Nie ma się co oszukiwać. Na środowy wieczór kibice czekali głównie dlatego, że odbyły się w nim aż trzy pojedynki w elicie. Zapowiadany hit czyli starcie Volley z Tufi nie było spektaklem, jakiego można było oczekiwać. Zdecydowanie więcej działo się w meczu BES-BLUM Kraken Team ze Speednetem. Ponadto, pierwszą wygraną w lidze zanotowała drużyna BL Volley. Zapraszamy na podsumowanie siedemnastego dnia meczowego!
Speednet 2 – Allsix by Decathlon 0-3 (8-21; 19-21; 18-21)
Po dwutygodniowej przerwie w rozgrywkach drużynie Speednet 2 przyszło stoczyć trudny bój – mecz przeciwko Allsix by Decathlon. Z drugiej strony, 9 lipca 2020 r., jeszcze w sezonie Wiosna’20 ekipa Speednetu potrafiła udowodnić, że ich przeciwnicy nie mogą sobie pozwolić na lekceważenie. Będąc szczerym – w środowy wieczór również było całkiem blisko tego, aby Speednet 2 urwał swoim rywalom choćby punkt. Tak było szczególnie w drugim i trzecim secie, do których za chwilę przejdziemy. Samo spotkanie upłynęło pod znakiem wielkich absencji, z którymi borykały się obydwie drużyny. Po stronie Speednetu zabrakło między innymi Piota Grodzkiego, Krzysztofa Przywieczerskiego czy Jakuba Ciupińskiego. W przypadku Allsix zabrakło tylu graczy, że wymienienie ich wszystkich zajęłoby nam pół opisu. Przechodząc do samego meczu, trzeba napisać bez ogródek – pierwszy set należał wyłącznie do jednej drużyny. Co tu dużo mówić, Speednet 2 stać na zdecydowanie więcej i osiem punktów urwanych z rywalem chluby im z pewnością nie przynosi. Niejako potwierdzeniem tych słów jest druga i trzecia partia, w których ‘Programiści’ zaprezentowali się o niebo lepiej. Niestety dla nich, po drugiej stronie siatki w środowy wieczór prawdziwe one-man-show urządził sobie Aleksander Bochan, który zdobył w tym meczu…23 punkty, czym zbliżył się do rekordu ligi (26), który od dłuższego czasu należy do Patryka Okulewicza. Ostatecznie, spotkanie kończy się zwycięstwem Decathlonu w stosunku 3-0, po którym drużyna wskoczyła na wysokie – trzecie miejsce.
MiszMasz – Bombardierzy 3-0 (21-14; 21-15; 21-12)
Kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania zdołaliśmy porozmawiać w wywiadzie z kapitanem drużyny MiszMasz – Andrzejem Tararujem. W trakcie rozmowy zawodnik ten potwierdził, że drużyna ma aspiracje do tego, aby w przyszłym sezonie występować na drugim szczeblu rozgrywkowym. Będąc całkowicie szczerym nie wiemy, co musiałoby się wydarzyć, aby drużyna zdołała to zepsuć. Na chwilę obecną awans wydaje się sprawą równie prostą, co przełączenie kanału w telewizji lub skłamanie partnerce odpowiadając na pytanie 'ile piw wypiłeś?’. Rozumiecie. Rutyna. Powiedzmy sobie wprost – przy dwóch drużynach, które awansują do drugiej ligi, brak awansu MiszMaszu sprawiłby, że prawdopodobnie Redakcja musiałaby zainwestować w nowego laptopa, aby kwieciście oddać to, co się właśnie wydarzyło. A co nam tam. Przecież to byłoby frajerstwo, jakiego świat nie widział. Z drugiej strony, po co w ogóle o tym piszemy? Ludzi, którzy poddawali wszystko w wątpliwość kiedyś palili na stosie, a co tu dużo mówić – wolelibyśmy tego uniknąć. Dobijając jednak do brzegu, ekipa MiszMasz w środowy wieczór zrobiła to, co należy do klasowej drużyny. Ogoliła rywali 3-0, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, który zespół jest lepszy. Z drugiej strony, Bombardierzy zaprezentowali się całkiem nieźle. Uważamy, że przeciwko obecnemu liderowi niektóre z ekip w trzeciej lidze prezentowały się gorzej. Wiecie jak to jest. Nie można wymagać tego, aby mysz pogoniła kota. Nie można również wymagać tego, aby Bombardierzy wygrali z MiszMasz.
BL Volley – Volleyball Rebels 2-1 (24-22; 21-15; 19-21)
Przyglądając się rozgrzewce przedmeczowej na siatce nie można było odnieść wrażenia, że za chwilę zmierzą się drużyny, które okupują dwa ostatnie miejsca w ligowej tabeli. Wręcz przeciwnie – była jakość, która pozwalała sądzić, że na boisku nr 1 dojdzie do ciekawego pojedynku. Dla nowej drużyny w ligowej stawce – Volleyball Rebels pojedynek z BL Volley był dopiero drugim meczem w sezonie Jesień’20. Pierwszym był nieudany pojedynek ze Zmieszanymi, w którym ich rywale zgarnęli komplet punktów. Analizując skład personalny w obu dotychczasowych spotkaniach, nie dało się nie zauważyć, że w środowym pojedynku zabrakło kapitana – Dawida Byczkowskiego. Z kolei po stronie tych, którzy w obecnym sezonie wystąpili po raz pierwszy, zobaczyliśmy Kamila Richerta oraz Maksymiliana Słupka. Pierwszy set był bardzo wyrównaną partią. W końcówce sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie i przypominała trochę filmy z samochodami, gdzie co rusz zmienia się prowadzenie poszczególnych aut. Ostatecznie, pierwsi na linię mety dotarli gracze BL Volley. Mimo, że drugą partię lepiej zaczęli ‘Rebelianci’ (9-5) to finalnie i tak BL volley wygrało tę odsłonę. (21-15). Mimo to, uważamy, że była to najmniej emocjonująca partia. Zdecydowanie ciekawiej było w ostatniej odsłonie, w której ‘Rebelsi’ mieli w końcówce sporą przewagę, ale przez niefrasobliwość o mały włos jej nie roztrwonili. Ostatecznie BL Volley wygrywa pierwsze spotkanie w lidze, dzięki czemu wskakuje na 11 miejsce w ligowej tabeli.
Speednet – BES-BLUM Kraken Team 2-1 (21-15; 22-20; 32-34)
Nie ukrywamy, że po spotkaniu Speednetu z BES-BLUM towarzyszyło nam silne uczucie deja vu. Kurde, gdzieś już to widzieliśmy. Pierwsze spotkanie obu drużyn, które zostało rozegrane ponad rok temu, a konkretniej 20 września 2019 r. było jednym z najbardziej emocjonujących w pierwszej lidze w sezonie Jesień’19. Tamten mecz wygrała ekipa Ryszarda Nowaka 2-1 (23-25; 21-17; 28-26). Już sam wynik świadczy o tym, że było to bardzo emocjonujące spotkanie. Po nim wydawało nam się, że w bezpośredniej konfrontacji już nic ciekawszego nie obejrzymy. Tak było chociażby 4 listopada 2019 r., czy 8 czerwca 2020 r. To, czego nie udało się powtórzyć w dwóch meczach, udało się za trzecim razem, dodatkowo z nawiązką. Do cholery. Ten mecz to kwintesencja tego sportu. Były emocje, była dramaturgia, były kontrowersje, były składne akcje, były pomyłki, były zgrzyty pod siatką. Przepraszamy za wyrażenie, ale ten mecz był po prostu – zajebisty. To właśnie w tym spotkaniu padł rekord jeśli chodzi o liczbę zdobytych punktów w jednym secie w całej historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Króciutko o samym meczu. Pierwszy set był w zasadzie bez historii. Dobra gra Speednetu zaowocowała wygraną partii do 15. Z ciekawostek – po raz pierwszy w historii występów w SL3 na ataku wystąpił… Marek Ogonowski, który jest jednym z lepszych rozgrywających wśród amatorów na Pomorzu. Wydaje nam się, że dwucyfrowa liczba punktów i solidna skuteczność w ataku pozwalają powiedzieć, że z nowego zadania wywiązał się bardzo dobrze. Drugi i trzeci set to gra na przewagi. O ile w drugiej partii emocje były w granicach rozsądku, tak w trzeciej odsłonie, zgodnie z tym, co pisaliśmy na początku, było wszystko. Komplet. Ostatni raz Redakcja czuła się tak spełniona, kiedy w podstawówce mogła zagrać w butelkę z najładniejszymi dziewczynami ze szkoły. Wynik zawodów 2-1 dla Speednetu. To spotkanie wszyscy uczestnicy będą pamiętali jeszcze przez długi czas.
Omida Team – Epo-Project 3-0 (21-19; 21-15; 21-19)
Tuż przed rozpoczęciem spotkania Omida Team – Epo-Project szersze grono osób dowiedziało się o tym, że w meczu zabraknie kapitana drużyny – Konrada Gawrewicza. Przyznamy Wam szczerze, że Redakcja jest zbyt leniwa, aby szukać informacji o tym, kiedy ostatnio zabrakło tego zawodnika w meczu ‘Logistyków’, ale przypuszczamy, że było to w pierwszym sezonie Omidy, kiedy gracz ten miał założony na rękę gips. Taka strata w meczu z Epo wydawała się bardzo bolesna. Zachowując proporcje, sytuacja przypominała tę, kiedy w reprezentacji Polski w piłce nożnej brakuje Roberta Lewandowskiego. Nie dość, że Konrad broni się w każdym elemencie na parkiecie to dodatkowo jest kapitanem z krwi i kości. Jak to mówią – tak krawiec kraje jak mu materii staje. W zamian za kapitana na środku zagrał nominalny przyjmujący Dmytro Moroziuk. Nie wiemy na ile te perturbacje miały znaczenie, ale to Epo weszło lepiej w spotkanie. Zastanawiamy się w ogóle czy po tym jak prezentowali się w pierwszej partii gracze i jednej i drugiej drużyny, ktoś wierzył, że to Omida wygra tę partię? To Epo cały czas prowadziło grę. Gracze z Żukowa kontrolowali całą partię do stanu 16-12, by po chwili na tablicy wyników pojawiło się 17-17. Co było dalej, każdy się domyśla. Drugi set był w zasadzie bez historii. Niesiona na fali kapitalnej gonitwy w pierwszym secie drużyna Omidy, bez większych problemów ograła rywala do 15. Trzecia partia zaczęła się od delikatnej przewagi ‘Logistyków’, w której wypracowaniu pomógł rewelacyjnie sprawujący się tego dnia na zagrywce środkowy drużyny – Jakub Klimczak. Gdy pod koniec wydawało się, że Omida ma kontrolę nad spotkaniem, dość nieoczekiwanie, pod koniec seta na prowadzenie wyszli gracze w zielonych koszulkach (18-17). Niestety dla nich, w końcówce popełnili kilka prostych błędów i komplet punktów zgarnia Omida, dla której był to trzeci wygrany pojedynek z Epo-Project.
Volley Gdańsk – Tufi Team 2-1 (21-14; 21-17; 22-24)
Hitem środowej serii gier było bez wątpienia starcie pierwszej i trzeciej siły ligi. Starcie tytanów. Starcie Volley Gdańsk i Tufi Team. Mimo tego, że obie drużyny w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta po raz ostatni spotkały się jeszcze w sezonie Jesień’19 to nie mogły mówić o tym, że rywal stanowi swego rodzaju zagadkę. Obie ekipy spotkały się całkiem niedawno podczas weekendowego turnieju na Pogórzu. Wtedy ekipą, która nie pozostawiła złudzeń co do tego, kto w danym dniu był lepszy, okazał się Volley Gdańsk. Sumując wszystkie okoliczności oraz fakt, że Volley walczył o 48 wygraną z rzędu, nie zadrżała nam ręka gdy wpisywaliśmy faworyta tego spotkania. Ba, mało tego – jesteśmy przekonani, że nawet sami gracze Tufi uważali, że to ich rywale będą faworytem tej potyczki. Mimo tego, gracze Mateusza Woźniaka chcieli wyjść na boisko i sprawić niespodziankę, co poprawiłoby ich obecne położenie w ligowej tabeli. Pierwsza partia to jednak spore rozczarowanie. Volley Gdańsk bardzo szybko wypracował sobie kilkupunktową przewagę (6-2), którą konsekwentnie utrzymywał przez całego seta i wygrał 21-14. Drugą partię lepiej zaczęli gracze Tufi Team (3-1). Niestety, po chwili kapitan drużyny Mateusz Woźniak doznał kontuzji (wybity palec) i w jego miejsce na placu boju zameldował się zawodnik, który znajduje się na 20 miejscu na liście najlepiej punktujących graczy wszechczasów (Michał Przekop). Po chwili wyrównanej gry, dwa punktowe bloki z rzędu zdobył Daniel Koska i Volley wyszedł na prowadzenie, którego nie wypuścili już do końca, wygrywając seta do 17. Przyznamy Wam szczerze, że po tej partii byliśmy bardzo rozczarowani. Wydawało nam się, że będzie to el classico, a było najzwyczajniej w świecie nudno. Trzecia odsłona należała już do Tufików. Ci wypracowali sobie sporą zaliczkę i gdy wydawało się, że spokojnie zamkną seta (19-14), Volley Gdańsk uznał, że ten wynik można jeszcze odrobić. Sztuka ta im się udała (20-20), ale po emocjonującej końcówce to Tufi wygrało tę partię, a cały mecz zakończył się kolejną wygraną Volley przy podziale punktów.