Liga: Pierwsza Liga - Jesień 2023

Flota Active Team – Speednet

Po kilku ostatnich występach Floty Active Team nie spodziewaliśmy się większych emocji. W naszych oczach zdecydowanym faworytem konfrontacji była ekipa Speednetu. Uznaliśmy nawet, że wreszcie uda im się sięgnąć po pierwszy komplet punktów w obecnym sezonie. Cóż – nasze predykcje dość szybko zostały zweryfikowane. Spotkanie świetnie rozpoczęli bowiem gracze beniaminka rozgrywek. Po skutecznym bloku Kirila Bohdana było 6-3 dla Floty. Z czasem przewaga ta, a jakże – również po punkcie wspomnianego środkowego, urosła do pięciu punktów (12-7). Kiedy na tablicy po dwóch atakach Mikołaja Filanowskiego, było już 17-11 uznaliśmy, że w pierwszym secie już nic ciekawego się nie wydarzy. Był to moment, w którym Speednet podjął jeszcze rękawice. To pozwoliło im na zniwelowanie straty do zaledwie jednego oczka (19-18), po którym Flota musiała wziąć czas. Ten przyniósł oczekiwany skutek, bowiem po chwili Flota dopięła swego (21-18). Środkowa odsłona to prawdziwy kosmos. Na półmetku seta zarysowała się nieznaczna przewaga Speednetu, który po ataku Mateusza Szturmowskiego, prowadził 11-9. Nieznaczną przewagę, ‘Różowi’ posiadali do stanu 19-18. W końcówce seta z bardzo dobrej strony pokazał się Krystian Lipiński, po którego atakach, Flota miała kilka piłek meczowych. Jak wyliczył ‘Tygodnik Kibica’, tych Flota miała aż cztery. Za każdym razem Speednet wychodził z opresji obronną ręką. Finalnie po atakach duetu Szlejter & Janczak, Speednet doprowadził do wyrównania w setach. Ostatnia odsłona to wyrównana walka do stanu po 11. Druga część seta to sporo błędów beniaminka rozgrywek, które sprawiły, że Speednet objął prowadzenie 18-14 i mimo pewnych kłopotów w końcówce, wygrał partię do 19.

Tufi Team – ZCP Volley Gdańsk

Po formie, którą mogliśmy w ostatnim czasie zaobserwować w wykonaniu drużyny Tufi Team, uznaliśmy, że są oni murowanym faworytem wtorkowej konfrontacji. Jakież było nasze zdziwienie w trakcie oglądania pierwszego seta rywalizacji. Początek spotkania rozpoczął się bowiem od kapitalnej gry w bloku drużyny ZCP, po którym na tablicy wyników mieliśmy prowadzenie 8-2 dla drużyny Dariusza Kuny. Po początkowym szoku, Tufi Team się nieco ogarnęło i zniwelowało straty do stanu 11-7. Niestety, dla drużyny Mateusza Woźniaka, dwa kolejne punkty w meczu zdobył Illya Yenoshyn, po których było już 13-7 dla ZCP i stało się jasne, że ‘żółto-czarni’ nie dadzą sobie zrobić już krzywdy. Po kilku atakach Mikołaja Boguckiego, ZCP podkręciło jeszcze tempo i finalnie wygrali seta do 13. Środkowa odsłona to zdecydowanie lepsza postawa drużyny Tufi Team, która sprawiła, że przeciwko dobrze dysponowanym graczom ZCP, był remis po 9. Po chwili gracze Mateusza Woźniaka popełnili kilka błędów w komunikacji, które sprawiły, że ZCP prowadziło 14-11 i byli na najlepszej drodze do zwycięstwa w meczu. Nieco inny plan na wtorkowy wieczór miała ekipa Tufi, która po kilku atakach Marka Rogińskiego, doprowadziła do remisu po 14. Kiedy beniaminek rozgrywek ‘poczuł krew’ to poszedł za ciosem i po bloku Łukasza Arciszewskiego prowadzili już 18-15. Finalnie, po atakach Piotra Watusa, Tufi doprowadziło do wyrównania w setach. Ostatni set rywalizacji to obraz, który w obecnym sezonie już oglądaliśmy. W momencie, w którym ZCP napotyka w meczu pierwszy kryzys to nie ma absolutnie pomysłu na to jak ten kryzys zażegnać. Po festiwalu błędów w wydaniu ZCP, dobrze grające Tufi prowadziło w tej partii 10-6. Moment ten zbiegł się w czasie ze stratą nadziei ZCP, po którym Tufi już się z rywalem bawiło i finalnie wygrali tę partię do 13.

Szach-Mat – Tufi Team

Po raz kolejny kryształowa kula Redakcji nie zawiodła. Zgodnie z tym, o czym wspominaliśmy w zapowiedzi przedmeczowej, drużyna Tufi stanęła przed ogromną szansą na to, aby awansować do grupy mistrzowskiej. Wiadomym więc było, że muszą rzucić wszystkie siły na dwa ostatnie spotkania. Szach-Mat z kolei w obecnej sytuacji potrzebuje punktów jak tlenu. Podsumowując, mieliśmy świadomość, że kroi nam się bardzo zacięty pojedynek z obu stron. Determinacja graczy Mateusza Woźniaka była widoczna gołym okiem już od pierwszej piłki, dzięki czemu szybko wypracowali sobie zdecydowaną przewagę (5-0). Niesamowita seria ataków zawodników Tufi spowodowała, że przewaga ta jeszcze się powiększała, a sama drużyna była praktycznie nie do zatrzymania w tej partii. Wynik seta 21-12 mówi sam za siebie. Kolejna odsłona również zaczęła się od mocnych ciosów Piotra Watusa, niemniej jednak po kilku punktach graczom Dawida Kołodzieja udało się nieco odzyskać równowagę i doprowadzić do remisu (4-4). Od tego momentu, mimo sporej liczby błędów ‘Szachistów’ oraz niewykorzystanych kontr po udanych obronach, przez dłuższy czas toczyła się walka punkt za punkt. Od stanu 11-11 Szach-Mat zaczął popełniać błąd za błędem, dzięki czemu Tufi udało się wyjść na znaczące prowadzenie (16-11). W tym momencie, cały na biało w polu serwisowym pojawił się Sebastian Kopiczko, którego as serwisowy rozpoczął niezwykłą gonitwę punktową drużyny. Po całej serii udanych zagrywek, bloków i ataków ‘Szachistów’ na tablicy wyników widniało już tylko 17-16 dla ‘Tufików’. I gdy już wydawało się, że Szach-Mat ma rywala na widelcu, znów zanotowali serię błędów własnych, co zakończyło się wygraną seta przez Tufi (21-17). Trzeci set wydawał się być w tym momencie wyłącznie formalnością w wykonaniu ekipy ‘Tufików’. Rozpoczął się jednak od wyrównanej walki punkt za punkt, która trwała aż do stanu 17-16 dla Szach-Matu. Ekipa ligowych ‘byczków’ jest znana z tego, że tanio skóry nie sprzedaje, co miało odzwierciedlenie w końcówce tej odsłony. Nie pozwolili rywalowi zdobyć już nawet 1 punktu i zakończyli seta wynikiem 21-16.

AIP – MPS Volley

Umówmy się – AIP nie przystępowało do spotkania w roli faworyta. Wielokrotnie opisywaliśmy już nadzwyczajną formę MPS w obecnym sezonie. Ponadto, po przyjeździe na halę otrzymaliśmy informację, iż nie dość, że nie zobaczymy tego wieczoru po stronie AIP, Tomasza Ćwiertni to jeszcze zabraknie kolejnego świetnego gracza – Janka Krasińskiego. W kontekście wszystkich tych czynników mógł dziwić nadzwyczajny spokój kapitana drużyny AIP, Adriana Ossowskiego, który z pełnym przekonaniem zapewniał, że drużyna wygra mecz. W historii widzieliśmy już kilku szaleńców, którzy ignorując wszelkie znaki na niebie i ziemi parli dalej naprzód, nie kończąc przy tym zbyt dobrze. Okazało się jednak, że nie jest to ten przypadek. Pierwszy set rozpoczął się od zajadłej walki punkt za punkt, która trwała do stanu 14-14. Od tego momentu AIP wypracowało sobie dwupunktową przewagę, którą udało im się dowieźć do końca tej partii i zakończyć ją wynikiem 21-19. Drugiego seta od kiwki rozpoczął rozgrywający AIP – Rafał Dobrowolski i od tego momentu drużyna ani na moment nie straciła przewagi w tej odsłonie, sukcesywnie ją powiększając. Partia ta stała pod znakiem kontrowersji odnośnie decyzji sędziowskich, które pojawiały się z obu stron. Nie odbiło się to jednak na koncentracji w szeregach ‘Fioletowych’, którzy popisywali się zarówno świetnymi atakami, jak i wieloma spektakularnymi obronami. Na ich tle gracze MPS wyglądali po prostu słabiutko. Set zakończył się tak, jak się rozpoczął – udaną kiwką Rafała Dobrowolskiego i dzięki wynikowi 21-13 drużyna mogła już zacząć świętować wygrane spotkanie. Wydawało się, że podrażniony MPS w tym momencie wykorzysta cały swój potencjał i niczym wygłodniałe lwy rzuci się na przeciwnika w trzeciej partii. W końcu już nie raz chwaliliśmy ich za walkę do końca, nawet w beznadziejnych sytuacjach. Nic takiego jednak nie miało miejsca i drużyna Jakuba Nowaka rozpoczęła seta w sposób kompletnie bezjajeczny, a na tablicy wyników szybko pojawił się stan 6-1 dla AIP. W tym momencie chyba jednak MPS przypomniał sobie, o co toczy się stawka. Kilka udanych akcji z ich strony doprowadziło do wyniku 13-13. Był to jednak zryw podobny do tego, kiedy w osobę na łożu śmierci nagle i krótkotrwale wstępują niezwykłe siły. MPS nie pozamykał niedokończonych spraw, a AIP postanowiło postąpić humanitarnie i skrócić ich cierpienia, wygrywając seta 21-16 i cały mecz 3-0.

Eko-Hurt – Merkury

Wspominaliśmy już kiedyś o tym, ale patrząc na przedmeczową kadrę Merkurego nie sposób się nie powtórzyć. Nie da się pięknie uśmiechać bez kilku zębów. Mowa tu rzecz jasna o fakcie, że w kadrze Merkurego na mecz z Eko-Hurtem zabrakło trzech graczy podstawowego składu. Merkury musiał sobie radzić bez kapitana Piotra Peplińskiego, przyjmującego Mikołaja Rochny oraz atakującego – Damiana Gila. Nie wiemy, jaki to miało wpływ na grę ‘Planetarnych’, ale tuż po pierwszym gwizdku sędziego to Eko-Hurt prezentował się znacznie lepiej. Po kilku zagrywkach Igora Ciemachowskiego na tablicy wyników było 6-2 i Merkury musiał wziąć pierwszy czas w meczu. Mimo niekorzystnego otwarcia, Merkury zdołał w dalszej części zniwelować stratę do jednego oczka (12-11). Po chwili jednak kolejny blok w spotkaniu dołożył Konrad Gawrewicz i Eko-Hurt ponownie odjechał rywalom (15-11), tym razem skutecznie (21-14). Środkowa odsłona to wyrównana gra do stanu po 9. W połowie seta to Merkury zdołał zbudować sobie czteropunktową przewagę i wydawało się, że po chwili doprowadzą do wyrównania stanu rywalizacji (14-10). Dalsza część seta to jednak wyraźna przewaga ‘Hurtowników’, a taka sytuacja była wodą na młyn dla libero – Mateusza Chyla, który bardzo ekspresyjnie wbijał szpileczkę środkowemu – Konradowi Przekadzińskiemu. Tak czy siak – po ataku Marcina Radziewicza było już po 14 i w dalszej części seta Eko-Hurt budował przewagę by finalnie wygrać partię do 16. Ostatnia odsłona to walka obu stron do stanu po 10. Druga faza seta – podobnie jak w pierwszych dwóch partiach to przewaga ‘Hurtowników’, którzy w pełni zasłużenie sięgnęli po komplet punktów w meczu. Recepta na sukces? Świetna zagrywka, dobra gra w bloku i ataku. Eko-Hurt w poniedziałkowy wieczór był drużyną o klasę lepszą.

ZCP Volley Gdańsk – Flota Active Team

Ależ muszą czuć ulgę gracze ZCP Volley Gdańsk. Tak się bowiem składa, że do środowej konfrontacji ‘żółto-czarni’ pozostawali jedyną drużyną w lidze, która nie wygrała jeszcze spotkania. Jak lata temu w nieco przaśnej piosence ‘Ważne’ śpiewał Mezo – ‘przeszłość jest tatuażem – nikt jej nie zmaże’. Siedmiu porażek nie da się ot tak zapomnieć. Już w zapowiedziach wskazaliśmy, że w najbliższym czasie team Dariusza Kuny stanie jednak przed szansą na ‘odwrócenie karty’. Pierwszym pojedynkiem, w którym ZCP miało mieć naprawdę spore szanse na tryumf był mecz z Flotą ACTIVE Team. Zespół Karoliny Kirszensztein jest obecnie w dołku i co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. To akurat nie jest zmartwienie ZCP, które rozpoczęło spotkanie od mocnego uderzenia. Po tym jak ZCP świetnie przytrzymało rywala blokiem w pierwszej odsłonie – prowadzili oni 6-2. Czteropunktowa zaliczka wypracowana na początku seta pozwoliła na to by, ZCP dowiozło prowadzenie już do końca. Początek środkowej partii to pokaz asekuracji w bloku przez ‘żółto-czarnych’. Niestety dla nich – w partii tej zaczęło się większe kombinowanie i gracze w żółtych strojach nie grali już prostej, ale zabójczo skutecznej siatkówki. To w połączeniu z lepsza grą Floty sprawiło, że to beniaminek pierwszej ligi prowadził na półmetku seta (10-6). Dalsza część partii to scenariusz, który oglądaliśmy w pierwszym secie. Ten polegał na utrzymywaniu rywala na bezpieczny dystans. Ze swojej roli Flota spisała się jeszcze lepiej niż ich rywale w pierwszym secie. Finalnie środkowa odsłona skończyła się zwycięstwem Floty do 14. Zwycięstwo w spotkaniu miało się rozstrzygnąć w trzeciej partii. Ta rozpoczęła się od stanu po 7 i wydawało się, że będziemy świadkami świetnego widowiska aż do końca seta. Owszem – tak było, ale tylko w wykonaniu ZCP. Gracze Dariusza Kuny w środkowej części partii wrócili do grania z pierwszego seta i to okazało się strzałem w dziesiątkę. Dodatkowo po serii błędów Floty, ZCP prowadziło już 15-9 i po chwili doprowadzili do pierwszego tryumfu w pierwszej lidze. To z kolei sprawia, że wciąż mają oni rywali w tabeli na wyciągnięcie dłoni. Oj, będzie jeszcze ciekawie.

Eko-Hurt – MPS Volley

Ależ to było ciekawe widowisko. Spotkanie drużyn z samego szczytu ligowej tabeli nie mogło zawieść. Faworytem w naszym odczuciu była ekipa MPS Volley, która co tu dużo mówić – gra najrówniej z całej pierwszej ligi. Pierwszy set rozpoczął się od bardzo wyrównanej walki, która zaprowadziła nas do stanu po 16. W tym momencie stało się jasne, że partie wygra drużyna, która w końcówce: – zachowa więcej zimnej krwi, – popełni mniej błędów, – nie da się wyprowadzić z równowagi rywalom. Oj tak, ‘mind-games’ wkroczył w środowy wieczór na bardzo wysoki poziom. Wracając do końcówki pierwszego seta – błędy popełniali częściej gracze MPS Volley, którzy po bloku środkowego – Mikołaja Nowaka traciło do swoich rywali trzy oczka (19-16). Finalnie po ataku Igora Ciemachowskiego, Eko-Hurt dopiął swego (21-19) i obie strony zamieniły się stronami. Środkowa partia rozpoczęła się lepiej dla rozpędzonych ‘Hurtowników’, którzy prowadzili 6-3. Gra wyrównała się na półmetku seta (10-10). Końcówka partii to ogrom kontrowersji, kłótni, przepychanek słownych i prób przechytrzenia rywali oraz sędzi prowadzącej zawody. W bardzo ważnym momencie seta – Eko-Hurt miało ogromne pretensje o to, że sędzia nie powtórzyła akcji po tym jak piłka z sąsiedniego boiska wpadła na ich boisko. Finalnie – protesty na nic się zdały, a Eko-Hurt nie mógł już wrócić na pewien poziom koncentracji. To z kolei sprawiło, że MPS błyskawicznie wykorzystał sytuację i doprowadził do prowadzenie 19-15, po którym wygrał partię do 18. Początek trzeciej odsłony rozpoczął się lepiej dla Miłośników Piłki Siatkowej, którzy odskoczyli rywalom na pięć oczek (9-4). Mimo że sytuacja Eko-Hurtu wydawała się bardzo nieciekawa, to zdołali oni doprowadzić do prowadzenia 13-11! Mimo to – w końcówce MPS wygrał kilka ważnych wymian i mógł cieszyć się z siódmej wygranej w sezonie Jesień’23. Brawo!

Speednet – Szach-Mat

Nie ukrywamy – spodziewaliśmy się zupełnie innego przebiegu meczu. Jak mogłoby być inaczej w momencie, w którym mierzyły się ekipy z bilansem 5 zwycięstw oraz 2 porażki z drużyną, która miała bilans zupełnie odwrotny (2 zwycięstwa, 5 porażek)? Cóż, przed meczem kreśliliśmy scenariusz, w którym Speednet ogra dwóch najbliższych rywali i zajmie ‘pole position’ w walce o tytuł mistrzowski. Oj, to nie był zbyt udany dzień dla przedsiębiorstwa z Olivii Business Center. Na początek porażka w trzecioligowym meczu na szczycie, a następnie porażka w pierwszej lidze. Patrząc na początek pierwszego seta – końcowy wynik tej partii może być pewnego rodzaju zaskoczeniem. Po kilku błędach Szach-Matu, Speednet prowadził już 11-7 i był na świetnej drodze do wygrania partii. Po chwili, dwa bardzo ważne punkty dające drużynie tlen – zdobył jednak Rafał Guzowski. Od tego momentu ‘Szachiści’ grali jak w transie, co zostało udokumentowane prowadzeniem 17-15, a następnie 20-17. W końcówce gracze królewskiej gry najedli się jeszcze strachu, bowiem ich rywale doprowadzili do wyrównania po 20. Mimo to, po atakach skrzydłowych (Ciesielski&Rydyger), Szach-Mat dopiął swego (23-21). Jeśli wydanie zespołu Dawida Kołodzieja mogło się w pierwszej partii podobać, to co powiedzieć o tym, co oglądaliśmy w środkowej odsłonie? Dla tych, którzy oglądali japońskie kreskówki – to była metamorfoza o cztery stopnie – do Super Saiyanina 4. Koty Dawida Kołodzieja pokazały się z rewelacyjnej strony i rozpoczęli partię od prowadzenia 12-4. Żebyśmy byli całkowicie uczciwi – dość wydatnie pomogła Szach-Matowi sama ekipa Speednetu, która popełniała mnóstwo błędów. W dalszej części seta Szach-Mat kontynuował grę na wysokim poziomie i finalnie wygrał partię do 12. Ostatni set to przebudzenie Speednetu, które nastąpiło rzecz jasna zbyt późno. Owszem – lepszy jeden punkt niż żaden, ale jesteśmy przekonani, że Speednet będzie po spotkaniu bardzo długo struty.