Nie ukrywamy, że liczyliśmy na absolutny hit drugoligowych zmagań. Na chłodno oceniamy jednak, że ‘z wielkiej chmury mały deszcz’. Około 21:30 na parkiecie numer 3 zmierzyły się dwie drużyny, które walczą aktualnie o awans do pierwszej klasy rozgrywkowej. W zapowiedzi przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że ze statystyk wynika, że to Volley Gdańsk pokusi się o zwycięstwo. Poniedziałkowe starcie dobitnie pokazuje, że statystyki są tylko dodatkiem i nie przesądzają o wyniku rywalizacji. Pierwsza odsłona meczu na szczycie drugiej ligi, rozpoczęła się od świetnej zagrywki ‘Hulina’, po której Volley objął prowadzenie 4-1. Prawdę mówiąc – tyle dobrego z ich strony w pierwszym secie. Dalsza część to absolutna dominacja graczy w niebieskich strojach, którzy byli konsekwentniejsi i skuteczniejsi w ataku. Zdecydowanie lepiej radzili sobie również w przyjęciu i w naszym odczuciu było to kluczem to objęcia przewagi 14-7. Dalsza część seta to ‘dowiezienie wyniku’ przez graczy z Malborka (21-13). Środkowa odsłona to zwrot akcji. Przyczyna? Tym razem to ‘Lotnicy’ nie popisali się w przyjęciu zagrywki rywali i po kilku atakach grającego dobre zawody Mikołaja Boguckiego, Volley prowadził 17-10, by po chwili wygrać do 17. O zwycięstwie prestiżowego meczu musiała zadecydować ostatnia partia, która raz jeszcze potwierdziła, że ‘kto zagrywa, ten wygrywa’. Po kłopotach ‘żółto-czarnych’ i skutecznych kontrach zespołu występującego w delegacji, 22 BLT Malbork objęli prowadzenie 8-3. Dalsza część seta to próby odrabiania strat przez ‘żółto-czarnych’, ale ilekroć zbliżyli się oni do rywala – ci odjeżdżali. Ostatecznie wygrali tę partię do 17 i w ligowej tabeli wskoczyli na trzecią lokatę. Do awansu lub barażu jeszcze bardzo długa droga.
Dzień: 2024-05-13
Bossman Team – MPS Volley
Nie zadrżała nam ręka, kiedy w typerze SL3 wskazywaliśmy na to, że Bossman sięgnie w poniedziałkowy wieczór po komplet punktów. Z drugiej strony, w obecnym sezonie team Jakuba Kłobuckiego miewał momenty, w których brak koncentracji kosztował ich punkty. Straty jednego oczka Bossman był najbliżej w pierwszym secie, ale wciąż – było naprawdę daleko i narracja, w którą zabrnęliśmy jest nieco na siłę. Tak czy siak – w połowie partii mieliśmy remis po 11. Kiedy było trzeba, faworyr wrzucał kolejny bieg, na co Miłośnicy Piłki Siatkowej byli bezradni. Efekt? Wynik 21-18. Druga partia to już całkowita klapa w wydaniu wicemistrzów SL3 z ubiegłego sezonu. Naprawdę – aż przykro patrzeć o jakim regresie mówimy. W naszym odczuciu, z obecną formą MPS miałby problem z tym by znaleźć się wśród 8 najlepszych drużyn drugiej ligi. Już niedługo będziemy się mogli o tym przekonać, bo choć matematycznie MPS może zdobyć 6 punktów, a Flota 0, to jednak – MPSu w pierwszej lidze już z nami nie ma. Aktualnie zostały tylko ciała poszczególnych graczy, które snują się po parkiecie. Ok – druga odsłona to wynik 21-11. Trzeci set to kontynuacja zabawy Bossmana. Co ciekawe – do stanu po 13, w zabawie udział wzięła również ekipa przeciwna, ale gdy zgasły światła i impreza się rozkręciła – dzieci, z którymi nikt tak naprawdę nie chciał się bawić, zostały wyproszone. Wynik 21-13, pewna wygrana za komplet punktów i kolejna okazja do tego, by po meczu się zintegrować. Brawo!
Szach-Mat – BEemka Volley
Do spotkania Szach-Mat przystępował po „rozgrzewkowym” meczu z Oliwą Team. Można by więc pomyśleć, że to oni wejdą lepiej w pierwszego seta. Tymczasem BEemka już na początku zafundowała ekipie Dawida Kołodzieja solidne baty, rozpoczynając od prowadzenia 4-0. Po otrząśnięciu się z początkowego szoku, ‘Szachiści’ próbowali jeszcze powalczyć, jednak BEemka coraz mocniej dociskała pedał gazu, systematycznie powiększając swoją przewagę i finalnie wygrywając seta do 11. W tej partii zdecydowanie najjaśniej błyszczał Oskar Dziewit, który zdobył dla swojej drużyny 6 punktów. Drugi set rozpoczął się znów od wypracowania przez zawodników Daniela Podgórskiego kilkupunktowej przewagi, której przeciwnik nie potrafił w żaden sposób zniwelować. Nie pomagali sobie również liczbą popełnianych błędów. Set zakończył się wynikiem 21-17 i ‘Różowym’ pozostało już tylko postawienie kropki nad ‘i’ i zgarnięcie kompletu oczek. Początek trzeciej partii, dokładnie tak samo jak pierwszej, rozpoczął się od stanu 0-4. Dramatyczny początek Szach-Matu, nerwówka i wzięcie czasu. Jesteśmy ciekawi, jakie słowa padły z ust Dawida Kołodzieja na wspomnianym czasie, ale na boisku zameldowała się niejako inna ekipa. Udało im się zdobyć kilka punktów i zniwelować przewagę do 6-5. Po tym zrywie znów kolejny bieg włączyła BEemka i odjechała ponownie na kilka oczek, czym ponownie zmusili przeciwników do wzięcia czasu przy stanie 9-5. Podobno nic dwa razy się nie zdarza, ale znowu po czasie nowe siły wstąpiły w zawodników Szach-Matu. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, ponieważ jak szaleni zaczęli odrabiać wynik. Do wyrównania udało się w końcu doprowadzić przy 16-16 i można było wyczuć zmianę atmosfery na boisku. Teraz to w szeregi ‘Rożowych’ wkradła się nerwowość, a po hali rozniósł się charakterystyczny zapach. Czego? Tego chyba nikomu nie musimy tłumaczyć. Zacięta końcówka tej partii to było coś, na co w tym spotkaniu czekaliśmy. Finalnie, Szach-Mat wygrywa na przewagi 24-22 i zdobywa piekielnie ważny punkt, a w konsekwencji BEemka traci oczko, którego może im zabraknąć na koniec sezonu.
TGD – Złomowiec Gdańsk
Na tym etapie sezonu, a przede wszystkim w aktualnym położeniu drużyny TGD – nie ma już mniej ważnych meczy. Każdy mecz jest spotkaniem o drugoligowe ‘być, albo nie być’. Czysto teoretycznie, zadanie stawiane przed ‘Drogowcami’ na poniedziałkowy wieczór było bardzo wymagające. Ich rywalem była bowiem ekipa Złomowca Gdańsk, która w obecnym sezonie zgarnęła ponad dwa razy więcej punktów niż TGD, a tych jak wiadomo – nikt w drugiej lidze za darmo nie rozdaje. Już początek spotkania pokazał jednak, że TGD ‘tanio skóry nie sprzeda’. Choć na początku było nieco niemrawo, to mniej więcej w połowie seta TGD wykorzystał sporą liczbę błędów rywali i objął prowadzenie 16-14. Mimo to, Złomowiec doprowadził do wyrównania po bardzo długiej i ciekawej akcji (17-17). Końcówka seta to jednak więcej zimnej krwi zespołu w niebieskich strojach i, a jakże – błędów Złomowca (22-20). Dość niespodziewana wygrana dwunastej siły obecnego sezonu nie nasyciła ich apetytów. Początek drugiego seta to mocne uderzenie zespołu Macieja Kota, który na półmetku prowadził już 10-5. Mniej więcej w tym momencie, team Witolda Klimasa się obudził i po kilku szybkich i składnych akcjach doprowadził do wyrównania po 15. Utrata sporej szansy ewidentnie podcięła skrzydła TGD, które w końcówce seta nie grało już tak dobrze i finalnie ulegli do 18. Nie inaczej było i w trzecim secie, choć trzeba przyznać, że finałowa partia miała zupełnie inny charakter. Tu od samego początku Złomowiec wypracował sobie przewagę i konsekwentnie parł do przodu, utrzymując rywala na bezpieczny dystans. Ostatecznie, zespół Witolda Klimasa wygrał do 18, ale tak jak w jednej z przerw wspominał Mateusz Węgrzynowski – gracze w miedzianych strojach popsuli mu typera. Cóż. Nie tylko jemu.
Szach-Mat – Oliwa Team
Już przed meczem wiedzieliśmy, kto będzie zdecydowanym faworytem tego spotkania. Gdyby Redakcja przeprowadziła na hali ankietę z pytaniem o zwycięzcę meczu to nawet ledwo co wyrwani z drzemki ochroniarze z Ergo Areny wskazaliby na łatwe 3-0 w wykonaniu ekipy Szach-Mat. Możemy z pełnym przekonaniem stwierdzić, że wygrana ta nie była nawet przez moment zagrożona. Ponadto, ‘Szachiści’ podeszli do meczu niejako jak do rozgrzewki przed meczem z BEemką, który miał się odbyć zaraz po tym spotkaniu. Odnośnie przebiegu rywalizacji, zgodnie z tym o czym wspomnieliśmy na początku, mogliśmy obserwować pełną kontrolę ekipy Dawida Kołodzieja nad rywalem. Czy była to jednak deklasacja? W naszej opinii nie do końca. Pierwszy set rozpoczął się od wypracowania małej przewagi faworyzowanej drużyny, którą następnie stopniowo powiększali o kolejne oczka (8-4, 10-5, 12-6, 14-7, 17-10). Na każdy zdobyty przez Oliwę punkt, Szach-Mat zdobywał dwa i umówmy się, w ten sposób niemożliwe jest zdziałanie czegokolwiek. Gdy na tablicy wyników pojawiło się już 18:11 w szeregach Oliwy uruchomił się Mateusz Sadowski, który najpierw zdobył punkt po potężnym ataku, a następnie zameldował się w polu zagrywki dwoma asami. ‘Szachiści’ kompletnie nie wiedzieli jak przyjąć bomby, które serwował im atakujący Oliwy. Nie wiemy, czy gdyby Dawid Kołodziej nie poprosił wtedy o czas dla swojej ekipy, nie zrobiłoby się nagle gorąco na boisku nr 1. Na szczęście dla nich udało się przełamać i zdobyć punkt, a następnie już gładko doprowadzić do wygranej seta 21-15. W drugiej partii mogliśmy obserwować dość wyrównaną walkę, do stanu 5-5, następnie Szach-Mat utrzymywał trzypunktową przewagę do 12-9, po czym zafundowali Oliwie takie baty, że po chwili oglądaliśmy wynik 19-9! W końcówce ‘Zieloni’ dołożyli kilka punktów z zagrywki, nieco reperując swój wizerunek w tym secie. Jedyne, co tego wieczoru im siedziało to właśnie zagrywka. Set finalnie zakończył się do 14. Trzeci set miał podobny przebieg do drugiego, wyrównana walka do stanu 12-12, a następnie odjazd ‘Szachistów’, którzy nie pozwolili rywalowi na zdobycie już choćby jednego oczka, wygrywając 21-12 i całe spotkanie 3-0.
Wolves Volley – Port Gdańsk
Pogrążony w kryzysie zespół Portu Gdańsk stanął w poniedziałkowy wieczór przed szansą na poprawienie swojej sytuacji w ligowej tabeli. Potencjalna kolejna już porażka sprawiłaby, że nad siedzibą ‘Portowców’ zebrałyby się czarne chmury. Mówiąc w skrócie – porażka 0-3 sprawiłaby, że przy równej liczbie rozegranych spotkań, Port miałby tyle samo punktów co drużyna znajdująca się ‘pod kreską’. Cóż, jak możecie się domyślać – tak właśnie się skończyło. Pierwszy set rywalizacji to fragment gry, w którym team Arkadiusza Sojko ‘nie dojechał’ i jest to najdelikatniejsze określenie jakie przychodzi nam na myśl. Choć pierwsza część seta była wyrównana (11-11), to w dalszej części team ‘z doków’ nie mógł sobie poradzić z flotem przeciwników i w rezultacie po chwili tracił już pięć oczek (16-11), po których się już nie pozbierał (21-14). Środkowa odsłona rozpoczęła się lepiej dla ‘Watahy’, która w połowie seta prowadziła już 11-7. Kiedy emocji było tyle, co na grzybobraniu i wydawało się, że po chwili będziemy mieli 2-0 w setach, świetną zagrywką pod koniec partii popisał się Paweł Dobrzeniecki, który kilkoma asami serwisowymi zapewnił ‘Portowcom’ wyrównanie po 18. Kiedy zrobiło się jednak gorąco – ostatnie słowo należało do zespołu w czarnych strojach (21-18). Ostatnia odsłona wyglądała bardzo podobnie. Wolves Volley wypracowali sobie bardzo dużą przewagę (17-11 oraz 19-14) i kiedy wydawało się, że za chwilę wybrzmi ostatni gwizdek sędziego w meczu, Port zdołał doprowadzić do wyrównania po 20. Choć w obozie ‘Wilków’ zrobiło się naprawdę gorąco to zespół Mikołaja Stempina wygrał finalnie ostatnią partię i zgarnął komplet trzech oczek.