Liga: Trzecia Liga - Jesień 2020

Bombardierzy – Chilli Amigos

Nie będziemy się szczypać – jedziemy od razu z grubej rury. Ok, napiszemy to tak, żeby jednak ominąć co niektóre słowa, ale koniec końców każdy będzie wiedział o co chodzi. Pani i Panowie, Chilli Amigos dało w środowy wieczór ciała. Gracze w czerwonych koszulkach mieli przed spotkaniem dosłownie wszystko, aby ten mecz wygrać. Oczywiste było to, że ich główni rywale w walce o mistrzowski tytuł – drużyna MiszMasz zapewne poradzi sobie ze drużyną Speednetu. Oznaczało to mniej więcej tyle, że brak wygranej w meczu z Bombardierami byłby katastrofą. Nie wiemy czy kojarzycie taki program na National Geographic – ‘katastrofa w przestworzach’. Wydaje nam się, że grono badaczy powinno zrobić rekonstrukcję tego, co wpłynęło na porażkę Chilli Amigos. My co prawda ekspertami nie jesteśmy, ale znaleźliśmy co najmniej kilka powodów takiego stanu rzeczy. W zapowiedzi przedmeczowej napisaliśmy takie oto zdanie: ‘Jeśli drużyna będzie tego dnia dobrze dysponowana, a ich rywale będą mieli obniżkę formy to mikstowy skład jest w stanie urwać minimum jeden punkt. No właśnie, czy zauważyliście ile razy użyliśmy słowa ‘jeśli’?’ I wiecie co? Tych jeśli było od cholery. Czy drużyna może wygrać, jeśli ich rywale są tego dnia świetnie dysponowani? Czy drużyna może wygrać, jeśli nie ma na meczu ich najlepszego zawodnika? Czy drużyna może wygrać, jeśli popełnia tyle błędów własnych? Czy drużyna może wygrać jeśli jest nieskoncentrowana? Wreszcie – czy drużyna może wygrać ‘na stojąco’? Jeśli choć na jedno z pytań odpowiedzieliście przecząco to macie odpowiedź, co wydarzyło się w tym spotkaniu. My dodamy tylko, że była to składowa kilku czynników. Słówko o Bombardierach, bo to oni byli bądź co bądź prawdziwymi bohaterami tego spotkania. Nic nie imponuje nam tak, jak drużyna z dołu tabeli wychodząca na wicelidera z pełną wiarą w to, że uda się go pokonać. Już jakiś czas temu pisaliśmy, że w ekipie drzemie potencjał, który z czasem odpali. Odpalił na koniec rundy zasadniczej i pięć punktów w dwóch meczach zmienia totalnie ogląd na ich obecną sytuację.

Bombardierzy – Niepokonani PKO Bank Polski

Przed spotkaniem zastanawialiśmy się, czy w meczu może dojść do niespodzianki. Wbrew temu, co sądził nasz ekspert – Maciej Kot, za taką uznalibyśmy wygraną drużyny Niepokonani PKO Bank Polski. Redakcja uznała jednak, że szalenie istotnym czynnikiem w ligowych zmaganiach jest element doświadczenia. To stało zdecydowanie po stronie Bombardierów, którzy osiągnęli już dwucyfrową liczbę spotkań w momencie, kiedy nikt w chińskim Wuhan nie uznawał delektowania się nietoperzem za coś niestosownego. Dodatkowo, przed spotkaniem dowiedzieliśmy się, że w szeregach ‘Bankowców’ zabraknie ich prawdziwego lidera – Tomasza Remera. Mniej więcej w połowie pierwszego seta Bombardierzy zdołali odjechać swoim rywalom, wykorzystując to, co jest obecnie największą bolączką ‘Bankowców’. Mowa tu oczywiście o przyjęciu. Po trzech asach serwisowych z rzędu Bombardierzy prowadzili już 14-6 i w zasadzie drużyny mogły myśleć już o następnym secie. W nim lepiej rozpoczęli gracze Dawida Piankowskiego, którzy wyszli na prowadzenie 9-3. To, po chwili dzięki dobrej zagrywce kapitan drużyny – Joanny Drewczyńskiej się zmniejszyło, ale finalnie nie zmieniło to zwycięzcy tego seta. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że ‘Bankowcy’ zaprezentowali się znacznie lepiej niż w pierwszej partii i przed trzecim setem mogli mieć nadzieję na to, że zdołają powalczyć o choćby punkt. I rzeczywiście – długo tak to wyglądało (15-15), ale ostatecznie wprowadzony w drugim secie Andrzej Pikor dość znacząco przyczynił się do ‘zrobienia różnicy’ i do końca spotkania punkty zdobywali już tylko gracze w czarnych koszulkach.

Allsix by Decathlon – Craftvena

Mimo porażki w meczu z Portem Gdańsk, nadal wszystko było w rękach, nogach, a przede wszystkim głowach graczy Craftveny. Gdyby ‘Rzemieślinicy’ wygrali z Decathlonem to właśnie oni zagraliby w grupie mistrzowskiej. No właśnie, na gdybaniu się kończy. Co tu dużo mówić – mecz wygrała drużyna Rafała Liszewskiego i chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego, że na awans do grupy mistrzowskiej po prostu zasłużyli. Jakkolwiek przykro dla graczy Craftveny to nie zabrzmi, z perspektywy całego sezonu uważamy, że inne drużyny były lepsze. To nie był sezon ekipy dowodzonej przez Bartka Zakrzewskiego, z czego chyba sprawę zdają sobie sami zainteresowani. Z kronikarskiego obowiązku przejdźmy do tego, co działo się w trakcie spotkania. Pierwszy set zaczął się od prowadzenia graczy w białych koszulkach. To, co było nad wyraz widoczne to brak słabszych elementów w układance Rafała Liszewskiego. Każdy z zawodników zaprezentował wysoki poziom. W końcówce pierwszego seta cztery ataki z rzędu z lewego skrzydła skończył niezawodny Aleksander Bochan i kwestia pierwszego seta była rozstrzygnięta. To, co wydarzyło się w drugim i trzecim secie, z szacunku dla Craftveny byłoby najlepiej przemilczeć. Napiszemy jedynie tyle, że po drugim secie, kiedy Craftvena straciła już szansę na grupę mistrzowską, z drużyny całkowicie uszło już powietrze. Trzeci set był potwierdzeniem dominacji zespołu Allsix by Decathlon, który wygrał tę partię do ośmiu, dzięki czemu zapewnił sobie byt w grupie mistrzowskiej.

Port Gdańsk – Craftvena

Wtorek miał być sądnym dniem dla drużyny Craftveny. Gracze w czarnych trykotach dwukrotnie stawali przed szansą na pokonanie rywali, nie tylko w meczu, ale również w położeniu w tabeli. Z tyłu głowy mieliśmy pewne przesłanki świadczące o tym, że to może się nie udać. Pamiętaliśmy poprzedni sezon, kiedy grając w końcówce pod presją to rywale unosili ręce w geście triumfu. Pamiętaliśmy również dyspozycję, jaką w kilku spotkaniach w obecnym sezonie zaprezentowała drużyna Craftveny, ale do cholery! To przecież Craftvena – myśleliśmy. To dokładnie ta sama drużyna, która w poprzednim sezonie przegrała najmniejszą liczbę spotkań ze wszystkich ekip w trzeciej lidze. Przed rozpoczęciem meczu z Portem mogłoby się wydawać, że limit porażek w obecnym sezonie został wykorzystany z nawiązką. Początek pierwszego seta pokazał, ze ‘Rzemieślnicy’ wyszli bardzo zdeterminowani. Dzięki świetnej zagrywce całkowicie odrzucili przeciwnika od siatki, dzięki czemu szybko wypracowali sobie przewagę 7-1. Z czasem to Craftvena zanotowała przestój, dzięki czemu Portowcy wyszli na prowadzenie 12-11, a następnie 16-12. Gdy wydawało się, że jest już po pierwszym secie, Port popełnił kilka błędów własnych, dzięki czemu Craftvena zdołała wyrównać (18-18). Od tego momentu do końca długiego seta obie ekipy szły ‘łeb w łeb’ i o tym, że to Port wygrał tę partię zadecydowało nieporozumienie w szeregach Craftveny. Drugi set zaczął się podobnie jak pierwszy – od prowadzenia Craftveny 4-1, a następnie 6-3. Nie do końca ogarniamy co tu się wydarzyło, ale jak można do końca seta zdobyć zaledwie pięć punktów, pozwalając przy tym rywalom na zdobycie osiemnastu? Cóż, na to pytanie chyba nikt nie zna odpowiedzi. Trzeci set zaczął się, a jakże – od prowadzenia Craftveny 8-4. Podobnie, jak to miało miejsce w secie nr 1 i 2, finalnie przewaga ta została roztrwoniona. Ostatecznie, partię, podobnie jak i całe spotkanie wygrywają gracze z doków, dzięki czemu zapewniają sobie trzecią lokatę po rundzie zasadniczej.

Speednet 2 – Team Looz

Nie sprawdziły się nasze słowa w zapowiedzi. Nie dość, że w spotkaniu w szeregach drużyny Team Looz zobaczyliśmy Bartłomieja Szcześniaka to w dodatku napisaliśmy, że ekipa ma jeszcze teoretycznie szansę na awans do grupy mistrzowskiej. Cóż, nie będziemy się przechwalać, że sami doszliśmy do takiej refleksji. Uwagę na to, że ekipa Looz nie ma już szans na grupę mistrzowską zwrócił nam jeden z trzecioligowych graczy. Po wnikliwszym przeanalizowaniu tabeli musimy mu przyznać rację, a Team Looz przeprosić za pomyłkę. Samo spotkanie lepiej rozpoczęli gracze Speednetu, którzy między innymi dzięki bardzo dobrej zagrywce Pawła Cieszyńskiego wyszli na prowadzenie. Z czasem wróciły demony przeszłości i ekipa popełniła kilka błędów własnych, które sprawiły, że roztrwonili oni wypracowaną przewagę. Dodatkowo, gracze w różowych koszulkach mieli również ogromne problemy z przyjęciem zagrywki Daniela Szultki, który zdobył aż cztery asy serwisowe z rzędu. Co tu dużo mówić – dyspozycja zaprezentowana w pierwszej partii nie mogła przełożyć się na lepszy wynik i to Team Looz cieszył się z wygranej pierwszego seta. Druga partia zaczęła się koszmarnie dla graczy Spednetu, którzy przegrywali już 1-6. Po chwili zdołali jednak się ‘ogarnąć’ i złapali dystans do swoich przeciwników. Ostatecznie, 2-3 punktowa przewaga drużyny Bartłomieja Szcześniaka była utrzymana przez dalszą część seta, co pozwoliło na wygranie tej partii do 18. Trzeci set był dla odmiany wyrównany już od początku. Z czasem to Speednet 2 włączył wyższy bieg, co pozwoliło im wyjść na prowadzenie (9-5). Po chwili uwypuklił się jednak największy mankament ‘Różowych’ – przyjęcie i po serii sześciu punktów z rzędu przeciwników, Speednet zmuszony był wziąć czas. Ostatecznie, po wyrównanej końcówce, kolejną partię i całe spotkanie wygrała ekipa Team Looz. Speednet, choć był blisko nie zdołał dołożyć kolejnego oczka.

Port Gdańsk – Niepokonani PKO Bank Polski

To miał być dla Portu spokojny mecz. Mecz, w którym drużyna Arkadiusza Sojko wyjdzie na parkiet, odfajkuje swoje, by przy dobrych wiatrach zdążyć wrócić do mieszkania i obejrzeć prognozę pogody. Miało być pięknie, gładko i przyjemnie. Po tym spotkaniu ‘Portowcy’ mieli mieć na swoim koncie tyle samo punktów co Wirtualna Polska i przy ewentualnej, kolejnej wygranej z Craftveną zbliżyć się do prowadzącej dwójki. Cóż, zacznijmy od końca. Port Gdańsk wygrywa spotkanie z Niepokonanymi PKO Bank Polski w stosunku 2-1 i traci do obecnego wicelidera aż sześć punktów. Niepokonani PKO Bank Polski z kolei zdobywają ważny punkt, który sprawia, że do ekipy Bombardierów tracą obecnie zaledwie jedno oczko i w przyszłym tygodniu dojdzie pomiędzy nimi do bezpośredniego starcia. Przechodząc do meczu. Jesteśmy przekonani, że ‘Portowcy’ nie wyobrażali sobie przed spotkaniem, jaki opór są w stanie stawić ‘Bankowcy’. Przez większość pierwszego seta trwała tzw. walka punkt za punkt. Mimo faktu, ze w końcówce ‘Portowcy’ mieli piłkę setową to po bardzo emocjonującej końcówce ich rywale cieszyli się z wygranej seta 23-21. Druga partia również była wyrównana, z tą tylko różnicą, że do pewnego momentu. Tym momentem był czas, kiedy na zagrywce stanął Karol Polanowski, który zdołał wyprowadzić swoją drużynę na trzypunktowe prowadzenie, którego ekipa Portu już nie wypuściła. Trzeci set z kolei to jednostronne widowisko. Port zagrał tak, jak na faworyta przystało i nie dał swoim rywalom najmniejszych szans. Koniec meczu. Podział punktów. Nawet nie przypuszczaliśmy, że będzie to tak ciekawy pojedynek.