Liga: Pierwsza Liga – Wiosna 2021

Volley Gdańsk – EviRent VT

Jako Redakcja podskórnie przeczuwaliśmy, że EviRent okaże się zbyt mocną drużyną do tego, żeby Volley Gdańsk mógł pokusić się we wtorkowy wieczór o komplet punktów. O tym, że było to najważniejsze spotkanie dla obu drużyn w sezonie Wiosna’21 świadczy chociażby frekwencja po obu stronach. Początek meczu nieco lepiej rozpoczęli pretendenci do mistrzowskiego tytułu (10-7). Kilkupunktowa strata utrzymywała się przez większą część tej partii (18-14). Po kilku błędach własnych EviRentu, w końcówce Volley zdołał wrócić do gry (20-19), jednak koniec końców to EviRent wygrał pierwszą odsłonę 21-19. Taki wynik oznaczał, że ‘Niebiescy’ stali się trzecią drużyną w historii SL3, która sięgnęła po mistrzowski tytuł w najwyższej klasie rozgrywkowej. Mimo, że teoretycznie drugi set nie miał już znaczenia w kontekście walki o medale to jednak Volley Gdańsk zależało, by pokazać się z jak najlepszej strony. Początek drugiego seta rozpoczął się jednak od mocnego uderzenia EviRentu, który wyszedł na prowadzenie (7-1). Z czasem Volley się nieco odkręcił, jednak to gracze Radosława Koniecznego kontrolowali przebieg tej partii i wygrali ją do 18. Ostatnia odsłona rozpoczęła się po myśli graczy w niebieskich koszulkach i tak też się skończyła. EviRent w przekroju całego meczu był drużyną o kilka(naście) procent lepszą w niemal każdym elemencie, dzięki czemu wygrał mecz 3-0 i w przekonujący sposób stał się mistrzem SL3 w sezonie Wiosna’21. Styl, w którym tego dokonali jest naprawdę imponujący. Gratulujemy. Volley Gdańsk do trzech złotych i jednego brązowego medalu, tym razem dokłada srebro i gracze, którzy wystąpili w każdym z sezonów niedługo będą mieli więcej krążków niż Michael Phelps.

Tufi Team – Speednet

Chyba w najczarniejszych scenariuszach Tufi Team nie przewidziało tego, że na finiszu rozgrywek mogą spaść na piąte miejsce w ligowej tabeli. Przed spotkaniem, w zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy bowiem o tym, że drużyna Mateusza Woźniaka ma szansę wskoczyć na podium. Aby tak się jednak stało Omida musiałaby wygrać z Bez Odbioru 3-0. Już przed pierwszym gwizdkiem sędziego, ‘Tuffiki’ wiedzieli, że w obecnym sezonie nie będzie im dane stanąć na podium. W grę wchodziło wyłącznie obronienie czwartego miejsca w ligowej tabeli. Dodatkowo, mieli oni szansę zostać jedyną niepokonaną przez Speednet drużyną w sezonie Wiosna’21. Początek meczu nie wskazywał na to, jak słabe spotkanie zagrają gracze Tufi. Wróć – początek meczu nie wskazywał na to, na jak mało w meczu pozwolą gracze Speednetu. Mecz rozpoczął się bowiem od wyrównanej gry (10-10). W końcówce pierwszej partii na trzypunktowe prowadzenie wyszli ‘Różowi’ i to oni cieszyli się z wygrania pierwszego seta. Druga odsłona to prawdziwa deklasacja. Miazga. Gwałt. Mecz 7c z 2a. Podczas, gdy Speednetowi wychodziło w tej partii wszystko, Tufi Team nie wychodziło nic. Trudność, z jaką przyszła Speednetowi wygrana przypominała tę związaną z przełączeniem kanału w TV lub odblokowaniem smartfona. Skoro jesteśmy przy odblokowaniu to przechodząc płynnie do trzeciego seta można było oczekiwać, że srebrni medaliści poprzedniego sezonu zaprezentują się nieco lepiej w ostatnim secie. Cóż, może i było trochę lepiej, ale to lepiej wystarczyłoby co jedynie na drużynę z dolnej partii tabeli w drugiej lidze. Speednet, podobnie jak w dwóch pierwszych odsłonach okazał się za mocny i zasłużenie sięgnął po komplet punktów, dzięki czemu sezon kończą na najwyższym miejscu w historii występów w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta.

Bez Odbioru – Omida Team

Do ostatniego spotkania w sezonie Wiosna’21, ustępujący mistrz Siatkarskiej Ligi Trójmiasta – Omida Team przystąpiła w szóstkę graczy. Mimo braku kilku zawodników stanowiących o sile ‘Logistyków’ ci w pierwszym secie zaprezentowali się naprawdę dobrze. Rywalizacja pomiędzy obiema drużynami w pierwszej odsłonie była niezwykle wyrównana i żadna z ekip nie była w stanie wypracować sobie dwupunktowej przewagi. Jako pierwszym, sztuka ta udała się drużynie Bez Odbioru. Po ataku Michała Ryńskiego ‘Niebiescy’ wyszli na prowadzenie (19-17) i wygrali seta do 19. Zwycięstwo w pierwszym secie oznaczało, że beniaminek najwyższej klasy rozgrywkowej zapewnił sobie trzecie miejsce w lidze. Mimo to, drużyna Maćka Kota nie zamierzała w kolejnych partiach odpuszczać. Drugi set rozpoczął się od prowadzenia Bez Odbioru (5-1, a następnie 8-2). Po chwili Omida zdołała odrobić straty i doprowadzić do stanu (7-8), jednak był to tylko chwilowy zryw, po którym Bez Odbioru włączyło drugi bieg i wyszli na prowadzenie (17-11), a następnie spokojnie wygrali partię do 14. Ostatnia odsłona rywalizacji rozpoczęła się dość wyrównanie (8-7). Druga część tego seta to przewaga drużyny w niebieskich koszulkach i śrubowanie wyniku punktowego Sławomira Zemlika, który w meczu zdobył aż 18 punktów. Finalnie partia ta zakończyła się zwycięstwem Bez Odbioru do 15. Podsumowując, był to bardzo udany sezon dla ‘Niebieskich’. Przy odrobinie szczęścia, pozycja w tabeli mogłaby być jeszcze wyższa.

Bez Odbioru – Volley Gdańsk

Przed spotkaniem karty były wyłożone na stół. Obie drużyny grały o bardzo wysoką stawkę. Volley Gdańsk musiało wygrać, aby w ostatnim meczu przeciwko EviRent stanąć przed szansą na odzyskanie mistrzowskiego tytułu. Bez Odbioru z kolei liczyli na zdobycz punktową, która pozwalałaby na utrzymanie goniących ich graczy Tufi Team w bezpiecznej odległości. Jak wyszło? Cóż, z naszej perspektywy cholernie przewidywalnie. Początek meczu rozpoczął się od mocnego uderzenia Volley Gdańsk i ‘żółto-czarni’ objęli prowadzenie 4-1. Po punktach Daniela Koski oraz Piotra Ścięgosza, Volley prowadziło już 9-5. Po skutecznej grze na siatce Konrada Gregorowicza było już (14-7) dla Volley i obie drużyny, podświadomie były już myślami przy drugim secie. Druga część rozpoczęła się po myśli zawodników Volley Gdańsk, którzy wyglądali jakby najedli się wiaderka witamin. Set rozpoczął się od prowadzenia VG (5-1). Po chwili i asie serwisowym środkowego – Grzegorza Dymińskiego, Bez Odbioru zdołało doprowadzić do zaledwie jednopunktowej straty. Po wyrównanym środkowym fragmencie to Volley wyglądało lepiej w końcówce i wygrało seta do 16. Co tu dużo mówić. Zbyt wiele razy w życiu oglądaliśmy Volley Gdańsk żeby nie wiedzieć jak to się skończy. ‘Żółto-czarni’ są niekiedy jak niedoświadczony bokser, który mając swojego rywala na deskach, po chwili nie jest w stanie go wykończyć. W czwartkowy wieczór, w dwóch pierwszych setach, Volley wyglądał wybornie. W trzecim secie rozpoczęli słabo i mimo, że z czasem zdołali zniwelować stratę, to finalnie przegrali tę partię do 16. Taki wynik, nie sprawia, że stracili szansę na złoto. To, jest wciąż możliwe, ale droga ta wydłużyła się kilkukrotnie.

Trójmiejska Strefa Szkód – Speednet

Cóż, nie będzie to podsumowanie samego meczu. Będzie to raczej podsumowanie dotychczasowej przygody Trójmiejskiej Strefy Szkód z Siatkarską Ligą Trójmiasta. Nikt poza Redakcją tego nie wie, ale zanim ruszyła pierwsza edycja SL3 i usilnie poszukiwaliśmy drużyn, które nam zaufają i wezmą w niej udział, naszedł nas moment zwątpienia. Moment, w którym powiedzieliśmy sobie, że nic z tego nie będzie. Jako pierwsze i jedyne na ten czas drużyny, które zgłosiły się do ligi to Volley Gdańsk oraz Team Spontan. Po tych dwóch ekipach, czas do startu sezonu zbliżał się nieubłaganie i kiedy już straciliśmy nadzieję, na skrzynkę mailową wpadła wiadomość o tym, że do ligi zapisuje się TSS. Nie ukrywamy, że gdyby nie te zgłoszenie, SL3 by nigdy nie wystartowało. Później poszło jak z płatka. Czemu o tym teraz piszemy? Po pięciu sezonach w najwyższej klasie rozgrywkowej Trójmiejska Strefa Szkód, żegna się z pierwszą ligą. W pięciu dotychczasowych sezonach TSS-owi wiodło się różnie. Były piękne momenty jak te, w których ekipa zdobywała medale, były również te gorsze, kiedy drużyna znalazła się w grupie spadkowej. Nigdy wcześniej nie mierzyli się jednak z takim kryzysem jak obecnie. Gdyby TSS wyłącznie spadało z ligi, uznalibyśmy, że się odbudują. Niestety, na obecną chwilę tego nie widzimy. Uważamy, że pewna formuła w drużynie się wyczerpała i minie bardzo długi czas, zanim ponownie zobaczymy ich na parkietach SL3. Czwartkowe spotkanie było tylko potwierdzeniem problemów, które od dłuższego czasu trawiły zespół. Bądź co bądź, mamy nadzieję, że mówimy do zobaczenia, a nie żegnajcie. Jakby nie było, przez kilka lat tworzyliście historię tej ligi i wraz z Waszym potencjalnym odejściem straci cała liga.

AVOCADO friends – Tufi Team

Na kilka godzin przed meczem, wiedzieliśmy o tym, że Tufi Team w meczu z AVOCADO friends będzie grało w bardzo okrojonym składzie. Mimo to, wiedząc, że drużyna Mateusza Woźniaka wystąpi w zaledwie pięciu zawodników, nie zmieniliśmy naszego typu i wg nas to wciąż Tufi Team było faworytem spotkania. Początek meczu zdawał się potwierdzać nasze przypuszczenia. Po wyrównanym początku (5-5), to Tufi zdołało jako pierwsze wyjść na prowadzenie. W połowie seta, prowadzili już 12-8. Co ciekawe, w szeregach ‘Wegan’, na ten czas najwięcej punktów zdobył Matek Zaborowski, który w dotychczasowych meczach grał jako libero. Wracając jednak do meczu – po czterech atakach oraz dwóch asach serwisowych Szymona Straszaka, Tufi wyszło na prowadzenie 20-12 i spokojnie wygrało pierwszą partię. Druga odsłona nie była już takim spacerkiem. Początek seta rozpoczął się lepiej dla ‘Tuffików’, którzy wyszli na prowadzenie 9-5. Mniej więcej w połowie tej partii, ‘Weganie’ dokonali zmian personalnych. Na parkiecie zameldował się Patryk Okulewicz, który przeszedł na przyjęcie. Na ‘bombę’ przeszedł z kolei Miłosz Bazyliński, co sprawiło, że gra ‘Wegan’ zaczęła wyglądać coraz lepiej, a rywalizacja w secie nam się bardzo wyrównała (13-13). Tak zacięta partia trwała do stanu…24-26, przy którym ostatni punkt w secie dla swojej drużyny zdobył blokiem Łukasz Arciszewski. Ostatni set ułożył się zdecydowanie lepiej dla ‘Wegan’, którzy objęli prowadzenie 9-3. Wypracowana na początku seta zaliczka była utrzymywana aż do samego końca, kiedy AVOCADO stanęło przed szansą wykorzystania piłki setowej przy stanie 20-14. Mimo kilku nieudanych prób, ostatecznie drużyna Arka Kozłowskiego wygrała tę partię do 19, co w zasadzie pieczętowało uniknięcia bezpośredniego spadku.

Omida Team – Tufi Team

W zapowiedzi przedmeczowej, pisaliśmy o tym, że drużyna która wygra spotkanie będzie wciąż liczyła się w walce o podium rozgrywek. Taka sytuacja sprawiła, że obie ekipy podeszły do spotkania skoncentrowane i sfokusowane na wygraną. Mecz rozpoczął się od walki ‘łeb w łeb’ (10-10). Jako pierwsi na istotne prowadzenie (13-10) wyszli ‘Logistycy’. Po bloku Wojciecha Ingielewicza oraz asie serwisowym Jakuba Klimczaka wydawało się, że to Omida będzie kontrolowała przebieg tej partii. Z czasem Tufi Team zdołało jednak wyrównać (18-18) i po dobrej końcówce to drużyna Mateusza Woźniaka cieszyła się z wygrania tej partii do 18. Druga partia rozpoczęła się lepiej dla srebrnych medalistów poprzedniego sezonu, którzy po asie serwisowym Karola Masiula prowadzili już (6-2). Zaliczka wypracowana na początku seta wystarczyła do tego, by trzymać ‘Logistyków’ w bezpiecznej odległości i na koniec cieszyć się z wygrania seta do 16. Wszystko, co musieli zrobić gracze Tufi Team by zrealizować swój plan w 100% to wygrać trzecią partię. Trzecią odsłonę Omida Team rozpoczęła od roszady. Na przyjęcie przeszedł Dmytro Moroziuk, a na środek Sebastian Rydyger. Nie wiemy do końca jaki to miało wpływ na drużynę, ale to Omida prezentowała się w tej partii lepiej i szybko objęła prowadzenie (8-4). Przewaga z początku seta mimo, że raz się powiększała, a raz topniała to finalnie wystarczyła do tego, by to drużyna Konrada Gawrewicza wygrała ostatniego seta, w efekcie czego w meczu doszło do podziału punktów, który prawdę mówiąc – w 100% nie satysfakcjonuje żadnej ze stron.

Omida Team – Speednet

Kilkanaście minut przed rozpoczęciem meczu, od kapitana Speednetu – Marka Ogonowskiego, dowiedzieliśmy się, że ‘Różowi’ zagrają w spotkaniu w zaledwie… czterech graczy. Prócz wspomnianego kapitana na placu gry pojawili się również Andrzej Masiak, Marcin Bartosiak oraz Tomasz Nurzyński. Absencja pozostałych graczy wynikała głównie z urlopów czy prywatnych obowiązków. Mimo takiej sytuacji, kapitan ‘Programistów’ powiedział, że za wszelką cenę chcieli oni uniknąć walkowera i lepiej będzie kiedy ugrają kilka małych punktów. Cóż, wypowiadając te słowa chyba ani on, ani my nie spodziewaliśmy się takiego spotkania. Ku zaskoczeniu wszystkich osób, które miały okazję oglądać spotkanie, od pierwszego gwizdka sędziego Speednet był równorzędnym przeciwnikiem. Ba, mniej więcej w połowie seta ‘Różowi’ zdołali wyjść na prowadzenie (10-9), które z czasem powiększyło się (14-11, a następnie 18-16). Mimo ogromnej szansy Speednetu, w końcówce to Omida po asie Konrada Gawrewicza oraz bloku Dmytro Moroziuka zdołała przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Drugi set, podobnie jak pierwszy, rozpoczął się od bardzo wyrównanej gry (7-7). Jako pierwsi na dwupunktowe prowadzenie zdołali wyjść ‘Logistycy’ (13-11). Następnie po chwilowej wyrównanej partii, w końcówce Omida ponownie wyszła na kilkupunktowe prowadzenie i wygrała seta do 17. Ostatnia odsłona to a jakże, wyrównana gra. To, co prócz woli walki było jednym z największych atutów ‘Programistów’ to fakt, że grali oni na luzie. Gdyby przegrali w czwórkę nikt nie miałby do nich o to pretensji. Wygrana z kolei sprawiłaby, że mówiłoby się o tym przez kolejnych kilkadziesiąt dni. Wracając do seta – wyrównana potyczka trwała mniej więcej do połowy. Jako pierwsi na prowadzenie wyszli w nim zawodnicy Speednetu (11-8) i w powietrzu czuć było niespodziankę. Dalsza część partii to prowadzenie (16-13), ale finalnie :’Logistycy’ wzięli się w garść i wygrali seta do 19. Trzeba przyznać, że była to jednak dla nich bardzo wymagająca przeprawa.