Za nami poświąteczna kolejka, w której nie brakowało emocji. Drużyna BEemka Volley oraz Flota Active Team, dzięki dwóm wygranym wciąż pozostają niepokonanymi ekipami. Na brak emocji nie mogliśmy narzekać również w pierwszej lidze, w której Volley Gdańsk wygrał z MPS-em Volley. Zapraszamy na podsumowanie!
Flota Active Team – Swooshers 3-0 (21-8; 21-7; 21-9)
O tym jak poważnie do ligi podchodzą gracze Floty Active Team, świadczy fakt, że część graczy tej drużyny, pojawiło się w Ergo kilka minut przed Redakcją. Gracze ci, w oczekiwaniu na szatnie mieli dosłownie mnóstwo czasu na to, aby porozmawiać o przyszłości drużyny. Dodatkowo, jeden z graczy zauważył, że liczba komplementów, które napisaliśmy w ostatnim czasie na temat Floty sprawiła, że drużynie zrobiło się z tego powodu miło. Cóż, aby nie było zbyt cukierkowo, w wygranym meczu ze Swooshersami bez problemu znajdziemy kilka elementów, które prawdopodobnemu przyszłemu drugoligowcowi nie przystoi. W naszych osądach nie jesteśmy osamotnieni, bo po którejś zepsutej zagrywce w pierwszym secie, piekliła się również Pani trener. Prawdę mówiąc liczba zepsutych zagrywek po stronie Floty w całym meczu była nad wyraz duża. Kto wie, czy to nie wynikało z chciwości poszczególnych graczy, którzy chcieli podkręcić swoje statystyki indywidualne, przez co na polu zagrywki ryzykowali bardziej? Nie od dziś wiadomo, że jednym z największych problemów Swooshersów jest właśnie element przyjęcia. W trakcie tego spotkania, Flota w wymieniony sposób, aż czternastokrotnie dopisywała punkt do swojego konta. Finalnie mecz, bez większych problemów wygrywa Flota Active Team. Jeśli chodzi o Swooshersów to był to bez wątpienia dużo lepszy mecz w ich wykonaniu, niż ten z Chilli Amigos. Przed spotkaniem, można mieć było obawy oraz wątpliwości, czy Swooshers nie pobiją kolejnego rekordu w liczbie zdobytych punktów. Tym razem nasze wątpliwości były błyskawicznie rozwiane.
Team Looz – BES-BLUM Nieloty 0-3 (14-21; 19-21; 15-21)
Kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem zawodów, Redakcja miała okazję porozmawiać z Danielem Szultką, który od kilku sezonów broni barw drużyny Team Looz. Gracz ten, całkiem słusznie zresztą, wskazywał na to, że dotychczasowe niekorzystne wyniki, były efektem tego, że drużyna rywalizowała z ligową czołówką. Prawdziwym testem, w którym miejscu są obecnie ‘czarne koszule’ miał nadejść w meczu z BES-BLUM Nieloty. Owszem, drużyna Mateusza Bone na innych drużynach nadal robi wrażenie, ale nie da się ukryć, że w ostatnich sezonach jest to raczej wrażenie podobne do tego, które robi na wszystkich spadająca gwiazda (if you know what I mean). Pisząc całkiem serio, w obecnym sezonie drużyny Team Spontan, Prometheus oraz BES Boys BLUM udowodniły, że ‘Pingwiny’ nie są nie do ruszenia. Właśnie z takim ‘mentalem’ do spotkania przystępowała ekipa Team Looz. Co ciekawe, do drużyny przed meczem dołączył znany z pierwszoligowych parkietów – Damian Kolka. To był kolejny argument, który pozwalał sądzić, że Team Looz powalczy o pierwszą wygraną w sezonie. Jak wyglądały plany w zderzeniu z rzeczywistością? Blado. O ile na początku mecz był dość wyrównany (7-7), tak z czasem uwypukliła się przewaga Nielotów. Był to moment, w którym Team Looz zaczął popełniać mnóstwo błędów, które finalnie kosztowały ich seta. Druga partia sprawiła, że gracze Radosława Sadłowskiego uwierzyli w kolejny punkt w sezonie. Co ciekawe, początek tego seta nie wskazywał na większe emocję. Po ataku oraz dwóch blokach z rzędu Mateusza Polowca, Nieloty objęły prowadzenie 9-6. W dalszej części seta prowadzili już 18-12 i wydawało się, że drugi set zakończy się tak jak pierwszy. W końcówce blokiem, drużynę Nielotów zatrzymał jednak Tomasz Swęda i dość niespodziewanie Looz wyrównał 19-19. Końcówka partii należała jednak do Nielotów, którzy po zagrywce Michała Falkiewicza cieszyli się z wygrania seta, a co za tym idzie – meczu. Ostatnia partia była tylko formalnością. Po dobrej zagrywce Marka Podolaka, Nieloty prowadziły już 10-4 i emocję w tym meczu były już skończone.
Team Spontan – Oliwa Team 2-1 (12-21; 21-14; 21-19)
Po kapitalnym meczu z BEemką Volley, drużyna Oliwy Team stanęła w szranki z kolejnym rywalem z ligowego topu. Tym razem, rywalem drużyny Dawida Karpińskiego była ekipa Team Spontan. Co ciekawe, obie drużyny w SL3 miały okazje rywalizować już kilkukrotnie. Najciekawiej pomiędzy ekipami działo się w sezonie Wiosna’20, w której do końca ważyły się losy awansu do pierwszej ligi. Ostatecznie sztuka ta udała się ‘Oliwiakom’, którzy okazali się lepsi od trzeciego Spontana. Lepsi, gracze Oliwy okazali się również w pierwszym secie wtorkowego spotkania. Biorąc pod uwagę wyniki z obecnego sezonu, w trakcie pierwszej partii można się było zastanowić, czy drużyny przed meczem, nie podmieniły się koszulkami. Dość niespodziewanie to Oliwa zaczęła lepiej pierwszą partię. Po ataku oraz serwisie Tomka Kowalewskiego, Oliwa objęła prowadzenie 9-4. Co więcej, po chwili gracze z serca Oliwy, nad swoimi rywalami przeważali w obronie oraz popełniali zdecydowanie mniejszą liczbę błędów własnych. Efekt? 21-12 i szok wymalowany na twarzy ‘Spontanicznych’. Gracze Piotra Raczyńskiego ‘ogarnęli się’ dopiero w drugim secie. Dodatkowo, na początku tej odsłony, błędy zaczęli popełniać gracze z Oliwy a w związku z tym, to Spontan prowadził 9-5. W dalszej części seta, obraz gry się zbytnio nie zmienił. Oliwa w końcówce ‘nadgoniła’ trochę punktów, ale koniec końców to Spontan wygrał partię. Ostatni, decydujący o zwycięstwie w meczu set był przy okazji najciekawszym. Obie drużyny stworzyły w nim bardzo wyrównane widowisko (6-6; 12-12 oraz 17-17). W partii tej poza sama walką o punkty nie zabrakło kontrowersji, których było całkiem sporo. W końcówce, przy stanie 19-18 dla Spontana, pomylił się jeden z graczy Oliwy i na tablicy wyników zamiast 19-19 mieliśmy 20-18. Uważamy, że była to sytuacja kluczowa dla wyniku meczu.
Flota Active Team – Husaria Gdańsk 3-0 (21-5; 21-7; 21-13)
W zapowiedzi przedmeczowej wskazywaliśmy na to, że drugi rywal Floty Active Team we wtorkowy wieczór – drużyna Husarii Gdańsk będzie prawdopodobnie bardziej wymagającym przeciwnikiem niż Swooshers. Czy z perspektywy czasu się z tym zgadzamy? Cóż, jest to kwestia dyskusyjna. I to bardzo. Już od początku pierwszego seta, terroryzować przeciwników zaczął Mateusz Wilczewski. Po bloku, ataku oraz trzech asach serwisowych, Flota objęła prowadzenie 6-1. Kiedy gracze w niebieskich strojach zobaczyli, że przeciwnik nie stawia zbytniego oporu, ‘jechali z tematem’ dalej. Efekt? Dalsze – taśmowo zdobywane punkty duetu Batman i Robin (Wilczewski & Filanowski), które finalnie w dużej mierze przyczyniły się do wygranej 21-5. Drugi set? Powtórka z rozrywki, czyli prowadzenie na początku 6-1 a następnie powiększanie przewagi i pełna kontrola poczynań boiskowych. Dużo lepiej, ekipa Husarii zaprezentowała się w trzecim secie. Kto wie, jak potoczyłaby się ta partia, gdyby ‘biało-czerwoni’ znali sposób na przyjęcie zagrywek Mateusza Wilczewskiego i spółki. W tym miejscu należy podkreślić coś, co w SL3 zbyt częstym widokiem nie jest. Były gracz drugoligowej ekipy BES-BLUM Nieloty, w trakcie meczu zdobył…10 asów serwisowych a cała ekipa Floty – 16! Wracając do trzeciej partii, ta w pewnym momencie zrobiła się naprawdę interesująca. Stało się to w momencie, kiedy po ataku Kuby Szybko oraz bloku Jakuba Florczaka, Husaria zniwelowała stratę do stanu 9-11. Mimo to po chwili okazało się, że była to chwilowa ‘zadyszka’ nowego lidera trzeciej ligi. Finalnie, ekipa Floty we wtorkowy wieczór zgarnia sześć oczek. Czy można chcieć czegoś więcej?
Tiger Team – DNV 3-0 (21-14; 21-12; 21-13)
Trochę nasze słowa z zapowiedzi się przeterminowały. We wspomnianym tekście krytykowaliśmy drużynę Tiger Team, mimo że ci zdobyli 9 na 12 możliwych punktów. Obecna sytuacja drużyny Mateusza Sokołowskiego jest taka, że punktów mają już 12 z 15 możliwych, co jednak zmienia optykę, nawet największych malkontentów jak my. Po wygranej z ekipą DNV, drużyna ‘Tygrysów’ znajduje się na czwartym miejscu w ligowej tabeli. Początek meczu rozpoczął się od walki. Pierwszą walką, tą bardziej oczywistą była walka ‘punkt za punkt’. Drugą z kolei była ‘granda’ z sędzią oraz przeciwnikami już po jednej z pierwszych wymian. Kiedy opadł kurz i drużyny skupiły się na grze, inicjatywę przejęli gracze Tiger Team (15-11) i to oni po chwili cieszyli się z wygranej seta. Jeszcze większą przewagę, drużyna Tiger wypracowała sobie w drugim secie. Po kilku atakach oraz zagrywkach ‘Tygrysów’, na tablicy wyników było…8-1 dla Tiger Team. To rzecz jasna wpłynęło na dalszą część seta, którą gracze Mateusza Sokołowskiego wygrali bez problemów. Ostatni set rywalizacji był niemal kopią drugiej partii. Początek seta, po dwóch atakach Krzysztofa Mądrego rozpoczął się od prowadzenia Tigera 7-1. Podobnie jak w środkowej odsłonie, po takim ciosie, z drużyny DNV nie było już co zbierać. Podsumowanie? Co by nie mówić, ale nie spodziewaliśmy się tak jednostronnego widowiska. Wydaje się, że Tiger Team łapie w końcu wiatr w żagle i z meczu na mecz, będzie grał coraz lepiej.
Team Spontan – Beemka Volley 1-2 (13-21; 12-21; 21-19)
‘Była kompletna dupa i dalej jest dupa. Z majonezem’. Ten legendarny już cytat, byłego selekcjonera reprezentacji Polski w piłkę nożną – Janusza Wójcika, choć nie do końca znamy znaczenie, ale oddaje postawę drużyny Team Spontan. Trzeba to powiedzieć głośno. Nie w taki sposób wyobrażali sobie wtorkowy wieczór, gracze Piotra Raczyńskiego. Na sześć możliwych punktów, ‘Spontaniczni’ zgarniają zaledwie trzy oczka. Wyłączając ostatniego seta z BEemką, styl gry pozostawiał sporo do życzenia. Dwa pierwsze sety, nawiązując do początku tekstu to była dupa z majonezem. Miał być hit, a było zwykłe gówno. Przynajmniej w wydaniu Spontana. Zacznijmy jednak od początku. Jak można było we wtorek myśleć o korzystnym wyniku, kiedy Spontan rozpoczął seta od stanu 1-7? To może o tyle dziwić, że to przecież Team Spontan był rozgrzany po meczu z Oliwą Team a nie BEemka. Po ‘dymanku’ z początku seta, BEemka nie zwalniała tempa i dalej ‘dźgała’ swoich rywali. Ostatecznie pierwszą partię, drużyna Daniela Podgórskiego wygrała do 13. Jeszcze lepiej, obecny lider drugiej ligi zaprezentował się w drugim secie. Ten, rozpoczął się niemal identycznie jak pierwszy (0-6). Z czasem, ‘Nuggetsi’ próbowali gonić wynik, ale gonić to można wzrokiem najlepszą dziewczynę w klubie, a koniec końców, najczęściej nic z tego nie wynika. Nie inaczej było i tym razem. BEemka wcisnęła gaz, Spontan nie zareagował na czas i w meczu było 2-0. Trzeci set, o dziwo był już całkiem inną partią. ‘Spontaniczni’ zagrali w końcu na miarę swoich możliwości. Ok, można się upierać przy tym, że i BEemka wyraźnie zwolniła, ale tak czy siak, w meczu mieliśmy w końcu emocję na które liczyliśmy. Set ten od samego początku do końcówki był walką ‘łeb w łeb’. Finalnie w końcówce ‘wojnę nerwów’ wygrała ekipa Team Spontan.
Volley Gdańsk – MPS Volley 2-1 (25-23; 13-21; 21-16)
We wtorkowy wieczór obie drużyny, które przystępowały do bezpośredniej konfrontacji, zabraliśmy w pewną podróż sentymentalną. Być może nie wszyscy pamiętają, ale swego czasu to rywalizacja Volley Gdańsk oraz MPS Volley elektryzowała sympatyków amatorskiej siatkówki na Pomorzu. Były to czasy, kiedy SL3 dopiero startowało, a PALPS rozgrywany był w systemie mecz-wyjazd. Po dłuższej przerwie, obie drużyny ponownie stanęły w szranki. Biorąc pod uwagę ostatnią, kapitalną formę Volley Gdańsk, cała trójka ‘Typerów’ postawiła wynik 2-1 dla ‘żółto-czarnych’. O tym, że nie był to zwykły mecz przekonaliśmy się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego, gdy obie drużyny analizowały nasz wybór. Wszystko rzecz jasna bez złych emocji. Trzeba przyznać, że samo spotkanie również nie obfitowało w złe nastawienie, którejś ze stron. Obie ekipy od początku były skoncentrowane i skupiały się na własnej grze. Pierwsza partia przez bardzo długi moment należała do Volleya, który w pierwszej partii przeważał w bloku oraz ataku. Prawdziwe show w pierwszej części seta dał rewelacyjnie dysponowany w ostatnim czasie Michał Pysz. Co ciekawe, MPS dość szybko zlokalizował największe zagrożenie ze strony przeciwników, ale finalnie ten środkowy był ‘unstoppable’. Mimo, że pod koniec seta, Volley prowadził już 18-13, MPS nie dawał za wygraną. Każdy kolejny punkt Miłośników Piłki Siatkowej sprawiał, że w powietrzu coraz mocniej dało się wyczuć, charakterystyczną woń kupy. Mimo pewnych problemów, Volley zdołał jednak wygrać tę partię na przewagi. Druga i trzecia odsłona nie były aż tak spektakularne. W drugim secie rozjuszone MPS nie dało trzykrotnym mistrzom Siatkarskiej Ligi Trójmiasta szans i wygrało tę partię do 13. Drugi set, po znaku firmowym, jakim przez lata była zagrywka Daniela Koski, Volley Gdańsk rozpoczął od prowadzenia 8-4. W partii tej, ‘żółto-czarnym’ udało się uniknąć nerwówki z pierwszego seta i po chwili cieszyli się oni z czwartej wygranej w sezonie.
BES Boys BLUM – Dziki Wejherowo 0-3 (15-21; 16-21; 19-21)
W zapowiedzi przedmeczowej, wskazywaliśmy na problemy kadrowe drużyny BES Boys BLUM. Zgodnie z zapowiedzią, w składzie drużyny desygnowanym do gry przeciwko Dzikom Wejherowo, zabrakło Krzysztofa Górznego oraz Arkadiusza Wasilewskiego. Co więcej, w meczu nie wystąpił również etatowy ‘sypacz’ BES Boys’ów – Krzysztof Wyrzykowski. W zamian za nieobecnych, na parkiecie zobaczyliśmy powracającego po kontuzji – Piotra Skierkowskiego oraz…debiutującego w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta – rozgrywającego, Adama Wyrzykowskiego. Co ciekawe, ten ostatni jest synem Krzystofa, który występuje w tej samej drużynie – również na sypie. Warto o tym wspomnieć, bowiem jest to pierwsza sytuacja w SL3, w której w jednej drużynie gra ojciec z synem. Wracając do meczu, czy nowi gracze odmienili oblicze BES Boys BLUM? Patrząc na wynik w setach – niekoniecznie. Z drugiej strony uważamy, że ‘Chłopcy’ w konfrontacji z wiceliderem rozgrywek zaprezentowali się całkiem nieźle. Ba, nie mamy w zasadzie większych powodów, aby się ich czepiać. Początek meczu zaprowadził nas do stanu 9-9 a następnie 12-12. To właśnie od tego momentu, zaczęła zarysować się przewaga Dzików. Po dwóch atakach Marcina Bryłkowskiego, Dziki prowadziły 17-13 i po chwili, obie drużyny zmieniały stronę. Druga odsłona od niemal samego początku była pod kontrolą ‘Dziczyzny’. Po dwóch atakach Mateusza Węgrzynowskiego z początku seta (7-3), Dziki wypracowały sobie bezpieczną zaliczkę, której już nie wypuścili. Ostatni set był najbardziej wyrównany. Nie jest to pierwsza tego typu sytuacja w przypadku Dzików, ale czasami wydaje nam się, że mają oni problem z koncentracją. Ostatecznie w partii tej obyło się bez przykrych konsekwencji, choć w końcówce ‘Chłopcy’ prowadzili już 18-16. O tym, że to Dziki finalnie wygrały tę partię, w dużej mierze zadecydowała dyspozycja Mikołaja Nowaka, który w końcowym fragmencie ‘pociągnął’ Dzików do zwycięstwa.
BEemka Volley – Zmieszani 3-0 (21-18; 21-16; 21-15)
Jako że przy okazji poprzedniego meczu BEemki Volley, ‘przejechaliśmy się’ nieco po drużynie Team Spontan, gracze obecnego lidera rozgrywek mogli odnieść mylne wrażenie, że za ich dyspozycję im się upiecze. Cóż…osoby, które nas znają wiedzą, że jest to niemal niemożliwe. Nie będziemy się zbytnio rozwodzić, ale do cholery droga BEemko, co to było? Miała być piękna furka z salonu a tymczasem w meczu ze Zmieszanymi obejrzeliśmy jakieś dziadostwo prosto ze szrotu w Bolszewie. My naprawdę wszystko rozumiemy, ale chcielibyśmy zaznaczyć, że w meczu mierzyły się drużyny, które:
- BEemka Volley
– duża część graczy, w poprzednim sezonie występowała w pierwszej lidze
– są liderem drugiej ligi
– wszystkie osoby, które interesują się SL3, twierdzą że to właśnie oni są głównym faworytem do wygrania ligi
b) Zmieszani
– w poprzednim sezonie występowali w trzeciej lidze
– w obecnym sezonie znajdują się w strefie spadkowej
– we wtorkowy wieczór mieli potężne problemy kadrowe i w związku z tym, poszczególni gracze występowali na zmienionych pozycjach.
Jeśli wydaje się Wam, że to wszystko to jesteście w błędzie. Moglibyśmy śmiało wypisać jeszcze kilka podpunktów. Całość zebrana do kupy sprawiała, że byliśmy niemal przekonani o zwycięstwach do 12, 13 oraz ponownie 12 i do domku. Tymczasem Zmieszani sprawili swoim rywalom spore problemy. Ostatecznie BEemka wygrywa za komplet punktów, choć nie jesteśmy do końca pewni czy są w pełni ukontentowani.