Czwartkowa rywalizacja była dniem próby dla wielu ligowych drużyn. Ze wszystkich dziewięciu spotkań ciężko wskazać choć jedno, które nie było grą o dużą stawkę. Najciekawiej, co chyba staje się tradycją, było w drugiej lidze. Po kilku spotkaniach w tej lidze okazało się, że za burtę grupy mistrzowskiej wypadają Zmieszani. Ponadto, doszło do bezprecedensowej sytuacji, w której w grupie mistrzowskiej aż cztery! drużyny mają po osiemnaście punktów. W hicie trzecioligowym Craftvena ponownie okazała się lepsza od Portu Gdańskiego. Z kolei w elicie, Volley Gdańsk dość nieoczekiwanie stracił punkt z BES-BLUM Kraken Team. Zapraszamy na podsumowanie czwartkowej serii gier!
Mental Block – SV INVICTA 1-2 (22-20; 14-21; 11-21)
W zapowiedzi przedmeczowej napisaliśmy o tym, że prędzej uwierzymy w możliwość lewitacji Katowickiego Spodka niż w przegraną INVICTY w tym meczu. Informujemy więc wszem i wobec – spodek odleciał! Co prawda Mentalistom nie udało się wygrać spotkania, ale to, jak się w nim zaprezentowali zasługuje na najwyższą pochwałę. Pierwszy raz w tym sezonie na mecz stawiło się małżeństwo – Magda i Jakub Ciesielscy, przy czym ten drugi okazał się być olbrzymim wzmocnieniem dla zespołu, zdobywając przy okazji najwięcej punktów. Od pierwszego gwizdka sędziego ‘Niebiescy’ byli maksymalnie skoncentrowani. Rozpoczęli mocno, od dwóch asów Kuby Ciesielskiego, a następnie utrzymywali przewagę aż do końcówki seta, w której nastąpiło nagłe przebudzenie rywala i doprowadzenie przez INVICTĘ do remisu 18-18. Od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa walka na noże, drużyna Sławka Cichosza miała już nawet piłkę setową, ale Mentaliści po prostu nie mogli tego odpuścić i ostatecznie wygrali na przewagi 22-20. Drużyna INVICTY chyba nie bardzo wiedziała co się wydarzyło w tej partii. Na dodatek, w przerwie dowiedzieli się, że skomplikowali sobie sytuację w tabeli. Zwycięstwo w pozostałych dwóch setach oznaczałoby zrównanie się z Oliwą, a wtedy o kolejności decydowałyby małe punkty. Biorąc pod uwagę fakt, że tego dnia miały odbyć się jeszcze dwa mecze rozstrzygające o ostatecznym kształcie grupy mistrzowskiej i spadkowej, mogłoby dojść nawet do sytuacji, w której nie zobaczylibyśmy INVICTY wśród top 5 drużyn drugiej ligi! Widmo grupy spadkowej podziałało na zespół motywująco i w drugim secie od razu wyrobili sobie przewagę, którą utrzymali do końca, wygrywając go 21-14. Trzeci set był podobny do drugiego, od początku do końca kontrolowany przez drużynę INVICTY, która zwyciężyła w nim 21-11 i całym meczu 2-1. ‘Niebiescy’, mimo przegranej zaprezentowali się fantastycznie, a to, jak Katarzyna Wojewódzka radziła sobie z obroną piorunujących ataków Radosława Koniecznego, wzbudzało podziw po obu stronach siatki. Będąc przy Radku, musimy wspomnieć, że o mały włos nie pobił on wczoraj rekordu zdobytych punktów w meczu, należącego do Patryka Okulewicza (26 pkt). Trzeba przyznać, że Mental zagrał najlepsze spotkanie w tym sezonie i jedyne, czego mogą żałować to fakt, że forma przyszła tak późno.
Speednet 2 – Craftvena 0-3 (10-21; 12-21; 11-21)
Rewanżowe spotkanie pomiędzy drużynami Speednetu 2 a Craftveną było zupełnie inne niż to, które drużyny rozegrały 8 czerwca. Wtedy ekipy stoczyły bardziej wyrównany pojedynek. W zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy nawet, że ‘Programiści’ zdołali zagrać jedno z najlepszych i najrówniejszych spotkań w lidze. Po tamtym meczu naprawdę ciężko byłoby nam się o cokolwiek przyczepić. Podopieczni Piotra Grodzkiego w każdym secie zdobywali co najmniej 15 oczek i była to jak do tej pory jedyna taka sytuacja w obecnym sezonie. Każdy z nas doskonale wie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i bez wątpienia ‘Różowi’ mieli ochotę na powtórzenie tego wyniku, a kto wie może i sprawienie sensacji poprzez urwanie punktu. Początek meczu dość szybko zweryfikował ich plany. ‘Rzemieślnicy’ od samego początku udowadniali, dlaczego są faworytem. W pierwszym secie ‘Różowi’ mieli spore kłopoty z przyjęciem, czego efektem były między innymi trzy asy serwisowe z rzędu Krzysztofa Lewandowskiego. Niestety dla Speednetu, zagrywka również nie wychodziła im tego dnia najlepiej. W całym meczu zdobyli zaledwie jeden punkt zza linii ograniczającej koniec boiska. To właśnie nieudana zagrywka dała rywalom 21 punkt. W drugim secie, podobnie jak w pierwszym, królowała Craftvena. Mimo, że Speednetowi bardzo zależało to nie potrafili oprzeć się naporowi rywala. O tym, jak ofiarnie grali ‘Różowi’ niech poświadczy fakt, że w jednej sytuacji obroną… głową popisał się Piotr Grodzki. Niestety, było to za mało. ‘Czarni’, gdy poczuli krew, to już nie odpuścili. Bardzo dobrą partię rozgrywali Karol Wasil czy Marek Zaborowski. Ostatecznie set zakończył się wynikiem 21-12 dla ‘Rzemieślników’. Trzecia partia to kopiuj+wklej z poprzednich setów. Craftvena grała swoje i spokojnie dowiozła zwycięstwo do końca.
DCT Gdańsk – Port Gdańsk 0-3 (12-21; 17-21; 12-21)
W porównaniu do poprzedniego meczu, w którym DCT Gdańsk ograło Portowców 3-0, składy obu drużyn nie zmieniły się znacząco. W DCT zabrakło MVP pierwszego spotkania obu drużyn w tym sezonie – Adama Piotrowskiego. Z kolei do drużyny Portu dołączył Karol Polanowski. Jaki był tego efekt? Port zagrał zdecydowanie inną, lepszą siatkówkę niż niespełna miesiąc temu i wygrał spotkanie w stosunku 3-0. Najlepszym graczem meczu był wspomniany wcześniej Karol Polanowski, który zaczyna nam wyrastać na jedną z czołowych postaci w trzecioligowych rozgrywkach. W drużynie Portu pojawiła się osoba, która kończy ataki z dużą skutecznością, co sprawia, że ‘Granatowi’ mają zdecydowanie większe pole manewru. Gdy w drużynie nie było Karola to najczęściej odpowiedzialność za zdobywanie punktów brał na siebie Piotr Baj, przez co ich gra była bardzo przewidywalna, a rywale szybko nauczyli się, w którym kierunku będzie szło rozegranie. Sam mecz zaczął się bardzo dobrze dla Portowców, którzy szybko zbudowali sobie przewagę i można powiedzieć, że byli lepsi od pierwszej do ostatniej piłki w meczu. Po stronie DCT Gdańsk bardzo dobre spotkanie rozegrał Andrzej Tararuj, ale było to niestety zbyt mało na dobrze dysponowanych graczy Arkadiusza Sojko. W czwartkowy wieczór nieco gorszą dyspozycję zaprezentował lider drużyny DCT Gdańsk – Piotr Kochanowski, co dość wyraźnie wpłynęło na postawę całej drużyny. Ostatecznie Portowcy biorą udany rewanż za poprzednią porażkę i w dobrym stylu pokonują swojego derbowego rywala.
Speednet – Straż Pożarna Gdańsk 1-2 (21-16; 18-21; 6-21)
W zapowiedzi przedmeczowej nie chcieliśmy narzucać na drużynę Straży zbyt dużej presji. I bez tego gracze Mateusza Pytla wiedzieli, że aby złapać kontakt z zespołami, które są od nich wyżej w tabeli, muszą po prostu wygrać spotkanie ze Speednetem. Jak inaczej szukać szans na utrzymanie jeśli nie w meczu przeciwko przedostatniej drużynie w lidze? Pierwszy set do pewnego momentu był dość wyrównanym widowiskiem i złośliwi mogliby zażartować, że ta sytuacja uległa zmianie w momencie, kiedy do drużyny dołączył spóźniony środkowy – Mateusz Pytel. Pisząc jednak całkiem poważnie to w drugiej części seta gra ‘Programistów’ zaczęła się wreszcie kleić, w efekcie czego wygrali oni tę partię do 16. O ile przed pierwszym gwizdkiem sędziego sytuacja Strażaków była nieciekawa, to po pierwszym secie była niemal dramatyczna. To sprawiło, że ‘Mundurowi’ wyszli na drugiego seta z jeszcze większą wolą walki, co jak się później okazało, przyniosło pożądany skutek. Już od początku tej partii widać było, że będzie ona inna niż pierwsza. Strażacy zaczęli grać naprawdę dobrze i po bardzo emocjonującej końcówce zdołali ograć swoich rywali do 18, tym samym wyrównując stan rywalizacji. To, co wydarzyło się jednak w trzecim secie, z czasem będą próbowali wytłumaczyć agenci Fox Mulder i Dana Scully. W trzeciej odsłonie Speednet – N I E I S T N I A Ł. Albo inaczej – istniał, ale sens tego istnienia przypominał raczej ten, który ma worek treningowy. I tak ‘Programiści’ zostali przez Strażaków potraktowani. Mimo wszystko, nie wynik był tu dla Speednetu najgorszy. Ujmiemy to najdelikatniej jak tylko potrafimy. W drużynach widywaliśmy już lepsze atmosfery niż ta, którą obserwowaliśmy w trakcie trzeciego seta ze Strażą. Z kolei Ci drudzy mogą wreszcie spędzić weekend w dobrych nastrojach. Czwartkowe spotkanie pokazało, że stać ich na utrzymanie i jesteśmy przekonani, że będą się o nie bić do ostatniej piłki.
DNV GL S*M*A*S*H – Team Spontan 0-3 (20-22; 12-21; 19-21)
Początek podsumowania zaczniemy nietypowo, tym razem będziemy chwalić. Jeśli nie jest to wystarczająco duże wydarzenie to zdradzimy, że będziemy chwalić oba zespoły. Mimo, że drużyna DNV GL S*M*A*S*H od pewnego czasu była pewna tego, że kolejne spotkania rozegra już w grupie spadkowej drugiej ligi to swoją czwartkową postawą pokazali, że wygrał sport. Wchodząc do sali treningowej ‘Pomarańczowi’ wiedzieli już, że drużyna SV INVICTA straciła jeden punkt, co oznaczało, że ich wygrana w stosunku 3-0 sprawi, że zrównają się z drużyną Sławomira Cichosza punktami. Po początkowej fazie meczu wydawało się, że Spontan będzie go kontrolować od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Szybko wypracowali sobie przewagę 5-1, która z czasem wzrosła do 15-9, a na końcu 18-12. Gdy wydawało się, że zakończenie seta jest tylko formalnością, to w grze ‘Spontanicznych’ coś się popsuło i DNV doprowadziło do wyrównania. Na szczęście dla nich skończyło się tylko na strachu i ‘Pomarańczowi’ mogli cieszyć się ze zdobytego punktu. Druga odsłona była najmniej emocjonująca. Spontan wykonał w nim robotę i pokonał rywala do 12. Na tak dobry wynik wpłynęło dobre przyjęcie i częste uruchamianie środka w postaci Piotrka Skierkowskiego czy Marka Blachowskiego. W trzecim secie obie drużyny miały spore problemy z przyjęciem zagrywki, czego skutkiem była spora liczba asów serwisowych i bloków. Lepiej spisywali się jednak ‘Spontaniczni’, którzy sprawili doskonały prezent urodzinowy swojemu kapitanowi i dzięki trzem oczkom wskoczyli na… drugie miejsce w ligowej tabeli. Co ciekawe, aż cztery drużyny mają po osiemnaście punktów i rywalizacja w grupie mistrzowskiej zapowiada się wręcz wybornie.
Craftvena – Port Gdańsk 2-1 (15-21; 21-19; 21-17)
Sprawdził się scenariusz, o którym pisaliśmy w przedmeczowych zapowiedziach. Zarówno Craftvena jak i Port Gdańsk przystępowali do bezpośredniego pojedynku po komplecie oczek, które zgarnęli w poprzedzających meczach. Stało się jasne, że spotkanie będzie niosło za sobą bardzo duży ciężar gatunkowy. Na boisku numer trzy miało bowiem dojść do meczu drużyn, które rywalizują o poszczególne miejsca w strefie medalowej. Niejako nie mogąc się doczekać samego spotkania, ekipy zaczęły mecz zdecydowanie wcześniej niż miało to miejsce na pozostałych dwóch boiskach. Gracze obu zespołów byli już rozgrzani więc pierwszy gwizdek sędziego wybrzmiał naprawdę szybko. W mecz lepiej weszli gracze Portu, którzy za punkt honoru wzięli sobie rewanż za porażkę z pierwszej rundy. ‘Rzemieślnicy’ nie byli w stanie przeciwstawić się dobrze zorganizowanej grze rywala i set zakończył się ich porażką do 15. Kolejna partia była bardzo wyrównana, a jej losy nie były znane do samego końca. W trakcie tego seta nie mogliśmy się wyzbyć deja vu. Bardzo podobnie wyglądało spotkanie z Chilli Amigos. Przy stanie 19-19 więcej zimnej krwi zachowali podopieczni Bartka Zakrzewskiego i stało się jasne, że o tym która z drużyn wygra mecz, zadecyduje trzecia odsłona. W niej, już z większym spokojem niż miało to miejsce w drugim secie, wygrali ‘Czarni’. Wynik seta to 21-17, po którym w drużynie nastąpiła szalona radość. Uważamy, że jest co świętować, bowiem poza ograniem rywala w walce o podium, gracze Craftveny wygrali ósme z dziewięciu spotkań w lidze. Kto wie jak wyglądałaby ich sytuacja w tabeli gdyby aż sześć spotkań nie kończyło się podziałem punktów? Z kronikarskiego obowiązku warto odnotować, że w spotkaniu z Portem swój pierwszy tytuł MVP w lidze otrzymał Marek Zaborowski.
Zmieszani – AVOCADO friends 1-2 (17-21; 21-13; 15-21)
Zacznijmy od końca. Zmieszanym nie udało się awansować do grupy mistrzowskiej. To, co jeszcze do niedawna było scenariuszem palcem po wodzie pisanym, stało się faktem. Zmieszani przegrali z faworyzowaną drużyną AVOCADO friends i ostatecznie zajmują szóste miejsce w ligowej stawce. To, co nas urzekło to post na fb Zmieszanych: Podobnie jak w ubiegłym roku, w tym sezonie również rezygnujemy z prawa do gry w wyższej klasie rozgrywkowej ;). Oczywiście Zmieszani w dość charakterystyczny dla siebie sposób nawiązali do poprzedniego sezonu, w którym zajęli drugie miejsce, ale postanowili, że w sezonie Wiosna’20 zagrają na zapleczu elity. Wracając do meczu przeciwko AVOCADO, każdy wiedział, że wygrać spotkanie przeciwko ‘Weganom’ będzie zadaniem bardzo trudnym. Jak do tej pory sztuka ta nie udała się żadnej drużynie i pierwszy set zdawał się potwierdzać to, o czym piszemy. Drużyna Arkadiusza Kozłowskiego wygrała go do siedemnastu. Po raz kolejny świetną partię w tym sezonie rozgrywał atakujący AVOCADO – Marcin Makurat, który po tym meczu wysunął się na pierwsze miejsce najlepiej punktujących graczy ligi. Drugi set należał do zespołu Edyty Woźny. Był to dosłownie ostatni gwizdek na to, aby zrealizować swój przedsezonowy cel. W partii tej Zmieszani wygrali do trzynastu i do ostatniej odsłony przystępowali z wielkimi nadziejami. Trzeci set miał zadecydować o losie Zmieszanych. Tym razem, w przeciwieństwie do finałowego starcia z poprzedniego sezonu z Omidą, sztuka ta się nie udała. Drużyna Edyty nie ma co jednak narzekać. Ekipa Arkadiusza Kozłowskiego okazała się najzwyczajniej w świecie za mocna. Na chwilę obecną jest na pole-position i pewnym krokiem zmierza w kierunku pierwszej ligi.
Trójmiejska Strefa Szkód – Prototype Volleyball 3-0 (21-19; 21-11; 21-17)
Dla Trójmiejskiej Strefy Szkód spotkanie przeciwko Prototype Volleyball było w zasadzie ostatnim momentem, w którym można było doskoczyć do drużyn, które powalczą o podium. Gdyby spełnił się najczarniejszy scenariusz i drużyna przegrałaby z ‘Transformersami’ to mogłaby być myślami nie przy strefie medalowej, a strefie spadkowej. Odstawmy jednak te rozważania i przejdźmy do meczu. W nim ‘Trójmiejscy’ od początku czuli się naprawdę dobrze, a cały obraz przebiegu tego seta w pewien sposób zakłamuje wynik. 21-19 nakazuje sądzić, że doszło do bardzo wyrównanej partii, a tymczasem to podopieczni Patryka Pleszkuna mieli przez większość seta sporą przewagę, którą ‘Transformersi’ nadgonili w końcówce. Oglądając wszystko z boku, nie mieliśmy jednak poczucia, że wygrana tej odsłony jest dla ‘Błękitnych’ zagrożona. O ile w pierwszym secie Prototype zdołał powalczyć, tak w drugim stroną dominującą od początku do końca byli ‘Trójmiejscy’ Bardzo dobrze na rozegraniu prezentował się Maciej Wiśniewski, któremu koledzy po meczu powinni postawić piwo. Jego mądre rozdzielanie piłek sprawiło, że współpartnerzy mieli ułatwione zadanie. Bardzo skuteczni byli Patryk Pleszkun czy Wojtek Ingielewicz. Ten drugi, mimo że w spotkaniu zdobył czternaście punktów to nie był zbytnio zadowolony, szczególnie ze swoich ataków z drugiej linii. Jesteśmy jednak przekonani, że niejeden atakujący w lidze chciałby prezentować poziom Wojtka. Wracając do meczu, drugi set zakończył się wygraną TSSu 21-11. Ostatnia partia to ponowne wypracowanie przewagi, która pod koniec seta Prototype zaczął gonić. Mimo, że przez chwilę zrobiło się gorąco (19-17) to ostatecznie Trójmiejska wygrywa spotkanie 3-0 i notuje udany rewanż za ostatnią porażkę. A Prototype? Do niedawna wydawało się, że mogą spać spokojnie. Czwartkowe wyniki sprawiły, że znowu zaczęło się robić nieciekawie.
Volley Gdańsk – BES-BLUM Kraken Team 2-1 (21-14; 15-21; 21-13)
‘Żółto-czarni’ w czwartkowy wieczór stanęli przed ogromną szansą zrównania się punktami z liderem rozgrywek – Omida Team. Aby do tego doszło, drużyna musiała zdobyć komplet oczek w meczu przeciwko BES-BLUM Kraken Team. W zapowiedzi przedmeczowej przestrzegaliśmy graczy Przemysława Wawera, że nie będzie to tak łatwe zadanie jak mogłoby się wydawać. W porównaniu do poprzedniego meczu obu drużyn z 2 czerwca, zarówno w jednej jak i w drugiej ekipie doszło do pewnych zmian kadrowych. W przypadku Volley nie ma co się nad tematem rozwodzić, bo to akurat żadna nowość, że ekipa rotuje swoimi zasobami, ale Kraken to jednak zupełnie inna historia. W związku z absencją Bartka Piepera oraz Pawła Pallacha drużyna BES-BLUM skorzystała z przysługującej jej możliwości dopisania zawodników. W meczu przeciwko Volley zobaczyliśmy dwóch nowych graczy – rozgrywającego Rafała Grzenkowicza oraz przyjmującego Łukasza Grzyba. Mimo tych roszad, początek meczu należał do Volley Gdańsk, którzy zdawali się potwierdzać, że interesują ich tylko trzy punkty. Pierwszy set zakończył się wynikiem 21-14 i mówiąc szczerze, po tym co zobaczyliśmy w pierwszej odsłonie pomyśleliśmy, że kolejne będą jego kopią. Nic bardziej mylnego. Od początku drugiego seta BES-BLUM prezentował się znacznie lepiej. W secie tym doszło do bardzo budującego obrazka, w którym debiutujący w drużynie Łukasz Grzyb, który na co dzień również sędziuje mecze, przyznał się do tego, że piłka po ataku jednego z graczy Volley poszła po palcach i punkt należy się ich rywalom. Sytuacja ta nie sprawiła bynajmniej, że losy seta się odwróciły. Nadal to drużyna Ryszarda Nowaka wyglądała lepiej i usilne próby gonienia wyniku spełzły na niczym. Kraken wygrał seta do piętnastu, co jest tożsame z tym, że Volley dba o to, żeby liga była jeszcze ciekawsza. Trzeci set to bardzo dobra gra podrażnionych Mistrzów SL3, którzy nie dali szans przeciwnikom i wygrali seta do 13. Po zakończonych spotkaniach gracze Volley opuszczali szatnię jako ostatni. Dość długo omawiali to, co wydarzyło się w czwartkowy wieczór, jednak nie wyglądali na drużynę, która zwątpiła w końcowy sukces. Nadal wszystko jest w ich rękach.