Za nami poświąteczna seria gier. Spóźniony prezent na ‘zajączka’ postanowili sobie zrobić gracze CTO Volley, którzy po dwóch kolejnych zwycięstwach, wskoczyli na fotel lidera pierwszej ligi. Sporo działo się również w meczu trzeciej ligi, w którym pierwszą porażkę w sezonie zanotowała ekipa Bayer Gdańsk. Zapraszamy na podsumowanie!
Tiger Team – Craftvena 2-1 (21-23; 21-15; 21-19)
Mieliśmy nosa co do meczu. Wskazywaliśmy na to, że będzie to kolejne ciekawe i wyrównane trzecioligowe spotkanie. Nie ukrywamy, że w trafnej predykcji pomogły nam sami wtorkowi rywale, przy których w ostatnim czasie nie mogliśmy się nudzić. Nie inaczej było i tym razem. Pierwszy set? Uczta, biorąc pod uwagę emocje i zwroty akcji. W mecz – lepiej weszli gracze Craftveny, którzy po blokach Michała Markiewicza oraz Mateusza Mazuraka, objęli prowadzenie 8-4. Mimo to, po dwóch punktach kapitana Tigera – Mateusza Sokołowskiego, drużyna ta zdołała doprowadzić do wyrównania (11-11). Dalsza część partii to wyrównana gra, ale pod koniec seta stało się to, co oglądaliśmy już w poprzednich spotkaniach Tigera. Mając prowadzenie 20-17, Tiger ponownie wypuścił prowadzenie z rąk i finalnie przegrał ten set. Niebywałe. Środkowa partia to popis gry Tigera Team, który udowodnił, że ich obecne miejsce w tabeli jest zbyt niskie w stosunku do tego, co obecnie grają. Po chwili od gwizdka otwierającego drugą odsłonę, ‘Tygrysy’ prowadziły 14-8 i stało się jasne, że nawet oni tego nie roztrwonią. Decydujący o zwycięstwie set zdawał się układać w wymarzony dla Craftveny sposób. W końcówce meczu – ‘Rzemieślnicy’ prowadzili 19-16 i byli o włos od wygrania meczu. Tym razem o niespodziewany zwrot akcji postanowili zadbać gracze Mateusza Sokołowskiego, którzy po akcjach Radosława Sadłowskiego oraz Krzysztofa Mrożka, doprowadzili do wyrównania, a następnie wygrania seta i całego spotkania.
Speednet 2 – TGD 0-3 (7-21; 13-21; 19-21)
Ze wskazaniem faworyta – nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości. Tym pozostawała ekipa TGD. Jedynym znakiem zapytania było to, czy Speednet 2 choć w jednym secie zdoła się postawić faworyzowanemu rywalowi. O tym, że się da – dowiedzieliśmy się w poprzednich pojedynkach, w których ‘Programiści’ urwali punkt ACTIVNYM oraz Bayerowi Gdańsk. Pierwszy set rywalizacji z ‘Drogowcami’ nie napawał sympatyków Speednetu optymizmem. Po asie serwisowym numer 100 w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta, kapitana TGD – Macieja Kota, ekipa ‘Drogowców’ objęła wysokie prowadzenie 12-4 i prawdę mówiąc, obie ekipy mogły myśleć już o tym, jaki przebieg gry będzie miała środkowa partia. Na gonienie wyniku było bowiem zdecydowanie za późno, a na dodatek – Speednet, co tu dużo mówić – nie grał zbyt dobrze. W drugim secie, gra ‘Programistów’ się nieco poprawiła i miało to odzwierciedlenie na tablicy wyników. W połowie partii, TGD prowadziło zaledwie dwoma punktami (10-8) i można było mieć nadzieje, że coś się jeszcze w tym secie wydarzy. Niestety dla widowiska – w końcówce, po kilku punktowych akcjach duetu Kot – Goszczyński, TGD zrobiło ‘odjazd’. Zdecydowanie najwięcej, działo się w finałowej partii, choć początek na to nie wskazywał. TGD rozpoczęło ten set jak na faworyta przystało – od prowadzenia 9-5. W dalszej części, po kilku atakach Łukasza Anyszkiewicza, było już po 13. W końcowej fazie meczu, Speednet prowadził już 18-16, ale kilka bardzo ważnych piłek dające zwycięstwo TGD, wykorzystał Maciej Kot i finalnie, partia ta zakończyła się wynikiem 21-19 dla faworyzowanej ekipy.
Hydra Volleyball Team – Szach-Mat 0-3 (18-21; 13-21; 11-21)
Po wynikach z zeszłego tygodnia – Redakcja oraz Eksperci wskazali, że to Hydra Volleyball Team wygra spotkanie. Cała trójka wskazała jednak, że będzie to wyrównany mecz. Cóż – nasze predykcje można rozbić o kant tyłka. Tak się bowiem składa, że zostając przy tematach królewskiej gry – Szach-Mat przypominał w tej partii Magnusa Carlsena, a Hydra Volleyball Team – za przeproszeniem – kolesia, który pomylił Szachy z Warcabami. Co ciekawe – w pierwszym secie, Szach-Mat zdawał się droczyć ze swoim rywalem, a nawet pozwolił mu uwierzyć, że to on wygra tę partię. Mimo że po ataku Sebastiana Konarzewskiego, było 13-8 dla Hydry, to żadna z jej głów nie uchroniła ‘Bestii’ przed nadchodzącą katastrofą. Każdy kolejny punkt zdobyty przez Szach-Mat budował tę drużynę, która rosła na naszych oczach do tego stopnia, że zastanawialiśmy się czy w przygotowanych butelkach pod kotarą – nie mieli przypadkiem ‘gumisiowego soku’. W drugą stronę – Hydra popełniała tyle błędów w ataku, po których spuszczała głowy, że wiedzieliśmy jak to się skończy. Klasyka gatunku drodzy Państwo. Podpuścić – skasować. Po come-backu w iście Wielkanocnym stylu – Szach-Mat nie miał najmniejszych problemów z tym, by wygrać drugą oraz trzecią partię. Tak jak napisaliśmy na początku – ten fragment meczu był walką nierówną, brutalną i koniec końców – smutną dla Hydry. Pisaliśmy o tym w zapowiedziach. Drużyna, która przegra spotkanie będzie miała morale na poziomie nizinnym z żuławów wiślanych. A Szach-Mat? Z pewnością mogą być z siebie bardzo zadowoleni. Kto wie – być może właśnie we wtorkowy wieczór odwróciła się wreszcie niekorzystna karta?
Speednet 2 – Husaria MD Clean&Bud 0-3 (16-21; 15-21; 19-21)
Z pewnością nie o takim jubileuszu marzyli gracze Speednetu 2. Miało być uroczyste wesele, ale koniec końców okazało się, że nie było ani jedzenia, ani orkiestry, ani tym bardziej alkoholu. Były za to momenty, w których Speednet 2 prezentował się nieźle. Szczególnie korzystnie, drużyna ‘Programistów’ zaprezentowała się w trzecim secie, ale ostatecznie – nie udało im się sięgnąć po punkt. Nawet jeśli by się udało, choć nie lubimy gdybać – wówczas również nie mogliby mówić o pełni szczęścia. No bo powiedzmy sobie wprost – Trzepot skrzydeł Husarii nie robił we wtorkowy wieczór większego wrażenia. Mówiąc precyzyjniej – gracze Grzegorza Żyły-Stawarskiego zagrali we wtorek po japońsku – jako-tako. Z pewnością, widzieliśmy ich w lepszej dyspozycji i co ciekawe – dotyczyło to również tych przegranych spotkań. Wracając jednak do przebiegu meczu. Pierwszy set rywalizacji wyglądał tak jak można się było tego spodziewać. Więcej jakości było po prostu po stronie Husarii, a to wystarczyło do tego, by wygrać tę odsłonę do 16. Środkowa partia – rozpoczęła się idealnie dla ‘Programistów’ (6-2). Niestety dla nich – im dłużej trwał ten set, tym częściej swoją ‘szczękę’ wystawiali gracze Speednetu. Prowokowani i podgryzani gracze Husarii nie mogli dłużej znieść tej zniewagi i postanowili wymierzyć sprawiedliwość swoim rywalom. Efekt? Objęcie prowadzenia 17-14 i spokojna wygrana. W trzecim secie – działo się zdecydowanie najwięcej. Partia ta, rozpoczęła się od stanu po 8. Im dłużej trwał set, tym bardziej zarysowywała się przewaga Husarii. Po dwóch punktach w krótkim odstępie czasu Piotra Jeziółkowskiego, Husaria objęła prowadzenie 15-13, i po chwili cieszyła się z wygranej.
Oliwa Team – Dziki Wejherowo 0-3 (16-21; 10-21; 19-21)
Ledwo co zdążyliśmy napisać w zapowiedziach o tym, że Oliwie ‘leży’ gra z Dzikami Wejherowo i co? I trzy-zerko. Oczywiście w plecy, choć trzeba przyznać, że gdyby w trzecim secie Oliwa zdołała utrzymać nerwy na wodzy to mogliby się pokusić o jeden punkt. Czy na niego zasłużyli? Patrząc na przebieg całego spotkania, to chyba nie. O takim, a nie innym ‘wyroku’ zadecydował bowiem drugi set, o którym będzie za chwilę. Pierwsza odsłona? Bez większej historii. Nie była to z pewnością partia, po której dziś w samo południe rozmawialiby przechodnie, spacerujące po monciaku. Ot – drugoligowa potyczka, w której faworyt ogrywa swojego rywala. Gdyby spotkanie zakończyło się innym wynikiem, to po tym, co widzieliśmy w drugim secie, moglibyśmy napisać, że był to istny ‘kosmiczny mecz’. Oczywiście w rolę drużyny Monstarsów wcielili się szybsi, skoczniejsi, więksi oraz silniejsi gracze z Wejherowa. Finalnie przybysze z kosmosu ograli swoich rywali do 10 i trzeba przyznać, że był to bardzo jednostronny pojedynek. Dość powiedzieć, że w całej odsłonie –‘Oliwiacy’ zdobyli zaledwie pięć punktów po własnych akcjach. Drugiego ‘piątaka’, podarowały im Dziki. Wracając do ‘kosmicznego meczu’ w spotkaniu Oliwy z Dzikami w odróżnieniu od hitu z lat 90, nie było zwrotu akcji. Owszem – ekipa Looney Tunes z Michaelem Jordanem prowadziła, ba – była nawet bliska wygranej, ale jak to w życiu – nie ma co wkurzać w lesie dzika, bo to proszenie się o nieszczęście. Mimo prowadzenia Oliwy 17-14, ostatnie słowo w partii należało do ‘Dziczyzny’, która poprawia sobie humor po nieudanym ubiegłym tygodniu.
CTO Volley – Szach-Mat 2-1 (14-21; 21-8; 21-13)
Niezależnie od tego, ile kurtuazyjnych słów o klasie wtorkowych rywali, wypowiedzieliby gracze CTO Volley – wiedzieliśmy swoje. Gracze z Malborka przyjechali we wtorkowy wieczór w jednym celu – zdobycia kompletu sześciu punktów w dwóch meczach. To pozwoliłoby drużynie w pomarańczowych strojach na samodzielną ucieczkę i pozostawienie za sobą ‘ligowego peletonu’. Patrząc czysto teoretycznie – zadanie to wydawało się być stosunkowo proste. Siódma oraz ósma drużyna w lidze, nie są przecież zespołami, z którymi CTO miałoby sobie nie poradzić. Mimo to – uskrzydlona po imponującym zwycięstwie z Hydrą, ekipa Szach-Matu – nie zamierzała ‘klękać’ przed pretendentem do mistrzowskiego tytułu. W pierwszym secie – to Szach-Mat wyglądał na tych ‘kozaków’ w odróżnieniu od CTO Volley, które wyglądało tak, jakby mieli niestrawność po niedzielnej sałatce warzywnej. Z połączenia tych czynników – wynik na tablicy (10-4) dla Szach-Mat stał się faktem. W dalszej części seta, gracze z Malborka próbowali gonić wynik, ale były to starania daremne. Grająca bardzo dobrą siatkówkę – ekipa Szach-Mat sięgnęła po czwarty punkt we wtorkowy wieczór (21-14). To co się wydarzyło w premierowej odsłonie – wyraźnie rozjuszyło drużynę CTO, która od samego początku drugiego seta – z wściekłością rzuciła się na rywala, chcąc udowodnić swą dominację. Po świetnej serii na zagrze Bartosza Sobstyla – CTO Volley prowadziło 8-0 i zasadniczo – był to koniec emocji w tej odsłonie (21-8). Trzecia partia wyglądała nieco inaczej. Do pewnego momentu mogliśmy mieć nadzieję na potencjalną – emocjonującą końcówkę (11-11). Druga część finałowego seta to jednak widoczna przewaga graczy w pomarańczowych strojach, którzy ostatecznie wygrali tę partię do 13.
CTO Volley – Volley Gdańsk 3-0 (21-18; 21-19; 21-13)
Do wtorkowego spotkania z CTO Volley, drużyna Volley Gdańsk podchodziła z wiedzą na temat tego – jak zakończyły się dwa poprzednie spotkania ‘Szachistów’. Było to o tyle ważne, że Szach-Mat zdawał się być jednym z przeciwników, z którym ‘żółto-czarni’ będą bić się o utrzymanie. Jako, że gracze Dawida Kołodzieja wykręcili świetny wynik czterech na sześć oczek, przedmeczowa presja na Volleyu stała się jeszcze większa. Presja i przedmeczowa napinka to jedno, ale koniec końców – umiejętności też tu są bardzo ważne, a te umówmy się – były po stronie graczy z Malborka. Mimo to, ‘żółto-czarni’ od początku spotkania prezentowali niezłą formę, po której na tablicy wyników było po 12, a następnie po 16. Końcówka seta obfitowała w długie i bardzo emocjonujące wymiany. To co kiedyś charakteryzowało Volley Gdańsk – to kończyło się swego czasu z korzyścią dla ‘żółto-czarnych’. Czasy się jednak zmieniły, a wraz z nimi karta się odwróciła. Ilekroć widzieliśmy mega długą wymianę, to po chwili ręce w geście tryumfu podnosili gracze w pomarańczowych trykotach. Ostatecznie – pierwszy set padł ich łupem po wyniku 21-18. Czy mimo, że wynik wskazuje na to, że drugi set był bardziej wyrównany to możemy tak napisać? Cóż – niekoniecznie. W środkowej partii to CTO Volley kontrolowało przebieg gry i prowadzili przez większość seta. W końcówce było nawet 17-12, ale w dość ważnym momencie, prowadzącemu ‘pomarańczowy bolid’ się coś pomyliło i zamiast docisnąć pedał gazu – omyłkowo nacisnął hamulec. To z kolei sprawiło, że Volley odrobił kilka punktów, ale gdy zrobiło się naprawdę gorąco – ostateczny cios zadał środkowy CTO – Ariel Tański. Trzeci set, cóż – odbył się. Finałowa partia rozpoczęła się od prowadzenia CTO 9-4, po którym, gracze w pomarańczowych strojach nie dali już sobie zrobić krzywdy i powrót do Malborka, upłynął im w dobrych nastrojach związanych z przywdzianiem koszulki lidera.
Bayer Gdańsk – ACTIVNI Gdańsk 1-2 (22-20; 19-21; 16-21)
Powiedzmy to sobie wprost – to, że Bayer Gdańsk przegra w obecnym sezonie spotkanie było tak pewne jak to, że pudełko tabletek, otworzymy akurat od strony zagiętej ulotki. Standard. Sytuacja całkowicie do przewidzenia. Żarty na bok, ale już w poprzednich spotkaniach pisaliśmy, że ‘Aptekarze’ mają swoje problemy, które za chwilę zostaną wypunktowane. Z drugiej strony – w swoją tezę zwątpiliśmy po meczu Bayera z Portem Gdańsk. Przypomnijmy, że bardzo dobrze dysponowani wówczas gracze z Olivii Business Center rozprawili się z rywalem, zdobywając przy tym komplet punktów. We wtorkowy wieczór, rywalem drużyny nieobecnego Jakuba Macieszy, była ekipa, która w poprzednim sezonie rywalizowała w drugiej lidze. Mimo to – w naszych oczach to Bayer pozostawał faworytem meczu. Już pierwszy set pokazał, że o zwycięstwo będzie im bardzo trudno. Mimo to – po serii czterech błędów z rzędu ACTIVNYCH, Bayer prowadził w pierwszym secie 17-14. Po chwili, ACTIVNI zaczęli jednak odrabiać straty i ich nieustępliwość doprowadziła do stanu po 20. W końcówce – Damian Haric przypieczętował jednak wygraną Bayera 22-20. Drugi set – podobnie emocje na wysokim poziomie. W środkowej partii, od samego początku lepiej grało się ACTIVNYM, którzy prezentowali więcej jakości w niemal każdym elemencie (11-6). Po chwili – dobrze naoliwiona maszyna, zaczęła jednak dawać oznaki zużycia, a to z kolei sprawiło, że po zagrywce Pawła Strzałkowskiego – Bayer doprowadził do wyrównania po 17. Końcówka to jednak dobra dyspozycja Wojciecha Łuczkowa, który atakami z lewego skrzydła – pociągnął drużynę do wyrównania w setach. Ostatni ‘rozdział’ to próby obu stron w zbudowaniu sobie przewagi – i w konsekwencji wygraną w meczu. Sztuka ta, nie udała się żadnej z drużyn aż do stanu po 16. W końcówce – świetną dyspozycją w ataku popisał się Robert Skwiercz i finalnie to ACTIVNI wygrali spotkanie.
Drużyna A – Husaria MD Clean&Bud 0-3 (16-21; 9-21; 16-21)
O ile w przypadku poprzednich spotkań – Drużyna A nie miała większych szans z uznanymi – trzecioligowymi markami, tak z meczem przeciwko Husarii Gdańsk, gracze Michała Drozdowskiego wiązali spore nadzieje. Tu nie mogło być inaczej. Przypomnijmy, że do wtorkowej serii gier, Husaria przystępowała z zaledwie jednym zwycięstwem w siedmiu rozegranych spotkaniach. Umówmy się – taki bilans nie robił na nikim wrażenia, choć trzeba przyznać, że ‘Rycerze’ mieli do tej pory wyjątkowo parszywy terminarz. Tak czy siak – w zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że Husaria powinna uporać się z dwiema drużynami, z którymi przyszło im się we wtorek zmierzyć. Teoretycznie łatwiejszym zadaniem, miało być spotkanie numer dwa, w którym po przeciwnej stronie siatki, stanęli gracze Drużyny A. Czy faktycznie tak było? Zdecydowanie tak. Wygrana Husarii w drugim meczu przyszła zdecydowanie łatwiej. Od początku spotkania to właśnie oni dyktowali swoim przeciwnikom ‘warunki gry’. Najciekawiej było w trzecim secie, w którym Husaria prowadziła już 16-10, ale po chwili postanowiła poobijać nieco siatkę. W pewnym momencie trudno nam było się już połapać ile błędów w ataku popełniła drużyna w szarych strojach. To co wiedzieliśmy na pewno to fakt, że na tablicy wyników zrobiło się po 16, a to oznaczało, że wzrosły szanse na wyrównaną i emocjonującą końcówkę. Niestety dla widowiska – w tej części zdecydowanie więcej jakości od swoich rywali, pokazała Husaria Gdańsk i to oni wygrali ostatnią odsłonę. Dzięki sześciu oczkom we wtorkowy wieczór, Husaria wskoczyła na szóste miejsce w tabeli. Niestety musimy ostudzić nieco ‘podnietkę’ – każda inna drużyna w trzeciej lidze, rozegrała bowiem mniejszą liczbę spotkań.