Liga: Grupa mistrzowska - I liga
Volley Gdańsk – Tiande Tufi Team
Zastanawialiśmy się czy drużyna, która zapewniła sobie w poprzedniej kolejce mistrzowski tytuł, zdoła w sobie wykrzesać na tyle motywacji, by wygrać dwudzieste siódme spotkanie z rzędu. Była to bowiem pierwsza taka sytuacja, w której Volley grało o przysłowiową ‘pietruszkę’ i nie byliśmy pewni, w jaki sposób drużyna zareaguje. Przed meczem w składzie Tiande Tufi Team doszło do sporych zmian. Nieobecnego Kamila Romańskiego zastąpił Sławomir Kudyba i trzeba przyznać, że był to bardzo udany debiut. Ponadto, w szeregach Tuffików zabrakło Michała Przekopa czy Marcina Dylowicza. Jeśli chodzi o drużynę Volley to na przestrzeni całego sezonu rotowała składem tak często, że wymieniać kogo dziś zabrakło, byłoby bez sensu. Sam mecz lepiej zaczęli gracze Mateusza Woźniaka, co chyba nikogo nie dziwi, bowiem drużyna Tiande ma to do siebie, że zawsze ma piorunujące początki. Do drugiej części seta trwała wyrównana rywalizacja i dopiero przy stanie 14-14 Volley zdołał odjechać na kilka punktów i cieszyć się z wygranej pierwszej partii. Druga odsłona miała podobny scenariusz, ale ze zmodyfikowanym zakończeniem. Wyrównaną w pierwszej połowie partię (ponownie wynik 14-14), tym razem Tiande Tufi Team przechyliło na swoją korzyść. O ostatecznym zwycięstwie zadecydować musiał zatem trzeci set. W nim, w zasadzie od początku, dwupunktową przewagę wypracowali gracze Volley i zdołali ją utrzymać do końca trwania meczu. Po raz kolejny w kluczowych momentach, na zagrywce nieoceniony okazał się Daniel Koska. Bardzo dobrą partię rozegrał ponadto nasz ekspert – Maciej Kot, który w spotkaniu zaliczył prawdopodobniej więcej bloków niż przez całą przygodę z siatkówką. Ostatecznie, spotkanie wygrywa drużyna Volley. Ponownie było blisko, ponownie skończyło się jak zawsze. Na kolejną szansę pokonania Volley Gdańsk, drużyny muszą poczekać do sezonu Wiosna’20.
INTERMARINE – Prometheus
Spotkanie, które miało wyłonić czwartą i piątą siłę w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta, nieoczekiwanie do tego nie doprowadziło. O tym jednak za chwilę. Mecz rozpoczął się doskonale dla drużyny Prometheus, która była rozgrzana po spotkaniu zakończonym kilkadziesiąt minut wcześniej. Mimo braku swojego lidera – Dmytro Moroziuka drużyna momentalnie wyszła na prowadzenie 6-1 i mimo, że drużyna Masters potrafiła doprowadzić do wyrównania 7-7, wciąż dało się odnieść wrażenie, że to gracze zza wschodniej granicy mają kontrolę nad przebiegiem seta. Ostatecznie, gracze Maksyma Moskalenko zdołali wygrać pierwszą partię. Duża w tym zasługa samego kapitana oraz Maksima Hirutsa czy Maksyma Pelykha. Jako, że zwycięzca meczu miał zgarnąć czwarte miejsce w lidze, wyzwoliło to w graczach INTERMARINE pokłady energii, której nie zaprezentowali w pierwszym secie. Bardzo dobrze prezentował się Andrzej Masiak czy Piotr Szczepański, który popisał się trzema blokami. Ostatecznie, drugą partię wygrali gracze Masters do 13, po błędzie jednego z graczy Prometheus. W trzecim secie drużyna Masters ponownie wyglądała lepiej, dzięki czemu wygrała partię do 16. Ostateczny wynik zawodów jest identyczny jak ten z sezonu zasadniczego. 2-1 dla drużyny INTERMARINE powinno zapewnić drużynie Krzysztofa Wyrzykowskiego czwarte miejsce, jednak z uwagi na fakt, że Prometheus wygrał w związku z walkowerem w meczu ze Stężycą 3-0 to ostatecznie lądują na piątym miejscu. Cóż, uważamy, że mimo to mogą czuć się moralnymi zwycięzcami. O ostatecznej pozycji w tabeli zadecydował błąd ludzki jednego z zawodników ze Stężycy. Swoje mecze z Prometheus dwukrotnie wygrali.
Tiande Tufi Team – Prometheus
Czysto teoretycznie, gdyby w czwartkowej rywalizacji drużyna Prometheus wygrała, mogłaby rozbudzić nadzieje na to, że na koniec sezonu znajdą się na podium. Niestety dla nich, podobny plan miała drużyna Mateusza Woźniaka – Tiande Tufi Team. Początek meczu pokazał, że to żółto-czarni są obecnie w lepszej formie. Tuffiki szybko wypracowali sobie kilkupunktową przewagę, którą utrzymywali przez większość seta. Różnica pomiędzy obiema drużynami była największa właśnie w pierwszej części. Tiande Tufi Team przeważało w niej zarówno w przyjęciu, rozegraniu, ataku jak i na zagrywce. W zasadzie nie było elementu, w którym drużyna zza wschodniej granicy byłaby lepsza. Druga odsłona ponownie należała do ekipy żółto-czarnych. Drużyna szybko wypracowała sobie kilkupunktową przewagę, co sprawiło, że kontrowali przebieg wydarzeń boiskowych. W tej partii, podobnie jak w całym meczu, a nawet sezonie, świetnie sprawowali się Piotr Watus oraz Łukasz Arciszewski. Wspomniana dwójka straszyła rywali na zagrywce, dzięki czemu w tym elemencie zdobyli łącznie aż osiem punktów. Trzecia odsłona to widoczne rozluźnienie w szeregach Tiande Tufi Team, którzy zapewnili sobie już trzecie miejsce w lidze. Być może ten fakt podziałał na nich rozprężająco, bowiem zagrali widocznie słabiej i ostatecznie przegrali seta do 18. Z kolei Prometheus dzięki wygranej w ostatniej odsłonie przesunął się na czwarte miejsce w tabeli, co patrząc na cały sezon, należy uznać za sukces.
Volley Gdańsk – Nasz-Dach Stężyca
Nawet gdyby Stężyca wygrała spotkanie i na jedną kolejkę przed końcem ligi była za drużyną Volley Gdańsk to i tak spotkanie pomiędzy drużynami można było nazwać meczem o mistrzostwo. Spotkały się bowiem dwie bezapelacyjnie najlepsze drużyny tego sezonu w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta i jako potwierdzenie tych słów niech posłuży przykład, że żadna inna drużyna nie zdołała z nimi wygrać. Jak widać, po spotkaniu obiecywaliśmy sobie naprawdę dużo i po tym co zobaczyliśmy jesteśmy w 100% ukontentowani. Lepiej w mecz weszli gracze ze Stężycy, którym najwidoczniej pomógł fakt, że byli rozgrzani po spotkaniu z INTERMARINE. Mimo, iż spotkanie zaczęło się potężnym atakiem środkowego Volley – Michała Mysłowskiego to po chwili do głosu doszli gracze ze Stężycy, którzy utrzymali kontrolę nad setem przez większą część jego trwania, co doprowadziło do wygranej 21-14. W drugim secie rękawy zakasali gracze Volley Gdańsk i po wyrównanej walce zdołali wygrać i doprowadzić do wyrównania. Odsłonę tę efektownym blokiem zakończył przyjmujący drużyny Volley Gdańsk – Adrian Ossowski. Trzeci set to gotowy scenariusz na film instruktażowy dla adeptów siatkówki pod tytułem ‘Jak nie przegrać wygranego meczu’. W pierwszoplanowe role wcielili się gracze ze Stężycy, którzy prowadzili 19-14 i w powietrzu unosił się już zapach pierwszej przegranej w lidze dla drużyny Volley Gdańsk. W zasadzie do teraz nie wiemy jak to możliwe, że tak się nie stało. Punktem zwrotnym był moment, kiedy na zagrywce stanął Daniel Koska i swoimi flotami sprawił potężne problemy graczom ze Stężycy. Jedna piłka, druga piłka, trzecia, czas, czwarta, stres, paraliż, przegrana. Mniej więcej taką sekwencje widzieliśmy u graczy Piotra Labudy. W końcówce nerwy ze stali pokazał Piotr Ścięgosz, który pomógł wyjść swojej drużynie na prowadzenie. Ponadto, jak zwykle niezawodny był Przemek Wawer, który zdaje się mieć wycięty układ nerwowy. Poza tym gość wygląda na takiego, któremu można zaufać do tego stopnia, że można mu powierzyć cały majątek. Jest jak polisa. Jest niezawodny. Volley Gdańsk wygrywa dwudzieste szóste spotkanie z rzędu i kolejną edycję Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Z drugiej strony trzeba docenić ich rywali, którzy umiejętności już mają, a to, czego im brakuje to zimne głowy i spokój w decydujących momentach. Tak czy inaczej – Volley broni tytułu, ale na horyzoncie pojawiła się drużyna, która w przyszłości może im pokrzyżować plany.
INTERMARINE – Nasz-Dach Stężyca
Drużyna ze Stężycy bardzo wysoko zawiesiła sobie poprzeczkę chcąc rozegrać spotkania z INTERMARINE oraz Volley Gdańsk jednego dnia. Na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego było wiadomo, że rezultat w meczu z INTERMARINE będzie miał kolosalne znaczenie w kontekście walki o mistrzowski tytuł. Również przed spotkaniem było wiadomo, że INTERMARINE wcale nie ma zamiaru utorować drogi młodszym graczom. Szybki rzut oka na protokół meczowy i każdy wiedział, że drużyna Masters postawiła w poniedziałkowy wieczór na bardzo mocny skład. Nie zabrakło między innymi Andrzeja Masiaka, Pawła Kolana czy Mateusza Ciesielskiego. To sprawiło, że o wygraną trzy-zero dla Stężycy było niezwykle ciężko. Już pierwszy set potwierdził, że gracze Masters ‘tanio skóry nie sprzedadzą’. Po bloku Andrzeja Masiaka prowadzili już 14-10 i wydawało się, że tak doświadczona drużyna nie wypuści z rąk takiej okazji. Niestety dla nich, poszczególni zawodnicy zaczęli popełniać sporo błędów, co przy dobrej postawie Stężyczan sprawiło, że po bloku Kamila Jóskowskiego gracze z Kaszub wyszli na prowadzenie 19-17. Przewagi, w przeciwieństwie do INTERMARINE, już nie wypuścili i po chwili cieszyli się z wygrania pierwszego seta. Druga odsłona była w zasadzie bez większej historii. Tę partię z pewnością chcieliby wymazać z pamięci gracze Krzysztofa Wyrzykowskiego. Pierwsza część była w ich wykonaniu solidna, natomiast w drugiej stało się coś, co ciężko nam, a zapewne i doświadczonym graczom wytłumaczyć. Mimo, że na tablicy widniał wynik 12-11 dla Stężycy, to od tego momentu do końca seta gracze Masters zdołali zdobyć zaledwie jeden punkt. Uważamy, że ta sytuacja pokazuje jak ciężki fizycznie jest to dla graczy sezon. W drugiej partii wyglądali jakby ktoś odłączył im prąd. Z taką sytuacją w trzecim secie nie do końca mógł się pogodzić Andrzej Masiak, który piorunującym początkiem postanowił włączyć wtyczkę ponownie. Zawodnicy Masters na początku seta prezentowali się wybornie. Po bloku Piotra Szczepańskiego doświadczeni gracze prowadzili już 7-1 i przewagi tej nie roztrwonili. Ostatecznie spotkanie zakończyło się w stosunku 2-1 dla Stężycy, co w dość znaczny sposób skomplikowało kwestię mistrzostwa dla tej drużyny.
Prometheus – Volley Gdańsk
Rywalizacja pomiędzy Prometheus a Volley Gdańsk była zupełnie innym spotkaniem niż pojedynek, który obie drużyny rozegrały pod koniec września. Znamiennym jest fakt, że spośród obu drużyn tylko siedmiu graczy wzięło udział w obu spotkaniach – czterech po stronie Volley Gdańsk oraz trzech po stronie Prometheus. To z kolei sprawiało, że kibice mogli spodziewać się innego – bardziej pasjonującego przebiegu spotkania. Spotkanie we wrześniu było jednostronnym widowiskiem i w zasadzie przeszło bez historii. Gładka wygrana Volley 3-0 sprawiła, że nie będziemy długo wspominać tego meczu. Początek czwartkowej rywalizacji był zgoła inny – ciekawszy. W zasadzie do końcówki seta rywalizacja była wyrównana i dopiero pod koniec Prometheus zdołał zdobyć trzy punkty z rzędu i wyjść na prowadzenie, którego nie oddali już do końca. Nie mamy zamiaru w tym miejscu umniejszać graczom zza wschodniej granicy, ale nie dało się nie dostrzec, ile razy myliła się drużyna Volley Gdańsk. Piszemy tu o tym, bowiem niezbyt często widzimy tyle niewymuszonych błędów, które dodatkowo mają swoje konsekwencje w postaci przegranej seta. Nie wiemy na ile z powagi sytuacji zdają sobie sprawę żółto-czarni, ale gdyby w czwartek wygrali 3-0 to ich wygrana w lidze byłaby pewniejsza niż to, że po nocy przychodzi dzień albo że prędzej czy później uderzysz małym palcem od nogi w któryś z mebli stojących w mieszkaniu. Wracając do meczu – przegrana pierwszego seta spowodowała obawę graczy, którzy wystąpili w spotkaniu, że spośród trzydziestu kilku chłopa występujących w drużynie to właśnie oni będą winni pierwszej porażki w SL3. Do siedmiu graczy zamiast łatki wspaniałych przytknęłaby łatka tych, którzy dostali bęcki. Perspektywa wytykania palcami na mieście podziałała na ekipę Adriana Ossowskiego mobilizująco, w efekcie czego wygrali drugiego seta do 17 i poprawili w decydującym o wygranej do 14. ‘Koniec historii, nie ma sensacji, możecie się rozejść’ – zdawali się mieć wypisane na czołach gracze VG po spotkaniu. MVP spotkania został rozgrywający ‘żółto-czarnych’, który niemal co piłkę dawał ciasteczko swoim partnerom. Jego gra była bardzo widowiskowa, a granie pipe’a staje się chyba jego znakiem firmowym. (w meczu aż czterokrotnie). Podsumowując jego grę nie da się nie dostrzec, że Paweł Huliński ma godnego zmiennika.
INTERMARINE – Tiande Tufi Team
Spotkanie pomiędzy drużynami było jedynym pierwszoligowym meczem rozegranym we wtorkowy wieczór. Gdyby INTERMARINE wygrało w stosunku 3-0 to kwestia wskoczenia na koniec sezonu nanajniższy stopień podium byłaby prawdopodobnym scenariuszem. Tak się jednak nie stało. Intermarine przegrało piąte spotkanie w lidze i szanse na pudło mają już tylko matematyczne. Jeśli chodzi o sam przebieg meczu to można w nim było wyodrębnić trzy akty, w których obie drużyny zagrały dwa dobre i jeden słabszy. Akt pierwszy to typowa gonitwa młodszych graczy, którzy przez większość seta przegrywali. W końcówce partii zdołali obronić piłkę setową, a następnie, między innymi dzięki świetnej zagrywce Piotra Watusa, przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Drugi akt to bardzo dobra gra drużyny MASTERS, którzy dzięki bardzo dobrej grze Marcina Karbownika oraz Piotra Szczepańskiego nie dali szans drużynie Tufi. Po tej części wiadomym stało się, że o zwycięstwie zadecyduje ostatni akt. W nim widoczny był spory spadek koncentracji drużyny INTERMARINE, która popełniała sporo błędów własnych, co przełożyło się na porażkę. W secie tym, po przeciwnej stronie siatki bardzo dobrze sprawował się Michał Przekop, który punktował z dużym procentem skuteczności. Wygrana ‘Złocistych’ sprawia, że niemal na pewno sezon skończą na podium.