Dla obu drużyn środowe spotkanie było niezwykle ważne. W przypadku Merkurego – team Piotra Peplińskiego zdaje się być na dobrej drodze do tego by w obecnym sezonie powalczyć o kolejne medale. Jeśli chodzi o AiP to taki scenariusz również nie był wykluczony, ale po przespanym początku team Adriana Ossowskiego wciąż jest na pograniczu grup mistrzowskiej oraz spadkowej. Początek spotkania należał do brązowych medalistów poprzedniego sezonu, którzy nie mieli problemów z tym by wykorzystać błędy rywali czy ich spore problemy w przyjęciu zagrywki. Efekt? Wysoka przewaga AiP i pewna wygrana do 12! W środkowej odsłonie gra nam się wyrównała. Do połowy seta Merkury nie mógł znaleźć jednak sposobu na przechytrzenie rywala, który po atakach Mariusza Seroki czy Radosława Kleina, prowadził 14-12 i był na dobrej drodze do tryumfu. Gorsza chwila przydarzyła się jednak AiP w najmniej oczekiwanym momencie. Po problemach ze zrobieniem przejścia Merkury wysunął się na prowadzenie 18-15 i po chwili doprowadzili do wyrównania w setach (21-15). Trzeci set? Thriller, który mógłby trwać w nieskończoność. Tym razem to Merkuremu wiodło się lepiej przez większość seta. Choć po kilku atakach Piotra Kurasa pięciokrotni Mistrzowie SL3 prowadzili już 16-12, to nie zdołali postawić kropki nad ‘i’, a przynajmniej nie w pierwsze tempo (17-17). Dalsza część seta to pasjonująca walka ‘łeb w łeb’, która zakończyła się dwoma błędami zespołu AiP i wygraną Merkurego do 27!
Dzień: 2025-04-16
Szach-Mat – Bossman Team
Po przedostatnim dniu meczowym sytuacja w pierwszej lidze zrobiła się arcyciekawa i przed środową serią gier, aż pięć drużyn miało na swoim koncie jedenaście oczek. Niewiele gorzej wyglądała sytuacja Bossmana, który miał o jeden punkt mniej od ‘grupy ucieczkowej’. To oznaczało, że w środowy wieczór team z puszką piwa w logo był ‘na musiku’. W naszym odczuciu – kolejna porażka sprawiałaby, że team Jakuba Kłobuckiego wypadłby z gry o czołową piątkę ligi. Mimo problemów kadrowych, Wicemistrzowie prezentowali się naprawdę nieźle i po wyrównanym początku (11-11), to oni przejęli inicjatywę i po trzech błędach z rzędu rywali objęli prowadzenie 19-16, a następnie za sprawą Mikołaja Lange oraz Jakuba Kłobuckiego zadali dwa kończące ciosy (21-16). Środkowa partia to przebudzenie Szach-Matu, który zaczął piekielnie mocno i już po chwili od gwizdka sędziego prowadził 8-4. W dalszej części seta Bossman miał wyraźne problemy z przebiciem się przez szczelny blok ‘Szachistów’ i między innymi przez to – Szach-Mat doprowadził po chwili do wyrównania w setach (21-13). Decydujący o zwycięstwie, a kto wie czy nie o układzie tabeli grup mistrzowskiej oraz spadkowej set, rozpoczął się lepiej dla Bossmana, który po bloku Adriana Zajkowskiego, objął prowadzenie 10-7. Po chwili, kilka punktów dorzucił Mikołaj Lange i przewaga wicemistrzów SL3 powiększyła się do sześciu punktów (15-9). Kiedy wydawało się, że wygrana Bossmana będzie tylko formalnością – ostatni, aczkolwiek nieskuteczny zryw zanotowała ekipa ‘Szachistów’. Niestety dla nich – na odwrócenie losów rywalizacji, było już za późno (21-17).
Fux Pępowo – BES Boys BLUM
Spotkania derbowe rządzą się nieco innymi prawami i sądziliśmy, że na boisku nr 3 dojdzie do bardzo ciekawego pojedynku. Czy tak faktycznie było? Cóż – z całą pewnością mogło być lepiej i nie mówimy tu wyłącznie o poziomie sportowym, ale również – całej otoczce. Mecz z BBB rozpoczął się od…kombinacji zespołu Fuxa, w którym na prawym skrzydle zobaczyliśmy tym razem środkowego – Patryka Bruchmanna. Początek spotkania wskazywał na to, że będziemy za chwilę świadkami powtórki meczu z Tufi Team. Po kilku chwilach BBB nieoczekiwanie objął wysokie prowadzenie 8-2. Choć obraz dla Fuxa był skrajnie niekorzystny, to w dalszej części sytuacja odwróciła się o 180 stopni i po chwili mieliśmy remis po 14. To nie był bynajmniej koniec dobrej gry ‘Koniczynek’ w pierwszej części meczu. Już po chwili team Dominika Szadacha dołożył kilka oczek i wygrał premierową partię do 18! Środkowa odsłona rozpoczęła się identycznie jak pierwszy set. Ledwo sędzia prowadząca zawody zdążyła gwizdnąć na rozpoczęcie seta, a team BBB ponownie zbudował sobie przewagę 9-2! Tym razem team Daniela Bąby wyciągnął jednak odpowiednie wnioski i nie dał sobie wydrzeć zwycięstwa z rąk. Po mądrej i skutecznej grze drużyna w szarych trykotach zapewniła sobie wyrównanie w setach (21-14). Ostatni set rywalizacji nie mógł się rozpocząć inaczej niż…wysokiego prowadzenia. Tym razem to Fux Pępowo zaczął od stanu 10-3 i w dalszej części sukcesywnie powiększali swoją przewagę, kończąc seta wygraną do 8!
Siatkersi – BVT Gdańsk
Po dwóch tygodniach przerwy obie drużyny wróciły na parkiety Inter Marine SL3 by zmierzyć się w bezpośrednim pojedynku. W zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy, że dla Siatkersów będzie to doskonała okazja do tego by wziąć rewanż za dwie porażki z minionego sezonu. W naszych oczach byli oni bowiem faworytem meczu. Trzeba przyznać, że udowodnienie swojej wyższości szło Siatkersom dość topornie. Choć team Macieja Tarulewicza rozpoczął od prowadzenia 9-7, to w dalszej części po atakach Jonasza Bullera oraz Karola Fidurskiego ‘Bobry’ wysunęły się na prowadzenie 15-13. Niezbyt dobre granie sprawiło, że w obozie Siatkersów pojawiły się nerwy w konsekwencji, których – żółtą kartką ukarany został jeden z zawodników drużyny. To nie przełożyło się w sposób pozytywny na wynik, bo już po chwili ‘Bobry’ cieszyli się z pierwszego punktu w meczu (21-17). Sportowa złość to chyba idealne określenie na to, co wydarzyło się w środkowej odsłonie. Tym razem emocje towarzyszące Siatkersom podziałały na tę ekipę mobilizująco i Siatkersi wypracowali sobie bardzo dużą zaliczkę już w pierwszej części seta (10-3). W drugiej części team Macieja Tarulewicza nie zdejmował nogi z gazu i w konsekwencji wygrał seta do 7! W połowie trzeciego seta Siatkersi mieli problem by przedostać się przez tamę zbudowaną przez ‘Bobry’ (11-10). Sztuka ta udała im się dopiero w końcowej fazie meczu, w której po atakach Macieja Kota i Filipa Silwanowicza, Siatkersi objęli prowadzenie 19-15 i po chwili cieszyli się z czwartego zwycięstwa w sezonie Wiosna’25.
Fux Pępowo – Tufi Team
Nie chcielibyśmy się przesadnie pastwić nad drużyną z Pępowa. W ostatecznym rozrachunku wygrali oni jedno środowe spotkanie i wskoczyli na ósme miejsce w ligowej tabeli. Z drugiej strony – nie możemy się powstrzymać. Swoje napisać musimy. Na Boga, co to była za żenada? Rozumiemy przegrać jednego seta bez podjęcia rękawic, ale trzy? Wyniki do 13, 11 oraz 8? Czy leci z nami pilot? Przecież w składzie z Pępowa znajduje się kilku graczy, którzy grają w 3 lidze PZPS. Poza tym – mają oni w drużynie sporo zawodników, którzy otarli się o poważną siatkówkę i prawdę mówiąc – takie granie nie przystoi. Dla równowagi, bo i zwycięzców trzeba pochwalić. Przed meczem zwracaliśmy uwagę na fakt, że team Mateusza Woźniaka nie wygrał za komplet punktów od kilku tygodni. Jakby tego było mało – ich dyspozycja w ostatnich meczach pozostawiała wiele do życzenia. Środowe spotkanie zadało temu jednak kłam. Już od początku spotkania Tufi mogło pochwalić się bardzo dobrą skutecznością, po której objęli prowadzenie 12-6. W dalszej części Fux dołożył do tego kilka błędów i była to gotowa mikstura do sportowej katastrofy (21-11). Jak wobec tego nazwać wydarzenia w drugim secie? Cóż – spotkanie gołej dupy z batem. Po rewelacyjnej grze w systemie blok-obrona, gracze Tufi rozpoczęli partię od…prowadzenia 9-2! Fux nie miał zbyt dużo do stracenia, a to niestety piętrzyło ich problemy. Po kilku zepsutych serwisach Tufi wygrało tę partię do…ośmiu. Czy gracze z Pępowa ogarnęli się w trzeciej odsłonie? Skądże znowu. Ok – w tym przypadku nie było kompromitacji, ale prawdę mówiąc – było bardzo daleko do tego by ich chwalić. Ostatecznie team Mateusza Woźniaka wygrał tę partię do 13, a cały mecz 3-0. Dzięki temu, wrócili oni na podium rozgrywek, brawo!
ACTIVNI Gdańsk – Sharks
Mecz pomiędzy drużynami był anonsowany jako hit czwartoligowych rozgrywek i faktycznie – nie zawiedliśmy się. Gdyby nie poważna kontuzja Dariusza Lisa to nie mielibyśmy absolutnie żadnych powodów do narzekania. Lepiej spotkanie rozpoczęli ACTIVNI, którzy do środowego wieczoru pozostawali jedną z trzech niepokonanych drużyn w całej lidze. W połowie seta zarysowała się ich przewaga 13-10, która z czasem ewoluowała do stanu 18-13 i zapewniła drużynie Artura Kurkowskiego pierwszy punkt w meczu. Niestety już na początku środkowej odsłony wydarzyła się wspomniana wcześniej kontuzja i z całą pewnością – było to osłabienie dla ACTIVNYCH. Tuż po niej, czteropunktowe prowadzenie objęli gracze zza naszej wschodniej granicy i to oni kontrolowali dalszy przebieg gry. Kiedy po ataku dobrze dysponowanego Kyrylo Mohulevskiego, Sharksi objęli prowadzenie 14-6 to stało się jasne, że o zwycięstwie zadecyduje dopiero finałowa partia (21-17). Przez większość trzeciej partii wydawało się, że to ACTIVNI ‘mają lepsze karty w rękach’. Team Artura Kurkowskiego prowadził bowiem od samego początku aż do końcówki. Niestety dla nich, w końcowej fazie meczu zabrakło im tak potrzebnej koncentracji lub jak kto woli – zimnej krwi. Faktem natomiast jest, że mimo prowadzenia 17-14, ACTIVNI stracili pięć punktów z rzędu. To dało prowadzenie ‘Rekinom’ 19-17 i po chwili – wygraną meczu. Wow – ten come-back był naprawdę imponujący, brawo!
Aqua Volley – Only Spikes
Po bardzo słabym występie z Sharksami gracze Aqua Volley przystępowali do siódmego spotkania w sezonie Wiosna’25. Tym razem ich rywalem była drużyna Only Spikes, która wciąż czeka na premierową wygraną w obecnej kampanii. Już przed meczem było wiadomo, że dla ‘Żółtych’ będzie to mission impossible. Zdecydowanym faworytem była bowiem ekipa Mateusza Drężka. Mimo to, gracze Aqua Volley nie mieli w meczu rozłożonego ‘czerwonego dywanu, prowadzącego do wygranej’. Szczególnie było to widoczne w pierwszym secie rywalizacji, który zaczął się od rewelacyjnej gry ‘Kanarków’. Po skutecznych atakach Adriana Schramki oraz Dominika Chmielowskiego, Only Spikes objął prowadzenie 7-2. Już wtedy zasadnym pytaniem było to czy graczom Patryka Łabędzie uda się powstrzymać napór przeciwnika. Zgodnie z przewidywaniami – dalsza część seta to odrabianie strat przez faworyta i sztuka ta udała im się dopiero przy stanie 16-16. Końcowa faza seta to dobra zagrywka kapitana Aqua Volley i wygrana faworyta do 17. W środkowej odsłonie Only Spikes nie zdołali już zaskoczyć swojego przeciwnika. Był to również dużo słabszy pod względem siatkarskim set niż pierwszy. Przykład? Od stanu 8-4 dla ‘Wodników’ obie drużyny w kolejnych 14 akcjach zdobyli sumarycznie…tylko 2 punkty po własnych akcjach. Cała reszta to błędy po obu stronach siatki – niebywałe! Druga część seta to przewaga faworyta, przypieczętowana zwycięstwem do 13. Trzeci set rywalizacji była zdecydowanie najsłabszym fragmentem ‘Kanarków’, którzy mieli ogromny problem z tym by powstrzymać atakującego przeciwników. Warto podkreślić fakt, że Michał Maliszewski popisał się 24 punktami, czym zbliżył się do rekordu wszechczasów, brawo! Ostatecznie set zakończył się zwycięstwem Aqua 21-9 i w konsekwencji – powrotem na podium rozgrywek!
VB Sulmin – TKKF Orlen
Miewacie takie dni, w których wstajecie z łóżka, za oknem świeci słońce, nie macie zbyt dużo obowiązków i wydaje Wam się, że nie ma takiej siły, która zepsułaby Wam ten dzień? Niedługo potem słońce zakrywa chmury i wszystko zmierza w koszmarną stronę aż finalnie jest to dzień, o którym chcielibyście zapomnieć? Cóż – takie uczucie towarzyszyło wczoraj wieczorem graczom VB Sulmin, którzy z pewnością nie mogli szybko zasnąć. Powodem takiego stanu rzeczy był ‘wkurw’, którego nie da się opisać słowami. Zgodnie z predykcjami Redakcji, Ekspertów, Typerów w aplikacji SL3 oraz szerokorozumianej społeczności – VB Sulmin miał w środowy wieczór odzyskać koszulkę lidera. Sprawy się jednak pokomplikowały i klient, który zastawił w lombardzie kosztowności – nie wrócił po to by je wykupić. W zamian za to oglądaliśmy teksańską masakrę piłą mechaniczną w wydaniu ‘Nafciarzy’. Wow – co to do cholery było? Już na początku seta gracze Patryka Potrzuskiego narzucili rywalom swoje warunki gry. Chwilę po gwizdku sędziego, team z Rafinerii prowadził już 14-5! Ostatecznie w drugiej części VB Sulmin zdobył kilka oczek. Warto tu jednak podkreślić, że to nie oni zagrali żenująco. Owszem – nie był to jakiś wybitny poziom, ale na tle rozpędzonego Orlenu wystarczyło to na niewiele (21-11). Środkowa odsłona to zupełnie inne oblicze gry. Wreszcie – przynajmniej do pewnego momentu, gracze VB Sulmin ‘dojechali’. W połowie seta wynik na czarnej tablicy wskazywał remis 13-13. To właśnie wtedy zaczęła zarysowywać się przewaga ‘Nafciarzy’, którzy po atakach Mateusza Bieleckiego oraz Krzysztofa Wasilewskiego, objęli prowadzenie 18-14 i po chwili cieszyli się z arcyważnej wygranej (21-17)! Czy dwa punkty nasyciły ‘Nafciarzy’? Nooo jasne, że nie! Jak gracze Patryka Potrzuskiego połapali się, że VB Sulmin jest mocne wyłącznie na papierze, to całkiem słusznie – postanowili docisnąć swojego rywala. Graczom z Sulmina pod nieustającą presją przeciwnika nie szło zbyt dobrze. Już na początku ‘Nafciarze’ objęli prowadzenie 10-6 i choć na chwilę roztrwonili swoją przewagę (17-16), to ostatnie słowo należało do TKKF Orlen. Wow – ależ nam zaimponowaliście!
Kraken Team – MiszMasz
Brakuje nam określeń na to, jak ważny był to mecz dla obu drużyn. Na półmetku sezonu można stwierdzić bowiem, że obie drużyny walczą o utrzymanie. W naszym odczuciu faworytem meczu była ekipa MiszMasz, która w ostatnim czasie zaprezentowała się z bardzo dobrej strony. Niestety dla nich – już na początku spotkania widać było, że to nie ich dzień. Liczba błędów drużyny Jakuba Waszkiewicza przerażała. Sprawiała, że chciało się płakać z bezsilności. Jak tak w ogóle można. Brak szacunku do ataków, zagrywki, a przede wszystkim widzów, którzy musieli to oglądać. Choć spotkanie rozpoczęło się lepiej dla ex-drugoligowca (7-4), to wspomniane ‘grzeszki’ nie przeszły bezkarnie. W drugiej części seta Kraken Team zdołał wysunąć się na prowadzenie (15-14), które z czasem zostało jeszcze powiększone. Ostatecznie Kraken wygrał tę partię do 17! Środkowa odsłona rozpoczęła się dla MiszMaszu koszmarnie i nie mówimy tu wyłącznie o poziomie sportowym. Groźnej kontuzji stawu skokowego nabawił się Igor Kopec, po której nie mógł on już kontynuować gry. To z kolei sprawiło, że gracze Jakuba Waszkiewicza musieli kontynuować mecz w szóstkę i prawdę mówiąc – nie wyglądało to zbyt dobrze. Nie jest rzecz jasna tak, że Kraken grał jakoś super. Był po prostu solidniejszy od swoich rywali, a to wystarczyło. W końcowej fazie seta, kiedy na tablicy wyników był remis po 19, słuszną taktyką Krakena było…oddać rywalom piłkę. Był to bowiem pewniak do tego, że ci po chwili popełnią błędy, które dadzą Krakenowi drugą wygraną w sezonie (21-19). Ostatni set to partia, w której Kraken zostawił serducho by zgarnąć komplet oczek i faktycznie to im się udało. Dzięki temu zespół Roberta Skwiercza wyraźnie poprawia swoją sytuację, wskakując na dziewiąte miejsce, brawo!