Poniedziałkowy wieczór upłynął pod znakiem rywalizacji w drugiej i trzeciej lidze. Oba rozgrywane hity w drugiej lidze zakończyły się podziałem punktów. Największą niespodzianką okazał się jednak mecz w trzeciej lidze, gdzie ostatnia drużyna zdobyła punkt z ekipą, która nie zaznała jeszcze porażki. Zapraszamy na podsumowanie tego, co wydarzyło się w poniedziałek.
Allsix by Decathlon – Team Looz 2-1 (14-21; 21-18; 21-19)
O tym, że nie będzie to łatwe spotkanie dla drużyny Allsix by Decathlon pisaliśmy już w zapowiedzi przedmeczowej. Gdy na rozgrzewce tuż przed spotkaniem zobaczyliśmy, że w szeregach graczy ze sklepów sportowych brakowało Aleksandra Bochana, zastanawialiśmy się, czy w popłochu nie zmienić jeszcze typu Redakcji dotyczącego spotkania. Oczywiście piszemy to pół żartem pół serio, ale dla drużyny Rafała Liszewskiego było to dość istotne osłabienie. Obie drużyny zaczęły mecz dość ospale, popełniając przy tym sporo błędów. Jako pierwsi obudzili się gracze Bartłomieja Szcześniaka, którzy od połowy trwania seta narzucili rywalom swoje warunki gry i wygrali seta do 14. Po zakończonej partii i zaobserwowanej przez nas dyspozycji obu drużyn wydawało się, że kolejne sety będą wyglądały podobnie. Na przekór naszym słowom, lepiej tę odsłonę zaczęli gracze Allsix, którzy wyrządzili swoim rywalom sporo krzywdy zagrywką, a następnie po pojedynczym bloku Rafała Liszewskiego wyszli na prowadzenie 6-3. Z czasem Team Looz wrócił jednak na właściwe tory i gracze tej drużyny zdołali doprowadzić do wyrównania (10-10). O tym, że seta wygrała jednak ekipa Allsix zadecydowała końcówka, w której więcej zimnej krwi zachowali gracze Decathlonu. Trzeci – decydujący o wygranej set poniekąd sparaliżował obie drużyny. W obu ekipach widać było sporo nerwowości i błędów, chociażby na zagrywce. Finalnie, mimo pogoni w końcówce przez Team Looz to Allsix by Decathlon wygrywa szalenie istotne spotkanie i wskakuje na czwarte miejsce w ligowej tabeli.
Sprężystokopytni & Kitku – Dream Volley 1-2 (15-21; 22-20; 17-21)
Spotkanie pomiędzy drużynami było anonsowane jako jeden z najciekawszych meczów piątego tygodnia rozgrywek. Powodem było to, że obie drużyny mają aspiracje do tego, aby awansować do wyższej klasy rozgrywkowej. Do momentu rozpoczęcia meczu obie drużyny wygrały cztery z pięciu rozegranych spotkań, dzięki czemu znajdowały się w górnej części tabeli. Faworytem była drużyna Mateusza Dobrzyńskiego, która rozkręcała się z meczu na mecz i w ostatnich spotkaniach prezentowali naprawdę świetną formę. Sprężystokopytni & Kitku z kolei w ostatnim czasie nie zachwycali więc przyznamy wprost – nie spodziewaliśmy się wodotrysków. Mimo to mecz rozpoczął się bardzo wyrównanie. Do połowy seta mieliśmy walkę punkt za punkt. Z czasem inicjatywę przejęła drużyna Dream Volley i wypracowała sobie kilkupunktową przewagę, której już nie wypuściła. W partii tej, podobnie jak w całym spotkaniu, gracze Dream Volley spisywali się świetnie w obronie. Druga partia zaczęła się lepiej dla tych, dla których skończyła pierwsza. Przez większość seta drużyna Mateusza Dobrzyńskiego prowadziła grę, by w drugiej jego części roztrwonić pokaźną zaliczkę (14-10) i przegrać po walce na przewagi (20-22). W partii tej Sprężystokopytni & Kitku często uruchamiali środkowych. Ponadto bardzo dobrą dyspozycję zaprezentował nieobecny w ostatnim czasie – Maciej Wysocki. Trzeci set zaczął się od kontrowersji sędziowskich, po których Dream Volley wyszedł na prowadzenie 4-0 i w zasadzie przez cały set do momentu (17-17) prowadzili grę. W końcówce, mimo pewnej nerwowości zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, dzięki czemu umocnili się na drugim miejscu w tabeli.
MiszMasz – Niepokonani PKO Bank Polski 2-1 (17-21; 21-13; 21-14)
Każdy z nas ma takie rzeczy, które nas bardzo wkurzają. Jedni denerwują się, kiedy odwiedzane przez nas osoby nalegają na to, aby włożyć kapcie, drudzy z kolei nie znoszą, kiedy jego sąsiedzi organizują w środku tygodnia imprezę. Trzeci – Niepokonani PKO Bank Polski wkurzają się z kolei, kiedy czytają w zapowiedziach przedmeczowych jak Redakcja deprecjonuje ich drużynę. Króciutkie wyjaśnienie. W zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy, że gdybyśmy wskazali na to, że to ‘Bankowcy’ są faworytem poniedziałkowego starcia, duża rzesza graczy uznałaby nas za zbiega z zamkniętego zakładu. Cóż, mogliśmy napisać, że faworytem jest MiszMasz i nie dodawać tej nutki pikanterii, którą to Redakcja niemal ubóstwia. Przyznajmy to wprost. Nie mogliśmy się powstrzymać. Mimo to uważamy, że zrobiliśmy dobry uczynek dla ekipy Joanny Drewczyńskiej, która wyszła na spotkanie nabuzowana jak rottweiler na spotkanie z listonoszem. Takie podejście się opłaciło i Niepokonani PKO Bank Polski jako dopiero druga drużyna w całej ligowej stawce zdołali wygrać seta z faworytem do awansu. Druga i trzecia partia padła łupem MiszMaszu, który uniknął tego, by stać się drużyną współodpowiedzialną za największą sensację obecnego sezonu. Słówko o Niepokonanych – to, jak prezentuje się obecnie drużyna jest iście imponujące. Coś, co jakiś czas temu wydawało się nierealne, dziś jest namacalne. Uważamy, że kolejne punkty są tylko kwestią czasu.
Port Gdańsk – Bombardierzy 3-0 (21-10; 21-13; 21-18)
Ech… wiedzieliśmy, że to Port Gdańsk będzie faworytem tego spotkania, ale liczyliśmy jednak na trochę więcej emocji. Powracająca na parkiety Siatkarskiej Ligi Trójmiasta po dwutygodniowej absencji ekipa ‘Portowców’ chciała wykorzystać fakt, że w meczach, które skończyły się kilkanaście minut wcześniej, dość niespodziewanie doszło do podziału punktów. To z kolei oznaczało, że ewentualna wygrana z Bombardierami w stosunku 3-0 sprawi, że ‘Granatowi’ będą jednym z największych wygranych poniedziałkowej serii gier. Wartym odnotowania faktem jest powrót do składu Kamila Sołomina, który ostatni mecz rozegrał jeszcze w…sierpniu, a dokładnie w meczu 31.08 przeciwko Speednetowi, który inaugurował jesienne zmagania. Sam mecz od początku do końca był grany pod dyktando drużyny Arkadiusza Sojko. Pierwszy set zakończył się wygraną do 10. Kolejne odsłony to wygrane do 13 oraz 18. O ile dwa pierwsze sety trzymały w napięciu równie mocno co dwutysięczny odcinek Klanu to trzeci set oglądało się naprawdę przyjemnie. W odsłonie tej co prawda to nadal ‘Portowcy’ kontrolowali przebieg seta i powiedzmy to sobie wprost – ich wygrana była zagrożona równie mocno jak to, że Bill Gates stanie się bankrutem. Mimo to, Bombardierzy potrafili w tej partii powalczyć i podgonić w końcówce meczu swojego rywala, przez co optyka na spotkanie stała się inna.
Letni Gdańsk – DNV GL S*M*A*S*H 2-1 (21-15; 17-21; 21-13)
Ten mecz miał naprawdę wszystko do tego, aby stać się największym wydarzeniem poniedziałkowej serii gier. Naprzeciw siebie stanęli bowiem gracze ‘wagi ciężkiej’. DNV GL S*M*A*S*H do momentu spotkania przeżywał swój jeden z najlepszych okresów w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Letni Gdańsk z kolei, o czym wielokrotnie już pisaliśmy, miał świetny poprzedni sezon, a ostatnie spotkanie z Nielotami zdawało się potwierdzać, że Letni ma się dobrze. Przed meczem okazało się, że po raz kolejny w przypadku ‘Granatowych’ będzie grany ‘bal samców’. W protokole meczowym ponownie zabrakło trzech kobiet, które łagodzą obyczaje po ‘granatowej stronie mocy’. Mimo to, drużyna Piotra Kamińskiego od początku spotkania radziła sobie bardzo dobrze. Już na początku pierwszej partii wyszli na kilkupunktowe prowadzenie i niczym klasowy bokser trzymali swojego rywala na dystans, nie pozwalając sobie zrobić za dużej krzywdy. Przed drugim setem ‘Letnicy’ uznali, że nie byliby sobą, gdyby nie zamieszali trochę składem oraz ustawieniem. Początkowo posunięcie to wydawało się strzałem w ‘10’, bowiem drużyna wyszła na kilkupunktowe prowadzenie. Z czasem coś się zacięło i moment ten perfekcyjnie wykorzystali doświadczeni gracze DNV GL, którzy zdołali wygrać seta do 17. Decydujący o wygranej set rozpoczął się lepiej dla Letników. Pierwszy punkt w tej partii zdobył zagrywką najlepszy gracz meczu – rozgrywający Mariusz Rewa, który trzeba przyznać, że jest ogromną wartością dodaną drużyny i jednym z lepszych ruchów transferowych w drugiej lidze. Wracając do spotkania to cała trzecia partia była pod dyktando jednej drużyny – Letniego Gdańska. Set ten zakończył się wygraną do 13. To sprawia, że faktem staje się to, że Letnicy w przeciągu tygodnia odprawiają dwie drużyny, które plasowały się na miejscach 1-4. Czy można wyciągać z tego daleko idące wnioski?
Piękni i Młodzi – AXIS 3-0 (21-12; 21-14; 21-13)
Wbrew temu, o czym pisaliśmy w przedmeczowych zapowiedziach – tym razem drużyna Pięknych i Młodych wystawiła komplet graczy. Ich rywalem była drużyna AXIS, która znajduje się w dolnej części tabeli. Patrząc na poprzedni sezon już teraz widać, że drużyna prezentuje się lepiej niż w edycji Wiosna’20. Przed meczem otwartym pytaniem pozostawało to, czy ‘lepiej’ oznacza, że drużyna jest w stanie zaprezentować się przyzwoicie w meczu z takim przeciwnikiem? Nie było bowiem tajemnicą wczoraj, ani nie jest dzisiaj, że drużyna Pięknych i Młodych na tle pozostałych drużyn w ligowej stawce wygląda dokładnie w ten sam sposób jak wygląda nauczyciel wuefu, który w ramach rozruchu postanowił popykać w piłkę z dzieciakami z 2C. Przepaść. Dwa sporty. Moglibyśmy w zasadzie mnożyć podobne wyrażenia, ale już załapaliście o co chodzi. Mimo to, liczyliśmy przed meczem, że AXIS nie wystraszy się swojego rywala, podobnie jak nie wystraszyli się gracze Mental Block. Piękni i Młodzi wygrywają poszczególne sety do 12, do 14 oraz do 13. Wiadomą sprawą jest to, że drużyna Radosława Koniecznego nie grała na 100% swoich możliwości, ale AXIS zaprezentowało się w spotkaniu naprawdę dobrze i kilkakrotnie potrafili zaskoczyć swoich rywali. Okazja do rehabilitacji i mecz z ostatnią drużyną w tabeli – Mental Block już w najbliższą środę.