Czy jesteśmy jakoś przesadnie zaskoczeni? Absolutnie nie. Chodzi bowiem o Robin Hooda Inter Marine SL3 – Złomowca Gdańsk, który od kilku sezonów zabiera punkty bogatym, a rozdaje biednym. Oj, historia lubi się powtarzać. MPS Volley, Dream Volley oraz Challengers liczyli na to, że ‘Złomki’ ograją swojego rywala za komplet punktów. Liczyli podobnie jak liczyli kiedyś gracze AXIS i podobnie jak wówczas – skończyło się tak samo. ‘Złomki’ wyznają zasadę, ‘umiesz liczyć, licz na siebie’. Owszem, team w miedzianych strojach niby chciał wygrać, ale nie mamy poczucia, że na parkiecie zostawili serducho w 100%. Zupełnie inne wrażenia mamy po Flocie TGD Team, która w końcówce sezonu imponuje formą i wczoraj zrobiła bardzo duży krok w kierunku utrzymania w drugiej lidze. Co to by była za historia. Drużyna, która była na początku wytykana palcami dziś przechodzi metamorfozę, po której ogrywają tuzy drugiej ligi – Hydrę oraz Złomowca. Pierwszy set rywalizacji to absolutna dominacja zespołu Karoliny Kirszensztein. Już na półmetku Flota TGD prowadziła…14-5. Kiedy zanosiło się na prawdziwy pogrom, ‘Złomki’ się nieco ogarnęły i finalnie zgarnęli 12 oczek. Środkowa odsłona to zdecydowanie najciekawsza część spotkania, w której oglądaliśmy walkę punkt za punkt od początku aż do samego końca. Warto podkreślić tu sytuację z końcówki seta, która być może zaważy o tym, która z drużyn spadnie z drugiej do trzeciej ligi. Po jednym z ataków Floty, sędzia prowadzący zawody przyznał punkt Złomowcowi co wzbudziło natychmiastowe pretensje drużyny walczącej o utrzymanie. Team w miedzianych strojach raz jeszcze pokazał, że zasady fair-play nie są im obce i po chwili Flota cieszyła się z drugiego punktu w meczu dającego im tym samym wygraną. Wow – szacuneczek. Ostatni set to partia, w której Złomowiec kontynuował grę, w której popełniał dużą liczbę błędów. To między innymi dlatego Flota objęła na półmetku prowadzenie 11-6, którego nie wypuściła już do końca (21-18) i zrobiła ogromy krok w kierunku utrzymania w drugiej lidze.
Dzień: 2024-11-12
Szach-Mat – Eko-Hurt
Nie mamy co do tego wątpliwości. Dla ‘Hurtowników’ był to jeden z najważniejszych spotkań z kilku ostatnich sezonów. Na szali znajdywało się bowiem to czy team Konrada Gawrewicza po raz pierwszy w historii spadnie do niższej klasy rozgrywkowej. Potencjalna wygrana z Szach-Matem sprawiała, że czarne myśli, przynajmniej na jakiś czas zostały oddalone. Początek spotkania należał zdecydowanie do Eko-Hurtu, którzy po trzech blokach ‘na dzień dobry’ Konrada Gawrewicza, objęli prowadzenie 5-1. Do pewnego momentu, przewaga Eko-Hurtu nie topniała. Po ataku Wojtka Ingielewicza było bowiem 14-10 a w dalszej części 18-15. Choć sytuacja Eko-Hurtu wydawała się komfortowa to po bloku Michała Bilickiego oraz asie serwisowym Michała Przekopa, Szach-Mat doprowadził do wyrównania po 18. Kiedy wydawało się, że team Dawida Kołodzieja zdołał ‘złamać przeciwnika’ i za chwilę wygra, popełnili oni kilka błędów w końcówce i z pierwszego seta cieszyli się gracze Eko-Hurt. Środkowa odsłona rozpoczęła się lepiej dla ‘Szachistów’, którzy zaczęli od prowadzenia 7-4. Po chwili trzema asami serwisowymi ‘z góry’ popisał się Wojtek Ingielewicz, który w pojedynkę doprowadził do zniwelowania strat do stanu 7-6. Dalsza część seta to wymiana ciosów, po których mieliśmy remis 12-12. Po raz kolejny dobrą robotę wykonał jednak atakujący Eko-Hurtu, który wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie 16-14. Skromna zaliczka wystarczyła po chwili do tego by przedostatnia drużyna w tabeli cieszyła się z drugiego punktu w meczu (21-19). Ostatni set to wielka szansa Eko-Hurtu na komplet oczek. Choć pod koniec prowadzili 17-16 to w końcowej fazie seta, Szach-Mat wskoczył na wysokie obroty i finalnie to oni zgarnęli ostatni punkt w meczu. Kto wie – być może właśnie na wagę utrzymania.
Port Gdańsk – ACTIVNI Gdańsk
Spośród wszystkich 48 drużyn w lidze – to właśnie Port Gdańsk skończył sezon jako pierwszy zespół. Ligowe ostatki wyzwoliły w ‘Portowcach’ specjalną mobilizację. W obozie ‘z doków’ miano bowiem świadomość, że team wciąż nie jest pewny utrzymania w lidze oraz tego czy nie będą musieli gracz meczu barażowego. Pierwszy set rywalizacji podsycił tylko te obawy, bo faworyzowana drużyna od samego początku meczu miała spore problemy ze sforsowaniem zasieków rywali. Pierwszy set to wyrównana walka od samego początku aż do stanu 15-15. W końcówce seta ‘Portowcy’ popełnili kilka błędów na zagrywce oraz w ataku i po chwili, dość zaskakująco z pierwszego punktu w meczu cieszyli się ACTIVNI. Niestety dla nich – to by było na tyle z dobrych wiadomości. W drugim secie rywalizacji oglądaliśmy bowiem drużynę dobrze znaną z obecnego sezonu. Znaną z tego, że gra słabo, wolno, niedokładnie, niechlujnie. Po bardzo chaotycznej pierwszej części seta, ‘Portowcy’ objęli prowadzenie 10-6. W dalszej części dwoma asami serwisowymi popisał się Paweł Dobrzeniecki i zasadniczo – było już pozamiatane (17-10 – 21-11). Decydujący o zwycięstwie set nie przyniósł zaskakujących rozstrzygnięć. Choć do połowy seta ACTIVNI trzymali fason (10-10) to po dłuższym przestoju ACTIVNYCH, zespół Arkadiusza Sojko objął prowadzenie 17-12 i po chwili cieszył się z pozytywnego zakończenia sezonu Jesień’24. Choć mogło być kilka punktów więcej to 15 oczek w najsilniejszej trzeciej lidze w historii jest naprawdę dobrym wynikiem. A ACTIVNI? Cóż – mają jeszcze szansę na utrzymanie, ale te zdają się być już naprawdę małe.
Kryj Ryj – Chilli Amigos
Parafrazując słynną przed laty piosenkę Britney Spears napiszemy – Oops, they did it again! To co robi aktualnie Chilli Amigos przypomina lawinę. Jak wiadomo – ta rozpoczyna się zazwyczaj od małej śnieżki by po chwili zniszczyć wszystko co napotka na swojej drodze. Ledwie kilka tygodni temu, gracze w czerwonych strojach zastanawiali się nad sensem dalszego grania. Był to czas, w którym wszyscy z nich dworowali a morale drużyny były na samym dnie. Wszystko zmieniło się 8 października. Od tamtej pory Chilli wygrało siedem spotkań z rzędu, po których wskoczyli na trzecie miejsce w ligowej tabeli. Dziś już nikt się nie śmieje. Dziś drużyny na widok czerwonych papryczek podchodzą z dystansem. Myślą – będzie zbyt pikantnie. Respekt do rywala, któremu w ostatnim czasie wszystko wychodzi było czuć od pierwszego gwizdka sędziego. Po dobrej grze w ataku, team w czerwonych strojach objął prowadzenie 13-9 i z krótką przerwą, kilkupunktowe prowadzenie dowieźli do samego końca (21-17). Choć wynik był bardzo zbliżony do premierowej partii to jednak mamy poczucie, że mecz wyrównał się dopiero w środkowej odsłonie. Po kilku niekorzystnych decyzjach dla ‘Amigos’, zespół Kryj Ryj objął prowadzenie 14-12. Po chwili ‘Amigos’ wyrównali a po dwóch bardzo ważnych punktach środkowego – Filipa Kosewskiego, objęli prowadzenie 16-14. Choć w dalszej części ‘Mordeczki’ podjęły jeszcze walkę to po dwóch błędach w końcówce, z drugiego punktu cieszyli się gracze Chilli Amigos. Niepowodzenie z dwóch pierwszych setów ewidentnie podcięło skrzydła drużynie Kryj Ryj, która w trzeciej partii ‘nie była już sobą, o nie’. Po punktach środkowych – Chilli objęło prowadzenie 11-3 i stało się jasne, że za chwilę będą cieszyli się z arcyważnej wygranej za komplet punktów. Wow – to się naprawdę dzieje!
Craftvena – Siatkersi
Kurczę, nie chcielibyśmy być źle odebrani. Wiemy, że bardzo często narzekamy i marudzimy. Wiemy, ze zamiast pochwalić – wolimy trzykrotnie skrytykować. Wiemy również, że jest to opis meczu czwartej ligi grupy B, ale na Boga – tak dużej niedokładności to nie widzieliśmy od dłuższego czasu. No bo przecież nie jest tak, że jedni i drudzy nie potrafią grać. Nie jest tak, że zawodnicy obu drużyn nie wiedzą, że akcje dzielą się na trzy sekwencję – przyjęcie – rozegranie – atak. We wtorkowy wieczór były momenty, w których obie drużyny próbowały zaskakiwać rywali palcami z pierwszej piłki. Ci drudzy nie pozostawiali rzecz jasna dłużni i odpowiadali tym samym, a gra wyglądała na zasadzie ‘oddajmy piłkę rywalom, niech oni się martwią co z nią zrobić’. Ok – kończymy powoli marudzenie, ale żeby nie było, że wymyślamy, naszej tezy bronią statystyki. Nie pamiętamy bowiem meczu, w którym żadna z drużyn nie zdobyłaby 30 punktów. Pierwszy set to nieznaczna przewaga Craftveny, która po ataku Mateusza Rysia, objęła prowadzenie 16-12 i po chwili cieszyła się z wygrania do 17. Drugi set to zwrot akcji. Choć team ‘Rzemieślników’ prowadził 14-11 to finalnie nie zdołał dociągnąć prowadzenia do końca. Zastanawiamy się na ile wpływ miała sytuacja przy stanie 14-12, w której dość niebezpiecznie zderzyło się dwóch ‘Rzemieślników’. W końcówce seta, punkty pieczętujące wygraną Siatkersów zapewnili Filip Silwanowicz oraz Sebastian Wilma (21-18). Ostatni set rywalizacji rozpoczął się lepiej dla Siatkersów, którzy bardzo głośno celebrowali każdy zdobyty punkt (5-2). Po chwili Craftvena się jednak przebudziła i w drugiej części seta doprowadzili do prowadzenia 16-14, którego nie wypuścili już do końca.
Tiger Team – Oliwa Team
Wtorkowe spotkanie było dla ‘Tygrysów’ przedostatnią szansą na odniesienie pierwszego zwycięstwa w sezonie Jesień’24. To, że nawet przeciwko dobrej Oliwie jest to możliwe, pokazała ostatnio ekipa Wolves Volley, która mimo iż nie była faworytem meczu, zaprezentowała się z bardzo dobrej strony. Z takiej, a z pewnością nie w pierwszym secie nie zaprezentowała się jednak ekipa ‘Tygrysów’, która rozpoczęła spotkanie w swoim stylu. Od samego początku spotkania Tiger Team nie mógł znaleźć skutecznego sposobu na to by zdobywać punkty. Ba – rywale nie chcieli im w tym przesadnie pomagać, bo sami popełniali mało błędów i na półmetku seta mieliśmy prowadzenie Oliwy 11-4. Choć w dalszej części Oliwa prowadziła już…17-7 to w końcowej fazie seta zlitowali się nieco nad chwiejącym przeciwnikiem i zamiast go wykończyć – pozwolili im na zdobycie kilku punktów. Tak czy siak – było to absolutnie jednostronne widowisko. Niezbyt nachalna postawa przeciwników mogła nieco uśpić czujność rywali, którzy w drugiej części seta nie zdołali tak stłamsić rywali. Choć rozpoczęło się dla Oliwy kapitalnie i po punkcie Pawła Jasnocha prowadzili już 6-1 to w dalszej części seta, Tiger Team poprawił przyjęcie i zaprezentował zdecydowanie inną siatkówkę. Wyrównana gra obu drużyn trwała do stanu po 16. Dopiero pod koniec Oliwa uzyskała dwa punkty przewagi, której nie roztrwonili już do końca (21-19). Jeśli ktoś po drugim secie miał nadzieje na to, że w trzeciej partii będzie równie ciekawie – musiał czuć się rozczarowany. Już na półmetku seta stało się jasne, że to Oliwa po chwili wygra. Po ataku Adriana Jaromka było bowiem 11-6. Dalsza część seta to kontynuacja dobrej gry faworyta spotkania, który finalnie wygrał partię do 14, a cały mecz 3-0 poniekąd rehabilitując się za ostatnią porażkę.