Liga: Pierwsza Liga - Jesień 2020

Epo-Project – Speednet

Obecny sezon jest naprawdę szalony dla drużyny Epo-Project. Nie ma co owijać w bawełnę –czasami był niezły, czasami słaby. Zdarzało się również tak, że był beznadziejny. Mimo to, drużyna z Żukowa stanęła w środowy wieczór przed szansą na wskoczenie do grupy mistrzowskiej. Z pewnością byłaby to podróż last minute. Na taki stan rzeczy wpłynęły korzystnie układające się wyniki przeciwników, którzy grali ‘pod Epo’. Aby znaleźć się w grupie mistrzowskiej Epo-Project musiało wygrać ze Speednetem w stosunku 3-0 i dodatkowo wykręcić możliwie najlepszy wynik małych punktów. To paradoksalnie nie był plan, którego nie dałoby się zrealizować. W ekipie Speednetu, w kolejnym już meczu zobaczyliśmy zaledwie sześciu graczy. W ich szeregach zabrakło uznawanego za jednego z najlepszych środkowych w lidze – Grzegorza Gnatka oraz atakującego – Kacpra Iwaniuka, który bardzo często w poprzednich spotkaniach brał ciężar zdobywania punktów na swoje barki. Pierwszy set od początku był bardzo wyrównany. To, co było w nim nadzwyczajnego to dość duża liczba asów serwisowych obu drużyn (4-3) już w pierwszej części jego trwania. Do połowy pierwszej partii mieliśmy zatem walkę punkt za punkt. Z czasem Epo zdołało odjechać swoim rywalom (19-12) i było jasne, że tej partii już nie wypuszczą. Drugi set to dominacja graczy w zielonych koszulkach. Speednet w tej partii popełniał masę błędów własnych, które najzwyczajniej w świecie – w pierwszej lidze nie przystoją. Efekt? Wygrana Epo do 12. W trzecim secie do pewnego momentu lepiej prezentowali się ‘Programiści’, którzy wygrywali już 13-8. Po chwili, mieli jednak problemy z przyjęciem zagrywki Piotra Labudy oraz ze skutecznym w bloku i ataku Damianem Kolką, w efekcie czego Epo zdołało wyrównać. Jaki był koniec chyba się domyślacie. Mimo wygranej za trzy punkty, Epo-Project zabrakło dziewięciu małych oczek, by znaleźć się w grupie mistrzowskiej. Jeśli chodzi o drużynę Speednetu to czas się wziąć w garść. Tak grająca drużyna jak w ostatnich dwóch spotkaniach staje się głównym kandydatem do spadku.

Tufi Team – PROtotype Volleyball

Zgodnie z tym, o czym pisaliśmy w zapowiedzi, spotkanie było bardzo istotne dla obu drużyn. PROtotype wygrywając 3-0 znalazłoby się w grupie mistrzowskiej, natomiast Tufi Team, które miało zapewnioną grupę mistrzowską, walczyło o nadgonienie punktów, które dzieliły ich od Omidy Team oraz Volley Gdańsk. Środowy mecz był drugim z rzędu, w którym zabrakło prawdziwego lidera tej drużyny – Piotra Watusa. Z drugiej strony, okazję do debiutu w nowych barwach mieli Jakub Kozłowski (poprzednio Team Spontan), którego bodajże po raz pierwszy w SL3 widzieliśmy na libero oraz Mateusz Uciński. Sam mecz lepiej rozpoczęli gracze PROtotype Volleyball, wychodząc na prowadzenie 5-0, po którym Tufi musiało wziąć czas. Ten przyniósł oczekiwany rezultat, bowiem po chwili na tablicy wyników pojawiło się 10-8 dla drużyny Mateusza Woźniaka. Od tego momentu trzecia siła obecnego sezonu miała kontrolę nad poczynaniami na parkiecie. W końcówce Mateusz Uciński obił blok i Tufi mogło cieszyć się z wygrania pierwszej partii. Drugi set zakończył się dokładnie takim samym wynikiem jak pierwszy. O tym, że to Tufi ponownie wygrało, zadecydowała mniejsza liczba błędów własnych. To właśnie po jednym z nich ‘Tuffiki’ cieszyły się z wygranej seta, a co za tym idzie – całego meczu. Ostatnia partia zaczęła się lepiej dla ekipy Mateusza Woźniaka (9-6). Po chwili ‘Transformersi’ zanotowali konkretną serię, dzięki której wyszli na prowadzenie (14-13). Tym razem to Tufi popełniało więcej błędów, dzięki czemu PROtotype ugrało jednego seta, który będzie zapewne bardzo istotny w kontekście walki o utrzymanie. Tufi z kolei może żałować braku trzech oczek. Gdyby udało im się je zdobyć, do wicelidera rozgrywek – Volley Gdańsk traciliby zaledwie jeden punkt.

Oliwa Team – Omida Team

W jedynym pierwszoligowym starciu we wtorkowy wieczór zmierzyły się dwie drużyny, które są na przeciwległych biegunach ligowej tabeli. Po poniedziałkowej wygranej przeciwko Volley Gdańsk stało się jasne, że ‘Logistycy’ staną we wtorkowy wieczór przed ogromną szansą na to, aby wskoczyć na pierwsze miejsce w tabeli i dodatkowo, po rundzie zasadniczej uzyskać dwupunktową przewagę nad najgroźniejszym rywalem w walce o tytuł mistrzowski. Jedyne, co trzeba było zrobić to ograć drużynę świetnie im znaną – Oliwę Team. Tak jak wspominaliśmy w zapowiedzi przedmeczowej, obie drużyny znają się doskonale. Znają swoje mocne i słabe strony. Przed meczem wiedzieliśmy, że trzy punkty nie przyjdą Omidzie łatwo. Dużo mówi się o ewentualnym mistrzostwie drużyny Konrada Gawrewicza i często zapomina się o tym, że Oliwa również grała o bardzo istotne dla siebie cele. Każdy punkt przybliża ich do utrzymania. Początek meczu udowodnił, że gracze Dawida Karpińskiego tanio skóry nie sprzedadzą. Wyrównana walka trwała od pierwszego gwizdka sędziego niemal do ostatniego, który zakończył pierwszą partię. W końcówce doszło do kontrowersyjnej sytuacji, po której sędzia przyznał bardzo ważny punkt dla Omidy. Ostatecznie set zakończył się wygraną drużyny Konrada Gawrewicza do 18. Druga odsłona rozpoczęła się, podobnie jak ta pierwsza – od wyrównanej walki. Mniej więcej w połowie tego seta ‘Logistycy’ narzucili rywalom swoje tempo, w efekcie czego wyszli na prowadzenie (19-13). Gdy wszyscy byli już myślami w trzeciej odsłonie, rywale nadgonili kilka punktów, ale koniec końców – nie byli w stanie tej partii wygrać. Podobnie jak w pierwszej, w tej set zakończył się do 18. Trzecia odsłona, przynajmniej w pewnej części była festiwalem błędów obu drużyn. Z czasem Omida zdołała uciec rywalom na kilka punktów i pewnie wygrała tę partię do 15, a cały mecz 3-0. Oliwa z kolei w kolejnym już spotkaniu pokazała, że będzie do końca biła się o utrzymanie.

Trójmiejska Strefa Szkód – PROtotype Volleyball

W zapowiedzi przedmeczowej kreśliliśmy różne scenariusze dla obu drużyn. Zastanawialiśmy się, czy Trójmiejska Strefa Szkód zdoła wygrać spotkanie za komplet punktów i włączy się do walki o strefę medalową. W przypadku PROtotype włączyliśmy z kolei kalkulatory. Napisaliśmy, że jeśli ‘Transformersi’ zdołają ugrać cztery oczka w meczach z TSS-em i Tufi Team to znajdą się w grupie mistrzowskiej. Cóż. 25 % planu wykonali w poniedziałkowy wieczór. Teraz należy dołożyć trzy oczka w meczu z Tufi, co jak doskonale wiemy – łatwym zadaniem nie będzie. Jeśli chodzi o mecz to uznaliśmy, że dość wyraźnym faworytem spotkania będzie ekipa TSS-u, która w ostatnim czasie prezentowała się naprawdę korzystnie. Niejako na potwierdzenie tych słów, gracze w niebieskich koszulkach zaczęli mecz z animuszem i w zasadzie od pierwszej do ostatniej piłki powiększali swoją przewagę. Podsumowując pierwszą partię w wykonaniu PROtotype moglibyśmy wrzucić jakiegoś mema z podpisem ‘żodyn się nie spodziewał’. To oczywiście nawiązanie do formy, którą zaprezentowali gracze Tomasza Nurzyńskiego w pierwszych odsłonach kilku ostatnich spotkań. To było typowe PROtotype Volleyball. Wiadomo było, że mecz zacznie się w drugim secie. I tak faktycznie było. W partii tej obie ekipy stworzyły wyrównane i zacięte widowisko. Po pierwszej fazie tego seta w drużynie TSS wystąpił chwilowy problem z przyjęciem. Chwila ta wystarczyła ich rywalom, aby odskoczyć na trzy punkty i doprowadzić do wyrównania rywalizacji (1-1). Trzeci set obfitował w duże emocje, niekoniecznie tylko te ‘sportowe’. No, może jeszcze chwila i byłyby to sporty, ale walki. To oczywiście z przymrużeniem oka. Set ten dostarczył nam sporo kontrowersji sędziowskich. Po jednej z nich czerwoną kartką ukarany został jeden z zawodników TSS-u. Działo się to w momencie, kiedy na tablicy wyników widniał remis 17-17 i zastanawialiśmy się, czy ta sytuacja nie sprawi, że mający kontrolę nad tą partią gracze TSS-u nie przegrają seta. Ostatecznie, mimo sporej nerwówki wygrali go do 19 i niezależnie od tego, co wydarzy się w innych spotkaniach, kończą rundę zasadniczą na czwartej pozycji.

Volley Gdańsk – Omida Team

Już w zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy o tym, że jeśli Volley ma wygrać pięćdziesiąte spotkanie z rzędu to ich rywalem powinien być ktoś bardzo mocny. Runda zasadnicza ułożyła się w najlepszy możliwy dla tego scenariusza sposób. Ostatni mecz w fazie zasadniczej był zarazem pięćdziesiątym meczem w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta dla drużyny Volley Gdańsk. Dodatkowo, rywalem była ekipa wagi ciężkiej – wicemistrz poprzednich rozgrywek i drużyna, która w obecnym sezonie jeszcze nie przegrała – Omida Team. Już przed meczem było wiadomo, że czyjaś passa się skończy. Aby do tego nie dopuścić, obie ekipy stawiły się niemal w komplecie. Po stronie Omidy zobaczyliśmy np. Mateusza Szturmowskiego, którego w tym sezonie nie mieliśmy jeszcze okazji oglądać. Sam mecz rozpoczął się lepiej dla obrońców tytułu – Volley Gdańsk. ‘Żółto-czarni’ dość szybko wypracowali sobie kilkupunktową przewagę i przyznamy, że przez chwilę pomyśleliśmy, iż będzie to nudne spotkanie. W każdym razie, pierwsza partia zakończyła się dość wysokim zwycięstwem Volley i wydawało się, że formalnością będzie wygrana w kolejnym spotkaniu. Drugi set zaprzeczył powyższym słowom dość błyskawicznie, bowiem Omida szybko wyszła na kilkupunktowe prowadzenie (6-1). Duża w tym zasługa wprowadzonych w końcówce pierwszego seta atakującego Mateusza Szturmowskiego oraz dawno niewidzianego w SL3 przyjmującego Łukasza Wiktorko. Po dwóch asach serwisowych tego drugiego Omida prowadziła już 13-6 i chyba tylko cud mógłby sprawić, że VG wygrałby tę partię. Cóż, cudu nie było, ale zaskoczenie i to ogromne – owszem. Omida dzięki świetnej grze wygrała tę partię do dziewięciu i była to najwyższa porażka w jednym secie w historii występów drużyny VG w SL3. O zwycięstwie w meczu musiał zadecydować trzeci set. W nim podrażniona ekipa Volley wyszła na prowadzenie (7-2). Po chwili, na zagrywce stanął jednak kapitan drużyny – Konrad Gawrewicz i dał swojej ekipie drugie życie, doprowadzając do wyrównania (7-7). Od tego momentu mieliśmy bardzo wyrównaną grę i w zasadzie tylko raz jedna z ekip zdołała wyjść na trzypunktowe prowadzenie (13-10 dla VG). Pod koniec ‘Żółto-czarni’ prowadzili już 18-16 i wydawało się, że za chwilę postawią kropkę nad ‘i’. Niestety dla nich to Omida zdobyła kolejne trzy oczka i po chwili jako pierwsza z drużyn w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta ograła ekipę Volley Gdańsk. Na koniec słówko pocieszenia dla drużyny Volley. Uważamy, że te 49 spotkań było osiągnięciem z kosmosu. Jesteśmy przekonani, że miną lata zanim ktokolwiek zdoła zbliżyć się do tego wyniku. Gracze w żółto-czarnych trykotach mogą chodzić z podniesionymi głowami. Tego, czego dokonali już nikt im nigdy nie odbierze. Podsumowując, dziś dowiedzieliśmy się, że finisz tego sezonu sprawi, że trójmiejscy kardiolodzy będą mieli masę roboty. Jeszcze nigdy obrona mistrzostwa nie była tak zagrożona.

Tufi Team – AVOCADO friends

Zwieńczeniem rywalizacji przeciwko drużynom z TOP3 dla AVOCADO friends była ekipa Tufi Team, dowodzona przez Mateusza Woźniaka. Już przed meczem było wiadomo, kto będzie faworytem tego starcia. ‘Tuffiki’ chciały wykorzystać fakt, że w trakcie ich meczu na równoległym boisku trwało spotkanie pomiędzy liderem a wiceliderem. Było bowiem oczywiste, że minimum jedna z ekip zgubi tam punkty, co sprawiło z kolei, że wygrana za komplet oczek zbliży ich do swoich rywali. Ze wszystkich trzech partii to pierwsza była najbardziej zacięta. Na początku tej odsłony sporo szkód drużynie Mateusza Woźniaka swoją zagrywką wyrządził Andrzej Masiak. W dalszej części tej partii trwała wyrównana walka. Po dwóch punktowych blokach z rzędu Patryka Okulewicza, na tablicy wyników widniał remis 18-18 i kwestia wygranej w tym secie była sprawą otwartą. Ostatecznie, o tym, że to Tufi Team wygrało, zadecydowały błędy własne ich przeciwników. Podsumowując tę partię trzeba powiedzieć, że wygrała drużyna, która finalnie popełniła tych błędów nieco mniej. Jesteśmy przekonani, że nawet drużyna, która wygrała tę partię doskonale wie, że nie był to najlepszy set w ich wykonaniu. Kto jednak za jakiś czas będzie o tym pamiętał? Ostatecznie liczy się to, co w tabeli, a po dwóch kolejnych wygranych odsłonach Tufi Team dołożyło do swojego dorobku trzy oczka. W drugim secie był moment, w którym wydawało się, że ‘Weganie’ zdołają doprowadzić do wyrównania. Po asie serwisowym Łukasza Czajkowskiego drużyna AVOCADO prowadziła już 14-11. Niestety dla nich, po tym nastąpił dość długi przestój, w czasie którego Tufi zdobyło dziesięć punktów przy zaledwie jednym ich rywali. Ostatni set to absolutna dominacja drużyny Mateusza Woźniaka. Już na początku, po kilku atakach najlepszego na parkiecie Piotra Adamczyka, Tufi uzyskało kilkupunktową przewagę, która z czasem tylko powiększali.