Dzień: 2024-10-16

Flota Active Team – DNV VG

‘Żółto-czarna’ maszyna się rozpędza. W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że to DNV VG będzie faworytem spotkania. Był to jednak typ bezpieczny – po podziale punktów. Zasadniczo nie mogło tu być inaczej. Volley nie wygrał w tym sezonie ani jednego spotkania zdobywając komplet oczek, a w naszym odczuciu rywalizował z gorszymi drużynami. Kiedyś musiało nastąpić jednak przełamanie i te przyszło w świetnym momencie – w rywalizacji z potencjalnym konkurentem do walki o podium. Pierwszy set rywalizacji był jednocześnie tym najciekawszym. Co ciekawe Flota rozpoczęła mecz na sypie z Wojciechem Kowalskim, a miało to związek z absencją dwóch nominalnych rozgrywających. Po wyrównanym początku (6-6), Flota popełniła trzy błędy z rzędu, które dały prowadzenie ‘żółto-czarnym’ 9-6. W naszym odczuciu był to absolutnie kluczowy moment seta, bowiem od tego czasu aż do końca trzykrotni Mistrzowie SL3 trzymali swojego rywala na dystans i finalnie wygrali do 19. Środkowa odsłona to zupełnie inna gra. Gra, w której to DNV VG dyktuje swoim rywalom warunki i ustala zasady. Po rewelacyjnej grze w bloku, DNV objęli na półmetku seta prowadzenie 10-7 i podobnie jak w premierowej odsłonie – nie dali już sobie zrobić krzywdy. Różnica pomiędzy dwoma setami była taka, że tym razem gracze w żółtych strojach poszli za ciosem i swoją przewagę jeszcze powiększyli (21-15). Bezzębna Flota nie zdołała ugryźć rywala również w trzeciej odsłonie i na tle bardzo dobrze dysponowanego rywala, wyglądał jak ‘ubogi krewny’ Volleya. Czy znajdujemy jakiś element, w którym ci wyglądaliby lepiej niż rywal? Raczej nie. Efekt był taki, że ‘żółto-czarni’ dość szybko przeszli do konkretów, obejmując wysokie prowadzenie 13-8 i wygrywając finalnie do 17. Brawo!

Bossman Team – BEemka Volley

W środowy wieczór padł ostatni niepokonany pierwszoligowy bastion. Mowa tu rzecz jasna o pierwszej porażce Bossmana, po której w pierwszej lidze nie ma już drużyny, bez porażki na koncie. Oj, to był naprawdę udany tydzień w wykonaniu BEemki Volley, która po pięciu punktach w dwóch spotkaniach, wskoczyła na piąte miejsce w ligowej tabeli. To, co jest jednak w naszym odczuciu ważniejsze to fakt, że wygrana z niepokonanym rywalem sprawi, że BEemka będzie czuła się w kolejnych spotkaniach bardzo mocna, a to z kolei daje +5 do umiejętności. Pierwszy set rywalizacji to prawdziwy pokaz mocy beniaminka rozgrywek, który zaskoczył swoich rywali dobrą zagrywką, po której objęli prowadzenie 8-4. Z czasem gracze Daniela Podgórskiego nie zwalniali tempa i widząc, że rywal nie jest zbyt dobrze dysponowany – cisnęli dalej. Po dwóch atakach Michała Ryńskiego było już 17-10 i stało się jasne, że to BEemka dojedzie do mety tej odsłony jako pierwsza (21-12). Środkowa partia wyglądała już inaczej. Precyzując – Bossman zaczął wreszcie grać na zdecydowanie wyższym poziomie. Dyspozycja BEemki w środowy wieczór była jednak tak dobra, że nawet wtedy kiedy nie szło i Bossman prowadził 14-11, BEemka nie spuszczała głów tylko robiła wszystko by odwrócić losy rywalizacji. Po chwili trudy te się opłaciły, BEemka wyrównała po 16, a następnie poszła za ciosem i po dwóch atakach w końcówce Macieja Rzepczyńskiego cieszyła się z wygrania meczu (21-18). Do podniesienia z parkietu pozostał jeszcze trzeci punkt. Ostatnia partia w meczu rozpoczęła się kapitalnie dla Bossmana, który po bloku Macieja Jaskólskiego, objął prowadzenie 8-3. W dalszej części seta zespół Jakuba Kłobuckiego trzymał swoich rywali na dystans i finalnie wygrali seta do 14. Mimo wszystko salę Ergo Arenę opuszczali w kiepskich nastrojach. Ich rywale – wręcz przeciwnie.

Tufi Team – Fux Pępowo

Lider drugiej ligi – Tufi Team stanął w środowy wieczór przed dużą szansą na umocnienie się w fotelu lidera i zrobienia kroku w kierunku pierwszoligowych zmagań. Aby tak się jednak stało, gracze Mateusza Woźniaka musieli wygrać z zespołem z Pępowa, który w obecnej edycji faluje formą. Choć w zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na komplet punktów, to jednak jakiś margines sobie zostawialiśmy. Tufi to przecież Tufi i bardzo często dzieli się punktami z rywalami. Nie inaczej było w środowy wieczór. Pierwsza odsłona rozpoczęła się wybornie dla faworyzowanej drużyny. Po bloku Mateusza Michalunio, lider drugiej ligi objął prowadzenie 10-5. Z czasem gracze z Pępowa się zdecydowanie poprawili i po dwóch punktach Jakuba Gałeckiego, doprowadzili do wyrównania po 11. Gracze z Pępowa byli ‘w grze’ do samej końcówki, w której punkt obroną zdobył libero – Dominik Szadach (19-18). Ostatnie dwie akcje seta to udane ataki skrzydłowych Tufi – Piotra Adamczyka oraz Piotra Watusa (21-19). Środkowa odsłona zaczęła się zdecydowanie lepiej dla drużyny występującej ‘w delegacji’. Po skutecznym ataku Andrzeja Pipki, Fux prowadził 5-1. Im dłużej trwała jednak ta partia tym lepiej radzili sobie gracze ex-pierwszoligowca, którzy najpierw doprowadzili do wyrównania po 13, a następnie poszli za ciosem i wygrali do 16. Ostatni set rozpoczął się…dość dziwnie. Po graczach z Pępowa widać było, że wynik 0-2 nie jest szczytem ich marzeń. To sprawiło, że atmosfera w drużynie zrobiła się gęsta i oglądając spotkanie z boku, nie dało się tego nie dostrzec. Mimo to, ‘Koniczynki’ zaprezentowali w tej partii najlepszą siatkówkę spośród trzech setów. Po kilku atakach Cezarego Labuddy, objęli prowadzenie 14-8 i po chwili cieszyli się z nagrody pocieszenia w postaci jednego oczka (21-17).

Kraken Team – Empire Spikes Back

Zaczniemy od końca. O mały włos, a w meczu mielibyśmy jedną z największych sensacji obecnego sezonu bez podziału na poszczególne klasy rozgrywkowe. Naprzeciw siebie stanęły bowiem ekipy, pomiędzy którymi w ligowej tabeli oddzielało osiem innych drużyn. Precyzując – lider mierzył się z ostatnią drużyną w tabeli. Zestawiając ze sobą obie drużyny, byliśmy przekonani, że mecz zakończy się kompletem punktów, a Empire Spikes Back będą mieli problem z tym, by w poszczególnych setach wychodzić z ‘dyszki’. Rzeczywistość wyglądała jednak tak, że to ‘czerwona latarnia ligi’ weszła kapitalnie w mecz i to właśnie oni rozpoczęli seta od sensacyjnego prowadzenia 12-6! Dalsza część seta to jednak dobra gra w obronie faworyzowanej ekipy oraz spora liczba skutecznych kontr, które sprawiły, że Kraken doprowadził do wyrównania po 16 i to by było tyle z marzeń rywali o wygraniu premierowej partii. Mimo to – w środkowej odsłonie ESB ponownie podjęli rękawice. Środkowa odsłona wyglądała tak, że od samego początku aż do końca mieliśmy walkę ‘łeb w łeb’, w której żadna ze stron nie potrafiła zbudować sobie przewagi. Z czasem sztuka ta udała się ‘Bestii’, która po kilku błędach rywali, objęła prowadzenie 16-13. Wówczas nic nie zapowiadało katastrofy, która czekała tuż za rogiem. Sygnał do walki dwoma skutecznymi atakami wysłał Dominik Chmielowski, po których na tablicy wyników, ESB prowadziło jednym oczkiem (17-16). Mimo usilnych prób, drużynie Roberta Skwiercza nie udało się odwrócić losów rywalizacji i ESB sprawiając ogromną niespodziankę, wygrało partię do 19! Co lepsze – jeden punkt nie był dla ‘Imperatorów’ wystarczający. Kiedy team Grzegorza Grabarskiego zobaczył, że nie taki diabeł straszny jak go malują, kontynuował bardzo dobrą grę, po której prowadzili nawet 15-12. Końcowa faza seta to jednak więcej jakości po stronie Krakena, który finalnie wygrał seta do 17. Mimo to, w zdecydowanie lepszych nastrojach, halę Ergo Arenę opuszczali gracze ESB! Brawo!

Czerepachy Volley – Oliwa Team

Nie będziemy nikogo czarować. Nie dawaliśmy Oliwie Team najmniejszych szans na korzystny wynik. Na taki obraz złożyło się kilka rzeczy, ale w dużym skrócie uznaliśmy, że dysproporcja pomiędzy drużynami jest obecnie zbyt duża, żeby mogło być ciekawie. Cóż – punktów co prawda nie było, ale po raz pierwszy w obecnym sezonie, któraś z drużyn realnie postraszyła swoich rywali! Jakby tego było mało, Oliwa dokonała tego dwukrotnie. W pierwszym oraz drugim secie. Premierowa partia rozpoczęła się zgodnie z przedmeczowymi predykcjami. Po dwóch atakach z środka Arstioma Traskunou, ‘Żółwie’ objęły prowadzenie 10-5. Z czasem było już 17-12 i zanosiło się na kolejny mecz, w którym ‘nic się nie dzieje’. Końcowa faza seta to jednak dość nieoczekiwane przebudzenie Oliwy, która po serii dobrych zagrywek Pawła Jasnocha oraz Adama Wyrzykowskiego, doprowadziła do wyrównania po 19! W końcówce przyciśnięte do muru Czerepachy zdobyły finalnie dwa punkty, ale i to nie było zbyt łatwe. Należy bowiem podkreślić, że Oliwa prezentowała się wybornie w obronie i kilka mocnych ciosów rywali zdołała skontrować (21-19). Choć wynik drugiego seta na to nie do końca wskazuje to bliżej niespodzianki Oliwa była właśnie w środkowej partii. Na półmetku seta po kolejnych świetnych atakach Damiana Breszki, Oliwa prowadziła bowiem 15-12, a następnie 18-15. Kiedy wydawało się, że po chwili team Adama Wyrzykowskiego urwie rywalowi punkt, gracze Oliwy uderzyli a out, a nieco później zostali zablokowani, a to sprawiło z kolei, że ‘Żółwie’ doprowadzili do wyrównania. Resztę tej historii się zapewne domyślacie (21-19). Trzecia odsłona to zdecydowanie najnudniejsza partia w meczu, w której faworyt zagrał tak jak oczekują tego od nich kibice i wygrał pewnie do 13.

Speednet – Szach-Mat

Po ubiegłotygodniowym zwycięstwie z BEemką, gracze Łukasza Żurawskiego przystępowali do szóstego spotkania w sezonie Jesień’24. ‘Programiści’ cały czas zaskakują rywali swoim składem. W środę zabrakło między innymi Wojciecha Grzyba, którego zastąpił Kamil Szlejter. Na pozycję libero po dłuższej przerwie wrócił ponadto Kacper Janulewicz. Dodatkowo miejsce w składzie wywalczył Jakub Perżyło, który póki co okazuje się bardzo udanym transferem. Początek meczu należał zdecydowanie do Speednetu, który co rusz nękał swoich rywali udaną zagrywką i po ataku wspomnianego przed chwilą Jakuba Perżyło, objęli prowadzenie 10-4! Choć w dalszej części gra obu drużyn się wyrównała, to wypracowana na początku zaliczka zrobiła swoje – pierwszy punkt trafił na konta ‘Programistów’. Zdecydowanie więcej działo się w drugiej oraz trzeciej odsłonie. Środkowa partia rozpoczęła się lepiej dla ‘Szachistów’, którzy po małym zamieszaniu dotyczącym ‘przełożenia’, wysunęli się na prowadzenie 9-7. Komfortowa sytuacja Szach-Matu trwała do ataku Adriana Krampichowskiego, po którym Szach-Mat prowadził 13-10. Dalsza część seta to jednak przewaga ‘Programistów’, którzy po atakach Karola Strzałkowskiego, objęli prowadzenie 19-17 i po chwili cieszyli się z drugiego punktu w meczu (21-19). Kolejną, jeszcze większą szansę na zdobycz punktową, team Dawida Kołodzieja miał w trzeciej odsłonie, w której prowadził…17-13! Grający bardzo dobre zawody – Maciej Miścicki zniwelował blokiem straty do jednego oczka (17-16). Dalsza część rywalizacji to gra na przewagi, która zakończyła się happy-endem Speednetu i wygraną 25-23.

BVT Gdańsk – Chilli Amigos

‘Amigos’ nie zwalniają tempa i wygrywają trzeci mecz z rzędu. Wydaje się, że po tym jak drużynie udało się wreszcie przełamać, Chilli gra zdecydowanie lepiej i aktualnie zbiera tego plony. Początek rywalizacji należał jednak do ‘Bobrów’, którzy po dwóch punktach Nikity Schitki, objęli prowadzenie 11-8. Z czasem po zagrywce wspomnianego gracza, BVT objęli prowadzenie 16-10 i po chwili wygrali seta do 17. W środkowej odsłonie mieliśmy jednak niekorzystny dla BVT zwrot akcji. Choć po ataku Karola Fidurskiego, ‘Bobry’ rozpoczęły partię od prowadzenie 8-5, to po chwili popełnili trzy błędy z rzędu, po których mieliśmy remis po 8. Dla odmiany – Chilli Amigos grało konsekwentną siatkówkę, nie podpalali się, a przede wszystkim w odróżnieniu od rywali – nie popełniali tylu błędów. Kluczowym momentem seta był atak Macieja Wąsickiego i tuż po chwili blok Michała Czyżykowskiego, które wyprowadziły ‘Amigos’ na prowadzenie 18-14 i po chwili dały im wyrównanie stanu rywalizacji (21-18). Ostatni set rozpoczął się w wymarzony sposób dla ‘Amigos’. Nim się zorientowaliśmy gracze w czerwonych strojach prowadzili już 9-2. Z czasem ‘Bobry’ zaczęły jednak gonić i pytaniem pozostawało to czy będzie to gonitwa w stylu BRUXELI czy może jednak Kryj Ryj. Po chwili okazało się, że Chilli Amigos w kryzysowym momencie wytrzymało jednak presje i podobnie jak w konfrontacji z Kryj Ryj – to oni cieszyli się ze zwycięstwa. Brawo!

Siatkersi – Aqua Volley

Po zaskakującej zdobyczy punktowej w meczu z Kryj Ryj, Siatkersi stanęli w środowy wieczór przed kolejną szansą na ligowe punkty. Tym razem zadanie zdawało się być zdecydowanie trudniejsze. Ich rywalem była bowiem ekipa Aqua Volley, która podchodziła do meczu jako wicelider rozgrywek. Spotkanie rozpoczęło się od wyrównanej gry obu ekip, po której Aqua prowadziła zaledwie jednym oczkiem (8-7). Im dłużej trwał jednak set tym bardziej zarysowała się przewaga faworyzowanej ekipy, która po dwóch atakach Mateusza Drężka, wyszła na prowadzenie 14-8, którego już nie wypuścili (21-12). Jeszcze lepiej gracze Aqua Volley zaprezentowali się w środkowej odsłonie, w której nawiązując do ich nazwy – zalali przeciwnika kolejnymi skutecznymi atakami. Aby dobrze zobrazować jak wyglądał wspomniany set, podamy tylko, że po dwóch punktach Konrada Piotrowskiego, Aqua prowadziła….12-1! Gracze Macieja Tarulewicza dopiero w dalszej części seta zaczęli coś grać i finalnie skończyli tę partię z siedmioma oczkami na koncie, co w Inter Marine SL3 – nie zdarzyło im się jeszcze nigdy. Za każdym razem osiągali bowiem wynik dwucyfrowy. Tak było chociażby w ostatnim secie rywalizacji, w którym zaprezentowali się zdecydowanie lepiej. Owszem, faworyt prowadził na półmetku seta 13-6, ale finalnie nie można powiedzieć, że Siatkersi fragmentami nie powalczyli. Ostatecznie team w jasnych strojach zdobył w tej odsłonie 15 oczek, a Aqua Volley zgodnie z tym, co pisaliśmy – na niemal godzinę wskoczyli na fotel lidera czwartej ligi.

Czerepachy Volley – Tiger Team

Nie mamy co do tego wątpliwości – był to najlepszy mecz Tiger Team w obecnym sezonie. Marne to jednak pocieszenie, bo i tak nie przyniosło to ‘Tygrysom’ choćby punktu i zasadniczo są już w czwartej lidze. Co do samego meczu, warto podkreślić, że Tiger nie prezentował się nieźle od samego początku rywalizacji. W pierwszym secie gra zespołu Dawida Staszyńskiego wyglądała bowiem bardzo słabo. Kiedy na zagrywce stanął prawdziwy spec w tej dziedzinie – Kiril Bohdan to faworyzowana ekipa wyszła na prowadzenie…12-2! Należy przy tym zauważyć, że przy dłuższej serii, jego koledzy z drużyny zaczynali się na parkiecie…nudzić. W dalszej części seta Tiger dorzucił do swojego skromnego dorobku kilka punktów. Jak podkreślała po meczu Pani Agnieszka – punktów byłoby znacznie więcej, gdyby nie masa ataków w out (21-10). Celowniki, gracze Tiger Team wyregulowali w przerwie pomiędzy setami. Po bardzo dużym rozprężeniu graczy w zielonych strojach ‘Tygrysy’ zniwelowały stratę z 9-4 do 12-11. Po dobrej zagrywce Dominika Maciejewskiego doprowadzili nawet do wyrównania po 13. Druga część seta to jednak przewaga faworyzowanej ekipy, która wygrała partię do 16. Ostatni set wyglądał jeszcze lepiej. Po ataku oraz asie serwisowym rozgrywającego bardzo dobre zawody Dominika Maciejewskiego, Tiger objął prowadzenie 10-9! Kiedy ‘Żółwie’ poczuli jednak zagrożenie to błyskawicznie wysunęli się na kilkupunktowe prowadzenie (16-13) i po chwili cieszyli się z siódmego kompletu oczek.