Po dotkliwej porażce z 22 BLT Malbork, BES Boys BLUM przystępowało do kolejnego spotkania, które miało przybliżyć ich do pierwszej ligi. Warto zaznaczyć, że było to spotkanie wielkich nieobecnych. O absencji Mariusza Kuczko informowaliśmy przy okazji podsumowania meczu z AXIS. Jeśli chodzi o team BBB to w szeregach ‘Szarych’ zabrakło Patryka Bruchmanna, Miłosza Szymczaka oraz Dominika Jażdżewskiego. Zdecydowanie lepiej poradziła sobie ekipa BBB, która po bloku kapitana, objęła prowadzenie 10-4. W dalszej części seta, Challengersi nie byli w stanie realnie zagrozić swojemu rywalowi i finalnie przegrali oni seta do 15. Nieco lepiej poszło im w środkowej partii, w której przez długi czas mogli mieć nadzieje na wygraną. W drugiej połowie seta prowadzili bowiem 15-13. Po chwili niesamowity bieg Daniela Bąby zakończony skuteczną akcją dały drużynie BBB przełamanie i były punktem zwrotnym seta (15-15). W dalszej części kilka udanych akcji zakończył grający świetne spotkanie Radosław Małecki (18-15) i po chwili faworyzowana drużyna cieszyła się z wygranej drugiego seta. Ostatni rozdział środowej rywalizacji nie przyniósł już zwrotu akcji. Choć do połowy seta Challengersi mogli mieć nadzieję na korzystny wynik 11-10 to druga część seta to zdecydowana dominacja drużyny w szarych trykotach (21-14). Dzięki wygranej za komplet punktów i porażce DNV VG z MPS-em Volley, beniaminek drugiej ligi wrócił do gry o awans.
Dzień: 2024-11-13
DNV VG – MPS Volley
Wieczór cudów, kolejka cudów, tydzień cudów. Kilku drużynom dopiero pod koniec sezonu, kiedy pali się przy dupce przypomniało się jak gra się w siatkówkę. Tylko w ostatnich dniach mieliśmy wygrane Floty TGD Team z Hydrą Volleyball Team oraz Złomowcem Gdańsk. Mieliśmy również wygraną AXIS za komplet punktów, a swoje ‘trzy grosze’ dorzuciła ekipa MPS Volley, która sensacyjnie ograła walczącą o awans ekipę DNV VG. Przyznajemy bez bicia – przed meczem czy nawet po pierwszym secie nie dawaliśmy Miłośnikom Piłki Siatkowej najmniejszych szans na wygraną. Premierowa partia przebiegała bowiem pod dyktando graczy w żółto-czarnych strojach, którzy wygrali seta do 12. Emocje i to dość poważne zaczęły się od środkowej partii. Duża w tym zasługa MPS, który wskoczył na dość wysokie obroty i od samego początku przysparzał tym kłopotów swoim rywalom. Set ‘Niebiescy’ rozpoczęli od prowadzenia 6-3. Z czasem DNV VG odzyskali kontrolę i tuż po półmetku seta prowadzili 15-11. Kiedy wydawało się, że kwestia wygranej w tej partii jest już przesądzona, trzykrotnym Mistrzom SL3 siadło nieco przyjęcie, po którym czarna tablica wyników wskazywała remis 16-16. W końcówce DNV miało set, a raczej dwa matchballe. Mimo to z prowadzenia 20-18, zrobiło się po chwili 20-20. Końcówka seta to spore kontrowersje sędziowskie, po których MPS cieszył się z doprowadzenia do wyrównania (23-21). Jeszcze większe ‘rzeczy’ działy się w decydującym o zwycięstwie secie, który od samego początku aż do końca był wyrównany. W końcówce – a jakże nie zabrakło kontrowersji, przy czym dyskusje u sędziego trwały bodajże z 3 minuty. Ostatecznie sędzia prowadzący zawody cofnął niekorzystną dla DNV VG decyzję i przyznał powtórkę. To jednak finalnie nic im nie dało, bo po kilku chwilach Miłośnicy Piłki Siatkowej dopięli swego i nadal są w grze o utrzymanie. Szczęście jednych oznacza kaca moralnego drugich. DNV VG mieli bowiem autostradę do pierwszej ligi, ale zamiast przekroczyć bramki postanowili zajechać na chwilę na pobliskiego mopa, gdzie zatrzasnęli się w kiblu. W międzyczasie inne z drugoligowych ekip zmierzają do upragnionego celu. Czy DNV VG zdoła się wydostać w odpowiednim czasie? Cóż, przekonamy się w najbliższych dniach.
AiP – Bossman Team
Wynik meczu AiP – Speednet, któremu przyglądali się czekający na swój mecz gracze Bossmana, ułożył się dla nich niemal idealnie. Ok – Speednet nie przegrał 0-3, ale zgubił aż dwa punkty. To oznaczało, że jeśli Bossman wygrałby z AIP za komplet oczek, to traciłby do lidera zaledwie jeden punkt. Ok – ‘jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma’. Już w pierwszym secie rywalizacji Bossman nie mógł poradzić sobie z dobrze zorganizowaną grą przeciwnika. Dodatkowo team Jakuba Kłobuckiego popełniał sporo błędów w ataku i efekt tego był taki, że gracze AiP po ataku Radosława Kleina wysunęli się na dwupunktowe prowadzenie. Choć z czasem Bossman zdołał wyrównać, to w kulminacyjnym momencie seta, popełnili dwa kolejne błędy i po skutecznych atakach Jana Krasińskiego, było już ‘pozamiatane’ (21-18). Do połowy drugiego seta wydawało się, że AiP może sprawić drugą niespodziankę w środowy wieczór. Na półmetku prowadzili bowiem 9-7. Warto odnotować fakt, że bardzo dobrą zmianę dał Dawid Romaniszyn, po którego ataku oraz skutecznej zagrywce Bossman doprowadził do stanu po 9. Uważamy, że był to punkt zwrotny nie tylko seta, ale i całego spotkania, bo w dalszej części gracze w (właśnie rozkminamy czy to kolor niebieski, szary czy może wpadający w zieleń?) strojach zaczęli grać ‘swój mecz’. Po kilku atakach drugiego z rewelacyjnych zmienników – Kamila Gulana, Bossman objął prowadzenie 15-11, którego już nie wypuścił (21-17). Decydujący o zwycięstwie set rozpoczął się od mocnego uderzenia wicelidera rozgrywek. Po kilku punktach Kamila Gulana oraz Macieja Jaskólskiego, Bossman objął prowadzenie 10-3 i po chwili cieszyli się z wygranej do 13, a całego meczu 2-1.
AiP – Speednet
No i mamy niespodziankę. I to dużą. Wyraźnym faworytem środowego starcia była ekipa Speednetu, która podchodziła do meczu z ‘żółtą koszulką lidera’. W zapowiedzi przedmeczowej wskazywaliśmy jednak, że team Łukasza Żurawskiego może mieć pewne problemy kadrowe. Poza wspomnianym kapitanem zabrakło również Grzegorza Gnatka, Kuby Perżyło oraz Mateusza Szturmowskiego, czyli czterech graczy z podstawowego składu. Nie wiemy na ile te absencje miały wpływ, ale Speednet dość niemrawo wszedł w spotkanie i po kilku udanych akcjach AiP gracze Adriana Ossowskiego objęli prowadzenie 11-7. Po chwili po dwa punkty dla Speednetu zdobyli jednak grający bardzo dobre spotkanie Kamil Szlejter oraz Karol Strzałkowski. Wspomniane punkty były ‘momentem zwrotnym’ seta, bo tuż po chwili Speednet dorzucił kilka kolejnych oczek, po których wyszedł na prowadzenie 18-15 i wygrał do 19. Jak to mówią? Speednet ‘wrócił z dalekiej podróży’. Przed drugim setem wydawało się, że ‘Programiści’ ugasili pożar z początku spotkania i ‘im dalej w las, tym lepiej. Nic bardziej mylnego. Po ataku świetnie dysponowanego Jana Krasińskiego, AiP rozpoczęło druga partię od prowadzenia 11-6. Speednet podobnie jak w pierwszym secie rzucił się do odrabiania strat i po bloku grającego pierwszy mecz w sezonie – Piotra Wojtkiewicza, doprowadzili do wyrównania po 17. W odróżnieniu od drugiego seta, tym razem oglądaliśmy jednak inny epilog. Po kolejnym ataku Jana Krasińskiego oraz błędzie na lewym skrzydle w Speednecie, AiP doprowadziło do wyrównania w setach (22-20). Dla odmiany, trzeci set rozpoczął się lepiej dla Speednetu, który chwilę po rozpoczęciu partii prowadził 7-4. Po chwili cztery punkty z rzędu, w tym jeden po genialnym plasie zdobył najlepszy gracz meczu – Jan Krasiński, po których AIP objęło prowadzenie 9-7. Z czasem przewaga ‘Przyjaciół’ stała się jeszcze większa 11-7 i po kilku chwilach cieszyli się oni z wygranej przybliżającej ich do historycznego podium rozgrywek. Brawo!
Aqua Volley – Kryj Ryj
Sami zastanawiamy się, co o tym wszystkim sądzić. Może jest tak, że Aqua Volley robi wszystkich ‘w bambuko’ i tylko pozoruje to, że chcą awansować? Może jest tak, że team Mateusza Drężka boi się awansować i mierzyć z dużo silniejszymi zespołami? Może przestraszyli się oni tego, o czym mówimy od dawna, czyli zdecydowanie wyższego poziomu trzeciej ligi? Sami nie wiemy, ale to co wyprawiają gracze Aqua Volley zakrawa na sabotaż. A może to jest coś w rodzaju ‘Szachów 5D’, w których Aqua nie ma już szans na wygraną ligi, ale robią zasłonę dymną przed meczami z BRUXELĄ oraz Chilli Amigos? Wiecie, że niby są ciency, rywal się podjara, a Aqua ich ogoli. Jeśli te nasze wszystkie domysły są ‘od czapy’ to jest to jeszcze gorsza wiadomość dla drużyny Mateusza Drężka. Mogłoby to bowiem oznaczać, że…nie są oni tak mocni jak mogło się innym, w tym nam wydawać. A sam mecz? Już na początku po wybaczcie żenujący żart – ‘Cudzie Jonasza (Bullera)’, gracze Kryj Ryj objęli prowadzenie 12-9. Z czasem faworyzowana ekipa doprowadziła do wyrównania po 17, ale końcowa faza seta należała do ‘Mordeczek’, którzy po ataku Michała Kraski oraz zagrywce Miłosza Kitowskiego, cieszyli się z wygrania pierwszej partii. Druga odsłona to kontynuacja dobrej (ale nie doskonałej, o czym za chwilę) gry Kryj Ryj. Tak się bowiem składa, że choć team Ryszarda Rakowicza prowadził 13-9, to utrzymywał swojego rywala przy życiu tym, że sami popełniali sporo błędów. Dalsza część to również nieciekawa dyspozycja w obronie drużyny Aqua Volley, która zapomniała chyba, że to gra w siatkówkę, a nie cholernego zbijaka (gdzie trzeba się uchylać). W takich okolicznościach zawodnicy Ryszarda Rakowicza cieszyli się po chwili z drugiego punktu w meczu. W trzeciej odsłonie ich gra się jednak posypała. Już przy okazji wcześniejszego seta wspominaliśmy o sporej liczbie błędów. Cóż – w trzecim secie popełniali ich dwa razy więcej. Jako, że i Aqua Volley się nieco ogarnęła to finalnie mecz zakończył się podziałem punktów i zwycięstwem ‘Mordeczek’. Grubo.
AXIS – Challengers
Powtórzymy się, ale co tam. Widzieliśmy nudniejsze zakończenia sezonów w drugiej lidze niż te obecne. CO TU SIĘ DZIEJE. Mowa nie tylko o całej grupie drużyn walczących o podium rozgrywek. Równie ciekawie, co w czubie tabeli jest na samym dole, gdzie utrzymania wciąż nie może być pewnych…pięć drużyn. Wydawało się, że pierwsi ‘odpadną’ gracze AXIS, którzy w środowy wieczór grali o życie i to ich rywal był w naszym odczuciu faworytem starcia. I co? No i AXIS wygrało za komplet punktów, po którym nadal są na ostatnim miejscu w lidze. Perspektywa jest już jednak zupełnie inna, bo do bezpiecznej lokaty tracą nie cztery, a jeden punkt. Dodatkowo dużo osób wskazuje na to, że to właśnie ‘Czerwoni’ mają najłatwiejszy terminarz. A Challengers? Cóż – jeszcze niedawno wygrywali za komplet punktów z DNV VG. Z czasem coś się posypało, a prawdziwy dramat zrobił się w momencie, w którym ze składu Challengersów wypadł lider drużyny – Mariusz Kuczko. Wiecie, jak w tym powiedzonku, że ‘dopiero kiedy woda opadła, okazało się kto pływa bez majtek’. Cóż – nie mamy wątpliwości, że aktualnie ‘bez majtek’ pływa team Wojciecha Lewińskiego, który na sześć możliwych punktów w środowy wieczór zgarnął okrągłe zero. Dodatkowo, do końca sezonu rozegrają oni mecze z Fuxem Pępowo oraz Złomowcem i w zarówno jednym, jak i drugim przypadku to rywale będą faworytem. Oj, nad obozem Challengers zaczynają zbierać się czarne chmury i sami zastanawiamy się jaki będzie epilog tej historii.
Maritex – Tiger Team
Maritex melduje wykonanie zadania. Choć w obecnej kampanii team Michała Pietrasika przeżywa swoje kłopoty to w naszym odczuciu byli oni wyraźnym faworytem starcia z Tiger Team. Nie, żeby Maritex był w obecnym sezonie jakąś mocną drużyną – co to to nie. Ich atutem było jednak to, że w środowy wieczór trafili na jeszcze gorszych. I to znacznie. Mowa tu bowiem o drużynie, która w obecnej kampanii jako jedyna nie zdołała wygrać spotkania. Mimo to, do stanu 17-17 trudno było ocenić, która z drużyn wygra tę partię. Przy okazji wziętego czasu, ze strefy Maritexu usłyszeliśmy zwrot: ‘lubimy takie końcówki’. Cóż – trudno się z tym nie zgodzić, bo tuż po przerwie gracze w fioletowych strojach wrzucili wyższy bieg i po atakach Rafała Siduna oraz bloku grającego z konieczności na rozegraniu – Marcina Gorlikowskiego, Maritex cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona rozpoczęła się rewelacyjnie dla Maritexu, który na półmetku seta prowadził 10-6. Sygnał do odrabiania strat, skutecznymi blokami dał ‘Tygrysom’ Szymon Burdynewicz. Po chwili kilka ataków dołożył Tadeusz Jakubczyk i na tablicy wyników mieliśmy remis po 17. Końcowa faza seta to wymiana ciosów zakończona dwoma skutecznymi atakami Rafała Siduna (22-20). Ostatnia partia Tiger Team w sezonie Jesień’24 nie przyniósł jakiegoś zwrotu akcji. Team Dawida Staszyńskiego był tylko tłem dla rozpędzonego rywala, który wygrał tę partię do 12, a cały mecz 3-0 i oddalił od siebie widmo spadku.
ACTIVNI Gdańsk – Bayer Gdańsk
Choć w teorii wciąż jest jeszcze szansa na to, że ACTIVNI Gdańsk zdołają się utrzymać to jesteśmy przekonani na 100%, że klamka już zapadła. Tak się bowiem składa, że w meczu ‘o życie’ ACTIVNI zagrają z walczącą o awans drużyną Inter Marine Masters i to rywale będą absolutnym faworytem starcia. Swoich szans ACTIVNI mogli upatrywać w dwóch minionych dniach meczowych, kiedy rywalizowali z drużynami, których pozycja w tabeli również nie była zbyt dobra. Jaki był tego efekt? Ano taki, że na sześć możliwych punktów ACTIVNI zgarnęli jeden. Pora to powiedzieć wprost – ACTIVNI na ten spadek zasłużyli jak mało kto. Do niedawna wydawało się, że podobnych sformułowań użyjemy w kontekście drużyny Bayer Gdańsk. Nic bardziej mylnego. Tak jak pisaliśmy w zapowiedziach, ‘prawdziwych facetów poznaje się po tym jak kończą, a nie zaczynają’. Finisz ‘Aptekarzy’ jest taki, że team Damiana Harica wygrał cztery z pięciu ostatnich spotkań. Co więcej – w ostatnich trzech meczach zgarnęli komplet dziewięciu oczek i w ligowej tabeli wskoczyli na…ósmą lokatę! Niesamowity zwrot akcji, niesamowita metamorfoza drużyny Bayer Gdańsk. Jak wyglądało środowe starcie? Cóż – było absolutną dominacją drużyny Damiana Harica. Prawdę mówiąc w żadnym z setów ACTIVNI nie mieli punktu zaczepienia. Wiecie – momentu, w którym prowadziliby z rywalem wyrównana grę. Tu każdy set wyglądał tak samo. Bayer już na początku wypracowywał sobie sporą przewagę i po chwili dowoził wygraną do końca. Brawo! A ACTIVNI? Cóż – nos podpowiada nam kolejny ‘wiatr zmian’, do którego dojdzie zapewne przed rozpoczęciem kolejnej edycji.
BL Volley – Wolves Volley
Aby przypieczętować sobie utrzymanie w trzeciej lidze, ekipa ‘Wilków’ musiała sięgnąć w środowy wieczór po jeden punkt. Ranga meczu nie zmobilizowała przesadnie ‘Watahy’, którzy w kolejnym już spotkaniu wystąpili ‘gołą szóstką’. Początek spotkania należał do ‘Tygrysów’, którzy po asie serwisowym Bartosza Zdunka, objęli wysokie prowadzenie 10-4. Choć w dalszej części Wolves zniwelowali nieco straty (12-9) to wobec drugiej fali ataków BL Volley byli już bezradni. Jakby tego było mało sami popełniali sporo błędów i po kolejnych dwóch, BL wysunął się na prowadzenie 17-11 by po chwili bez problemów zgarnąć pierwszy punkt w meczu (21-14). Choć wynik środkowej partii był taki sam to jednak obraz gry nieco inny. Od początku seta Wolves Volley prowadziło z faworyzowanym rywalem wyrównaną grę, po której na tablicy wyników mieliśmy remis po 9. Druga część seta to jednak bardzo dobra gra w przyjęciu BL Volley, która w oczywisty sposób przełożyła się na przewagę, którą wypracowali. Jako że w drugą stronę ‘różnie z tym było’ to po asie serwisowym Damiana Chojnackiego było już 19-11 i po chwili team Wojciecha Strychalskiego cieszył się z wygranej partii do 14. Kiedy wydawało się, że trzeci punkt w meczu będzie dla BL formalnością to po udanym początku seta (4-1) zespół BL Volley zaczął mieć spore problemy. Tym razem to gracze Wolves Volley mogli podobać się w elemencie przyjęcia, po którym objęli oni prowadzenie 14-10 i po chwili cieszyli się z wygranego seta, który w naszym odczuciu pieczętuje ich utrzymanie w trzeciej lidze.