Dzień: 2020-06-15

AXIS – DNV GL S*MA*S*H

Gdy w zapowiedzi przedmeczowej napisaliśmy, że po przegranym, ale naprawdę dobrym meczu przeciwko AVOCADO friends w głowie kapitana – Stanisława Paszkowskiego zakiełkowała myśl, że drużyna może się włączyć do walki o grupę mistrzowską to na messengerze otrzymaliśmy wiadomość z pytaniem czy się nie zagalopowaliśmy. Nie wiemy oczywiście co przyniesie przyszłość, ale ekipa DNV GL S*M*A*S*H wygrała w poniedziałek spotkanie przeciwko AXIS w stosunku 3-0 i wskakuje na siódme miejsce w tabeli. I tutaj mała dygresja. Jest takie powiedzenie – ‘lepiej późno niż wcale’. Drużyna DNV w ostatnim czasie zaczęła grać naprawdę dobrze, aczkolwiek trzeba to napisać wprost – o awans do grupy mistrzowskiej będzie bardzo trudno. Zawodnicy mogą wziąć kalkulatory, obliczać najróżniejsze scenariusze, ale muszą wiedzieć, że nie wszystko zależy od nich. Mimo wszystko, zryw w ostatnim czasie jest naprawdę godny podziwu. Niestety dla ‘Czerwonych’, ktoś musiał się o tym przekonać na własnej skórze i mimo, że zaprezentowali się naprawdę przyzwoicie to po spotkaniu musieli wracać do domu z pustymi rękami Po sześciu spotkaniach mają na koncie siedem punktów, a do końca rundy zasadniczej zostały im trzy spotkania. Pierwsze z nich stoczą z bardzo wymagającym rywalem – SV INVICTA.

Letni Gdańsk – Team Spontan

Ostrzegamy. Nie będzie to raczej typowy opis pitu-pitu. Uważamy, że na drugoligowy hit pomiędzy drużyną Letniego Gdańska a Team Spontan, w poniedziałkowy wieczór dojechała tylko jedna drużyna. Owszem, ciałem byli również gracze Team Spontan, ale ich myśli były z pewnością daleko od hali Ergo Arena. Gdy po drugiej stronie siatki spotkali dobrze zorganizowany zespół, w którym każdy trybik w machinie spełnia swoje zadanie w sposób perfekcyjny to mamy gotowy przepis na katastrofę dla Spontanicznych. Tak, to była katastrofa, bowiem jak inaczej nazwać mecz, w którym chciało się zerwać z łatką drużyny lubiącej się dzielić punktami z innymi i wygrać 3-0, a tymczasem dostaje się w cymbał tak, że ciężko się podnieść? Spontaniczni, gdyby mogli cofnąć czas, zapewne podzieliliby się punktami z Letnim, nawet przy założeniu, że dopisaliby do swoich kont zaledwie jedno oczko. W poniedziałkowy wieczór nie było ich na to stać, a liczba błędów własnych popełnianych przez drużynę powodowała frustrację wśród poszczególnych zawodników. Ale zostawmy już pomarańczowych, uważamy że w ich przypadku może być tylko lepiej. Oddajmy natomiast królowi to, co królewskie i doceńmy zespół Letniego Gdańska. Owszem, nie byli oni wskazywani jako faworyt poniedziałkowego spotkania. Typ Redakcji czy Eksperta zdawały się potwierdzać liczniejsze głosy w naszym facebookowym konkursie. Tam większość również wskazywała Team Spontan jako drużynę, która powinna uporać się z przeciwnikiem. Nic bardziej mylnego – po fenomenalnym występie i wygranej w stosunku 3-0 Letni melduje się na drugim stopniu podium. Ich historia w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta przypomina drogę, w której żebrak z czasem zamienia się w milionera. Po słabym początku drużyna demoluje kolejnych napotkanych rywali i stawia poprzeczkę tak wysoko, że nie wiemy której z ekip uda się ten pułap osiągnąć. Cofnijmy się w czasie do zapowiedzi przedmeczowej. W niej zastanawialiśmy się, który z rozgrywających wystąpi przeciwko Spontanowi. Czy będzie to Łukasz Dudo czy może Maciej Grabowski. Co zrobili ‘Letnicy’? Na rozegraniu zobaczyliśmy tego pierwszego, drugi zaś zagrał na przyjęciu. Jaki był efekt tej roszady? Pierwszy spisywał się świetnie, natomiast drugi… został wybrany najlepszym graczem meczu, zdobywając piętnaście punktów dla swojej drużyny. Podsumowując, chwilę temu zastanawialiśmy się czy ‘Letników’ stać na to, by znaleźć się w grupie mistrzowskiej. Teraz zastanawiamy się czy stać ich na wygranie drugiej ligi.

Chilli Amigos – Range Soft VT

Jeśli spotkanie przeciwko Chilli Amigos miało być korespondencyjną odpowiedzią na to, co działo się w meczu DCT Gdańsk z Allsix by Decathlon to parafrazując ostatnie wydarzenia na scenie politycznej – były to zdecydowanie koperty śmierci. Po graczach w żółto-czarnych trykotach od początku widać było ogromną mobilizację. Wygrana w stosunku 3-0 oznaczała, że wrócą na fotel lidera. Widocznie taki scenariusz był wpajany w głowy graczy na długo przed meczem, bowiem zawodnicy Mykoli Kisa od początku spotkania siedli na rywala, czego efektem było objęcie prowadzenia 5-0. Ich gra, podobnie jak wynik, również była na piątkę i zawodnicy bezlitośnie wykorzystywali błędy przeciwnika, taśmowo zdobywając przy tym punkty, by ostatecznie wygrać seta do dziewięciu. Druga partia miała już całkiem inne oblicze. Była również tą, w której drużyna Chilli Amigos zaprezentowała się najlepiej. Mimo całkiem dobrej postawy uważamy, że zabrakło po prostu umiejętności, aby wygrać seta z dobrze zaprogramowaną maszyną, którą napotkali po drugiej stronie siatki. Trzeci set to ponownie przewaga ‘Żółto-czarnych’, którzy chyba dość mocno wzięli sobie do serca fakt, że ostatnio w tabeli byli niżej od Decathlonu wyłącznie dlatego, że mieli gorszy stosunek małych punktów. Trzeci set i cały mecz zakończył się wciśnięciem piłki pomiędzy blok a siatkę przez Krzysztofa Fryzę i Range Soft poza trzema oczkami mógł cieszyć się z powrotu na fotel lidera.

BES-BLUM Kraken Team – Trójmiejska Strefa Szkód

Nie ma się co oszukiwać. Marząca o triumfie w lidze drużyna Trójmiejskiej Strefy Szkód tym spotkaniem, mimo że wygranym, oddaliła się od swojego celu na tyle, że już chyba nic nie jest w stanie sprawić, że go osiągną. Owszem, pozostaje walka o podium, ale znając ambicje ‘Niebieskich’ – o ile do tego w ogóle dojdzie, będzie to sukces połowiczny. Mecz zaczął się tak, że nic nie wskazywało na to, że ‘Niebiescy’ mogliby nie zdobyć w poniedziałkowy wieczór kompletu punktów. Trójmiejska Strefa Szkód od początku wypracowała sobie przewagę, którą z czasem jeszcze bardziej powiększali. Przenosząc to na ring bokserski – po takim ciosie nie doszło może do nokautu, ale drużyna BES-BLUM mocno się zachwiała. Jak zwykle w ostatnim czasie na parkiecie rządził Wojciech Ingielewicz, który w poniedziałek dla swojej drużyny zdobył 19 punktów. W zasadzie przy próbie opisania tego, co w obecnym sezonie robi ten atakujący, brakuje nam barwnych porównań czy metafor. Na chwilę obecną, w sztabie SL3 obmyślany jest pomysł zreformowania protokołów meczowych, na wypadek gdyby któregoś razu Wojtek postanowił zdobyć samodzielnie 35 punktów. Wracając do spotkania, pierwszy set zakończył się do 11 i wydawało się, że nic gorszego BES-BLUM nie może się przydarzyć. Byliśmy w błędzie, bowiem drugi set był jeszcze bardziej jednostronnym widowiskiem i nie pomylilibyśmy się za dużo gdybyśmy napisali, że ekipa Ryszarda Nowaka tylko statystowała. Logika w tym momencie podpowiadała nam, że trzeci set zakończy się podobnie jak dwa poprzednie. Nic bardziej mylnego. BES-BLUM powtórzył w zasadzie to, co zrobił w meczu z Volley Gdańsk, za co należą im się duże pochwały. Mimo przegranej nie zwiesili głów i zdołali wygrać ostatnią odsłonę do szesnastu, dzięki czemu na koncie mają już dziewięć oczek.

Speednet 2 – Port Gdańsk

Do spotkania przeciwko ‘Programistom’ gracze Portu Gdańskiego przystępowali tuż po meczu z Wirtualną Polską, którą ograli i dodatkowo zgarnęli komplet punktów. Stało się zatem jasne, że do realizacji celu, jakim na poniedziałkowy wieczór jest zdobycie sześciu oczek, potrzebne będzie dołożenie wygranej przeciwko Speednetowi 2. Sam mecz był pierwszym, który rozgrywany był w rundzie rewanżowej. Obie drużyny rywalizowały ze sobą już w obecnym sezonie – niespełna trzy tygodnie temu. Pod koniec maja lepszym zespołem okazał się ten prowadzony przez Arkadiusza Sojko, który przy okazji zdobył trzy punkty. Każdy inny scenariusz niż powtórka z 28 maja nie był nawet dopuszczany do możliwości przez ‘Granatowych’. W ostatnim magazynie wyrażaliśmy zdziwienie, że ze wszystkich zdobytych w lidze punktów w obecnym sezonie, Piotr Baj zaledwie kilka zainkasował w inny sposób niż poprzez atak. Jeśli to miała być odpowiedź na nasze słowa to wyszło naprawdę z przytupem. Piotr Baj zdobył na samym początku meczu trzy punkty z zagrywki i podwoił tym samym swój wynik z obecnego sezonu. Sam mecz, poza faktem, że skończył się wynikiem 3-0 dla ‘Portowców’, pokazał, że drużyna Speednetu 2 rozkręcała się z seta na set. W pierwszym zdobyli dziewięć punktów, w drugim dziesięć, aby wreszcie w ostatnim zdobyć ich aż piętnaście. Zastanawiamy się ile było w tym lepszej gry ‘Różowych’, a ile zmęczenia Portowców, wynikającego z rozegrania tego dnia sześciu setów, ale obstawiamy, że gdyby drużyny rozegrały kilka partii więcej, ‘Różowi’ mogliby się pokusić o urwanie seta. Podsumowując – Portowcy osiągnęli swój cel, zdobyli sześć punktów, co dość znacząco wpłynęło na perspektywę obecnego sezonu. Z kolei jeśli chodzi o Speednet 2 to chcielibyśmy w przyszłości oglądać ten z trzeciej, a nie pierwszej odsłony.

Volley Gdańsk – Straż Pożarna Gdańsk

Nie da się nie zauważyć, że mecz przeciwko Volley Gdańsk trafił się Strażakom w najgorszym możliwym momencie. Po pierwsze Volley był bardzo podrażniony ostatnimi wynikami. Na sześć rozegranych spotkań aż w pięciu tracili punkt i w drużynie zapaliła się kontrolka ostrzegawcza, że ‘la zabawa’ może się przeistoczyć w wielki dramat. Na meczu przeciwko Straży pojawił się pierwszy garnitur i było pewne, że tym razem drużyna będzie zdeterminowana do zdobycia trzech oczek. Jakby tego było mało to ‘Strażacy’ wystąpili w bardzo okrojonym składzie. Drużyna zagrała w zaledwie sześciu zawodników. Zabrakło libero, jednego z rozgrywających – Michała Mańkowskiego, Filipa Ziółkowskiego czy wreszcie wracającego do drużyny Karola Masiula. Nie oszukujmy się, nawet z nimi byłoby ciężko. Mimo braków kadrowych ‘Mundurowi’ w pierwszym secie radzili sobie bardzo dobrze i Volley Gdańsk – jak na bardzo doświadczoną drużynę przystało, zdołało odjechać dopiero w końcówce i wygrać seta. Na to, co wydarzyło się w drugim secie, najlepiej byłoby spuścić zasłonę milczenia. Z kronikarskiego obowiązku napiszemy tylko, że była to najwyższa wygrana w secie, w pierwszej lidze w obecnym sezonie. Volley wychodziło niemal wszystko, natomiast Straży w zasadzie…nic. Po takiej lekcji siatkówki można było się zastanawiać czy drużyna ‘Mundurowych’ zdoła się podnieść i pokazać się z dobrej strony w ostatniej partii. Gdy na zagrywce stanął Paweł Huliński i wprost demolował rywali wydawało nam się, że set będzie kopią środkowej odsłony. Mimo wyniku 5-0 Straż zdołała się podnieść i chociaż przegrała seta do 15 to zaprezentowali się o niebo lepiej. Przed nimi kolejny trudny sprawdzian – tym razem z Omidą.

DCT Gdańsk – Allsix by Decathlon

Patrzymy na wynik od kilkudziesięciu sekund i zastanawiamy się o co chodzi? Jak to możliwe, że drużyna, która walczy o wygranie ligi przegrywa seta z drużyną, którą kilkadziesiąt minut później ogrywa do sześciu? Proroczej odpowiedzi na stawiane pytanie udzieliła w przedmeczowym wywiadzie zawodniczka Allsix by Decathlon – Daria Kwiatkowska, która stwierdziła, że pierwszy set jest dla nich na rozgrzanie. Cóż, jeśli Allsix by Decathlon chciał postraszyć tym meczem swojego głównego rywala w walce o mistrzowski tron to zamiast bomby atomowej zademonstrował raczej kapiszony. Gracze DCT nie dali się zastraszyć byle strzałami i jak gdyby nigdy nic szli po swoje. Taka postawa nam się podoba. To nam imponuje. Mega się cieszymy kiedy drużyny nie zważają na to czy grają z ostatnią drużyną w ligowej stawce, czy rywalizują z obecnym liderem. Kiedy potrafią powalczyć i siłą charakteru wyszarpać punkty od rywala. W tym przypadku tak się stało i DCT mogło cieszyć się z wygrania pierwszego seta. Animuszu wystarczyło jednak tylko na pierwszą partię. Przegrana seta bardzo mocno rozjuszyła rywala, który zaprezentował od początku drugiej odsłony zupełnie inną siatkówkę. Skuteczną, mądrą, konsekwentną. Z tym nie mogli sobie poradzić zawodnicy z ulicy Kontenerowej i druga partia padła łupem graczy ze sklepu sportowego. O ile w drugim secie można było mówić o namiastce dobrej gry drużyny DCT, tak w ostatnim mieliśmy istną egzekucję, która czasem trwania przypominała raczej ścięcie głowy niż długotrwałe smażenie na krześle. Mecz zakończył się triumfem Allsix by Decathlon w stosunku 2-1, lecz gdybyśmy zaczęli mówić tu o szczęściu ten opis miałby tyle wspólnego z prawdą co opowiastki sympatycznego drewnianego pajacyka wystruganego przez Dżepetto.

Wirtualna Polska – Port Gdańsk

W zapowiedziach przedmeczowych kreśliliśmy scenariusz, w którym ‘Portowcy’ wygrywają dwa poniedziałkowe spotkania i wskakują do grupy drużyn, które powalczą o najwyższy stopień podium. Zadanie numer jeden było teoretycznie trudniejsze. Rywalem bowiem była drużyna Wirtualnej Polski, z którą Portowcy jak dotąd grali zawsze wyrównane spotkania. Od ostatniego minęło jednak sporo czasu i tym razem ekipa Arkadiusza Sojko (Port Gdańsk) nie dopuszczała do siebie scenariusza innego niż ten, w którym po spotkaniu z Wirtualną Polską dopiszą trzy oczka do swojego konta. W składzie ‘Granatowych’ po raz kolejny obyło się bez większych perturbacji i patrząc na historyczne sezony w SL3 – ten jest zdecydowanie najbardziej spokojny jeśli chodzi o rotację w składzie. W ostatnim czasie do drużyny dołączył Karol Polanowski, który praktycznie z marszu stał się jej wiodącą postacią. W meczu przeciwko Wirtualnej Polsce wywalczył sobie tytuł MVP, dzięki bardzo dobrej grze w każdym z trzech setów. Dwa pierwsze były tymi, w których działo się najwięcej. Wirtualna była w stanie postawić się faworyzowanym ‘Granatowym’, jednak zdobycz punktowa do szesnastu oraz siedemnastu pokazują, że Port miał w spotkaniu przewagę. Jeśli chodzi o trzeci set to różnica ta była znaczna. Portowcy wygrali do dziesięciu i trzeba im oddać to, że byli drużyną lepszą w bodaj każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Podczas gdy jedni się cieszą, inni się martwią. W takich oto nastrojach żegnały się po meczu obie drużyny.

AVOCADO friends – Oliwa Team

Parafrazując tytuł słynnego polskiego serialu z lat 60 nie możemy napisać o meczu, że była to ‘stawka większa niż życie’. Z drugiej strony, nie był to pierwszy lepszy mecz, bowiem rywalizowały ze sobą drużyny, które do momentu jego rozpoczęcia miały bilans spotkań wynoszący 9 zwycięstw – 1 porażka. W zasadzie od przekroczenia progu hali widać było po drużynach skupienie. Odnieśliśmy nawet wrażenie, że ekipy były jakby przemotywowane, bowiem początek spotkania był z obu stron bardzo nerwowy i oba zespoły miały spore problemy z przyjęciem zagrywki rywali. Szybciej z problemem uporali się gracze Oliwy i automatycznie dokładając własną dobrą zagrywkę byli w stanie odskoczyć na kilka punktów. Oliwa zrobiła dokładnie to, czego można oczekiwać po klasowej drużynie. Po prostu wykorzystali słabszy moment rywali i wygrali seta do 14. Patrząc na to jak wyglądała ta partia, można było sądzić, że pierwsza przegrana AVOCADO wisi w powietrzu. Na taki scenariusz ‘Weganie’ nie chcieli się zgodzić i w drugim secie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wystąpiła zupełnie inna drużyna. Drużyna, która potrafiła wypracować sobie przewagę i ją konsekwentnie utrzymać. Tym razem to Oliwa, w szczególności w końcówce seta popełniła kilka błędów, w efekcie czego – partię wygrali gracze Arkadiusza Kozłowskiego. O zwycięstwie musiał zadecydować trzeci set, w którym drużyny pokazały to, co było w nich najlepszego w trakcie tego spotkania. Oliwa – formę z pierwszego, natomiast AVOCADO z drugiego seta. Początek lepsi mieli gracze Oliwy – na zagrywce imponował Maciej Tyryłło i gdy przewaga drużyny Agnieszki Pasternak wzrosła do 8-2 wydawało się, że drużyna kroczy w kierunku zwycięstwa. Są w sporcie momenty, które ciężko wytłumaczyć, bowiem kilka minut później było już 10-10 i wyrównana walka trwała aż do końca spotkania. W końcówce więcej spokoju, a kto wie, może szczęścia mieli gracze z ulicy Wajdeloty i to oni cieszą się z szóstej ligowej wygranej i fotela lidera rozgrywek.