Po porażce z Bossmanem, do której doszło dwa tygodnie temu, Speednet wrócił na parkiety Inter Marine SL3. Ich rywalem w czwartkowy wieczór była BEemka Volley, która przed spotkaniem plasowała się na przedostatnim miejscu w ligowej tabeli. Faworytem spotkania była rzecz jasna ekipa Speednetu, która od samego początku meczu, ze swojej roli wywiązywała się kapitalnie. Już na początku spotkania, po bloku debiutującego w Speednecie Jakuba Perżyło, objęli oni prowadzenie 8-5. Z czasem przewaga Speednetu nie topniała, a stawała się coraz bardziej okazała. Po ataku Mateusza Szturmowskiego mieliśmy bowiem wynik 15-7 i mimo niezłej końcówki seta w wykonaniu BEemki, pierwszy punkt w meczu trafił do wicemistrzów poprzedniego sezonu. Środkowa odsłona to zwrot akcji. Po dwóch blokach z rzędu na prawoskrzydłowym Speednetu, BEemka wyszła na prowadzenie 5-2. Z czasem po ataku dobrze dysponowanego Michała Szymańskiego, BEemka prowadziła 10-6 i w dalszej części seta, utrzymywali swojego rywala na bezpieczny dystans, wygrywając finalnie do 16. O zwycięstwie w meczu musiał zatem zadecydować trzeci set, który rozpoczął się od szarpanej gry z obu stron. A to na prowadzenie wychodzili jedni, a to drudzy i tak na zmianę. W taki sposób dotarliśmy do połowy seta, w którym na tablicy wyników widniał remis po 12, a następnie po 16. W końcowej fazie seta nie brakowało emocji i nie mówimy tu wyłącznie o tych stricte sportowych. Po kontrowersjach w końcówce, Speednet wysunął się na prowadzenie 18-16 i po chwili ‘Różowi’ cieszyli się z wygrania spotkania. Pomijając pierwszą odsłonę trzeba przyznać, że nie była to dla nich łatwa przeprawa.
Dzień: 2024-10-10
Tufi Team – AXIS
Co przychodzi nam na myśl, kiedy wracamy do wczorajszego meczu Tufi Team – AXIS? Cóż – silne poczucie deja vu i to z kilku względów. Te same boisko, taki sam przebieg pierwszego seta i w końcu – kolejna gra na przewagi w wydaniu Tufi Team. Oczywiście w tym samym secie, co w poniedziałkowy wieczór. Jakby tego było – ten sam happy-end zakończony kompletem punktów drużyny Mateusza Woźniaka. Jakby tego było mało to analogii można doszukiwać się również do poprzedniego spotkania obu drużyn, do którego doszło do długiej gry na przewagi, która zakończyła się zwycięstwem Tufi Team. Oj, moglibyśmy pisać jeszcze długo, bo podobnych smaczków było znacznie więcej. Sam mecz? Pierwszy set bez większej historii. Team Mateusza Woźniaka zagrał w nim jak na faworyta przystało i wygrał pewnie do 15. W środkowym secie po ataku i asie serwisowym Rafała Deptuły, wszystko wskazywało na spokojny koniec (18-13). Po raz kolejny w tym sezonie Tufi Team postanowiło zadbać jednak o emocje i po dwóch atakach Tomasza Sadowskiego, to AXIS miało z czasem piłkę setową (20-19). Mimo to, po wymianie ciosów w końcówce to Tufi Team miało więcej powodów do radości (26-24). Ostatni set to kolejna szansa graczy w czerwonych strojach. Po bardzo wyrównanym secie, w końcówce gracze AXIS wysunęli się na prowadzenie 19-18. Mimo to, po raz kolejny nie udało im się wykorzystać dużej szansy i komplet oczek trafił na konto nowego lidera drugiej ligi! Brawo!
Fux Pępowo – MPS Volley
Miłośnicy Przegranych Spotkań wkraczają w dorosłość. Ba, Redakcja dotarła nawet na urodzinową imprezę, która rozpoczęła się od tradycyjnych osiemnastu pasków na dupę. Musimy Wam zdradzić, że w pewnym momencie zrobiło nam się nawet MPS-u żal i się za nimi wstawiliśmy. Pisząc już całkiem serio – gracze Jakuba Nowaka byli w czwartkowy wieczór naprawdę blisko. Zdecydowanie najbliżej w obecnym sezonie. Mecz rozpoczął się od wyrównanej gry obu ekip, która zaprowadziła nas do stanu po 14. Druga część seta to jednak wyraźna przewaga MPS-u, który po asach Mateusza Kulińskiego oraz atakach Karola Jarosińskiego, wygrał partię do 16. Ten sam gracz, który walnie przyczynił się do zwycięstwa w pierwszej odsłonie, w drugiej niestety dla MPS-u rozregulował celownik. Dwie ostatnie piłki w drugim secie to ataki w aut, które dały graczom z Pępowa wyrównanie w setach (24-22). Ostatnia odsłona rozpoczęła się kapitalnie dla ‘Koniczynek’. Po kilku atakach Andrzeja Pipki, Fux objął prowadzenie 10-3 i w dalszej części seta nie miał już problemów z tym by postawić kropkę nad ‘i’ (21-15). Dzięki zwycięstwu zespół z Pępowa ma tyle samo punktów co siódma w tabeli Hydra. Nie jest źle. A MPS? Cóż – za tydzień rozegrają oni kluczowy mecz w walce o utrzymanie. Jeśli przegrają z Flotą TGD Team to będą mieli potężne problemy z tym, by na wiosnę zagrać w drugiej lidze.
BVT Gdańsk – BRUXELA WEAR
Kolejne spotkanie ‘derbowe’ było anonsowane jako jedno z najciekawszych wydarzeń w obecnym tygodniu rozgrywek. Naprzeciw siebie stanęło bowiem wielu zawodników, którzy w przeszłości grali razem w jednej drużynie, a to z kolei wyzwalało w obu ekipach dodatkową mobilizację. Pierwszą odsłonę rywalizacji zapamiętamy ze sporego chaosu, w którym po obu stronach siatki nie brakowało błędów czy zepsutych zagrywek. Taki stan zaprowadził nas do wyniku po 15 i z ręką na sercu – wówczas nie mieliśmy pojęcia, która z drużyn wygra pierwszą odsłonę. Obie strony miały bowiem swoje argumenty. Końcówka seta to dobra gra BRUXELI, która przy sześciu zdobytych punktach pozwoliła swoim rywalom na zaledwie dwa (21-17). Dobra forma z końcówki pierwszej odsłony została zgubiona wraz ze zmianą stron. W środkowej odsłonie to drużynie BVT wychodziło niemal wszystko. Kilkupunktowe prowadzenie na tyle ośmieliło graczy w białych strojach, że ci zaczęli grać bardzo kombinacyjną i nieprzewidywalną dla rywala siatkówkę. Przykładem tego była kiwka Mateusza Cencelka, po której BVT prowadzili 11-5. Choć w dalszej części BRUXELA się znacznie poprawiła to jednak przespany początek ‘Leniwców’ nie pozwolił im już na korzystny wynik (21-15). Ostatni set rozpoczął się od wyrównanej gry obu ekip (8-8). Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy na zagrywkę wszedł Paweł Kowalski i swoim flotem wypracował przewagę Bruxeli. Po chwili kilka ataków dołożył Oliwier Rymsza oraz Łukasz Turski, po których BRUXELA prowadziła 15-10 i po chwili cieszyli się oni z piątego zwycięstwa w sezonie Jesień’24.
ACTIVNI Gdańsk – Maritex
Nie ma co ukrywać. W ostatnich tygodniach Maritex nie miał najlepszej prasy. Drużynie Michała Pietrasika co rusz wytykaliśmy kiepskie wyniki i to, że przedsezonowe oczekiwania versus teraźniejszość są od siebie daleko jak Lizbona od Moskwy. Miał być awans, a tymczasem przed meczem z ACTIVNYMI zdecydowanie bliżej było im do czwartej ligi. Cóż – bezpośredni mecz, do którego doszło w czwartkowy wieczór miał być pianką chłodzącą na zbyt mocno opaloną skórę. Czymś, co przyniesie ukojenie. Oczywiście poprawa humorów jednych sprawiała, że drudzy musieli się pogrążyć w beznadziei. Od samego początku meczu stało się jasne, która z ekip opuści Ergo w lepszych nastrojach. To było po prostu widać. Maritex rozpoczął pierwszą partię od prowadzenia 9-5. Z czasem po dwóch skutecznych atakach Rafała Siduna było 18-14 i stało się jasne, że to fioletowi wygrają pierwszą partię. Środkowa odsłona wyglądała bardzo podobnie. Już na początku seta ACTIVNI zostali odarci ze złudzeń. Po ataku Stanisława Płochockiego było 9-4 dla graczy w fioletowych barwach. Z czasem, po dwóch skutecznych zagrywkach Igora Sikory był moment, w którym zastanawialiśmy się czy ACTIVNI zdołają wrócić (15-11). Po chwili Kacper Iwaniuk dokończył jednak dzieła zniszczenia i Maritex mógł cieszyć się z drugiego zwycięstwa w sezonie. Jeśli ktoś myślał, że chociaż w trzecim secie zobaczymy dobrą postawę ACTIVNYCH, ten mógł być ogromnie rozczarowany. Im dłużej bowiem trwał mecz, tym gorzej prezentowali się gracze Artura Kurkowskiego. Trzeci set to klasyka gatunku z obecnego sezonu. Problemy w przyjęciu, po których albo rywale mieli asy, albo dostawali piłkę za darmo i kończyli niekończące się kontry. Finalnie Maritex wygrał tę partię do 9, a cały mecz 3-0 i w kapitalnych humorach wrócili do domów.
Eko-Hurt – Staltest Pomorze
W ostatnim czasie czy to w zapowiedziach czy podsumowaniach zastanawialiśmy się czy Staltest Pomorze nie będzie przypadkiem pierwszą drużyną w historii, która nie zdoła zdobyć choćby jednego punktu w pierwszej lidze. Dotychczasowa pierwszoligowa przygoda w tym sezonie to 0 zwycięstw, 0 wygranych setów w pięciu spotkaniach. Choć w czwartkowy wieczór Staltest dorzucił kolejną porażkę, to jednak wygrali oni pierwszego seta. Ba, w naszym odczuciu wygrali go w pełni zasłużenie, bo niemal przez całe spotkanie grali na naprawdę niezłym poziomie. Pierwsza odsłona rozpoczęła się od wyrównanej walki, w której żadna ze stron nie chciała odpuszczać. Dalsza część seta to scenariusz, który w kontekście Staltestu już w obecnym sezonie przerabialiśmy. Kiedy robiło się poważnie rywale odjeżdżali. Nie inaczej było i tym razem. Z wyniku 11-11 mieliśmy po chwili 18-13 i wyjaśnioną sytuację (21-15). Środkowa odsłona wyglądała już nieco inaczej. Owszem, Eko-Hurt zdawał się przez długi czas kontrolować przebieg gry i na półmetku prowadził 11-5. Z czasem w drużynie ‘Hurtowników’ pojawiło się sporo śmieszków i rozluźnienia, po którym na tablicy wyników pojawił się remis po 18. To zmusiło z kolei graczy Eko-Hurt do wzięcia czasu, po którym ‘Hurtownicy’ dopięli w końcu swego (21-19). Drugi set był jednak lampką ostrzegawczą dla Eko-Hurtu, którą ci – w naszym odczuciu zbagatelizowali. Od samego początku trzeciej partii to Staltest przyjął inicjatywę i po ataku Kamila Wołka, objęli prowadzenie 13-11. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, od tego momentu aż do samego końca Eko-Hurt nie zdobył ani jednego punktu po własnej akcji. Ani atak, ani blok, ani zagrywka. Jedyna zdobycz pochodziła z błędów Staltestu. Ci mieli jednak tyle akcji, że na kilka błędów mogli sobie pozwolić. Finalnie i tak wygrali bowiem do 17.