MATCHDAY #12

Wtorkowa seria gier to w głównej mierze spotkania w drugiej lidze. W bardzo dobry sposób po kolejne wygrane sięgnęły ekipy Old Boys, Hydra Volleyball Team oraz Volley Gdańsk. Do wymienionych drużyn nie dołączyła ekipa BEemki Volley, która dość niespodziewanie straciła punkt z Team Spontan. Zapraszamy na podsumowanie!

Zmieszani – Old Boys 0-3 (13-21; 12-21; 16-21)

Przeżywająca poważne problemy drużyna Zmieszanych, przystąpiła we wtorkowy wieczór do czwartego spotkania w sezonie Jesień’23. Promykiem nadziei na ‘lepsze jutro’ był punkt zdobyty w konfrontacji z jednym z faworytów do wygrania ligi – BEemką Volley. To sprawiło z kolei, że gracze z Pruszcza Gdańskiego podeszli do spotkania na 100% możliwości. Wiedzieli oni bowiem, że po ubiegłotygodniowej porażce z Oliwą – we wtorek trzeba poszukać kompletu punktów. Spotkanie rozpoczęło się od przewagi Old Boys. Po dwóch atakach prawoskrzydłowego – Jakuba Krasiewicza, gracze w białych trykotach objęli wysokie prowadzenie 13-7. To nie sprawiło, że team Bartłomieja Kniecia postanowił nieco zwolnić. W dalszej części seta mieli spotkanie rywala pod absolutną kontrolą i finalnie dali mu ugrać zaledwie trzynaście oczek. Jeszcze mniej Zmieszani mogli zrobić w środkowej odsłonie. Co ciekawe, na pewnym etapie seta mieliśmy identyczny wynik jak w premierowej odsłonie (13-7). W końcówce – kapitalną serią na zagrywce popisał się Damian Skrzęta, po której ‘Dziadki’ prowadzili już 18-9 i po chwili cieszyli się z drugiego punktu w meczu. Do rozegrania obu drużynom została  trzecia odsłona, która rozpoczęła się od wyrównanej gry obu drużyn. Ba, mniej więcej na półmetku po ataku oraz asie serwisowym Jakuba Wałdocha, Zmieszani prowadzili 12-11, ale w powietrzu dało się wyczuć, że to ‘miłe złego początki’. W dalszej części Old Boys podkręcili nieco tempo i za sprawą kilku świetnych bloków w końcówce (Krasiewicz oraz Gronkowski), Old Boys wysunęli się na prowadzenie 19-14 i po chwili cieszyli się z kompletu punktów.

Team Spontan – MiszMasz 1-2 (21-15; 13-21; 14-21)

Mówią, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tydzień temu ‘Spontaniczni’ skonsumowali ‘Bestię’ i sympatycy tej drużyny oczekiwali, że we wtorek poradzą sobie również z przeżywającą poważny kryzys – drużyną MiszMasz. Zanim rozwiniemy ten wątek – kilka słów o ‘Spontanicznych’. Na ‘dzień dobry’ mały spoiler. Gracze Piotra Raczyńskiego nie zdołali pójść za ciosem i to MiszMasz cieszył się z wygranej. Trzeba przyznać, że przynajmniej na początku rywalizacji się na to kompletnie nie zanosiło. MiszMasz przystępował bowiem do spotkania zdziesiątkowany licznymi kontuzjami oraz urlopami. To zdawało się nieść swoje konsekwencje. Kilka wymian po pierwszym gwizdku sędziego ‘Spontaniczni’ prowadzili 12-9 i gracze Michała Grymuzy nie mieli zbyt dużo pomysłów by powstrzymać rywali. Z czasem sytuacja zdawała się jednak zmieniać i kilka wymian później, Spontan prowadził zaledwie jednym oczkiem (13-12). Druga część seta to jednak fragment, w którym zdecydowanie więcej jakości było po stronie ‘kolekcjonerów niezaplanowanych chwil’ (21-15). Środkowa odsłona to konkretny twist, a może lepiej – miszmasz, na który zabrali nas gracze z czarnym logo na koszulkach. Po kapitalnej serii zdobytych punktów przez Damiana Kolkę, MiszMasz odskoczył swoim rywalom na siedem punktów (15-8). Mimo że ich rywale próbowali jeszcze ratować sytuację, to o odwróceniu losów rywalizacji nie mogło być mowy. O zwycięstwie w meczu musiał zatem zadecydować trzeci set. Ten od niemal samego początku układał się po myśli MiszMaszu. Ósma drużyna poprzedniego sezonu po ataku najlepszego gracza na boisku – Damiana Kolki, objęła prowadzenie 12-7 i była już o włos od wygranej w meczu. Tak wielkiej okazji na tryumf nie dało się zepsuć i po chwili MiszMasz mógł cieszyć się z drugiego zwycięstwa w sezonie Jesień’23.

TGD – Hydra Volleyball Team 0-3 (12-21; 14-21; 13-21)

Kiedy zobaczyliśmy jak rozkładają się proporcje w Typerze SL3 – uśmiechnęliśmy się pod nosem. Wszystko za sprawą faktu, że wygraną ‘Bestii’ wskazało niemal identycznie tyle samo osób co przed tygodniem, kiedy Hydra rywalizowała z Team Spontan. Procenty, które ujrzeliśmy sprawiły, że trudno nie było nie dostrzec deja vu. O tym, że nie ma wyników niemożliwych przekonaliśmy się już wiele razy. Z pewnością z takim mentalem do spotkania podchodzili gracze TGD, którzy umówmy się – nie mieli nic do stracenia. Mimo to, od pierwszego gwizdka sędziego zarysowała się bardzo duża przewaga graczy w złotych strojach, którzy objęli prowadzenie 10-3. Od tego momentu, niemal do samego końca – ‘Bestia’ kontrolowała przebieg wydarzeń na parkiecie i zasłużenie sięgnęła po pierwszy punkt w meczu (21-12). Środkowa odsłona rozpoczęła się nieco inaczej. Na początku Hydra dała się ‘wciągnąć’ w grę ‘Drogowców’ w efekcie, czego popełnili na początku sporo błędów i niemal na półmetku seta prowadzili zaledwie jednym oczkiem (9-8). Im dłużej trwała jednak trwała partia, tym bardziej Hydra zaczęła odjeżdżać. Uważamy, że ‘Drogowcy’ nie dotrzymali na pewnym etapie tempa, ponieważ dysponowali zdecydowanie mniejszą siłą rażenia. Wyjątkiem potwierdzającym regułę był atakujący TGD – Kamil Gadomski, który w meczu prezentował się naprawdę dobrze. Tak czy siak – Hydra odskoczyła w drugiej części seta na 19-12 i wygrana partii była już tylko kwestią czasu. Ostatnia odsłona nie odmieniła oblicza spotkania. Ex pierwszoligowiec błyskawicznie objął wysokie prowadzenie 12-4, czym ‘zabił’ jakiekolwiek emocje w spotkaniu. Finalnie skończyło się na wyniku 21-13, komplecie oczek i poprawie humoru. 

Team Spontan – BEemka Volley 1-2 (13-21; 21-17; 12-21)

Po poniedziałkowej konfrontacji ze Zmieszanymi, w którym team Daniela Podgórskiego dość niespodziewanie stracił jeden punkt – ‘Zmotoryzowani’ przystępowali do kolejnego spotkania w sezonie Jesień’23. Tym razem ich rywalem była ekipa Team Spontan i niezależnie od tego, że drużyna ta ograła tydzień temu Hydrę – BEemka pozostawała zdecydowanym faworytem starcia. Ba, zdecydowana większość typujących wskazywała na to, że niebiesko-biali nie będą mieli problemu z tym, by sięgnąć po komplet oczek. Od początku spotkania, predykcje te zdawały się potwierdzać. Po atakach Michała Ryńskiego oraz Bartosza Kusińskiego było bowiem 10-3 dla BEemki. W dalszej części seta BEemka nie zwalniała i bez najmniejszych problemów ograła swoich rywali do 13. Przed drugą partią zdawało się, że wygrana za komplet punktów to formalność. Dość niespodziewanie odsłona ta rozpoczęła się lepiej dla ‘Spontanicznych’. Po bloku nominalnego libero – Piotra Raczyńskiego, Spontan objął prowadzenie 8-6 i swą konsekwentną oraz zabójczo pragmatyczną grą doprowadzili do prowadzenia 17-13. Ich rywale – BEemka próbowali przez cały set odrabiać straty, ale w tym fragmencie meczu – totalnie ‘nie żarło’. Decydujący cios z prawego skrzydła posłał ostatecznie Mariusz Krynicki i Spontan mógł się cieszyć z punktu z renomowanym przeciwnikiem. Przed trzecim setem towarzyszyło nam silne poczucie deja vu. Spontan po pierwszej słabej partii – ograł topowego rywala i przystępował do ostatniej odsłony w meczu. Cóż – tym razem powtórki jednak nie było i BEemka nie popełniła takich błędów jak Hydra. Dzięki temu, wygrali oni seta do 12, a cały mecz 2-1. Mimo wygranej – humory w drużynie nie były jednak najlepsze. W obecnym tygodniu mieli oni sięgnąć po łatwe sześć oczek, a finalnie skończyło się na czterech.

Flota Active Team 2 – Tiger Team 1-2 (21-13; 19-21; 19-21)

Dzień w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta bez sensacji, dniem straconym. No bo jak inaczej określić ten mecz? Mecz, w którym mierzy się naszpikowany gwiazdami lider rozgrywek z drużyną, która wygrała dwa z pięciu spotkań, a na dodatek podchodziła do meczu po bardzo słabym meczu z Portem Gdańsk? Ech, nawet nie próbujemy tego zrozumieć. Mamy co prawda swoje spostrzeżenia, o czym za chwilę. Zanim do tego dojdziemy, słówko o pierwszej odsłonie, w której gra Floty wyglądała tak jak spodziewali się tego niemal wszyscy. Pewne trzecioligowe granie i wrzucenie rywali na taką karuzele, że ci po zejściu nie wiedzieli jak się nazywają. Z drugiej strony trzeba mieć naprawdę cojones, aby po takim pierwszym secie – tak diametralnie odmienić swoją grę. No bo to, że Flota zeszła o dwa piętra niżej od swoich możliwości jest chyba oczywiste. Ale zostawmy ich na chwilę. Na rozliczenie przyjdzie czas. Skupmy się na chwilę na Tigerze. Kurcze, gdyby ta drużyna potrafiła tylko ustabilizować formę i ‘odpędzić na dobre swe demony’ to jesteśmy przekonani, że znaleźliby się w wymarzonym TOP5. Uważamy, że w tej drużynie tkwi ogromny potencjał, no właśnie – zawsze jest jakieś ale. We wtorek zobaczyliśmy tę najlepszą wersję Tigera. Z charakterem i ‘serduchem’ do walki. Z tym, że mimo iż rywale są faworytem, to Tiger prze po swoje. Kapitalnie – brawo. A Flota? Cóż – kilka sezonów temu w SL3 występowała drużyna, która nazywała się MENTAL BLOCK. Rozumiecie czemu piszemy o tym właśnie teraz? Ponieważ Flota nie przegrała tego spotkania, bo ma gorszych zawodników. Przegrała charakterem, nerwami, pretensjami czy nieco toxic atmosferą, której wcześniej nie widzieliśmy. Przegrali również dlatego, bo uznali, że po wygraniu czterech meczów w sezonie – pójdzie już z górki. Wtorkowe spotkanie to lekcja pokory. Ilekroć gracze w granatowych strojach zaczną ‘lewitować’ to powinna być osoba, która przypomni jak to się historycznie skończyło.

Bayer Gdańsk – BES Boys BLUM 2-1 (16-21; 21-18; 21-14)

Ależ wiadro pomyj wylało się w ostatnim czasie na drużynę Bayer Gdańsk. Mimo że w kilku ostatnich miesiącach nie szło – to i tak postawiliśmy na to, że zdołają ograć oni drużynę BES Boys BLUM i nie miał tu znaczenia fakt, że ci drudzy wyraźnie się w ostatnim czasie poprawili. Jakież było nasze zdziwienie, gdy oglądaliśmy pierwszą odsłonę rywalizacji. Wszystko za sprawą faktu, że to gracze Ryszarda Nowaka lepiej weszli w spotkanie i po jednym z ataków Marcina Platy, objęli prowadzenie 10-7. ‘Aptekarze’ starali się odpowiedzieć atakami swojego kapitana – Damiana Harica. Mimo to – nawet jeśli Bayer zdołał się zbliżyć do rywala, to doświadczony team BBB po chwili ponownie odskakiwał (18-14) i dość gładko wygrał seta do 16. Środkowa odsłona rozpoczęła się od wyrównanej gry obu drużyn, która zaprowadziła nas do stanu po 8. Mniej więcej na półmetku seta, sekwencję czterech błędów z rzędu zaprezentowała ekipa w szarych trykotach, a to sprawiło, że Bayer objął prowadzenie 14-11. Niestety dla nich – wciąż borykali się z potężnym problemem w przyjęciu (15-14), a to z kolei sprawiło, że na parkiecie zobaczyliśmy niecodzienny widok, a mianowicie – dwóch libero po jednej strony siatki. W dalszej części seta, Bayer zdołał jednak ponownie odskoczyć na trzy oczka i tego prowadzenia już nie oddał (21-18). Ostatnia odsłona to wyrównana walka obu drużyn do stanu po 9. Druga część finałowego seta to wreszcie gra ‘Aptekarzy’, którą chciałoby się oglądać. Po kilku składnych akcjach, drużyna z Olivii Business Center odskoczyła na 18-12 i po chwili cieszyła się z wygrania bardzo ważnego meczu.

Volley Gdańsk – Oliwa Team 3-0 (21-11; 21-15; 21-19)

Po ubiegłotygodniowym imponującym zwycięstwie Oliwy Team z Old Boys – gracze Tomasza Kowalewskiego zaczęli coraz głośniej przebąkiwać o tym, ‘że należy im się miejsce przy jednym stole z drugoligowymi tuzami’. Faktycznie – w Oliwę przed spotkaniem wierzyło naprawdę bardzo dużo typerów. Ok – Volley nadal był faworytem starcia, ale komplet punktów z ‘Dziadkami’ sprawił, że Oliwa zaczęła być traktowana bardzo serio. Pikanterii całej otoczce dodawał fakt, że chwilę temu ta sama ekipa Old Boys ograła za komplet punktów Volley. Dodając 2+2, wnioski nasuwały się proste. Jakież było zaskoczenie poszczególnych graczy Oliwy gdy zobaczyli typ Redakcji: 3-0 dla Volleya. Nasze przekonanie wynikało z tego, że Volley w ostatnim czasie prezentował się wybornie. W odróżnieniu od innych ekip z czołówki – jak miał wygrać za 3-0, to najzwyczajniej w świecie to robił. Potwierdził to również we wtorkowym spotkaniu. Gdybyśmy mieli porównywać dwie drużyny do aktorów – Volley był w pierwszym secie cholernym Robertem De Niro, podczas gdy Oliwa co jedynie Tomaszem Karolakiem. Wybór tego ancymona nie był przypadkowy. ‘Zasieki’, które postawiła Oliwa w pierwszym secie były zwarte dokładnie tak samo jak ‘jedynki’ pierwszoplanowej postaci z Rodzinki.pl. Pisząc precyzyjniej – Volley mieścił tam wszystko. Ok – odstawmy żarciki na bok. Z pewnością do śmiechu w drugiej secie nie było ponownie Oliwie, która trzymała się do stanu po 9. Druga część to już kanonada trzykrotnych mistrzów SL3. Atak, blok, as. Zasadniczo – wszystko było po stronie Volleya i to przełożyło się na prowadzenie 18-11, po którym Oliwa ‘już nie istniała’. Ostatnia odsłona to dość wymowny obrazek, w którym na zagrywce stanął najlepszy gracz spotkania – Szymon Zalewski i w dość brutalny sposób zdobył asika na każdym z przyjmujących Oliwy (10-5). Kiedy zapowiadało się na konkretne mordobicie, dość niespodziewanie przebudziła się Oliwa, która wyszła na prowadzenie 15-13. Przyparci na chwilę do ściany gracze Volley zareagowali na trudny moment w najlepszy możliwy sposób – wyszli z niego obronną ręką i po chwili cieszyli się z kompletu punktów i fotelu lidera drugiej ligi. 

Dziki Wejherowo – AVOCADO friends 0-3 (22-24; 22-24; 16-21)

Zgodnie z tym o czym pisaliśmy w zapowiedziach – ‘Dziczyzna’ musiała radzić sobie we wtorkowy wieczór bez dwóch odyńców. Na rozegraniu nie zobaczyliśmy Witka Klimasa, który wcielił się w rolę profesjonalnego filmowca oraz przyjmującego Jakuba Klenczona, który zmagania kolegów oglądał w transmisji live ze spotkania. Z pewnością obaj ci gracze bardzo przeżywali fakt, że nie mogą pomóc swoim kolegom na parkiecie. A ta pomoc by się przydała, bo Dziki dość niespodziewanie przegrali spotkanie i co już szokujące – nie zdobyli przy tym choćby punktów. Ok – poza trzecim setem mecz wyglądał tak, że równie dobrze to oni mogli cieszyć się z wygranej. Dodatkowo po samym spotkaniu gracze w niebieskich trykotach mieli spore poczucie krzywdy wynikający z kilku decyzji sędziowskich. Mimo wszystkich opisanych przed chwilą wydarzeń musimy jednak przyznać, że spotkanie oglądało się świetnie. Pierwszy i drugi set był prawdziwą ozdobą drugoligowych zmagań. Co więcej – AVOCADO friends pokazuje, że nieudany początek sezonu w ich wykonaniu wynikał z dość powolnego wchodzenia w sezon. We wtorek drużyna Arkadiusza Kozłowskiego wykonała plan w 100% i wskoczyła na wysokie piąte miejsce w tabeli. A sam mecz? Tak jak napisaliśmy. Niezwykle wyrównane widowisko w pierwszym i drugim secie. O ile w pierwszej zanosiło się na wygraną AVOCADO, tak w środkowej partii – to Dziki były bliżej wygranej. W końcówce prowadzili bowiem 19-17  a mimo to nie zdołali doprowadzić do wyrównania. Ostatnia odsłona to już popis gry ‘Wegan’, którzy zaczynają sprawiać wrażenie, że siatkówka ponownie przynosi im sporo funu. Jesteśmy niezwykle ciekawi ich środowej potyczki z Dream Volley.

Craftvena – Drużyna A 3-0 (21-17; 25-23; 21-15)

Nie ukrywajmy – na rewanż za spotkanie obu drużyn z sezonu Wiosna’23 się po prostu zanosiło. Trzeba jednak zauważyć, że w naszym odczuciu – obie drużyny dokonały sporego progresu w stosunku do tego  co obserwowaliśmy w minionej edycji. Różnica jest jednak taka, że o ile w przypadku Drużyny A jest to wciąż chód, tak Craftvena galopuje i nie zamierza się zatrzymywać. Dzięki trzeciej wygranej w sezonie wskoczyli już na ósme miejsce w tabeli, a nos podpowiada nam, że może być jeszcze lepiej. To o czym do tej pory napisaliśmy nie oznacza bynajmniej, że we wtorek mieli łatwą przeprawę. Uważamy, że Drużyna A postawiła poprzeczkę bardzo wysoko, co za chwilę postaramy się udowodnić. Pierwszy set rywalizacji przebiegał jednak pod dyktando graczy Bartłomieja Zakrzewskiego. Po dość nieciekawym początku meczu, w którym obie drużyny zdobywały punkty niemal wyłącznie po błędach rywali – Craftvena objęła prowadzenie 12-8. Po ataku będącego w dobrej dyspozycji Mateusza Olszewskiego, Drużyna A zbliżyła się w dalszej części do rywala na zaledwie dwa oczka (15-13). Niestety dla nich – było to wszystko na co było ich stać w pierwszym secie, którego finalnie – Craftvena wygrała do 17. Zdecydowanie najwięcej emocji mieliśmy w środkowej odsłonie, w której przez większość czasu obserwowaliśmy walkę ‘punkt za punkt’. Przy stanie 15-15 to Drużyna A zdołała jednak odskoczyć. Po ataku Daniela Iwaszko oraz punktowym bloku Filipa Bruzdowskiego, ‘Serialowa’ stanęła przed ogromną szansą na wyrównanie. Niestety – po chwili Craftvena się przebudziła, a to oznaczało, że cały misterny plan… w pizdu. Po dobrej zagrze ‘Markusa’, Craftvena doprowadziła po chwili do wyrównania i końcówka meczu to walka ‘łeb w łeb’, która zakończyła się szczęśliwie dla Craftveny (25-23). Trzeci set nie przyniósł już tylu emocji. ‘Rzemieślnicy’ szybko zaczęli ‘grać swoje’ i bez problemu pokonali rywali do 15.

One comment

Join the Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.