Liga: Trzecia Liga – Wiosna 2023

Tiger Team – Drużyna A

‘Wiatr zmian’, który mogliśmy w ostatnim czasie obserwować w Drużynie A nie przestał wiać. Do dobrej formy team Michała Drozdrowskiego dorzucił w poniedziałkowy wieczór nowe stroje przez co całość – stała się bardziej profesjonalna. Czy przełożyło się to na wynik? Cóż – z pewnością nie na pierwszego seta, który po kilku punktach Krzysztofa Mądrego rozpoczął się od prowadzenia ‘Tygrysów’ 11-3. W dalszej części rywalizacji, gra obu drużyn wyglądała podobnie, a to oznaczało, że po chwili mieliśmy zmianę stron. Środkowa odsłona to wreszcie to na co czekaliśmy. No bo powiedzmy sobie szczerze – widzieliśmy, że Drużynę A stać na zdecydowanie lepszą grę. To oglądaliśmy przecież w ostatnich tygodniach. Od samego początku seta było wiadomo, że tym razem poprzeczka dla drużyny Tiger Team została powieszona zdecydowanie wyżej. Ba! Dość powiedzieć, że po półmetku środkowej partii wynik spotkania był dla Drużyny A rewelacyjny. Po skutecznej zagrywce Dawida Szumerta oraz ataku Michała Pawłowskiego, Drużyna A prowadziła już 16-10 i co tu dużo mówić – była o włos od doprowadzenia do wyrównania w setach. Końcówka to jednak spora liczba błędów teamu Michała Drozdrowskiego, które sprawiły, że po chwili Tiger doprowadził do wyrównania po 18, a następnie przechylił szale zwycięstwa na korzyść ‘Tygrysów’ (21-19). Ostatnia partia to jeszcze jedna w tym meczu próba zdobycia punktu przez Drużynę A. Początek był wymarzony. Po jednym z błędów drużyny Tiger Team – wysunęli się oni na prowadzenie 6-2. Z czasem gra się wyrównała i mniej więcej od stanu 12-12 mieliśmy pasjonującą wymianę ciosów. Choć w końcówce po atakach aktywnego Michała Pawłowskiego było 21-20 dla Drużyny A – to ostatnie słowo należało do Krzysztofa Mądrego, który w końcówce meczu pociągnął swoją drużynę do wygrania seta do 22 oraz całego spotkania 3-0.

Chilli Amigos – Husaria MD Clean&Bud

Ligowe ostatki drużyn, którym w obecnym sezonie nie poszło zbyt dobrze. Poniedziałek był zatem dobrą okazją do tego, by w końcówce ligi poprawić sobie humor i jeśli się da – również miejsce w ligowej tabeli. W oczach Redakcji faworytem spotkania pozostawała ekipa Chilli Amigos, dla której poniedziałkowe starcie było meczem numer 92 w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Początek spotkania to jednak wyrównana walka obu drużyn, która zaprowadziła nas do stanu 10-10. W dalszej części po kilku atakach Karola Fidurskiego, ‘Rycerze’ odjechali swoim rywalom na pięć punktów (18-13) i po chwili cieszyli się z wygranej pierwszego seta. Druga odsłona rozpoczęła się kapitalnie dla ‘Amigos’ (5-0). Cóż jednak z tego skoro w dalszym fragmencie gracze Grzegorza Walukiewicza zaczęli popełniać sporo błędów i ‘Rycerze’ wyszli na prowadzenie 14-12. Końcówka seta to bardzo wyrównana gra obu drużyn, która zakończyła się emocjonującą grą na przewagi i ostatecznie happy-endem ‘Amigos’ (24-22). Decydująca partia rozpoczęła się lepiej dla Husarii, która na półmetku seta – objęła prowadzenie 12-9. W dalszej części – Chilli nie składało jednak broni i zdołało doprowadzić do wyrównania po 17, po którym wydawało się, że pójdą po chwili za ciosem. Nieco inny plan na poniedziałkowy wieczór miała ekipa Husarii, która po zdobyciu kilku ostatnich punktów mogła cieszyć się z pierwszego w historii – zwycięstwa z Chilli Amigos.

Bayer Gdańsk – TGD

Po kapitalnym sezonie – w meczu z Bayerem Gdańsk należało postawić kropkę nad ‘i’. Sytuacja TGD zdawała się być prosta i jednoznaczna. Do awansu ‘Drogowcom’ brakowało jednego punktu. Od pewnego czasu czy to w magazynach czy zapowiedziach Redakcja narzucała pewną presję na graczach TGD. A to, że trzeba, a to, że co to będzie jak się nie uda, a to, że są już trzema łapami w drugiej lidze. I co? Chcecie to spieprzyć? Wiecie jak to Redakcja – no musimy. Jako że TGD nie za bardzo dawało się wciągnąć w nasze gierki – w dniu meczowym zaprosiliśmy do wywiadu Krzysztofa Misztala (TGD). Ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, gracz ten nie przestraszył się ‘klątwy wywiadu’. Kiedy Redakcja ustawiła już rollup i statyw – okazało się, że po raz pierwszy w historii ponad 1800 spotkań w SL3 zapomnieliśmy kamery. Przypadek? Przeznaczenie? Przełamana klątwa? Kurde – bez jaj, to się nam naprawdę nigdy nie zdarza. Finalnie wywiadu nie było, a TGD ograło swoich rywali 2-1 i mogło celebrować awans do drugiej klasy rozgrywkowej. Trzeba jednak przyznać, że w meczu były nerwy i nie wszystko układało się tak jak wymarzyliby sobie to gracze Macieja Kota. Pierwszy set? Rozpoczął się od błyskawicznego prowadzenia Bayera. W dalszej części partii TGD wciąż rozpamiętywało decyzje sędziowskie z początku spotkania i nie zdołało już odwrócić losów rywalizacji. Druga odsłona to bardzo wyrównana gra obu stron i walka punkt za punkt (17-17). Końcówka to dwie bardzo ważne piłki posłane do nieaktywnego do tej pory Macieja Kota, który przypieczętował awans ‘Drogowców’ do drugiej ligi. Trzeci set – typowo na dogranie. Po żadnej ze stron nie było widać w nim jakiejś ogromnej determinacji. Finalnie – TGD wygrało tę partię, a cały mecz 2-1.

Craftvena – Port Gdańsk

Poniedziałkowe spotkanie było już ósmym bezpośrednim meczem pomiędzy drużynami w historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Po początkowym okresie, w którym lepiej wiodło się ‘Rzemieślnikom’ – nadeszły ‘tłuste czasy’ dla drużyny ‘Portowców’, którzy wygrali pięć kolejnych spotkań. Nie inaczej było i w poniedziałkowy wieczór, choć trzeba uczciwie przyznać, że zwycięstwo drużynie Arkadiusza Sojko nie przyszło łatwo. Łatwo może było, ale wyłącznie w pierwszym secie. Po bloku Pawła Dobrzenieckiego, Port objął czteropunktowe prowadzenie 11-7 i w dalszej części partii – swoje prowadzenie tylko powiększył. Finalnie niezbyt emocjonująca odsłona zakończyła się zwycięstwem drużyny w granatowych trykotach do 13. Środkowa partia przyniosła nam dość niespodziewany zwrot akcji. Mimo że po ataku Karola Polanowskiego było już 8-4 dla Portu, to jednak nie złamało to graczy Craftveny. Zanim jednak do tego doszło – Port kontynuował dobrą grę, czego dowodem było ich prowadzenie 14-10. W dalszej części seta rozkręciła się jednak Craftvena, która po ataku Krzysztofa Lewandowskiego – doprowadziła do wyrównania po 16. Po świetnej gonitwie gracze w czarnych koszulkach poszli za ciosem i po bloku środkowego – Jędrzeja Szadejko doprowadzili do wyrównania stanu rywalizacji (1-1). Decydujący o zwycięstwie w meczu set rozpoczął się identycznie jak środkowa odsłona (8-4). W odróżnieniu od środkowej partii – Craftvena nie zdołała tym razem doprowadzić do wyrównania, choć trzeba uczciwie przyznać – w pewnym momencie się na to zanosiło. ‘Rzemieślnicy’ zdołali od stanu 16-10 doprowadzić do jednopunktowej straty 16-15, ale koniec końców – tym razem drużyna ‘z doków’ nie dała się przechytrzyć i po chwili cieszyli się oni ze zwycięstwa.

ACTIVNI Gdańsk – BL Volley

oobin Hood trzeciej ligi – daje biednym, zabiera bogatym. Mowa rzecz jasna o ACTIVNYCH, wszak mamy ustalone, że BL daje wszystkim. Zanim im się oberwie – kilka słów o drużynie Artura Kurkowskiego. Dworowaliśmy na początku sezonu, że to jakieś novum, w którym drużyna otwarcie mówi, że nie ma sportowych ambicji. W zasadzie jako Redakcja – uwierzyliśmy w pewnym momencie w tę narrację. ACTIVNI gubili punkty na potęgę i jakoś specjalnie nie rokowali. Z drugiej strony – od niemal samego początku to właśnie oni popełniali najmniej błędów w całej trzeciej lidze, a akurat to – jest ogromną przesłanką do zajęcia wysokiego miejsca w lidze. W pewnym etapie sezonu – ACTIVNI pokazali moc. Ograli mistrza – drużynę Old Boys. Ograli z wyjątkiem TGD również pozostałych pretendentów do awansu udowadniając przy tym, że potrafią grać. Bardzo ważnym ogniwem w obecnym sezonie był środkowy Krzysztof Pawlak, który pobił rekord ligi i zdobył niemal 40 bloków w ciągu sezonu. Monstrum. Potwór. Zabójca. Przecież ten gość odbierał ‘Tygrysom’ chęć egzystowania. Cztery bloki – dziesięć ataków. Nieźle jak na środkowego prawda? Pierwszy set to jednak nie wspomniany gracz. To również kapitalna gra w obronie i niezła skuteczność, która sprawiła, że ACTIVNI po wyrównanym początku (9-9), wygrali finalnie do 14. Druga odsłona zdawała się być czymś, co ktoś określił kiedyś ‘zwrotem akcji’. Po jednym z ataków lidera BL Volley – Damiana Chojnackiego, BL objęło prowadzenie 14-8. Teraz zagadka. Która z drużyn wygrała seta? Ta, która miała do końca siedem punktów czy może ta, która miała trzynaście? Cóż – to było łatwe. Mowa przecież o drużynie BL Volley, która zastanawia się jak z historii SL3 wymazać końcówkę sezonu w ich wykonaniu. No dobra – skoro się już domyśliliście – małe potwierdzonko. Jasne, że to spieprzyli. Ostatnia odsłona zaczęła się od konkretnego ‘batożenia’ w wydaniu ACTIVNYCH. W sensie to oni batożyli – ma się rozumieć (5-0). W dalszej części seta BL starało się odrobić straty, ale w poniedziałkowy wieczór – drużyna ACTIVNYCH grała w inny sport.

Husaria MD Clean&Bud – Tiger Team

W pewnym stopniu potwierdziły się nasze słowa z zapowiedzi przedmeczowych. Mimo że Tiger Team przystępował do spotkania po porażce 0-3 z Flotą Toyotą Team, to jednak w naszych oczach to właśnie team Mateusza Sokołowskiego był faworytem spotkania. Czemu tylko w pewnym? Nie sądziliśmy, że wygrana ‘Tygrysom’ przyjdzie tak łatwo i w środowy wieczór sięgną po komplet punktów. Skoro nie udało się w jedenastu poprzednich spotkaniach, to mogliśmy sądzić, że podobnie będzie i tym razem. Początek spotkania rozpoczął się lepiej dla ‘Rycerzy’, którzy po jednym ataku Grzegorza Żyły-Stawarskiego prowadzili 10-8. Po bardzo dobrej zagrywce Krzysztofa Mądrego sytuacja uległa jednak zmianie i to ‘Tygrysy’ objęli prowadzenie 16-13 i po chwili wygrali premierowego seta do 17. Zdecydowanie najwięcej działo się w drugiej odsłonie, która po prawdziwym show w wykonaniu środkowego Tigera – Marcina Kwidzińskiego rozpoczęła się od stanu 6-0! Mimo że w dalszej części seta po skutecznej zagrywce Wojciecha Janaszka było już 14-7, to jednak w drugiej części partii – Tiger postanowił zadbać o emocje i roztrwonił gigantyczną przewagę, po której na tablicy wyników było po 19. Końcówka seta to walka punkt za punkt skończona happy-endem drużyny Mateusza Sokołowskiego. Ostatnia partia rozpoczęła się identycznie jak środkowa odsłona. Po chwili od rozpoczęcia – Tiger prowadził 6-1. W dalszej części seta nie pozwolił jednak ‘Rycerzom’ na rozwinięcie skrzydeł i finalnie – partia ta zakończyła się pewnym zwycięstwem Tiger Team do 12.

Wolves Volley – Speednet 2

Potwierdziły się nasze informacje z zapowiedzi przedmeczowych – Speednet w środowy wieczór po raz kolejny borykał się z problemami kadrowymi. Te – rzecz jasna nie pomagają drużynie w osiąganiu dobrych wyników, czego dowód otrzymaliśmy na początku spotkania. Zanim się obejrzeliśmy – ‘Wataha’ rozpoczęła mecz od bardzo skutecznej gry, po której na tablicy wyników było…10-1. Z czasem było już 15-2 i stało się jasne, że tego ‘mordobicia’ nie jest w stanie już nic powstrzymać. Ostatecznie zakończyło się na powtórce jednego z setów niedawnego spotkania Speednetu z Chilli Amigos. Cóż – niestety dla Speednetu, ale takie obrazki są na tyle częste, że przestaliśmy je traktować w kategorii anomalii. Na całe szczęście dla ‘Programistów’ – dalsza część seta to już zdecydowanie lepsza gra drużyny z Olivii Business Center. Na półmetku środkowej partii – ‘Programiści’ tracili do swoich rywali zaledwie jeden punkt (8-7). Niestety dla nich – to tylko rozsierdziło ‘Watahę’, która w dalszej części po dwóch punktach Łukasza Fąka – objęła prowadzenie 18-10 i po chwili wygrała seta. Po wtorkowym – świetnym spotkaniu z Portem oraz dwóch pierwszych partiach uznaliśmy, że wygrana trzeciego seta będzie dla ‘Wilków’ formalnością. W obecnym sezonie drużyna Mikołaja Stempina nie przestaje jednak zaskakiwać. Mimo prowadzenia 9-3, Wolves Volley dopuściło do sytuacji, w której Speednet z drużyny wystraszonej – zmienił się nie do poznania. Wyglądało to dokładnie tak jak z dzikimi zwierzętami – kiedy te widzą, że człowiek odczuwa strach – zyskują psychologiczną przewagę. Kiedy jednak człowiek – idzie na pewniaka, wystraszone ‘Wilki’ oddalają się w las. Przekładając to na środową potyczkę – kiedy Speednet zobaczył, że rywal nie jest wcale taki straszny – gra obu drużyn uległa diametralnej zmianie. Ten, kto oglądał popularną kreskówkę Scooby-Doo doskonale wie, że zazwyczaj straszydła, które wywołują u zwykłych śmiertelników ‘incydent kałowy’ – okazują się na końcu rywalami, których można przechytrzyć.

Port Gdańsk – Wolves Volley

Hej Wilki! Nie mogliście tak wcześniej? Kiedy na przestrzeni ostatnich miesięcy chwaliliśmy drużynę Mikołaja Stempina, a ci notorycznie przegrywali – czuliśmy się zmieszani. Z jednej strony wierzyliśmy, że gracze w czarnych strojach naprawdę umieją grać. Z drugiej zaś mieliśmy spory problem, by świadomie robić z siebie durnia. Dziś czujemy satysfakcję, że coś co do czego mieliśmy przypuszczenia – wreszcie odpaliło. Oczywiście nie zmienia to postaci rzeczy. W naszych oczach to ‘Portowcy’ byli faworytem spotkania i faktycznie – to oni weszli kapitalnie w mecz. Po jednym z ataków Piotra Baja na tablicy wyników było 10-7 dla drużyny ‘z doków’. Ci z wyłącznie sobie znanych powodów dostali po chwili paraliżu, który sprawił, że punkty i to seryjnie zaczęli zdobywać gracze Mikołaja Stempina. Dość powiedzieć, że od wspomnianego stanu 10-7 do końca trwania partii – Port zdobył ledwie cztery oczka przy aż 14 swoich rywali. To naprawdę dużo. I wiecie co? Byłoby bezczelnością z naszej strony, gdybyśmy zostawili naszych czytelników z poczuciem, że wynik jest wypadkową gorszej dyspozycji Portu Gdańsk. Nie – to ‘Wilki’ zagrały kapitalnie. W drugim secie gra się bardzo mocno wyrównała i niemal od samego początku drużyny rywalizowały na dobrze znanej zasadzie ‘punkt za punkt’. W taki sposób doszliśmy do stanu po 18. Końcówka to ‘żelazne nerwy’ Portu Gdańsk, który po atakach Wojciecha Hołowienko oraz Karola Polanowskiego – doprowadzili do wyrównania w setach. Ostatnia odsłona to kontynuacja zaciętej gry. Ok – na półmetku partii było 12-7 dla Portu, ale zdradzimy Wam pewien sekret. Samo posiadanie przewagi to jeszcze nie wszystko. Po chwili należy postawić kropkę nad ‘i’ czego drużyna Arkadiusza Sojko nie umiała zrobić. Po pasjonującej gonitwie – Wolves Volley zdołali doprowadzić do wyrównania po 19, a następnie wydrzeć zwycięstwo rywalom tuż sprzed nosa.

Chilli Amigos – Flota Toyota Team 2

Przed wtorkowym spotkaniem Chilli Amigos z Flotą Toyotą Team, kapitan ‘Papryczek’ miał spore problemy z baterią w telefonie. Wszystko za sprawą faktu, że przed wtorkowym spotkaniem – połowa ligi próbowała zachęcić ‘Amigos’ do lepszej gry. Po co? Ano po to, by Flota wypisała się z walki o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Wiadomo – jeden rywal za burtą przybliżał swoją drużynę do upragnionego celu. Choćby telefonów było milion to uważamy, że ‘Amigos’ i tak nie zdołaliby wygrać pierwszej odsłony. Mimo że Flota nie ustrzegła się pewnych błędów to jednak byli stroną, która absolutnie dominowała i zasłużenie objęła prowadzenie 15-8. Dalsza część seta nie zmieniła oblicza gry – ‘Amigos’ nie byli w stanie realnie zagrozić swoim rywalom i po chwili obie drużyny zmieniły strony. Środkowa odsłona dostarczyła nam wreszcie jakiś emocji. Co ciekawe – po ataku powracającego do składu po dłuższej przerwie Krzysztofa Gasperowicza, to Chilli zdawało się być bliższe zwycięstwa (12-9). Grająca pod presją Flota zareagowała jednak doskonale na kryzysową sytuację i po kilku atakach Mateusza Polowca, doprowadzili do wyrównania po 14. Co więcej – po chwili poszli za ciosem i w konsekwencji cieszyli się z drugiego punktu w meczu. Trzeci set to interesująca wymiana ciosów, która zaprowadziła nas do stanu po 10. W dalszej części Flota zdołała odskoczyć rywalom na trzy punkty i finalnie dało im to trzeci punkt w meczu. Obecnie pytaniem jest to czy Flota awansuje bezpośrednio do drugiej ligi czy może jednak zagra w meczu barażowym, do którego dojdzie 12 czerwca. Odpowiedź na to pytanie poznamy po przyszłotygodniowym spotkaniu TGD z Bayerem Gdańsk.

TGD – ACTIVNI Gdańsk

W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy mecze, w których TGD na przestrzeni sezonu ogrywało inne ekipy, które miały walczyć o medale. We wtorkowy wieczór – ‘Drogowcy’ zgarnęli kolejny skalp. Tym razem ograli kolejną wielką – trzecioligową markę – ACTIVNYCH Gdańsk. Prawdę mówiąc – nie spodziewaliśmy się, że w pierwszym secie będzie nam dane oglądać aż tak dużą dysproporcję. To co różniło obie drużyny w pierwszej partii to zdecydowanie lepsze przyjęcie w wykonaniu ‘Drogowców’. Dodatkowo TGD mogło się bardzo podobać w grze z kontry i błyskawicznie przełożyło się to na wynik. Po jednej z wielu świetnych zagrywek sypacza TGD – Michała Gajewskiego, TGD prowadziło 11-7 i w dalszej części seta postanowili dalej ‘pruć lewym pasem’. Wynik? 21-12. Na całe szczęście dla widowiska – druga odsłona to już zupełnie inny obraz gry. W dalszej części seta, ‘Drogowcy’ prowadzili 15-10. Mimo to ACTIVNI postanowili w końcówce ‘podjąć rękawice’. Po kilku blokach wybitnego specjalisty w tym zakresie – Krzysztofa Pawlaka, ACTIVNI ‘wynurzyli się’ po chwili na powierzchnię (17-17). Niestety dla nich – ostatnie słowo w tej partii należało do TGD, którzy po punktach Piotra Stapurewicza oraz Kacpra Goszczyńskiego dopięli swego. O tym, że ACTIVNI Gdańsk nie zwykli przegrywać w stosunku 0-3 wie niemal każdy kibic SL3. Nie inaczej było i tym razem. Choć po dwóch pierwszych odsłonach wydawało się, że będzie to dla ‘Drogowców’ formalność, to jednak zaczęli oni popełniać w finałowej partii sporo błędów, które jak się później okazało niosło za sobą pewne konsekwencje. Oczywiście punktu ACTIVNYCH by nie było, gdyby team Artura Kurkowskiego nie zaczął lepiej grać. Z perspektywy całego spotkania uważamy, że ten jeden punkt im się po ludzku należał.