Matchday #1

Wtorkowy wieczór był pierwszym dniem meczowym po kilkumiesięcznej przerwie. Na pierwszy ogień poszło sześć spotkań – po dwa w każdej lidze. Aż pięć z nich zakończyło się podziałem punktów, co pokazuje jak emocjonujące będą rozgrywki. Największym zaskoczeniem na plus okazała się drużyna Avocado friends, która udowodniła, że bez wątpienia będą w tym sezonie jednym z faworytów do awansu. Co ciekawe, aż w trzech meczach wygrywały debiutujące w rozgrywkach drużyny. Poza Avocado, były to zespoły Craftveny oraz Chilli Squad. Zapraszamy na podsumowanie pierwszego dnia meczowego!

Straż Pożarna Gdańsk – Speednet 2-1 (21-19; 17-21; 21-14)

Inauguracyjnym spotkaniem pierwszoligowym była rywalizacja pomiędzy Strażakami a Speednetem. Przed spotkaniem, jako faworyta wskazaliśmy drużynę ‘Różowych’. W pierwszym secie zarówno po stronie jednych jak i drugich widzieliśmy sporo błędów. Zepsute zagrywki, dotknięcia siatki. Nie dało się nie odnieść wrażenia, że zawodnikom brakuje ogrania. Oczywiście z wiadomych względów nie ma się co tej sytuacji dziwić. Tak jak pisaliśmy w zapowiedzi, w drużynie Straży nie brakowało nowych zawodników. W zespole zadebiutowali: Bartosz Błyskal, Daniel Wajs oraz Marcin Okuniewski. Zabrakło z kolei etatowych graczy z poprzedniego sezonu – środkowego Mateusza Pytela czy Damiana Buźniaka – rozgrywającego, który wspomagał niekiedy drużynę również grą na przyjęciu. Mimo braku wspomnianej dwójki ‘Mundurowi’ zdołali zwyciężyć w pierwszej partii 21-19. Kolejna odsłona należała do Speednetu, który wygrał seta do 17. W drużynie z Gdyni również nie obyło się bez absencji. Jak się okazało, kontuzji nadal nie wyleczyli Mateusz Urbanowicz czy Niko Domżalski. Zabrakło również środkowego Grzegorza Gnatka, a Kamil Lewandowski, niejako z konieczności po kontuzji, zagrał jako libero. Tych małych minusów we wtorkowy wieczór było zbyt dużo, aby wygrać ze strażakami. Trzeci set był potwierdzeniem tych słów. Różowi nie byli słabsi o klasę. Byli słabsi o kilka procent prawie w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła i to Straż, w pełni zasłużenie może cieszyć się z pierwszej wygranej. Na osłodę ‘Programistom’ pozostaje jeden punkt.

Avocado friends – Team Spontan 2-1 (21-10; 21-19; 18-21)

Nie ukrywamy, że staliśmy się niewolnikami własnych zapowiedzi. Jako faworyta wskazaliśmy Team Spontan, w którego szeregach wystąpili gracze bardzo dobrze znani w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Mało tego – sami uwierzyliśmy w swoje słowa z zapowiedzi. Owszem, wiedzieliśmy, że Avocado friends to ekipa, która nie wypadła sroce spod ogona, ale jednak czegoś TAKIEGO się nie spodziewaliśmy. Pierwszy set to był koncert graczy Avocado. Skoro jesteśmy przy koncertach to wyglądało to mniej więcej tak jakby Luciano Pavarotti stanął w szranki z wokalistką zespołu ‘Piękni i Młodzi’. Na początku pierwszej odsłony na tablicy wyników widniał stan 5-4 dla ekipy Arka Kozłowskiego, aby po chwili było już 18-4. W końcówce Spontaniczni wreszcie zaskoczyli i zaczęli odrabiać punkty. Set zakończył się wygraną ‘Restauratorów’ do 10. Druga odsłona wreszcie przyniosła emocje, których oczekiwaliśmy przed spotkaniem. Po bardzo wyrównanej walce, szalę zwycięstwa na swoją korzyść ponownie przechylili ‘Przyjaciele’. Trzeci set padł z kolei łupem Spontanicznych, którzy rozkręcali się z minuty na minutę. Mimo to, początek partii był w ich wykonaniu bardzo niemrawy i zanosiło się na gładkie 3-0. Ostatecznie, Spontaniczni doskoczyli do rywala przy stanie 14-14, aby po pewnym czasie osiągnąć przewagę, wygrać seta i zdobyć jeden punkt. Spontan okazję do zrehabilitowania się będzie miał już niebawem. W środowy wieczór zagrają bowiem z Mentalem.

Chilli Amigos – Speednet 2 3-0 (21-12; 21-15; 21-18)

Pierwsze spotkanie w lidze to zazwyczaj dla drużyn duże wydarzenie. Nowe miejsce, nowe okoliczności, nowi przeciwnicy. Gdy ‘Papryczki’ przybyły pod halę to widać było, że gracze tej drużyny ulepieni są z innej gliny. Na ich twarzach gościł uśmiech i byliśmy przekonani, że poza doświadczeniem, to co buduje i łączy drużynę to atmosfera. Przed spotkaniem zawodnicy drżeli z obawy o to, czy jeden z kluczowych graczy będzie w ogóle mógł wejść na salę. Przy okazji badania temperatury termometr kilka razy nie mógł dokonać pomiaru. Na szczęście, obie drużyny przeszły pozytywnie weryfikację i po chwili stawiły się na parkiecie. Początek meczu w wykonaniu Chilli to demonstracja siły. Gracze Grzegorza Walukiewicza od początku bombardowali swoich oponentów zagrywką. Widać było, że ten element mają opanowany bardzo dobrze. Przez cały pierwszy set Speednet nie mógł sobie z nim poradzić. Pod tym względem szczególnie dobrze wypadał Dariusz Starosta, który na zagrywce zdobył 3 punkty. Pierwszy set to dosyć wyraźna wygrana Chilli: 21-12. Drugi set lepiej zaczęli gracze Speednetu. Tym razem, od dobrej zagrywki zaczął Piotr Grodzki. Po pewnym czasie wszystko wróciło jednak do normy z pierwszego seta i Chilli Amigos cieszyło się z wygranej drugiej partii. Trzeba przyznać, że w ich szeregach to przede wszystkim wspomniany wcześniej kapitan (Grzegorz Walukiewicz) ciągnął w górę pozostałych zawodników i zasłużenie zdobył tytuł MVP. To, co najlepsze w grze ‘Programistów’, przydarzyło się w ostatnim secie. Wyrównana walka trwała do samego końca, jednak ostatecznie Speednet przegrał i tę odsłonę. Wynik 3-0 i wskoczenie na pozycję lidera to coś, co bez wątpienia poprawi humor ‘Przyjaciołom’ na cały tydzień.

Wirtualna Polska – Craftvena 1:2 (18-21; 12-21; 21-19)

Kilka godzin przed spotkaniem istniała realna obawa, że gracze Wirtualnej Polski mogą mieć problem ze skompletowaniem meczowej szóstki. Biało-Czerwoni dopisali jednak Piotra Szustakowskiego i ostatecznie czarny scenariusz się nie spełnił. ‘Wirtualni’ stanęli naprzeciwko ‘Czarnych’ i musimy Wam zdradzić, że początek mieli bardzo konkretny. Na spotkanie wyszli bardzo zmotywowani, co szybko pozwoliło odskoczyć doświadczonym rywalom na kilka punktów. Gdy na tablicy wyników widniało 9-2, w grze ‘biało-czerwonych’ coś zaskoczyło. Po chwili zaczęli odrabiać straty, ale było już za późno na to, aby zdołać wygrać tę partię. Generalnie, nie sposób pozbyć się wrażenia, że ‘Rzemieślnicy’ mogli, a w zasadzie powinni zakończyć tę odsłonę szybciej. To w większości własne błędy sprawiły, że mając dużą przewagę na początku seta, wygrali go zaledwie trzema punktami. W drugiej partii gracze Bartka Zakrzewskiego wyciągnęli najwidoczniej wnioski. Tym razem, wypracowaną w połowie seta przewagę sukcesywnie powiększali i wynik na tablicy był bardziej okazały. Trzeci set padł łupem graczy Jędrzeja Matli, którzy tym razem skutecznie wykorzystali błędy swoich rywali i jednocześnie sami popełniali ich mniej niż przeciwnicy. Mimo dobrego wyniku Wirtualnych w ostatniej partii, to gracze ‘Czarnych’ cieszą się z premierowej wygranej. Uważamy, że kluczem do sukcesu był kolektyw oraz lepsza gra w bloku. MVP spotkania – Krzysztof Lewandowski.

Trójmiejska Strefa Szkód – Epo-Project 1-2 (21-19; 14-21; 15-21)

Pomimo faktu, że przed meczem wskazywaliśmy Trójmiejską Strefę Szkód w roli faworyta, to podświadomie wiedzieliśmy, że kroi nam się dobry mecz. Nie myliliśmy się. Było to spotkanie dwóch drużyn, które mają w sobie pokłady bardzo dużej jakości. Początek meczu należał do podopiecznych Patryka Pleszkuna. Mimo, że w początkowej fazie spotkanie było wyrównane, to po chwili zarysowała się delikatna przewaga TSS-u. Punktem zwrotnym był moment, w którym wspomniany wcześniej kapitan zdobył punkt z zagrywki, a po chwili Dominik Błoński dołożył dwa skuteczne ataki. Ten ostatni, bez wątpienia będzie pociechą TSSu w perspektywie całego sezonu, czego namiastkę dał we wtorkowy wieczór, zdobywając najwięcej punktów w swojej drużynie. Wracając do meczu, od tego momentu TSS kontrolował przebieg seta, choć jak to w poprzednich sezonach mieli w zwyczaju, w końcówce zrobiło się nerwowo. Ostatecznie wygrali jednak tę partię. Trzeba uczciwie oddać, że sił niebieskim wystarczyło tylko na tę odsłonę. Od drugiej partii do zakończenia meczu byli drużyną zauważalnie gorszą od Epo. Nie wiemy, czy wynikało to ze zmęczenia, czy z rozkręcających się z minuty na minutę graczy Przemka Walczaka. W jego drużynie pokaz jakości dał rozgrywający Michał Długozima, środkowy Adam Myślisz czy wreszcie Damian Kolka. Nie bylibyśmy jednak uczciwi gdybyśmy nie powiedzieli, że w drużynie od drugiego seta brakowało po prostu słabszych punktów. Wszyscy stanęli na wysokości zadania. Jak to się mówi? Łańcuch jest tak silny jak jego najsłabsze ogniwo.

DNV GL S*M*A*S*H – SV INVICTA 2-1 (20-22; 21-5; 21-12)

Niebywałe jest to, jak jedno spotkanie może mieć tak diametralnie różne odbicia. Debiutująca w rozgrywkach drużyna INVICTY weszła w mecz bardzo nerwowo. Nie dało się nie zauważyć, że gracze popełniali błędy własne, co szybko przełożyło się na wypracowanie przewagi przez drużynę DNV (7-2). Mimo kiepskiego początku, a także sporej straty w drugiej części seta (16-10), gracze Sławomira Cichosza zdołali odrobić dystans do rywala i wygrać seta na przewagi (22-20). Spora w tym zasługa najlepszego w szeregach INVICTY – Mateusza Nowika. To właśnie ten gracz  postawił kropkę nad i, po której INVICTA mogła się cieszyć z pierwszego punktu w lidze. Niestety dla nich, zawodnicy nie byli w stanie pójść za ciosem i udowodnić jakości w kolejnych setach. Drugą partię oddali w zasadzie bez walki (21-5). W trzeciej postawili trochę wyżej poprzeczkę, ale nie wystarczyło to na zdobycie kolejnego punktu, a co za tym idzie wygranie spotkania. DNV GL, królował tego dnia na zagrywce i przyjęcie to teraz zapewne główny powód do zmartwień dla trenera Mateusza Chyla (SV INVICTA). Warta odnotowania jest bardzo dobra gra Stanisława Paszkowskiego. Jak na kapitana przystało – poprowadził on swą drużynę do zwycięstwa.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.