Całą narracje z zapowiedzi można rozbić o kant dupy. Według niej to Merkury jako pierwsza z drużyn, które sięgały po mistrzostwo zdołała się przebudzić. Na potwierdzenie naszej tezy podawaliśmy ostatnie wyniki zespołu Piotra Peplińskiego, po których ci awansowali na trzecie miejsce w ligowej tabeli. O CTO pisaliśmy z kolei to, że są bardzo dalecy od optymalnej formy. W dodatku nie omieszkaliśmy wspomnieć o bardzo niekorzystnym bilansie dwóch zwycięstw i aż czterech porażek. I co? I przyszedł mecz, w którym ‘Pomarańczowi’ wciągnęli swojego rywala nosem. Ależ to była dysproporcja. Ależ to była miazga. Zaczęło się co prawda niewinnie. Po dobrej walce, obie drużyny nie odpuszczały i taki stan trwał do wyniku po 16. Końcowa faza seta to jednak kapitalny fragment ‘Mechanicznej Pomarańczy’, która po atakach Adriana Białeckiego zdobyła pięć kolejnych punktów, które dały im wygraną do 16. Środkowa odsłona to prawdziwy koszmar Merkurego i set, który ci będą z pewnością wspominać jeszcze przez bardzo długi czas. Porażka do 11 jest bowiem najgorszym setem Merkurego od…30 września 2021 r. Wówczas Merkury mierzył się ze Speednetem i w drugim secie przegrali do 10. Różnica pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami była jednak taka, że w trzecim secie Merkury zdołał się wówczas wykaraskać i wygrać seta. Tu było inaczej. Ostatni set meczu rozpoczął się tak jak skończył poprzedni – od kapitalnej dyspozycji CTO, po której gracze w pomarańczowych strojach objęli prowadzenie 12-7. W drugiej części seta Merkury zaczął się budzić i zdołał nawet doprowadzić do wyrównania po 19. Jak się po chwili okazało, była to tylko ‘podpucha’ ze strony CTO, które dało rywalom fałszywe poczucie, że mogą coś wskórać. Kiedy ci uwierzyli na serio – CTO zamknął mecz wygrywając finalnie 3-0. Wow. Nie można było grać tak wcześniej?
Dzień: 2024-10-08
DNV VG – Speednet 2
Nie tak dawno pojedynki pomiędzy DNV VG a Speednetem elektryzowały sympatyków amatorskiej siatkówki i nie mówimy tu bynajmniej wyłącznie o rozgrywkach SL3. Czas mija jednak nieubłaganie i przez kilka sezonów zmieniło się niemal wszystko. Dziś ‘żółto-czarni’ rywalizują nie z pierwszym Speednetem, a drugim. Mimo to, na początku spotkania ‘żółto-czarni’ mogli mieć flashbacki z przeszłości. Ten ‘cholerny’ Sławek Janczak, który męczył ich jeszcze za czasów Inter Marine znów tam był. Znów dawał się we znaki, znów punktował, a Volley znów miał problem by go powstrzymać. W pierwszym secie nie tylko on po stronie Speednetu grał świetnie. Był jeszcze choćby Mariusz Żelazny, który jak doskonale pamiętamy – występował w przeszłości w drużynie trzykrotnych Mistrzów SL3. To właśnie po jego kiwce, Speednet 2 wysunął się na prowadzenie 13-7 i przejął pełną kontrolę nad tym, co działo się na parkiecie. W dalszej części Speednet nie zwalniał tempa i finalnie wygrał premierową odsłonę do 17. W przerwie pomiędzy setami zrozumieliśmy, że wygrana Speednetowi przyszła zbyt łatwo. Że Volley nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Mimo to, druga część układała się świetnie dla ‘Programistów’, którzy po kolejnej kiwce Mariusza Żelaznego, prowadzili 17-13. Kiedy wydawało się, że jest już po wszystkim, Volley po dwóch atakach oraz blokach Piotrka Ścięgosza i Dariusza Kuny wrócili do gry i wyrównali po 18. W końcowej fazie seta ‘żółto-czarni’ poszli za ciosem i finalnie wygrali ‘przegranego seta’ do 19. Decydujący o zwycięstwie set to przewaga Volleya, który wykorzystał problemy w przyjęciu rywali i na półmetku objął prowadzenie 10-6. Z czasem po stronie ‘Programistów’ zobaczyliśmy bardzo dużą liczbę błędów, co niestety popsuło naprawdę dobry mecz, który oglądaliśmy do końca drugiego seta. W takich okolicznościach team Marka Ogonowskiego nie mógł już myśleć o wygranej i finalnie dwa oczka trafiają na konto DNV VG.
Chilli Amigos – Kryj Ryj
W ostatnim czasie, bardzo często wypominaliśmy fatalną serię dwóm drużynom. Drugoligowej ekipie MPS Volley oraz właśnie – Chilli Amigos. Ci drudzy śrubowali bowiem serię kolejnych porażek z rzędu. Do spotkania z Kryj Ryj, ‘Amigos’ podchodzili z czternastoma kolejnymi porażkami. Ba, perspektywy na wtorkową serię gier nie były zbyt optymistyczne. To Kryj Ryj był faworytem spotkania i to na dodatek – dość wyraźnym. Na zwycięstwo drużyny Ryszarda Rakowicza stawiało…niespełna 90% osób w Typerze SL3. Na zwycięstwo za komplet punktów, było to około 60%. Cóż. Już w pierwszym secie Chilli Amigos udowodnili, że plotki o ich sportowej śmierci są przesadzone. Po wyrównanej pierwszej części seta, po której tablica wyników wskazywała remis po 11 – ‘Amigos’ ruszyli do natarcia i po kilku składnych akcjach, objęli prowadzenie 18-12. Doświadczenie z tego sezonu nakazywało nam jednak, oglądać seta do końca. Kiedy na zagrywkę w ekipie Kryj Ryj wszedł środkowy – Michał Kraska, ‘Amigos’ zdawało się rekonstruować najgorsze koszmary z obecnego sezonu, w których zaprzepaszczali oni swoje szanse. Kiedy Kryj Ryj doprowadził do wyrównania po 20, byliśmy niemal przekonani, że już tego nie wypuszczą. Tym razem, więcej zimnej krwi w końcówce zachowali jednak gracze Chilli, którzy po chwili cieszyli się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona to przewaga ekipy Ryszarda Rakowicza od samego początku, aż do końca. Team ‘Mordeczek’ wypracował sobie zaliczkę 8-4 i choć z czasem ‘Amigos’ stawali się coraz groźniejsi, ostatnie słowo należało do faworyzowanej ekipy (21-17). Ostatni set rywalizacji przez długi czas układał się lepiej dla drużyny, dla której jest to pierwszy sezon w SL3 (15-11). Choć wówczas sytuacja ‘Amigos’ wydawała się bardzo nieciekawa, to w drugiej części seta Kryj Ryj miał sporo problemów, co w połączeniu z dobrą grą graczy w czerwonych koszulach, zmieniło losy rywalizacji. Chilli najpierw doprowadziło do wyrównania po 18, a następnie poszli za ciosem i po chwili cieszyli się z pierwszej wygranej od 18 marca 2024 r. Brawo!
BES Boys BLUM – Speednet 2
Nie do końca sprawdziły się predykcje kapitana Daniela Bąby w przedmeczowym wywiadzie. Wspomniany gracz przewidywał, że potencjalne kłopoty mogą mieć na początku meczu. Z czasem, gdy się rozkręcą powinno być lepiej i finalnie jego drużyna powinna wygrać. Było w sumie trochę na odwrót, bo owszem – BES Boys BLUM wygrał mecz, ale to właśnie na początku prezentował się lepiej niż na finiszu. Pierwszy set był bowiem bardzo dobrą partią graczy w szarych trykotach. Po dobrej zagrywce oraz błędach rywali w ataku, ‘Chłopcy’ objęli prowadzenie 12-8, a następnie 18-13 by na koniec pewnie wygrać do 15. Cóż – set bez większej historii. Jeszcze większą dysproporcję oglądaliśmy w środkowej odsłonie, w której po asie serwisowym Patryka Bruchmanna, BBB objęli prowadzenie 9-3. Na nic zdał się czas wzięty wówczas przez Speednet. W dalszej części gracze Marka Ogonowskiego nie potrafili znaleźć sposobu na to by zaskoczyć rywala i efekt był taki, że ci – wygrali, tym razem do 13. Parafrazując piosenkę Myslovitz byliśmy przekonani, że ‘wieczorami Chłopcy wychodzą na ulicę zdobywają komplet punktów’. Nic bardziej mylnego. Trzeci set rozpoczął się lepiej dla ‘Programistów’, którzy objęli prowadzenie 10-7. Po chwili dwa razy skutecznie z środka siatki zaatakował Patryk Bruchmann (10-9). Wówczas sądziliśmy, że fizyczność, którą imponowali gracze w szarych trykotach wystarczy do tego by finalnie przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę. W dalszej części seta, gracze BBB produkowali jednak taśmowo błędy i szerokorozumiana kultura gry była zdecydowanie po różowej stronie siatki. Gracze Speednetu w końcówce objęli prowadzenie 18-10 i wówczas było jasne, że to oni wygrają ostatniego seta (21-14).
Flota Active Team – Flota TGD Team
Kojarzycie tego mema, gdzie spocony bohater staje przed wyborem, który przycisk wcisnąć? W podobnej sytuacji przed meczem znalazła się trener Karolina Kirszensztein. Tak jak pisaliśmy w zapowiedziach, obojętnie jaki w meczu by nie padł wynik, to dla szeroko rozumianej Floty stanowił on kłopot. Wydaje się, że spośród wszystkich możliwych kombinacji, padł najgorszy możliwy wynik. Mówią, że ‘lepiej dwóch rannych niż jeden zabity’. Wynik 2-1 sprawia jednak, że w naszym odczuciu droga Floty 1 do pierwszej ligi się wydłużyła. Nie inaczej jest z Flotą 2, która po szóstej porażce z rzędu, zmierza w kierunku trzeciej ligi. Pierwszy set rywalizacji wyglądał jednak tak, że Flota 1 wskoczyła na bardzo wysoki poziom, zadając kłam tezie o tym, że nie potrafią w ‘otwarcia’. Finalnie premierowa partia zakończyła się zwycięstwem ‘jedynki’ do dziesięciu! Środkowa odsłona to już inna historia. Ta, w której Flota TGD postawiła się faworyzowanemu rywalowi. Po dobrej grze przedostatnia drużyna drugiej ligi prowadziła…14-10! Kiedy wydawało się, że w secie może dojść do niespodzianki, w obozie TGD uaktywniły się problemy z przyjęciem, które uniemożliwiły osiągnięcie im korzystnego wyniku. Ostatecznie faworyt wygrał w tej partii do 17. To, co nie udało się Flocie TGD w drugim secie, udało się w finałowej partii. Po skutecznym ataku Krzysztofa Misztala oraz dwóch błędach ‘Jedynki’, Flota TGD prowadziła 10-6. Choć z czasem Flota 1 zdawała się odzyskiwać kontrolę (13-13), to w dalszej części seta po kilku atakach Dariusza Rulewskiego, Flota TGD ponownie objęła prowadzenie, którego już nie wypuściła (21-18).
Kraken – MiszMasz
Patrząc na to jak w ostatnim czasie radziły sobie obie drużyny, z meczem nie wiązaliśmy zbyt dużych nadziei. Przenosząc to na boisko piłkarskie – uznaliśmy, że będzie to ‘mecz do jednej bramki’. Oczywiście górą w tych założeniach miała być ekipa Krakena. Pierwsze pozytywne zaskoczenie w kontekście MiszMaszu dostaliśmy jeszcze przed rozpoczęciem meczu. W obecnym sezonie rzadko zdarzała się im bowiem taka frekwencja, jaką MiszMasz dysponował we wtorkowy wieczór. Drugie zaskoczenie przyszło chwilę po pierwszym gwizdku sędziego prowadzącego zawody. Po niezłej grze ‘blok-obrona’, MiszMasz objął dwupunktowe prowadzenie na półmetku seta (12-10). Wyrównaną grę oglądaliśmy do stanu po 14. Po skutecznych atakach oraz kiwkach Michała Grymuzy oraz Ernesta Kurysa, MiszMasz wyszedł na prowadzenie 17-14, a po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Na początku drugiej odsłony wszystko wskazywało na to, że ex-drugoligowiec idzie po zwycięstwo. Po ataku kapitana prowadzili bowiem 8-4. Po chwili popełnili jednak aż cztery błędy własne z rzędu, a to sprawiło, że ‘Bestia’ się wreszcie przebudziła (8-8). Po blokach Alieksandra Trushyna oraz Maksima Miklashevicha, Kraken objął prowadzenie 17-11, którego już nie wypuścił (21-17). Decydujący o zwycięstwie set zapamiętamy z nieciekawego otwarcia MiszMaszu, który zaczął grać niedokładnie w polu, a na dodatek dość mocno rozregulowały im się celowniki. Po kilku błędach to Kraken objął prowadzenie 10-6. Mimo to, MiszMasz podjął jeszcze próbę