Dzień: 2024-03-19

Speednet – Eko-Hurt

Po porażce Speednetu w poniedziałkowy wieczór, zespół Łukasza Żurawskiego stanął we wtorkowy wieczór przed kolejnym bardzo trudnym zadaniem, którym bez wątpienia była rywalizacja z aktualnym Mistrzem SL3 – Eko-Hurtem. Początek spotkania to sporo nerwowości w obu stronach, która sprawiła, że pierwsze cztery punkty w meczu to…zepsute zagrywki obu drużyn (2-2). Jako pierwsi prowadzenie objęli gracze Eko-Hurt i już na początku Speednet musiał wykorzystać jeden ‘czas’ (5-2). Ten spełnił widocznie zadanie, bo już po chwili zobaczyliśmy odmienioną drużynę, która w połowie seta remisowała z Eko-Hurtem 10-10. Jako pierwsi piłkę setową mieli gracze Speednetu, którzy po dwóch atakach Wojciecha Grzyba, prowadzili 20-18. Mimo tarapatów, Eko-Hurt zdołał po chwili doprowadzić do wyrównania (20-20) i można było odnieść wrażenie, że Speednet podobnie jak w poniedziałkowy wieczór i tym razem zaprzepaści szansę na wygranie seta. Tym razem było jednak inaczej. Po kilku akcjach oraz skutecznej zagrywce wspomnianego przed chwilą atakującego, Speednet wygrał emocjonującą partię do 22. Niestety dla ‘Różowych’, podobnie jak w poniedziałkowym meczu z AIP, tu również Speednetowi bardzo dobrej gry wystarczyło tylko na jednego seta. Choć w drugiej części zaczęli od prowadzenia 10-8, to z czasem serię punktów zdobyli ‘Hurtownicy’ i to oni objęli prowadzenie 14-11. W dużej mierze do przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść przyczyniła się dobra zagrywka Eko-Hurtu, która była poprawiona aż 10 blokami w meczu. Ostatecznie, środkowa partia zakończyła się wynikiem 21-15 dla Eko. Skoro wywołaliśmy słowo-klucz, ostatnia partia z pewnością nie rozpoczęła się od trybu Eko w wydaniu ‘Hurtowników’. To było nitro, które sprawiło, że zespół Konrada Gawrewicza rozpoczął seta od stanu…7-1. Miażdżący początek ułożył w dużym stopniu tę partię i Eko-Hurt nie miał problemów z tym by sięgnąć po wygraną. Wynik 2-1 i korzystny stosunek małych punktów sprawiły, że Eko-Hurt został nowym liderem pierwszej ligi.

Challengers – Kruk Volley

Kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego, skazywany na pożarcie zespół Kruk Volley z nostalgią wspominał mecz, do którego doszło niemal równy rok temu. Wówczas wielu ‘Kruków’ rywalizowało z ekipą Old Boys, która była absolutnym faworytem starcia. Mimo, że w meczu miało dojść do pogromu to finalnie ówczesna Husaria wygrała drugiego seta i prawdę mówiąc była naprawdę bliska do wygrania spotkania. Ostatecznie wspominany przez nas mecz zakończył się ich porażką 1-2, ale to co było ważniejsze we wspomnianym meczu to lekcja, którą wyciągnęli zawodnicy występujący w meczu. Lekcją tą było to, że jeśli na parkiet nie wyjdzie się, sorry za kolokwializm – zesranym to będzie dobrze. Cóż, było dobrze, a fragmentami nawet bardzo dobrze. Niestety dla Kruków było to za mało by urwać punkt faworyzowanym przeciwnikom. Skoro napisaliśmy, że w kontekście Kruków fragmentami było bardzo dobrze, to taki fragment drużyna Jakuba Florczaka miała od początku spotkania. Po tym jak Challengersi mieli problem z tym by przebić się lewym skrzydłem, Kruk objął prowadzenie 9-7. Trzeba przyznać, że poza samą bardzo dobrą grą w bloku, w obronie Kruki wyczyniały prawdziwe cuda i ich prowadzenie było na ten czas w pełni zasłużone. Sytuacja zaczęła się zmieniać w drugiej części seta, w której zespół Wojciecha Lewińskiego przejął inicjatywę i po dwóch atakach Bartka Dzierzęckiego, cieszyli się z wygrania pierwszej odsłony (21-18). Środkowa partia to najmniej interesująca odsłona w meczu. Już od początku Challengers narzuciło rywalom swoje warunki gry i po asie środkowego – Dariusza Dambka, objęli prowadzenie 12-5, po czym stało się jasne, która z drużyn wygra tę partię. Ostatnia odsłona zdawała się układać dla ‘Granatowych’ idealnie. Zespół Wojciecha Lewińskiego szybko objął kilkupunktowe prowadzenie 12-6 i kiedy byliśmy przekonani, że za chwilę będziemy świadkami powtórki z premierowej partii, Kruki wykorzystały fakt, że w szóstym secie w baku Challengersów zaczęło brakować paliwa (19-19). Ostatecznie liderowi rozgrywek udało się wygrać seta, ale trzeba przyznać, że do mety dojeżdżali już na oparach (21-19).

Speednet 2 – BL Volley

Po pierwszych spotkaniach obecnego sezonu, w obozie Speednetu pojawiła się pewna presja związana z tym, by we wtorkowy wieczór sięgnąć po komplet punktów. Wszystko za sprawą faktu, że potencjalni rywale w walce o drugą ligę nie próżnują i wygrywają spotkania za komplet oczek. Pierwszy set spotkania z BL Volley stał na naprawdę niezłym, trzecioligowym poziomie. Choć Speednet był faworytem spotkania to przez niemal całego pierwszego seta nie mógł sforsować zasieków rywali. Na przestrzeni partii mieliśmy wyniki: 5-5; 9-9; 12-12, oraz po 18. Mniej więcej w tym momencie stało się jasne, że drużyna, która urwie się rywalom jako pierwsza, będzie cieszyła się z wygranej seta. Sztuka ta udała się graczom Speednetu, którzy po bloku występującego na środku Dominika Marlęgi oraz ataku Krzysztofa Mejera, cieszyli się z wygrania seta do 18. Niestety była to najbardziej wyrównana i emocjonująca partia w meczu. W środkowej odsłonie, Speednet szybko objął prowadzenie 8-5 i z czasem przewagę tę powiększył do stanu 17-10. Siedem punktów przewagi sprawiło, że stało się jasne, która z drużyn wygra tę partię (21-16). Ostatni set to niemal identyczna historia jak ta, którą oglądaliśmy w środkowej odsłonie. Wyrównany początek (7-7), po którym faworyzowany Speednet odskoczył rywalom na sześć oczek (17-11) i po chwili cieszył się z drugiego kompletu oczek w sezonie Wiosna’24.

Challengers – Tiger Team

Po imponującym początku drużyny Challengers w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta, zespół Wojtka Lewińskiego miał do rozegrania dwa spotkania we wtorkowy wieczór. Czysto teoretycznie wtorkowe zadania były łatwiejsze niż te, które Challengers miał na inaugurację, o czym świadczą miejsca w tabeli poszczególnych rywali z obecnego sezonu. Mimo że miało być gładko i przyjemnie to rzeczywistość wyglądała jednak nieco inaczej. Już na początku spotkania, Tiger pokazał, że nie zamierza oddawać punktów bez walki. W połowie pierwszej odsłony na tablicy wyników mieliśmy remis po 9. Sytuacja uległa pewnej zmianie w drugiej części seta, w której Tiger miał pewne problemy z powstrzymaniem atakującego rywali – Mariusza Kuczko. Po jednym z ataków wspominanego gracza było 15-11 dla Challengers. Mimo, że dużo wskazywało na to, że po chwili obie drużyny zmienią strony, Tiger Team po dobrej grze doprowadził do wyrównania po 18. Kiedy w ‘granatowo-różowym obozie’ zrobiło się naprawdę gorąco, Challengers dopięli po chwili swego i wygrali seta do 19. Druga odsłona nie była już tak emocjonująca. Tiger Team choć grał naprawdę nieźle to jednak kilkanaście procent jakości więcej było w drużynie przeciwników. To sprawiło, że Challengers objęli prowadzenie 14-9 i po chwili cieszyli się z wygrania drugiego seta. Ostatnia odsłona to wyrównana walka do stanu po 8. Niestety dla ‘Tygrysów’, po chwili zanotowali oni bardzo długi przestój, który zapewnił rywalom 7 oczek z rzędu. Kiedy na tablicy wyników było 15-7 dla zespołu Wojciecha Lewińskiego to stało się jasne, że po chwili sięgną oni po trzeci komplet punktów w sezonie Wiosna’24.

Dream Volley – TGD

Po nieciekawym otwarciu sezonu, w którym Dream Volley przegrał dwa spotkania z rzędu, ‘Marzyciele’ stanęli we wtorkowy wieczór przed szansą na potwierdzenie powiedzonka, że ‘do trzech razy sztuka’. Zadanie to nie było przesadnie wymagające. W jedynym dotychczasowym meczu obu drużyn, Dream Volley ograł swoich rywali za komplet punktów. Początek sezonu w wydaniu obu ekip sprawił jednak, że coraz więcej osób łącznie z Agnieszką Pasternak powątpiewało w moc ‘Marzycieli’. Pierwszy set rywalizacji to jednak mocne granie drużyny Mateusza Dobrzyńskiego, która zaczęła pojedynek od stanu…12-4! Choć z czasem było już 19-9, to ‘Drogowcom’ udało się wyjść z dziesięciu punktów i finalnie uciułali w tej partii dwanaście oczek. Po pierwszym secie, TGD postanowiło się nieco przeorganizować i zespół Macieja Kota zaczął nieco lepiej przyjmować. To z kolei pozwoliło drużynie ‘budować’, czego efekty otrzymaliśmy w błyskawicznym tempie. Od samego początku TGD grało z faworyzowanym rywalem jak równy z równym, a to sprawiło, że na półmetku seta mieliśmy remis po 12. Choć z czasem ‘Marzycielom’ udało się objąć prowadzenie 18-15, to po chwili w ich szeregach doszło do kilku nieporozumień, które sprawiły z kolei, że w ich obozie mogliśmy zaobserwować pewne zgrzyty, co częstym obrazkiem akurat u nich nie jest (18-18). Mimo to, gracze Dream wiedzieli, że mają zadanie do wykonania i po nerwowej końcówce zdołali wyszarpać rywalom zwycięstwo z rąk (22-20). Brak punktu w drugim secie wyraźnie spuścił z ‘Drogowców’ powietrze. W trzeciej odsłonie ci zdawali się już czekać na ostatni gwizdek w spotkaniu. Ostatecznie set zakończył się wysokim zwycięstwem Dream Volley (21-11), po którym w sposób znaczący podreperowali oni swą sytuację w tabeli.

Team Spontan – Port Gdańsk

Po srogim laniu, które drużynie APV Gdańsk zafundowała ekipa Team Spontan, gracze Piotra Raczyńskiego przystępowali do drugiego spotkania w sezonie Wiosna’24. Tym razem rywalem ‘Pomarańczowych’ była ekipa Portu Gdańsk, która podobnie jak Spontan, gra w SL3 od samego początku. Faworytem meczu pozostawała ekipa ‘Spontanicznych’. Mimo to, Port Gdańsk podszedł do spotkania pewny własnych umiejętności i od pierwszego gwizdka sędziego parł po kolejne ligowe punkty. Początek spotkania ułożył się dla ‘Portowców’ wyśmienicie i po jednym z ataków Pawła Dobrzenieckiego, Port objął prowadzenie 8-4. Z czasem gra drużyn się wyrównała i po kilku atakach aktywnego Krzysztofa Lepera, Spontan doprowadził do wyrównania po 14. Walka punkt za punkt trwała do stanu po 18 i w kluczowym dla losów seta momencie, dwoma kolejnymi punktami popisał się dobrze dysponowany Paweł Dobrzeniecki, który zapewnił ‘Portowcom’ pierwszy punkt w meczu. Środkowa odsłona to wyrównana walka obu drużyn, która zaprowadziła nas do stanu po 13. Tym razem po kilku punktach duetu Krynicki&Leper to Team Spontan objął trzypunktowe prowadzenie, które po chwili zapewniło im wyrównanie stanu rywalizacji (21-18). Ostania partia, a jakże to walka ‘łeb w łeb’ od stanu 1-1 aż do 15-15. W końcówce seta ‘game-changerem’ okazała się skuteczna zagrywka środkowego – Adama Kochanowskiego, który dwoma asami serwisowymi wyprowadził Spontana na prowadzenie 19-16, które po chwili dały im wygraną w meczu.

Hydra Volleyball Team – MiszMasz

Po tym jak w ostatnim czasie punkty w drugiej lidze pogubili faworyci do podium rozgrywek, przed Hydrą otworzyła się furtka do górnej części ligowej tabeli. Aby tego dokonać, ‘Bestia’ musiała pokonać MiszMasz i najlepiej zdobyć przy tym komplet punktów. Choć gracze w złotych strojach byli faworytem spotkania to historycznie pojedynek z MiszMaszem bywał dla nich ‘meczem pułapką’. Od samego początku spotkania, ‘Bestia’ ruszyła do ofensywy i skutecznie wykorzystywała pewne perturbacje w składzie, z którymi we wtorkowy wieczór mierzyli się gracze Michała Grymuzy. W połowie seta po dwóch atakach MVP poprzedniego spotkania – Filipa Ziółkowskiego, Hydra objęła prowadzenie 13-9. W dalszej części, ‘Bestia’ wykorzystała rozkojarzenie rywali i w związku z dwukrotnym błędem ustawienia MiszMaszu, prowadzili już 18-11. To z kolei zabiło jakiekolwiek emocje w tej partii, którą Hydra wygrała do 13. Druga odsłona to zupełnie inna historia. Po gładkiej wygranej w pierwszym secie, ‘Bestia’ miała problemy z koncentracją oraz mobilizacją. W połączeniu z coraz lepszą grą MiszMaszu zdawało się to być gotową receptą na przegraną seta. Choć partia ta zaczęła się od ich prowadzenia 7-3, to z czasem, po dobrej grze w bloku MiszMaszu, gracze Michała Grymuzy doprowadzili do wyrównania po 14. W końcówce gracze w czarnych strojach mieli nawet piłkę setową. Z tym nie mógł pogodzić się kapitan Hydry, który sygnalizował błąd jednego z przeciwników, którego nie dostrzegł z kolei sędzia. Mimo, że ‘Bestia’ znalazła się w tarapatach to w końcówce zdołali wydrzeć rywalom punkt sprzed nosa. Porażka w drugiej odsłonie sprawiła, że MiszMaszowi trudno było wykrzesać siły na to, by realnie zagrozić rywalom w finałowej partii. Na wyrównaną grę, MiszMaszowi sił wystarczyło tylko do połowy seta (10-10). W dalszej części po kilku skutecznych atakach Daniela Gierszewskiego, ‘Bestia’ objęła prowadzenie 18-12 i po chwili mogła cieszyć się z drugiego kompletu punktów w obecnym sezonie.

Volley Gdańsk – Oliwa Team

Oj, nie ma łatwego życia Oliwa Team w obecnym sezonie. Cztery spotkania, cztery porażki, jeden punkt na dwanaście możliwych. We wtorkowy wieczór ‘Oliwiacy’ mierzyli się ze spadkowiczem z pierwszej ligi – Volley Gdańsk. Owszem to ci drudzy byli faworytem spotkania, ale poprzedni tydzień pokazał, że ‘żółto-czarnych’ da się ukąsić. W pierwszym secie rywalizacji, Oliwa Team zdawała się w to głęboko wierzyć. Choć zespół Dawida Karpińskiego na początku meczu dużo gorzej przyjmował oraz bronił i rozpoczął seta od stanu 5-10, to z czasem gra drużyny z ‘serca Gdańska’ zaczęła wyglądać dużo lepiej. Oczywiście niech Was nie zwiedzie wynik 21-18. Wyrównanej gry tu nie było. Po prostu Volley miał przez kilka chwil problemy z tym by postawić kropkę nad ‘i’. Mimo, że prowadzili 20-14 to finalnie skończyło się na wyniku 21-18. Choć nie był to zbyt dobry set Oliwy to jak się po chwili okazało – i tak był tym najlepszym. Środkowa partia to część gry, w której zaczęła się zarysowywać coraz to wyraźniejsza przewaga trzykrotnych mistrzów SL3. Choć trudno w to uwierzyć, Volley zaczął tę partię od stanu…8-1. W dalszej części seta, Oliwa podobnie jak w pierwszej partii podkręciła nieco tempo i finalnie uciułała 13 oczek. Ostatnia odsłona to już mordobicie większe niż w Gromdzie. Tak, to była walka na gołe pięści i to na dodatek taka, gdy Oliwa Team ani nie zadawała ciosów, ani się nie broniła. Zamiast tego wystawiła facjatę, która była przez rywala niemiłosiernie obijana. Zaczęło się jak w drugim secie, od stanu 8-1. Jeśli ktoś myślał, że Oliwa podobnie jak w pierwszej i drugiej części się nieco rozkręci ten się dość mocno pomylił. Liczba ataków w out, błędów, nieporozumień była dramatycznie duża. To w konfrontacji z uznaną marką nie mogło przejść obojętnie. Volley widząc otwarte bramki na autostradzie wcisnął pedał gazu i jechał przed siebie. Wynik zawodów to 21-4 i obawiamy się, że będzie to najwyższy wynik w obecnym sezonie w drugiej lidze. No, chyba, że Oliwa powie zaraz ‘sprawdzam’.

Team Spontan – APV Gdańsk

Jeśli ktoś zastanawiał się czy Team Spontan po spadku do trzeciej ligi zadowoli się grą na tym szczeblu to odpowiedź na to pytanie poznaliśmy już w pierwszym secie rywalizacji z APV Gdańsk. Ok, wiedzieliśmy, że to ‘Spontaniczni’ będą faworytem i to dość wyraźnym, ale po tym jak na tle innej mocarnej drużyny – Fux Pępowo zaprezentowali się gracze APV, uznaliśmy, że są w stanie podjąć ze Spontanem walkę. Cóż. Nie byli i dostali tak dotkliwe lanie, że co niektórym…porażka udzieliła się zbyt mocno, do czego jeszcze wrócimy. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od absolutnej dominacji Spontana, która zaprowadziła nas do stanu…12-3. Był to fragment gry, w którym APV miało problemy w przyjęciu, rozegraniu, wykończeniu akcji itd. Ba. Prościej byłoby napisać z czym nie mieli problemu, bo był to naprawdę słaby występ drużyny. Nic dziwnego, że Spontan po chwili bez problemu zdobywał kolejne punkty i finalnie nie wypuścili rywala z ‘dyszki’. Środkowa odsłona to set, w którym frustracja w obozie APV narastała z każdą kolejną piłką. Niemoc drużyny Grzegorza Żyły-Stawarskiego była trudna do opisania. W zasadzie zbędny jest tu komentarz, ale frustracja ta sprawiła, że w końcówce seta obejrzeliśmy sytuację, której w SL3 jeszcze nie widzieliśmy. Kapitan drużyny zamiast spróbować kontynuować grę, z frustracją cisnął piłką w ścianę. Oj, był to obrazek, którego nie chcielibyśmy więcej oglądać. Tak czy siak po wspomnianym zdarzeniu, Spontan prowadził już w setach 2-0 i dalej parł po swoje. Po raz kolejny niespecjalnie przeszkadzali im w tym gracze APV, którzy w trakcie całego meczu nie mieli choćby jednego skutecznego bloku. Początek trzeciej partii to jednak wyrównana gra, po której na tablicy wyników mieliśmy remis po 7. W dalszej części uwypukliła się przewaga ‘Spontanicznych’, którzy bez większego problemu wygrali tę partię do 11, a cały mecz 3-0.