Zgodnie z naszymi predykcjami z zapowiedzi, do bezpośredniego spotkania zaplanowanego na godzinę 21:30 obie drużyny podchodziły z bagażem pierwszej porażki w sezonie Jesień’24. AiP okazało się słabsze od Bossmana, natomiast CTO od Speednetu. Tak jak wspominaliśmy przy okazji podsumowania CTO – Speednet, gracze w pomarańczowych barwach mieli tego dnia ogromne problemy kadrowe i to gracze AIP w pierwszej odsłonie bezlitośnie wykorzystali. Do pewnego momentu premierowej odsłonie oglądaliśmy takie lanie, jakiego dawno w pierwszej lidze nie widzieliśmy. Po dwóch atakach środkowego – Dawida Glanera, było już 13-4 dla AIP. Jako, że CTO miało problemy kadrowe, to i w ich obozie próżno było szukać sekundanta. Z drugiej strony może to i lepiej. Widząc poczynania swojej drużyny, zapewne rzuciłby we wspomnianym momencie białym ręcznikiem. W dalszej części AIP chciało najwidoczniej ‘przyoszczędzić na paliwie’ i ewidentnie zluzowali. Finalnie, partia ta zakończyła się zwycięstwem ‘Przyjaciół’ do 17. Środkowa odsłona wyglądała już zupełnie inaczej. Choć nie sądziliśmy, że CTO stać w środowy wieczór na ‘coś pozytywnego’, ci po ataku nominalnego libero – Maćka Szymuli, prowadzili 13-9! Choć w dalszej części było już 17-14, to w końcówce wygrana wymknęła się CTO z rąk i z drugiego punktu cieszyli się gracze Adriana Ossowskiego. To, co nie udało się w drugim secie, udało się finalnie w trzeciej odsłonie. Ostatni set rozpoczął się od wysokiego prowadzenia CTO (7-1). W dalszej części gracze AIP wyglądali tak, jakby byli nasyceni zwycięstwem i niezbyt przesadnie starali się odwrócić losy rywalizacji. Ostatecznie, po krótkiej chwili CTO cieszyło się z nagrody pocieszenia w postaci wygranego seta do 10.
Dzień: 2024-09-18
Osada Truso – Tiger Team
Choć w naszym odczuciu miało to być spotkanie, w którym dysproporcja pomiędzy drużynami będzie ogromna, to w rzeczywistości różnice te się dość mocno zatarły. Premierowa odsłona rozpoczęła się co prawda dość szablonowo – od wysokiego prowadzenia ‘Osadników’. Po atakach Grzegorza Myślińskiego oraz Dawida Strzyżewskiego, prowadzili oni 13-6 i po chwili cieszyli się z pierwszego punktu w meczu (21-17). Drugi set to dobra dyspozycja Tigera, który na półmetku seta prowadził równorzędną walkę z przeciwnikiem. Kto wie, jak potoczyłyby się losy tej partii, gdyby drużyna zamiast na grze nie musiała skupiać się na niesnaskach wewnątrz drużyny, których byliśmy świadkami. Tak czy siak, Tiger trzymał się dzielnie do momentu, w którym na tablicy wyników było po 16. Końcówka seta to jednak turbodoładowanie Osady, która podobnie jak w pierwszym secie, wygrała do 17. Zdecydowanie najwięcej działo się jednak w ostatniej partii. Po atakach największego kota w drużynie Tiger Team – Tadeusza Jakubczyka, zespół ‘Tygrysów’ objął wysokie prowadzenie (11-6). Od połowy seta Osada rzuciła się do odrabiania strat i choć Tiger dzielnie się bronił, to zespoły zrównały się liczbą punktów przy stanie po 19. W końcówce Tiger miał co prawda piłkę setową, ale finalnie Osada wyszła z opresji obronną ręką. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że spodziewaliśmy się nieco innego obrazu gry.
Flota Active Team – Dream Volley
Nie ukrywamy, że po tym jak pocisnęliśmy obu drużynom w zapowiedziach, troszkę obawialiśmy się jechać w środowy wieczór do hali Ergo Arena. Pisząc całkiem serio – gdybyśmy wiedzieli, że obie ekipy nie potrafią, to byśmy nie wymagali. Proste. Ani Flota, ani Dream Volley nie są z całym szacunkiem Pekabexem, tylko ekipami, które swoje w SL3 już zagrały. Ok – dość tego tłumaczenia się. Teraz zmieniamy wajchę i kilka gorzkich słów do ekipy Karoliny Kirszensztein. Serio? Taką grą chcecie wywalczyć awans do elity? Tu trzeba natychmiastowej poprawy, bo w środowy wieczór nie wyglądało to zbyt dobrze. Choć gracze Floty po przeczytaniu podsumowania mogą tupać nóżkami krzycząc: ‘ale jak to? Przecież wygraliśmy!’ Owszem – co do tego zgoda, ale podskórnie wiecie, że to, że wygraliście mecz to cud. W pierwszym secie oglądaliśmy dobrze grający Dream Volley. W ostatnim czasie było z tym różnie, ale gdyby tak ‘Marzyciele’ grali od dawna, w zapowiedzi nie musielibyśmy im wytykać tych wszystkich porażek. Po wyrównanym fragmencie na tablicy był remis po 16. Końcówka to jednak większa kultura gry po stronie ‘Marzycieli’, którzy wygrali do 17. W środkowej odsłonie wydawało się, że jest już ‘pozamiatane’. Pod koniec Dream prowadził bowiem 20-18 i mieli nawet kilka piłek meczowych ‘w górze’. Niestety dla nich Flota zdołała je obronić, a na dodatek po świetnej zagrywce Wojtka Kowalskiego, przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę (22-20). Porażka w drugim secie ewidentnie podcięła skrzydła graczom Dream Volley, którzy na początku trzeciej partii przegrywali już 1-7! Z czasem zespół Mateusza Dobrzyńskiego się ‘odkręcił’ i zaczął sukcesywnie gonić rywala. Przewaga Floty była jednak tak duża, że finalnie Dream zdołał ugrać w tej partii 18 oczek.
Osada Truso – Kraken
Kiedy w środowy poranek na stronę sl3.com.pl wrzucaliśmy zapowiedzi przedmeczowe, to nie mieliśmy wiedzy na temat problemów, z którymi będą borykać się gracze Osady Truso. Wiemy, że nie dotyczy to stricte wydarzeń związanych z SL3, ale warto zaznaczyć, że dwóch zawodników Osady pojechało na południe Polski, pomagać w trudnej sytuacji związanej z powodzią. Szacuneczek. W związku z tym, Osada musiała nieco poimprowizować. A to dodali dwóch graczy do składu (Łukasz Nejdrowski oraz Igor Skibiak), a to pozamieniali się pozycjami. Tak czy siak, drużynie z Elbląga nie przeszkodziło to w rozegraniu dobrego pierwszego seta i w konsekwencji ogrania dobrze zorganizowanego rywala. Ważnym momentem pierwszej partii były trzy skuteczne ataki Kamila Dobosza, po których Osada odskoczyła rywalom na pięć oczek (12-7). Mimo, że z czasem Kraken zdołał doprowadzić do wyrównania po 16, to końcowa faza należała już do drużyny występującej w delegacji, która po atakach Grzegorza Myślińskiego oraz Jakuba Chabrosa, wygrała do 17. Środkowa odsłona to najciekawsza partia w meczu. Przez długi czas to Kraken miał inicjatywę i po dwóch punktach Aliaksandra Trushyna, prowadzili 14-9. Z czasem w dobre tryby Krakena wdarł się jednak piasek i dobrze pracująca maszyna zaczęła szwankować (16-16). Końcowa faza seta to wyrównana gra obu drużyn, choć trzeba uczciwie przyznać, że był to fragment, gdzie obserwowaliśmy sporo błędów po obu stronach siatki. Finalnie, w końcówce więcej zimnej krwi zachowali gracze z Elbląga, którzy wygrali do 20. W trzeciej odsłonie wydawało się, że Osada idzie po pełną pulę. Po dobrym fragmencie przyjmujących, prowadzili bowiem 10-6. Po chwili cały zespół zaczął popełniać taśmowo błędy i po chwili na prowadzeniu byli już gracze zza wschodniej granicy (17-14), którzy swojej szansy już nie zmarnowali (21-16).
CTO Volley – Speednet
Jeszcze w zapowiedziach snuliśmy scenariusz, który sprawi, że po ‘chudych latach’ CTO wróci na sam szczyt SL3. Oczywiście zadanie to było piekielnie trudne, już na samym starcie. Pierwszym rywalem ‘Pomarańczowych’ była bowiem ekipa Speednetu i w naszych oczach to właśnie oni byli faworytem środowej konfrontacji. Kilka minut przed meczem stało się jasne, że obie ekipy podejdą do spotkania z problemami kadrowymi. Te wydawały się poważniejsze po ‘Pomarańczowej’ stronie siatki, bowiem kilka godzin przed meczem, z talii CTO wypadł Jakub Jetke, który jest bardzo ważną i cenną ‘kartą’. To oczywiście nie jedyny kłopot. W związku z wspomnianą absencją, CTO musiało zagrać z konieczności w szóstkę i cały misterny plan na środowy wieczór poszedł wiadomo gdzie. Problemy graczy Macieja Szymuli uwypukliły się już na samym początku, kiedy mieli oni ogromne problemy ze sforsowaniem zasieków w postaci bloku przeciwników. Po skutecznym bloku Łukasza Żurawskiego, Speednet prowadził bowiem 7-2 i przez dalszą część seta kontrolował poczynania boiskowe wygrywając do 16. Środkowa odsłona rozpoczęła się od niezłej gry CTO, którzy po asie serwisowym Grzegorza Dymińskiego, objęli prowadzenie 8-4. Z czasem Speednet zdołał doprowadzić do wyrównania 9-9 i dalsza część seta to walka punkt za punkt, w której trudno było stwierdzić, dla której z ekip zakończy się happy-endem. Ostatecznie to Speednet był górą, a ostatni cios w tej partii zadał skuteczną zagrywką rozgrywający dobrą partię – Maciej Miścicki. Ostatni rozdział pierwszoligowej potyczki to wyraźna przewaga Speednetu, który po dwóch punktach Kamila Szlejtera, objął prowadzenie 9-3. Dalsza część seta to spokojne ‘dowiezienie wyniku’. Na koniec warto odnotować bardzo ważną rzecz. Dla Speednetu środowe spotkanie było meczem nr 150 w Inter Marine SL3 i ‘Różowi’ są pierwszą ekipą, która dobiła do tego pułapu. Trzy punkty w środowej konfrontacji są dla nich piękną jubileuszową niespodzianką. Brawo!
AiP – Bossman Team
Po dwóch kapitalnych spotkaniach z inauguracji Bossman przystępował do kolejnego wyzwania. Tym razem ich rywalem była ekipa AiP, która w swoim pierwszym meczu ograła Eko-Hurt. Nie wiemy czy gracze Bossmana zdawali sobie sprawę, ale środowe zadanie było tym bardziej utrudnione, że przed spotkaniem Jakub Kłobucki udzielił nam wywiadu, a to jak wiadomo nie od dziś – przynosi klątwę. Tym razem było jednak inaczej. Bossman od początku spotkania narzucił swoim rywalom ‘twarde warunki’ i kilka chwil po pierwszym gwizdku sędziego, prowadzili 9-5. Z czasem ich przewaga nie topniała i kiedy na tablicy wyników było 17-12, stało się jasne, że pierwszy set padnie ich łupem (21-14). Pierwsza odsłona poszła tak gładko, że Bossman pozwolił sobie na rozprężenie. Środkowa partia była bowiem zupełnie innym obrazem gry. Po wyrównanym początku, po którym był remis po 10, zespół Adriana Ossowskiego odpalił rakietę i po ataku oraz asie serwisowym Radosława Kleina, objęli prowadzenie 16-13. Po wspomnianej akcji Bossman wziął jeszcze czas, ale jak się po chwili okazało – ten nie przyniósł nic dobrego. Po krótkiej chwili drużyny zmieniały bowiem strony (21-16) i o zwycięstwie musiał zadecydować trzeci set. Finałowa partia zdawała się układać dobrze dla graczy w czarno-fioletowych strojach. Po dwóch atakach Jana Krasińskiego, było bowiem 8-6 dla AiP. Po chwili jednak byliśmy świadkami one-man show w wykonaniu Michała Osieckiego. To właśnie po jego czterech punktach w krótkim odstępie czasu, Bossman wyszedł z opresji i co więcej – objął prowadzenie 14-9. Dalsza część seta nie zmieniła już oblicza spotkania i po chwili, gracze Jakuba Kłobuckiego cieszyli się z trzeciej wygranej w sezonie Jesień’24.