozpoczęła się w wymarzony dla ‘Watahy’ sposób. Synchroniczne ‘wycie Watahy’ sprawiło, że ‘Rycerze’ rozpoczęli trzecią partię dość bojaźliwie, co w konsekwencji sprawiło, że na wysokie prowadzenie wyszła ekipa Mikołaja Stempina (9-4). W dalszej części – niby Husaria się starała, niby próbowała, niby odgrażała, ale nic z tego nie miała. Końcówka to pokaz dobrej jakości siatkówki w wykonaniu ‘Wilków’, którzy po kilku punktach Krzysztofa Mrożka mogli wreszcie zawyć charakterystyczne – pozwólcie, bo nam się udzieliło – ‘AAAauuuuuu’.
AXIS – Wolves Volley 3-0 (21-17; 21-18; 21-12)
Do ‘derbowego’ spotkania z AXIS, drużyna ‘Wilków’ przystępowała w całkiem niezłych nastrojach. Jakich? Hm – takich, w jakim ‘trójkowy uczeń’ wracał do domu po ‘czwórce z matmy’. Niby była szansa na piątkę, ale taki wynik należy ‘szanować jak Matkę’. Jeśli chodzi o drugie spotkanie ‘Wilczurów’ to umówmy się – większych oczekiwań od nich nikt nie miał. Murowanym faworytem była bowiem ekipa AXIS. Z takiego obrazu rodził się jednak dla ‘Wilków’ ogromny atut. Naszym zdaniem mogli oni bowiem ‘uwolnić swoje głowy’. W skrócie – presja dobrego wyniku ciążyła na graczach AXIS i teoretycznie powinno im się z tego tytułu grać trudniej. Chwilę po pierwszym gwizdku sędziego uznaliśmy, że faktycznie ma to sens. Po bloku Michała Łubińskiego osoby oglądające spotkanie z wysokości trybun, przecierały oczy ze zdumienia. Wszystko za sprawą tego, że na tablicy wyników było 10-4 dla ‘Watahy’. To, co charakteryzuje klasowe drużyny to fakt, że potrafią one poradzić sobie w kryzysowych momentach. Tak było w przypadku AXIS, które po przespanym początku, zaczęło odrabiać straty. Od wspomnianego wyniku, Wolves zdobyli zaledwie pięć punktów. Jeśli chodzi o AXIS to było ich aż jedenaście. Czy to nasyciło graczy w czerwonych strojach? Skądże znowu – końcówka to popis gry w bloku, przez który ‘Wilki’ nie mogły się przebić i w konsekwencji musieli przełknąć gorycz porażki. Środkowa odsłona to kolejna szansa ‘Watahy’. Po bloku środkowego – Tomasza Łapińskiego, team w czarnych strojach prowadził 13-10. Po chwili popełnili oni jednak kilka błędów, które sprawiły, że rywal doprowadził do wyrównania po 13, a po chwili cieszył się z wygrania partii (21-18). Ostatnia odsłona nie przyniosły już emocji. Ok, przyniosła, ale dla drużyny AXIS, która celebrowała po chwili siódme zwycięstwo w sezonie. Brawo!
AIP – Speednet 1-2 (15-21; 21-19; 19-21)
W jedynym pierwszoligowym spotkaniu, do którego doszło w poniedziałkowy wieczór, zmierzyły się drużyny, które w minionej edycji do samego końca walczyły o byt w grupie mistrzowskiej. Ostatecznie udział we wspomnianej ‘elicie do kwadratu’ zapewniła sobie drużyna Speednetu. Rana, którą nosiła drużyna AIP miała okazję się w poniedziałkowy wieczór zabliźnić. Aby tak się jednak stało – team w czarno-fioletowych strojach musiałby wygrać. O to jak wiadomo – nie było łatwo. Początek spotkania to spora przewaga Speednetu, który wykorzystał świetne rozegranie Macieja Miścickiego i objął prowadzenie 8-2. Mimo sporych tarapatów – AIP ‘wrócił po chwili do gry’ i zniwelował stratę do zaledwie dwóch oczek 11-9. Mimo to – po zagrywce wspomnianego wcześniej ‘sypacza’ – Speednet ponownie wyszedł na prowadzenie 15-9 i stało się jasne, która z drużyn po chwili wygra seta (21-15). Środkowa odsłona to zupełnie inny obraz gry. Po atakach Piotra Ścięgosza, AIP rozpoczęło seta od prowadzenia (7-3). Mimo że w dalszej części partii było już 15-11 i wydawało się, że AIP doprowadzi po chwili do wyrównania w setach, to jednak – Speednet zaczął odrabiać straty. Po nieciekawym fragmencie ‘Przyjaciół’ – Speednet wykorzystał chwilę słabości i doprowadził do wyrównania po 16. Końcówka seta to obopólna wymiana ciosów, która po ataku Przemka Wawera – zakończyła się happy-endem AIP. Ostatnia odsłona to przewaga ‘Programisów’, którzy po ataku Mateusza Szturmowskiego wyszli na prowadzenie 14-10. Mimo że do końca meczu, AIP kilkukrotnie zbliżał się punktami do rywala – to w chwili zagrożenia, Speednet mógł liczyć na swoich skrzydłowych (Janczak, Szturmowski, Żurawski, Doroz). Każdy z wspomnianych zawodników dołożył w końcówkę solidną cegiełkę do piątego zwycięstwa Speednetu w sezonie. A AIP? Do końca rundy zasadniczej zostały im mecze z CTO Volley oraz MPS-em. Czyżby podobnie jak na Wiosnę to właśnie dla nich miało zabraknąć ‘miejsca przy stole’? Z pewnością będzie jeszcze ciekawie!
Maritex Gdańsk – AVOCADO friends 0-3 (18-21; 18-21; 21-23)
Nowy mecz – stare problemy Maritexu. Borykająca się z problemami kadrowymi drużyna Macieja Skowrońskiego musiała na poniedziałkowy wieczór ściągać kolejnego strażaka – Mateusza Bone. Mimo tych zawirowań, team w biało-czarnych barwach prezentował się od początku meczu całkiem przyzwoicie. Dzięki temu, na półmetku pierwszego seta był remis po 11. Co więcej – po kilku skutecznych atakach Szymona Sawickiego, wyszli oni na prowadzenie 14-11. Mimo że w dalszej części prowadzili 17-13 i byli na najlepszej drodze do wygranej partii, to w końcówce ich gra się posypała. Po punktach Mikołaja Tempczyka oraz Filipa Kowalewskiego – ‘Weganie’ doprowadzili do wyrównania po 17, a następnie przechylili szale zwycięstwa na swoją stronę. Środkowa odsłona wyglądała nieco inaczej. Mimo że wynik był na styku przez większość seta, to trudno nie odnieść wrażenia, że ‘Weganie’ kontrolowali przebieg gry przez całą partię. W końcówce – od stanu po 16 – team Arkadiusza Kozłowskiego zaprezentował więcej jakości, która sprawiła, że odskoczyli oni na trzy punkty 20-17 i po chwili cieszyli się z wygrania meczu. Do rozegrania pozostał trzeci set. Mimo że w połowie partii ‘Weganie’ zdawali się być na doskonałej drodze do wygranej (11-7), to po chwili roztrwonili oni budowaną przez pierwszą część seta przewagę (15-15). W końcówce Maritex miał co prawda piłkę setową, ale ostatnie słowo w meczu – należało do ‘Wegan’, którzy po piątym zwycięstwie w sezonie – wskoczyli na szóste miejsce w lidze.
Macieja* 🙂