Za nami środowa seria gier, w której z bardzo dobrej strony pokazały się Oliwa Team oraz Sharks, które ograły faworyzowane drużyny Maritexu oraz Aqua Volley. W pierwszej lidze bardzo ważne zwycięstwo przybliżające drużynę do grupy mistrzowskiej zanotowała drużyna BEemki Volley. Zapraszamy na podsumowanie!
Port Gdańsk – Trefl Gdańsk 0-3 (9-21; 16-21; 12-21)
Po tym jak prezentowała się w ostatnim czasie ekipa Portu – uznaliśmy, że nie są oni bez szans na to by pokusić się o punkt. Oczywiście nie zmieniało to postaci rzeczy, że faworytem spotkania była ekipa Trefla Gdańsk. Już na początku spotkania młodzież udowodniła, że dysponuje bardzo dużym potencjałem i wrzucili swoich rywali na taki młyn, że ci nie odkręcili się do momentu pisania podsumowania. Już w pierwszym secie dał o sobie znać największy grzech ‘Portowców’ w środowym spotkaniu – przyjęcie. Co ciekawe – dwanaście (!) asów serwisowych młodzieży było rekordem sezonu, a warto podkreślić, że zbliżamy się już do 150 rozegranych meczów. Po, a jakże – asie serwisowym Stanisława Fornalaka, Trefl objął prowadzenie 17-5 i po chwili wygrał partię do 9. Środkowa odsłona to wreszcie o wiele lepsza gra drużyny ‘z doków’. Nie było rzecz jasna tak, że gracze Arkadiusza Sojko zagrozili swojemu rywalowi – co to, to nie. Lepsza dyspozycja pozwoliła im na prowadzenie wyrównanej gry z faworyzowanym rywalem do stanu po 12. Dalsza część seta to wyraźna przewaga ‘gdańskich lwów’, którzy wygrali tę partię do 16. Trzeci set był czymś pomiędzy pierwszą a drugą odsłoną. Z perspektywy Trefla nie było tak tragicznie jak w pierwszej odsłonie, ale było o wiele gorzej niż w trzeciej. Finalnie set zakończył się zwycięstwem Trefla do 12, który zgarnia drugi komplet oczek w sezonie Wiosna’25. Z ich perspektywy to nie był koniec dobrych wieści. Po godzinie punkty pogubiły bowiem zarówno Bayer Gdańsk, jak i Maritex, a to oznacza, że po wtorkowej serii gier – Trefl jest już wiceliderem trzeciej ligi.
Sharks – Aqua Volley 3-0 (21-19; 21-12; 21-15)
Sympatycy Aqua Volley drżeli przed spotkaniem o wynik rywalizacji z ‘Rekinami’. Raz, że rywal radzi sobie w rozgrywkach coraz lepiej, a dwa, że z różnych powodów ówczesny lider czwartej ligi nie mógł liczyć na bardzo ‘ważne karty’ w talii Mateusza Drężka. W meczu z ‘Rekinami’ zabrakło bowiem Michała Maliszewskiego, Konrada Piotrowskiego oraz Tomasza Błaszczuka. Po drugiej stronie siatki? Pełna mobilizacja. Co więcej – potwierdziły się słowa rozgrywającego Jakuba Pisowackiego, który nawiązując do nazwy drużyny rywali – stwierdził w wywiadzie, że ‘woda jest naturalnym środowiskiem Rekinów’. Prawdę mówiąc – to było widać, bo od samego początku meczu, Sharksi na tle rywala prezentowali się wybornie i po problemach rywali w przyjęciu – objęli prowadzenie 12-7. Już po chwili było jednak 17-9 i kiedy wydawało się, że drużyny po chwili zmienią strony – Aqua Volley się przebudziła. Odrobienie kilku punktów nic już nie dało. Na wygranie seta było za późno, tak jak w momencie, kiedy usiądziesz na toalecie i dopiero wtedy zaczynasz rozglądać się za papierem (21-19). Jeśli team Mateusza Drężka mógł czuć zawód po pierwszym secie, to co mieli powiedzieć po dwóch kolejnych? Ależ to było upokorzenie. Ależ to był łomot. Ależ to była kapsuła, która zaprowadziła nas do wydarzeń z przeszłości i fatalnego okresu ‘Wodników’. Prawdę mówiąc – nie wiemy czy tym razem nie będzie podobnie, bo środowego wieczoru nie da się opisać słowami. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda u Sharksów. Po krytyce, która spadła na drużynę i momencie, w której zostali przez nas okrzyknięci ‘Delfinami’ – team Pablo Kudinova wziął się w garść. W ostatnim czasie wygrali kilka spotkań i po środowej serii gier wskoczyli na trzecie miejsce w lidze, brawo!
VB Sulmin – BVT Gdańsk 3-0 (23-21; 21-16; 21-7)
Zmiana lidera w czwartej lidze! VB Sulmin po sześciu rozegranych spotkaniach może pochwalić się bilansem pięciu zwycięstw oraz zaledwie jednej porażki. Trzeba przyznać, że wygląda to bardzo dobrze. Po spotkaniu mogliśmy obserwować eksplozję radości teamu Kacpra Wiczkowskiego. Co ciekawe – wówczas team nie wiedział jak potoczą się spotkanie Aqua Volley – Sharks i że w konsekwencji – zespół z Sulmina wskoczy na sam szczyt czwartoligowej układanki – brawo! Należy przy tym zauważyć, że wdrapanie się na samą górę nie było łatwe. Mało brakowało, a zespół w czarnych strojach upadłby z drabiny na środowym szczebelku. Pierwsza odsłona była bowiem prawdziwą ‘drogą przez mękę’ i team ‘Bobrów’ zbudował po drodze tyle ‘tam’, że ‘przyjezdnym’ trudno je było pokonać. Niemniej to właśnie ‘Czarni’ zbudowali sobie na półmetku dwupunktową przewagę (12-10), którą utrzymywali aż do końcówki (18-16). W końcowej fazie seta popełnili jednak trzy błędy, po których na tablicy wyników mieliśmy remis po 19. Mimo nerwówki w końcówce – VB Sulmin za sprawą kapitana przypieczętował po chwili zwycięstwo w secie do 21. Środkowa odsłona zapowiadała co najmniej takie same emocje. Po dobry początku ‘Bobry’ wysunęły się na prowadzenie 8-5. Po chwili kilka ważnych punktów zdobył dla swojej drużyny trzykrotny MVP tego sezonu – Daniel Szultka i wspomniany okres był absolutnie przełomowym (8-8). Dalsza część seta to przewaga ‘Czarnych’ zakończona zwycięstwem do 16. Ostatni set to…mordobicie, którego nie oglądaliśmy od bardzo dawna. Po absolutnie spektakularnej serii przy zagrywce Konrada Czykiela, VB Sulmin prowadził…15-1 i powiedzmy sobie wprost – to był horror ‘Bobrów’. W dalszej części seta BVT zdobyło kilka punktów, dzięki czemu uniknęli kompromitacji (21-7).
Tiger Team – TKKF Orlen 3-0 (21-17; 21-19; 21-17)
W ostatnim czasie postawiliśmy na ‘Tygrysów’ krzyżyk. W naszym odczuciu team Dawida Staszyńskiego przestał być faworytem czwartoligowych rozgrywek i uwolnienie ich od ‘dźwigania tego krzyża’ było najlepszym co mogło się im przytrafić. Przed spotkaniem uznaliśmy, że Tiger jest faworytem spotkania, ale w meczu dojdzie do podziału punktów. Choć było blisko, aby faktycznie tak się stało – team w granatowych trykotach zgarnął komplet oczek, po którym awansował na szóste miejsce w tabeli. Początek spotkania ułożył się dla Tigera rewelacyjnie. Po punktach Szymona Burdynewicza oraz Dawida Staszyńskiego, objęli prowadzenie 8-3. Z czasem ‘Nafciarze’ zniwelowali stratę do jednego oczka (15-14), ale ostatnie słowo należało już do faworyta, który wygrał tę partię do 17. Środkowa odsłona rozpoczęła się od mocnej gry zespołu Patryka Potrzuskiego, który objął prowadzenie 5-1 i swoją przewagę utrzymywał aż do stanu 17-16. W końcowej fazie seta ważne punkty dla Tigera zdobyli Przemysław Maszner oraz Tadeusz Jakubczyk, po których Tiger cieszył się z drugiego punktu w meczu (21-19). Niewykorzystana przez Orlen bardzo duża szansa podziałała na team demobilizująco. W trzecim secie ‘Nafciarze’ nie byli już w stanie zagrozić swoim rywalom i po dobrej grze rywali, przegrywali na półmetku seta 9-5. Choć z czasem doprowadzili do wyrównania po 12, to w drugiej części seta byli bezradni wobec coraz pewniejszym graczom Tigera, którzy wygrali tę partię do 17, a cały mecz w stosunku 3-0.
BL Volley – Wolves Volley 1-2 (16-21; 18-21; 21-14)
W zapowiedzi przedmeczowej wskazywaliśmy na to, że dla Wolves Volley kończy się obecnie koszmarny terminarz, który Redakcja zafundowała im na początku sezonu. Uznaliśmy, że wraz z nadejściem ‘normalnych rywali’, Wolves Volley pokaże jakość i właśnie dlatego ‘Wataha’ była w naszych oczach faworytem starcia. Pierwszy set rywalizacji zapamiętamy z…bardzo dużej liczby błędów w wykonaniu BL Volley. Prawdę mówiąc – Wolves Volley nie musiało się przesadnie napocić, by wysunąć się na prowadzenie. Wystarczyło po prostu nie popełniać tylu błędów co rywale i taktyka na pierwszy set okazała się niezwykle skuteczna. Potwierdzenie naszej tezy? Tylko 10 punktów Wolves Volley po własnych akcjach. Pozostałe 11 punktów to błędy BL. Środkowa odsłona to ponownie – wyższa jakość u drużyny w czarnych trykotach. Po trzech ważnych punktach Łukasza Fąka, Wolves Volley objęli prowadzenie 10-6. W dalszej części seta mieli jednak chwilowy zastój, po którym BL zdołało doprowadzić do wyrównania po 16. ‘Wilcze przebudzenie’ nastąpiło jednak w najlepszym możliwym momencie i podobnie jak w pierwszym secie – po atakach dobrze dysponowanego Tomka Głębockiego, Wolves Volley cieszyli się z wygrania seta, tym razem do 18. Trzeci set? Deja vu z meczu z Osadą Truso czyli przypadek, że drużyna, która wygrała dwa pierwsze sety poczuła się nasycona i nie parła na to by pokusić się o komplet oczek. Choć do połowy seta oglądaliśmy wyrównaną grę (13-13), to pięć kolejnych punktów zdobyła ekipa Bez Lipy Volley (18-13) i to oni cieszyli się po chwili z wygrania seta.
Kraken Team – Bayer Gdańsk 1-2 (14-21; 21-15; 14-21)
Po piątym tygodniu rozgrywek w Inter Marine SL3 zostało 5 z 52 drużyn, które nie zaznały jeszcze goryczy porażki. W przypadku trzecioligowców mówimy tu o jednej drużynie, która w środowy wieczór sięgnęła po piąte zwycięstwo w sezonie Wiosna’25. Należy przy tym podkreślić, że nie był to tryumf taki jaki Bayer sobie wymarzył, o czym za chwilę. Spotkanie rozpoczęło się bowiem idealnie po myśli ‘Aptekarzy’. Trzeba przyznać, że duża w tym zasługa Krakena, który do pewnego momentu prowadził z faworytem wyrównaną grę, ale w dalszej części ich niedokładność porażała (12-7). Grając w doskonałych nastrojach Bayer nie miał problemów z tym by po chwili przypieczętować zwycięstwo do 14. Środkowa odsłona to jednak zupełnie inna historia. Po kilku błędach na zagrywce ‘Aptekarzy’ w połączeniu z dobrą grą Krakena – dało to niespodziewane prowadzenie beniaminka 9-3. Choć w dalszej części po kilku atakach Tomka Sadowskiego, ‘Aptekarze’ zdawali się wracać do gry (14-10), to po atakach Przemka Motyki – ‘sytuacja wróciła do normy’ i po chwili Kraken zdołał sprawić niespodziankę, doprowadzając do wyrównania w setach (21-15). Wygrany set nieco rozleniwił graczy w granatowych strojach, którzy wyglądali tak jakby ‘swoje już zrobili’. Już na początku Bayer zdołał wypracować sobie kilkupunktową zaliczkę, którą z czasem jeszcze powiększył, by finalnie wygrać do 14. Jak odebrać wynik 2-1? Choć strata punktu boli, to patrząc na to, że w obecnym tygodniu punkty gubili niemal wszyscy faworyci – należy cieszyć się z kolejnego tryumfu.
Maritex – Oliwa Team 0-3 (19-21; 13-21; 19-21)
Choć na początku sezonu Maritex wygrał cztery spotkania z rzędu, dzięki czemu awansował na sam szczyt ligowej tabeli – wiele osób zwracało uwagę na fakt, że ok – wygrywają, ale póki co nie mieli jeszcze bardzo silnego rywala. Prawdziwą weryfikacją jakości miał być mecz z mocną Oliwą i cóż – Maritex oblał test po całości. Owszem – najważniejszą rzeczą, która miała wpływ była kapitalna dyspozycja ‘Oliwiaków’. Mimo to, Maritex miał swoje szanse na to, by wynik spotkania był zupełnie inny. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się dla ‘Fioletowych’ wybornie. Po skutecznej kiwce kapitana – Michała Pietrasika, Maritex objął prowadzenie 12-6, po którym rywale zmuszeni byli wziąć czas. Druga część seta to sukcesywna gonitwa Oliwy, której doprowadzić do wyrównania udało się przy stanie 17-17. Końcówka seta to wyrównana gra i błąd, który przyjmującemu Maritexu będzie śnił się przez kilka kolejnych dni. To właśnie w ten sposób skończył się pierwszy set, z którego cieszyła się Oliwa – wow, niezły come-back! Środkowa odsłona to partia, w której Oliwa nie dała rozwinąć skrzydeł rywalowi. Po ataku a’la Ngapeth Jakuba Jeżewskiego, team z ‘serca Gdańska’ wysunął się na prowadzenie 6-4, które z niemal każdą kolejną akcją – było sukcesywnie powiększane. Ostatecznie była to partia, w której Oliwa zafundowała swojemu rywalowi porządne lanie, czym udowodniła, że jest w stanie powalczyć o podium rozgrywek (21-13). Ostatni set tylko z pozoru był ‘partią walki’. Prawda jest jednak taka, że Oliwa kontrolowała przebieg gry od samego początku, aż do końcówki. Jedynym grzechem drużyny Adama Wyrzykowskiego było to, że zamiast postawić kropkę nad ‘i’ wcześniej – pozwolili rywalowi zniwelować straty z 20-16 na 20-19. Kiedy sytuacja stała się jednak niekomfortowa – najlepszy gracza spotkania – Jakub Jeżewski zapewnił Oliwie trzeci punkt w meczu, po którym Oliwa wskoczyła na piąte miejsce. Jeśli chodzi o Maritex to cóż – środowa porażka była bardzo bolesna i dotkliwa. Winda, w której przebywali ‘Fioletowi’ się zerwała i team spadł na szóste miejsce w tabeli.
Tufi Team – Flota Active Team 1-2 (11-21; 21-18; 11-21)
Historia pojedynków obu drużyn była dla Floty bezlitosna. Do środowej serii gier obie drużyny mierzyły się siedmiokrotnie i tylko raz Flocie udało się wygrać. W sześciu pozostałych przypadkach mecz wygrywała ekipa Mateusza Woźniaka, z czego w aż trzech przypadkach kończyło się kompletem punktów. Element, o którym mówimy, a także dyspozycja obu drużyn w obecnej kampanii nie pozostawiała złudzeń – gracze Tufi nie będą mieli problemu z opędzlowaniem rywali. Cóż…wyszło nieco niezręcznie. Prawdę mówiąc nie możemy sobie przypomnieć, kiedy team Mateusza Woźniaka rozegrał w SL3 równie słabe spotkanie i kiedy w konfrontacji z rywalem byliby tak bezsilni. Ojojoj chciałoby się rzec. W pierwszym secie rywalizacji Tufi Team ewidentnie ‘nie chciało’. Słabo przyjmowali, nie mogli nic skończyć, co rusz nadziewali się na bloki rywali nie rewanżując się rywalowi tym samym. Lista ‘grzeszków’ faworyta spotkania była znacznie dłuższa i po bardzo dobrej grze, Flota rozbiła rywala do 11! Środkowa odsłona wyglądała już zupełnie inaczej, a Tufi po raz pierwszy w meczu – uzyskali kontrolę nad poczynaniami boiskowymi. Po skutecznych atakach Piotra Watusa oraz Wojciecha Paszylka, objęli prowadzenie 10-7, co pozwoliło im kontrolować przebieg gry do samego końca (21-18). Ostatni set to jednak powrót do tego, co oglądaliśmy w premierowej odsłonie. Ależ to było mordobicie. To była Flota, którą sympatycy drużyny pragnęliby oglądać co tydzień. Słaba dyspozycja Tufi to jedno, ale trzeba przyznać, że rywale byli w środowy wieczór bardzo mocni. Kiedy team Karoliny Kirszensztein objął prowadzenie 11-3, stało się jasne, że po chwili będą cieszyć się z trzeciego zwycięstwa w sezonie, brawo!
Merkury – BEemka Volley 1-2 (21-18; 22-24; 19-21)
Po kilku meczach, w których CTO Volley pogubiło punkty, przed Merkurym otworzyła się szansa na zrównanie się dorobkiem z liderem, a przy turbo-optymistycznym wariancie – wskoczenia na sam szczyt ligowej układanki. Co ciekawe – zbiegłoby się to z setną wygraną drużyny w historii Inter Marine SL3. Początek spotkania to lepsze otwarcie przez BEemkę, która prowadziła od samego początku, aż do stanu 12-11. Sytuacja na korzyść Merkurego zaczęła się zmieniać dopiero w drugiej części seta, kiedy skutecznymi akcjami popisał się Paweł Dolak oraz Mikołaj Rochna (18-14 -> 21-18). Środkowa odsłona miała różne oblicza. Tym razem to gracze Merkurego rozpoczęli lepiej (8-5) i swoją przewagę utrzymywali do połowy seta (13-12). Po kilku atakach Przemysława Wawera, BEemka wysunęła się po chwili na prowadzenie 18-15. Choć Merkury podjął jeszcze próby odwrócenia stanu rywalizacji (19-19), to w końcowej fazie seta lepiej ‘ciśnienie’ wytrzymali gracze Daniela Podgórskiego, którzy wygrali po walce na przewagi do 22. Ostatnia odsłona nie zawiodła. Ależ to były emocje i zwroty akcji. Po ataku Michała Szymańskiego, BEemce udało się wysunąć na prowadzenie 14-12. Po chwili kilkoma skutecznymi akcjami popisał się Mikołaj Rochna, po których Merkury odwrócił stan rywalizacji i pod koniec seta to oni mieli wszystkie ‘karty w rękach’. Choć na tablicy wyników mieliśmy 18-16 dla pięciokrotnych Mistrzów SL3, to nie zdołali oni postawić kropki nad ‘i’. Moment słabości perfekcyjnie wykorzystali gracze w różowych strojach, którzy po atakach Macieja Rzepczyńskiego wyszarpali rywalom zwycięstwo z rąk (21-19)!
Brawo Oliwa!